Jeszcze kilka miesięcy temu Ania i Kuba nie mogli się doczekać wspólnych kolacji. Ania siadała zawsze obok mnie, uśmiechnięta, opowiadając o nowo poznanej koleżance, a Kuba pytał, czy jutro znowu zrobimy naleśniki. Ostatnio jednak... coś się zmieniło. Ledwo siadamy do stołu, już zaczynają się wymówki.
Dzieci się zmieniły
– Mamo, możemy iść do babci? Ona zrobi pierogi, te z serem. Twoje zawsze są za suche.
Zabolało. Znowu babcia. I to te pierogi, które Halina robi „najlepsze na świecie”, jak mawiają dzieci. Nawet Tomasz w to uwierzył. Moje dzieci zaczęły spędzać u niej coraz więcej czasu, jakby u nas w domu coś było nie tak. Na początku myślałam, że to chwilowe – w końcu kto nie lubi rozpieszczania przez babcię? Ale od kilku tygodni coś zaczęło mnie niepokoić. Wracają do domu z dziwnymi minami, a Ania co jakiś czas płacze przed snem. Kuba unika mojego wzroku.
W końcu, kiedy usłyszałam Anię mówiącą cichutko: „Babcia może umrzeć, kiedy nas nie będzie”, zdałam sobie sprawę, że sytuacja wymyka się spod kontroli.
Usiadłam przy stole i spojrzałam na talerz z kolacją, której nikt nie tknął. W głowie kłębiły się myśli. To, co zaczęło się jako niewinna fascynacja babcią, teraz przerodziło się w coś znacznie poważniejszego. Dzieciaki dosłownie bały się wyjść od teściowej, żeby przypadkiem nie stracić rzekomych ostatnich chwil z nią. O co tu chodziło? Halina nigdy wcześniej nie była aż tak wylewna w swoich rozmowach z nimi. Dlaczego teraz mówi im takie rzeczy?
Mąż nie widział problemu
Zdecydowałam, że muszę o tym porozmawiać z Tomaszem. Nie mogłam już dłużej ignorować, jak ta sytuacja niszczyła naszą rodzinę. Weszłam do salonu, gdzie siedział na kanapie, wlepiając wzrok w ekran telewizora. Typowe.
– Musimy pogadać – zaczęłam, stając przed nim. – Dzieci są przerażone. Ania ciągle mówi, że babcia zaraz umrze, a Kuba… Kuba nie chce nawet spędzać z nami czasu. Ty naprawdę tego nie widzisz?
Tomasz tylko westchnął i nawet nie podniósł wzroku.
– Beata, co znowu? – zapytał z wyraźną irytacją. – Przestań dramatyzować. Mama zawsze tak mówiła. Ona po prostu... taka jest.
– Taka jest? – Powtórzyłam, czując, jak narasta we mnie frustracja. – Ania płacze co wieczór, bo boi się, że straci babcię. A ty mówisz, że to nic? To wpływa na nasze dzieci, Tomasz!
– Przesadzasz. – W końcu oderwał wzrok od telewizora i spojrzał na mnie z chłodem. – Dzieci są wrażliwe. Mama mówi im tylko, żeby cieszyły się chwilą. Przestanie za jakiś czas.
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Jego obojętność uderzała we mnie mocniej niż jakiekolwiek słowa. Jak mógł nie widzieć, co się dzieje?
– Ania wraca od babci zapłakana. Kuba mówi, że nie będzie jadł z nami, bo może to ostatnia szansa, żeby zjeść z nią obiad. Czy to normalne? – zaczęłam podnosić głos, ale Tomasz tylko przewrócił oczami.
– Nie rób z tego tragedii, Beata. Dzieciaki po prostu martwią się o babcię i tyle.
Patrzyłam na niego, próbując powstrzymać łzy. Poczułam się kompletnie bezradna, jakbym mówiła do ściany. Tomasz wcale nie zamierzał interweniować, a ja wiedziałam, że nie mogę już dłużej czekać.
– W takim razie ja to załatwię – rzuciłam przez zaciśnięte zęby, po czym odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju.
Miałam dość czekania, aż on się obudzi. Halina igrała z emocjami naszych dzieci, a ja nie zamierzałam na to dłużej pozwalać. Musiałam z nią porozmawiać, i to jak najszybciej. Następnego dnia postanowiłam nie zwlekać. Ubrałam dzieci, spakowałam torby i ruszyliśmy do Haliny na weekendowy obiad. W głowie układałam sobie rozmowę – chciałam być spokojna, rzeczowa, ale czułam, jak wewnętrznie się gotuję. Kiedy wjeżdżaliśmy na podjazd, dzieci z radością wyskoczyły z auta i pobiegły w stronę drzwi. Ja szłam wolniej, próbując uspokoić myśli. To nie miała być kolejna zwykła wizyta.
Teściowa uważała, że przesadzam
Halina przywitała nas, jak zawsze, z uśmiechem na twarzy. Dzieci rzuciły się jej w ramiona, a ona jak zwykle zaczęła je zasypywać komplementami i pytaniami. Z pozoru wszystko wyglądało normalnie, ale kiedy tylko usiedliśmy do stołu, poczułam to znajome napięcie.
Musiałam to zrobić. Zebrałam w sobie siły i zaczęłam.
– Mamo, chciałam porozmawiać o czymś ważnym – zaczęłam spokojnie, choć czułam, jak serce bije mi szybciej.
Halina spojrzała na mnie z uśmiechem, nalewając sobie herbaty.
– Oczywiście, Beato. Coś się stało?
– Chodzi o dzieci – odpowiedziałam, próbując zachować opanowanie. – Zauważyłam, że ostatnio często mówisz im, że jesteś stara i schorowana. One są tym bardzo poruszone.
Halina uśmiechnęła się lekko, niemal z przekąsem.
– Och, Beata, nie martw się. To tylko dzieci. Muszą wiedzieć, że życie nie trwa wiecznie.
Próbowałam zachować spokój, ale każde jej słowo było jak małe ukłucie.
– Ale one się boją – powiedziałam stanowczo. – Zamiast cieszyć się czasem z nami, ciągle myślą o tym, że mogą cię stracić. Ania płacze przed snem, a Kuba nie chce nawet z nami jeść.
Nie podobała mi się ta manipulacja
Halina odwróciła wzrok, jakby to, co mówiłam, nie miało znaczenia.
– Beato, nie przesadzaj. Dzieci muszą nauczyć się, że śmierć kiedyś przyjdzie. Może ty po prostu za bardzo chcesz je chronić?
Jej słowa były jak cios. W głębi serca wiedziałam, że nie mogę pozwolić, by to się działo dalej.
– To nie jest ochrona – powiedziałam ostrzej, niż zamierzałam. – To manipulacja. One się boją, zamiast być szczęśliwe.
Halina spojrzała na mnie z ironią, a potem na dzieci, które w tym momencie przestały bawić się przy stole i słuchały z uwagą.
– Beata, próbujesz odbierać wnukom ostatnie chwile z babcią? – zapytała, mrużąc oczy. – To ja jestem tą starą kobietą, która może nie doczekać kolejnych świąt. Powinnaś to zrozumieć.
Te słowa były jak cios prosto w serce. Czułam, że traciłam kontrolę nad rozmową. Dzieci patrzyły na mnie zdezorientowane, a Halina przedstawiała mnie jako bezduszną, zimną kobietę.
Byłam poirytowana
W tamtej chwili czułam, że grunt zaczyna osuwać mi się spod nóg. Halina zawsze była świetna w odwracaniu sytuacji – teraz to ja stałam się tą, która „odbierała wnukom babcię”. Dzieci patrzyły na mnie wielkimi, niepewnymi oczami, jakby nie wiedziały, co o tym myśleć.
– To nie o to chodzi... – zaczęłam, ale głos mi zadrżał. Czułam, że tracę kontrolę. – Nie chcę nikogo od niczego odcinać, ale to, co robisz... Dzieci są przerażone. Myślą, że każda wizyta u ciebie to może być ostatnia.
Halina westchnęła teatralnie, jakby cała ta rozmowa była dla niej męcząca.
– Beato, naprawdę myślisz, że robię to celowo? – zapytała z fałszywym zdziwieniem. – Ja tylko chcę, żeby dzieci wiedziały, że czas jest cenny. Zamiast się cieszyć, ty robisz z tego problem. Chyba nie rozumiesz, co to znaczy być starą.
Poczułam, jak ogarnia mnie bezsilność. Byłam tam, przy stole, we własnej rodzinie, a czułam się jak intruz. Halina zręcznie manipulowała każdą rozmową, a Tomasz... Widziałam jego obojętność, jak zawsze. On nigdy nie wchodził w konflikty, a teraz milczał, patrząc w talerz, jakby nie chciał być częścią tej rozmowy.
– Mamo, naprawdę wystarczy – powiedziałam już znacznie spokojniej, choć w środku wszystko we mnie się gotowało. – Dzieci są za małe na takie rozmowy o śmierci. Nie możesz im mówić, że umierasz.
– O, kochana – Halina uśmiechnęła się ciepło, ale było w tym coś, co mnie przerażało. – Nikt z nas nie wie, ile mu zostało. Może to ja umrę, a może ktoś inny, nigdy nie wiadomo. Takie jest życie. Wiesz to równie dobrze, co ja.
Dzieci się bały
Ania, która do tej pory bawiła się cicho lalką przy stole, podniosła na mnie oczy pełne łez.
– Mamo, czy babcia naprawdę może umrzeć? – zapytała drżącym głosem, a ja miałam ochotę krzyczeć.
– Nikt tego nie wie, kochanie – odpowiedziała Halina, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. – Dlatego musimy cieszyć się każdą chwilą, jakby była ostatnia.
W tej chwili nie wytrzymałam.
– Mamo, przestań! – podniosłam głos, czując, że emocje biorą nade mną górę. – To już za dużo. One są tylko dziećmi!
Dzieci zamarły, a Halina uniosła brwi, jakby była zaskoczona moim wybuchem.
– Beata, czy ty właśnie krzyczysz na mnie przy dzieciach? – zapytała cicho, z udawanym spokojem. – Nie mogę uwierzyć, że posunęłaś się do tego, żeby tak mnie traktować. Dzieci muszą widzieć, jak wygląda prawdziwe życie, a nie wychowywać się w iluzji.
Spojrzałam na Tomasza, ale on nawet nie zareagował. Siedział wpatrzony w swój talerz, udając, że go tu nie ma.
– Nie masz nic do powiedzenia? – rzuciłam do niego z gniewem, ale on tylko wzruszył ramionami.
– Nie chcę się w to mieszać – mruknął. – Mama jest starsza, trzeba to zrozumieć.
Zrobiło mi się słabo. W tej chwili czułam, jakby cały świat sprzysiągł się przeciwko mnie. Stałam tam, w ich świecie, a moje słowa odbijały się jak od ściany.
– Świetnie – powiedziałam w końcu, wstając gwałtownie od stołu. – Skoro nikt nie chce mnie słuchać, to wybaczcie, ale ja już nie mam na to siły.
– Beata... – Halina zaczęła, ale zignorowałam jej słowa. Wzięłam torebkę i poszłam do przedpokoju.
Dzieci zostały przy stole, patrząc na mnie zdezorientowane. Zostawiłam ich tam, bo nie wiedziałam, co innego mogę zrobić.
Musiałam ochłonąć
Wyszłam z mieszkania Haliny, zatrzasnęłam drzwi zbyt mocno, jakby to mogło choć na chwilę uciszyć ten wewnętrzny chaos, który wrzał w mojej głowie. Stałam na korytarzu, próbując złapać oddech. W uszach wciąż dźwięczały słowa Haliny, ta jej spokojna manipulacja, która sprawiała, że wszyscy wokół wierzyli, iż robi to „dla dobra rodziny”. A Tomasz? Znowu milczał, znowu nie stanął po mojej stronie.
– Czego ja się spodziewałam? – wyszeptałam do siebie, wbijając wzrok w szare kafelki podłogi.
Gdy emocje opadły, dopadło mnie poczucie winy. Zostawiłam tam dzieci, w tym bałaganie, w tej atmosferze, która ich osaczała. Zamiast chronić, uciekałam. Oparłam się o ścianę i zacisnęłam dłonie na torebce. W tej chwili wszystko wydawało się zbyt trudne, zbyt ciężkie. Jak miałam walczyć, skoro nie miałam sojuszników, a własny mąż stał po stronie swojej matki?
Zacisnęłam zęby i po kilku minutach podjęłam decyzję. Nie mogłam zostawić Ani i Kuby samej na pastwę tej manipulacji. Wróciłam na górę, czując, jak serce bije mi jak młotem. Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem, a z kuchni dochodził cichy dźwięk rozmów. Weszłam z powrotem, próbując utrzymać spokój na twarzy, choć wewnątrz wszystko we mnie krzyczało.
Nie poddam się tak łatwo
Ania i Kuba siedzieli przy stole, z pochylonymi głowami, jakby atmosfera ciężaru wciąż na nich wisiała. Tomasz stał przy oknie, patrząc na ogród, a Halina, jakby nigdy nic, nalewała dzieciom sok.
– Mama wróciła – rzuciła Halina z uśmiechem, ale była w tym nuta triumfu.
Nie wiedziałam, czy było to z powodu mojego wybuchu, czy tego, że jej się udało. Podeszłam do dzieci i położyłam dłonie na ich ramionach.
– Ania, Kuba, idziemy. Czas wracać do domu.
Oboje podnieśli wzrok, a w ich oczach widziałam niepewność, jakby nie byli pewni, co teraz powinni zrobić. Spojrzeli na Halinę, potem na mnie, szukając odpowiedzi. Halina wyciągnęła rękę, chcąc ich jeszcze przytrzymać przy sobie.
– Ale, Beata, obiad dopiero zaczęliśmy. Dzieci mogą zostać trochę dłużej, przecież tak się dobrze bawimy, prawda? – jej głos był słodki, ale w każdej sylabie czułam kontrolę, jaką chciała mieć nad tą sytuacją.
– Dziękuję, mamo – odpowiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał stanowczo, ale spokojnie. – Ale to już wystarczy na dzisiaj.
Tomasz odwrócił się od okna, w jego oczach widziałam, że miał coś powiedzieć, ale zanim zdążył, dodałam:
– Wracamy. Teraz.
Nie czekałam na odpowiedź. Wzięłam dzieci za ręce i skierowałam się w stronę drzwi. Tym razem nie zamierzałam odpuszczać. Halina nie odpowiedziała ani słowem, ale jej milczenie było jak cichy osąd, który wisiał nad nami, kiedy zamykałam za sobą drzwi.
Nie wiedziałam, jak to wytłumaczyć dzieciom
Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, poczułam, jak moje ramiona opadają z ulgi, choć w głębi wiedziałam, że ta walka dopiero się zaczynała. Dzieci szły obok mnie w milczeniu, trzymając się moich dłoni mocniej niż zwykle. Ich niepewność, lęk i to, jak bardzo byli zdezorientowani, łamały mi serce. Nie chciałam, żeby dorastały w tej sieci strachu i manipulacji, którą Halina wokół nich splatała.
W samochodzie panowała cisza. Ani spojrzała na mnie przez moment, jakby chciała coś powiedzieć, ale zaraz spuściła wzrok. Wsiadłam za kierownicę, odpaliłam silnik i ruszyliśmy w stronę domu.
– Mamo... – odezwała się Ania cicho, kiedy byliśmy już blisko. – Babcia naprawdę może wkrótce umrzeć?
Wiedziałam, że to pytanie padnie, ale wciąż nie byłam gotowa, by odpowiedzieć. Jak miałam im to wszystko wyjaśnić? Jak przekonać, że babcia wcale nie była bliska śmierci, że to była tylko gra? Boże, jakie to wszystko było pokręcone.
– Aniu, babcia czasem mówi różne rzeczy... – zaczęłam delikatnie. – Ale to nie znaczy, że zaraz umrze. Jest starsza, tak. Ale nie możesz się bać, że nagle jej zabraknie. Rozumiesz?
Ania skinęła głową, ale widziałam, że nie do końca mi wierzy. Jak miałaby wierzyć, skoro Halina była dla nich autorytetem? Jak miałam im to wszystko wytłumaczyć, gdy sama czułam się zagubiona w tej sytuacji?
Kiedy dotarliśmy do domu, odniosłam wrażenie, że dzieci są jeszcze bardziej zamknięte w sobie niż wcześniej. Wiedziałam, że to, co zrobiłam, to dopiero pierwszy krok.
Beata, 38 lat
Czytaj także: „Żałuję, że zostawiłem żonę dla kochanki młodszej o 20 lat. Nie gotuje, zmusza mnie do ćwiczeń i chce mieć dzieci”
„Żona skrywała sekret na koncie oszczędnościowym. Poznałem go, gdy nagle przyszła czarna godzina”
„Gdy w październiku sadziłam tulipany, odkopałam skarb dziadka. Żałuję, że pochwaliłam się pazernej rodzinie”