„Córka porzuciła dobrego męża i związała się ze starym kawalerem z kotem. Teraz plotkuje o nas całe miasteczko”

zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, zinkevych
„Dla swojej jedynej córki chciałam jednak czegoś więcej. Nie dorobiliśmy się z Antkiem więcej dzieci, dlatego zależało mi, żeby Wiktoria zrobiła karierę i stała się naszą rodzinną chlubą”.
/ 20.10.2024 21:15
zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, zinkevych

Wiktoria zawsze wszystko robiła na opak. Jeszcze w dzieciństwie zapowiadała się na fajną dziewczynę. Była grzeczna, słuchała, co do niej mówię, pięknie malowała i chętnie recytowała wierszyki podczas rodzinnych uroczystości. W podstawówce i gimnazjum świetnie się uczyła i byłam pewna, że w przyszłości zrobi karierę. Od zawsze chciałam, żeby córka poszła na medycynę.

–  Wiki na pewno będzie lekarzem. Albo dentystką. Z biologii ma same piątki, dobrze radzi sobie z chemią. Tylko pomyśl, na stare lata będziemy z niej bardzo dumni – powtarzałam mężowi, ale Antoni zawsze traktował moje plany z przymrużeniem oka.

Od zawsze byłam realistką

Zresztą, on ze wszystkiego lubił żartować i nigdy nie można było być pewnym, czy to co mówi, jest na poważnie. Kiedyś to jego poczucie humoru i umiejętność zjednywania sobie ludzi mnie w nim urzekły. Ja od zawsze byłam realistką i pragmatycznie podchodziłam do rzeczywistości. Nie umiałam rozśmieszyć towarzystwa, dlatego lekkie podejście mojego przyszłego męża do wszelkich dyskusji nawet mi się wtedy spodobało.

Z czasem ta jego cecha zaczęła mnie drażnić. Z nim nigdy nie można było niczego zaplanować. Wiecznie był chaotyczny i roztrzepany. Bez przerwy gubił klucze i nigdy nie wiedział, co będzie robił wieczorem. A co dopiero, żeby wybiegać dalej w przyszłość. Jego błaznowanie zaczęło mnie drażnić.

Potrzebowałam stabilności, bezpieczeństwa i silnego oparcia. A nie faceta, który kocha robić w towarzystwie za nadwornego klauna, ale nie ma pojęcia, jak przykręcić w domu półkę czy naprawić cieknący kran.

Ja pracowałam w urzędzie gminy na średnim stanowisku. Sama nie zarabiałam kroci, ale byłam szanowana w naszej lokalnej społeczności. W końcu byłam wprost wymarzoną urzędniczką. Zawsze elegancko ubraną w odprasowane garsonki, potrafiącą zachować się stosownie do sytuacji i dobrze reprezentującą powagę stanowiska.

Dla swojej jedynej córki chciałam jednak czegoś więcej. Nie dorobiliśmy się z Antkiem więcej dzieci, dlatego zależało mi, żeby Wiktoria zrobiła karierę i stała się naszą rodzinną chlubą.

W liceum zaczęło się jednak coś psuć. Zamiast klasy o profilu biologiczno-chemicznym wybrała humanistyczną. Co się jej natłumaczyłam, namówiłam, naprosiłam. Ale nie. Ona i tak postawiła na swoim.

Wiktoria zaczęła się buntować

– Jak chcesz przygotować się tam na medycynę? Przecież na egzaminach wstępnych na uczelnię nie będą liczyć się twoje wyniki z polskiego, tylko z biologii i chemii – mówiłam, ale moje słowa obijały się niczym od ściany.

– Mamo, przecież nie idę na żadną medycynę. Wiesz, że kocham malować, pójdę na ASP i zostanę projektantką mody – plany mojej córki, która miała już szesnaście lat, były bardzo dziecinne.

W końcu doszłam do wniosku, że z czasem zmądrzeje i może uda się jej zdać maturę na tyle dobrze, że dostanie się chociaż na farmację. Ale gdzie tam. Wiktoria miała za nic moje marzenia i wszystko robiła po swojemu. W ostatniej klasie ogólniaka zaczęła nosić jakieś dziwaczne stroje. Długie, powiewne spódnice we wszystkich kolorach tęczy, bluzki z falbanami, kolorowe apaszki zamotane wokół talii.

– Gdzie ty to w ogóle wyszukujesz? Wiem przecież, że młode dziewczyny nie ubierają się w marynarki, dlatego nie wymagam od ciebie elegancji. Ale litości. Inne chodzą w jeansach i bluzkach, a nie jakichś cygańskich szmatach – grzmiałam przy każdej możliwej okazji, ale ona twierdziła, że to jej sposób na wyrażanie siebie.

I tak upłynął mi czas na ciągłych wojnach z córką. O sposób ubierania. O dziwny makijaż. O włosy, które co miesiąc zmieniały kolor. Jako miłośniczka eleganckiej klasyki, zwyczajnie nie mogłam tego znieść.

– Ludzie w miasteczku już się podśmiewają z naszej Wiki. Ty widzisz, jak ona się ubiera do szkoły i na co dzień? Gorzej jak hipiska. Jakieś sztuczne kwiaty we włosach, naszyjniki z korali, które sama wyrabia. Matka na poziomie, a córka bezguście – tłumaczyłam mężowi, ale on tylko machał ręką.

– Daj jej spokój. Dziewczyna młoda jest, to szuka swojej tożsamości. Zresztą, ponoć wszystkie koleżanki kupują tę jej biżuterię i dorabia na tym sporo do kieszonkowego – Antek, jak zwykle, nie widział problemu.

Wybrała grafikę na ASP

Maturę na szczęście udało się jej zdać całkiem dobrze. O medycynie czy chociażby fizjoterapii lub farmacji nie było jednak mowy.

– Mamo, przecież dobrze wiesz, że jestem wolnym duchem. Nie nadaję się do stania osiem godzin w aptece. A apteka to prawie tak jak sklep, ale z lekami. Ty na pewno nie chciałabyś, żeby twoja córka pracowała w sklepie. Przecież uznałabyś to za społeczny afront – powiedziała całkiem poważnie, ale doskonale widziałam, że mrugnęła porozumiewawczo do ojca.

– Oczywiście, matka poważna urzędniczka, szanowana w gminie, a córka zwyczajna sklepowa. To byłoby bardzo nie na miejscu – rzucił Antek i odwrócił się do mnie plecami.

– Tak myślisz? – zapytałam, by dopiero po chwili uświadomić sobie, że oni zwyczajnie robią sobie ze mnie żarty.

No udana para: ojciec i jego nieodrodna córunia. To po nim odziedziczyła to lekkie podejście do wszystkiego. Myśli, że jej się upiecze jak Antoniemu i po tym swoim malarstwie czy innej ceramice będzie dobrze zarabiać? Do tego my mamy dom po teściach, dlatego mieliśmy łatwiejszy start.

Jej też go ułatwimy, ale z takimi zdolnościami mogłaby zostać nawet chirurgiem w naszym powiatowym szpitalu. Albo chirurgiem plastycznym. Czytałam, że teraz medycyna estetyczna jest  w cenie i w takim gabinecie zarabia się krocie. Ale nie, ona koniecznie musi postawić na swoim. Czasami  to się zastanawiam, czy nie robi tego na przekór mnie.

Pod koniec studiów poznała chłopaka

Ktoś na górze chyba jednak nade mną czuwał, bo Wiktoria ostatecznie nie poszła na malarstwo, rysunek albo rzeźbę, tylko na projektowanie graficzne.

– Może jeszcze coś z niej będzie? – głośno zastanawiałam się w rozmowie z Agnieszką, koleżanką, która jako jedyna znała moje rodzinne perypetie od środka.

Przed innymi starałam się udawać i robić dobrą minę do złej gry, żeby nie wzięli nas na języki. Wiadomo przecież jacy są ludzie w małych miasteczkach.

– Pewnie. Dorośnie, pozna lepiej świat, zmądrzeje. Zobaczy, że z rękodzieła nie wyżyje, to weźmie się na poważnie za szukanie pracy. A po grafice ma szansę na zatrudnienie w dobrej korporacji – pocieszyła mnie przyjaciółka.

Wiktoria studiowała, do domu wpadała na święta i czasami na weekendy. Z czasem zaczęła coraz częściej przyjeżdżać do nas w piątki i wybywać na jakieś spotkania. Byłam pewna, że spotyka się z tymi swoimi zwariowanymi koleżankami z liceum. Ale nie. Okazało się, że moja córka zaangażowała się w poważny związek. I to z kim? Z synem dyrektorki naszego lokalnego liceum!

– Matka na dobrym stanowisku, ojciec prowadzi biuro nieruchomości. Ten Konrad już wdraża się w obowiązki, żeby wejść do spółki z ojcem. Poważny chłopak, przystojny i z porządnej rodziny. Wreszcie ta nasza córka mądrze wybrała – cieszyłam się, podając Antoniemu na kolację moją popisową zapiekankę.

– Czy ja wiem. Mnie coś w tym chłopaku się nie podoba – mąż znowu miał inne zdanie niż ja.

– A niby co ci się w nim nie podoba?

– Sam nie wiem, ale wydaje mi się jakiś śliski. Żeby tylko z tego związku nie było kłopotów.

– Nie kracz, bo jeszcze wykraczesz – zakończyłam naszą rozmowę i zajęłam się jedzeniem.

Wżeniła się do cenionej rodziny

Na szczęście słowa męża nie okazały się prorocze. Wiktoria obroniła dyplom i wzięła ślub z Konradem. Teściowie dorzucili się im do mieszkania, dzięki czemu nie musieli zaciągać niebotycznego kredytu. Zięć przejmował powoli wiele obowiązków ojca, a moją córkę polecili w zaprzyjaźnionej firmie zajmującej się produkcją ceramiki. Miała projektować nadruki na kubki, filiżanki, wazoniki, dekoracje.

Gdy zobaczyłam wysokość jej pensji, naprawdę byłam z niej dumna.

– Wiktoria świetnie sobie radzi. Wreszcie poukładała swoje życie. Zauważyłeś, że teraz normalnie się ubiera i przestała cudować z tymi kolorowymi pasemkami na włosach? – mówiłam naprawdę szczęśliwa.

– Tak, tylko jest jakaś taka przygaszona – mąż znowu wiedział swoje, ale zignorowałam te jego wymysły.

Byłam szczęśliwa. Moje dziecko może nie zostało znanym lekarzem, ale miało dobrą pracę i pieniądze, zięć niedługo miał zostać głównym właścicielem tego biura. Do szczęścia brakowało jedynie wnuka. No, ale do trzydziestki Wiki na pewno urodzi śliczną dziewczynkę. Albo chłopczyka.

I właśnie wtedy wybuchł ten skandal. Wiktoria oświadczyła, że właśnie się rozwodzi i przeprowadza gdzieś na wieś.

Zostawiła męża dla kawalera z kotem

– Już mam dość tych wiecznych układów i gry pozorów. O każdym szczególe naszego życia decydują teściowie, a Konrad to nudziarz jakich mało. Wiesz co ostatnio powiedział? Że różowe pasemka dobrze wyglądają na lalkach Barbie, a nie na dorosłych kobietach.

– I to niby ma być powód do rozwodu? Ja przecież też tak myślę – odpowiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Córka nie dała przemówić sobie do rozumu. Szybko wyszło na jaw, co jest powodem jej niechęci do męża. A raczej kto. Poznała Zbigniewa. Niespełnionego malarza, który mieszka w chatce gdzieś na skraju gór i prowadzi warsztaty z ceramiki.

– Ze Zbyszkiem rozumiemy się w pół słowa. To jest moja druga połówka pomarańczy. I jego kot mnie uwielbia – zaczęła mi tłumaczyć coś od rzeczy o tych warsztatach, planach zakupu koni i otwarcia stadniny.

– Dziecko, ile ty masz lat? Bądź poważna. Nie zostawia się porządnego, dobrze ustawionego męża, stabilnej pracy, mieszkania i bezpiecznej przyszłości dla jakiegoś szaleńca i jego równie zwariowanych marzeń.

– Ale mamo, to też są moje marzenia. Ty ich jednak nigdy nie rozumiałaś – rzuciła i tyle ją widziałam.

Całe miasteczko o nas plotkuje

Złożyła pozew o rozwód, rzuciła szefowi na biurko wypowiedzenie z pracy, spakowała walizki i pojechała do tego Zbigniewa. Teraz całe miasteczko o niej plotkuje. Teściowa postarała się, żeby ludzie dowiedzieli się, jaką to nieodpowiedzialną istotę wziął sobie na żonę jej porządny syn. A najgorsze jest to, że ta kobieta ma rację.

Moja córka całkowicie zwariowała. Wybrała jakiegoś starego kawalera z kotem. Mieszkającego gdzieś na końcu świata ze swoimi zwierzętami i bawiącego się w wypalanie ceramiki.

Ale co ja niby mam teraz zrobić? Doskonale wiem, że Wiktoria, jak sobie już coś umyśli, to nie ma zmiłuj. Czy dam radę przekonać ją do zmiany decyzji? Szczerze w to wątpię. Chyba muszę machnąć już na nią ręką. Tylko przed ludźmi wstyd.

Lidia, 47 lat

Czytaj także:
„Zakochałam się po uszy i wzięłam sekretny ślub po 3 miesiącach związku. Zaraz po tym mąż ulotnił się jak babie lato”
„Teściowa to niezła manipulatorka. Wmawiała moim dzieciom, że niedługo umrze, żeby ją częściej odwiedzały”
„Wyrzuciłem syna z domu, bo przypominał mi zmarłą żonę. Po latach dał mi taką nauczkę, że popamiętam do końca życia”

Redakcja poleca

REKLAMA