Gdy Karolina dowiedziała się o swojej ciąży, początkowe USG ujawniło nie tylko maleństwo rozwijające się w jej łonie, ale również coś niepokojącego. Lekarz prowadzący bez wahania polecił natychmiastową wizytę u specjalisty od nowotworów. Rozpoznanie zabrzmiało niczym wyrok śmierci dla jednego z dwojga istnień. Ja optowałem za podjęciem terapii, jednak Karolina postawiła na pierwszym miejscu dobro nienarodzonego dziecka. Wymogła na mnie przysięgę, że stanę się wzorowym tatą, a ja dałem jej słowo.
Nie mogłem na niego patrzeć
Synek szybko dojrzewał, głównie dzięki opiece obu babć, które w zasadzie go wychowywały. Ja, wbrew temu, co obiecałem Karolinie, nie potrafiłem obdarzyć malca miłością. Szczególnie irytowało mnie to, że z upływem czasu coraz bardziej ją przypominał, zarówno w ruchach jak i wyrazie twarzy, jakby i to jej ukradł.
Mateusz odziedziczył po mamie także wrażliwość, więc wyczuwał mój dystans. Dorastał i stopniowo przestawał zabiegać o moje zainteresowanie i sympatię. W miarę jak był starszy, stawał się wobec mnie coraz bardziej szorstki.
Zdaję sobie sprawę, że w relacjach z pociechami to na barkach mamy i taty spoczywa większa odpowiedzialność za stworzenie zdrowych więzi, ponieważ dzieciak odwzajemnia tyle uczuć, ile sam otrzymuje. Niemniej jednak ja faktycznie dawałem z siebie wszystko, aby go pokochać, zamiast traktować go z chłodnym przywiązaniem. On nawet nie podejmował już prób – dało się zauważyć, że toczyliśmy ze sobą domowy konflikt.
Kiedy ukończył gimnazjum, pomimo że miałem inne plany wobec niego, zdecydował się kontynuować naukę w technikum o profilu budowlanym, a nie jak chciałem — w ogólniaku. Wcześniej nie zauważyłem u niego żadnych szczególnych zamiłowań związanych z budownictwem, a co dopiero mówić o jakimś wyjątkowym talencie w tej dziedzinie.
Muszę lojalnie przyznać, że od dziecka bardzo lubił rysować. Poza wyborem szkoły postanowił także zamieszkać u mamy Karoliny. Trudno powiedzieć czy robił to celowo, ale wyraźnie wolał jej rodziców, mimo że zarówno jedni, jak i drudzy dziadkowie starali się o jego sympatię.
Wyniósł się do dziadków
Wprawdzie postanowienie syna zraniło mnie do głębi, ale gdy już zabrakło go w domu, poczułem się jakby lżej na sercu. Podejrzewam, że on miał podobnie, a przynajmniej rodzice żony donosili mi, że nieźle sobie radzi z nauką i coraz sprawniej kreśli. Zdecydowali się zapłacić za zajęcia z rysunku dla niego, co mi nawet nie przyszło do głowy, ponieważ trzymali kciuki, żeby poszedł na architekturę tak jak mój teść kiedyś.
Mój tata jest właścicielem drukarni, a matka pracuje jako adwokat. Ja z kolei zarządzam agencją reklamową, więc nasza sytuacja finansowa przedstawia się naprawdę nieźle. Rodzice żony również nie narzekają na brak pieniędzy. Śmiało można stwierdzić, że Mateusz miał zapewnione wszelkie materialne potrzeby aż po sam czubek głowy. Do tego był bezgranicznie kochany przez czwórkę ludzi. Doszedłem do wniosku, że to w zupełności zaspokaja jego potrzeby. Moja obecność nie jest mu już niezbędna.
Odkąd mój syn się wyprowadził, moje kontakty z teściami ograniczyły się do przesyłania im co jakiś czas gotówki i wizyt w ich domu, które z czasem stawały się coraz mniej regularne. Najpierw wpadałem do nich co dwa–trzy miesiące, a potem jeszcze rzadziej. Im mniej widywałem swojego dzieciaka, tym bardziej dręczyło mnie sumienie i tym większa złość we mnie wzbierała. Wiem, że to bez sensu, ale nic nie mogłem na to poradzić. W pracy rzuciłem się w wir obowiązków, bo dzięki temu mogłem odpędzić od siebie wszystkie niechciane myśli. W ten sposób zleciały długie lata.
Zaskoczył mnie
W jeden z chłodnych jesiennych poranków przybyłem do biura nieco po czasie i z konsternacją spostrzegłem, że naprzeciwko stanowiska pracy Magdy, sekretarki, która dla mnie pracuje, znajduje się nieznany mi młodzieniec. Dostrzegłem jedynie tył jego sylwetki, lecz sposób, w jaki się zachowywał sugerował, że odczuwa niepokój.
– Cześć, Magda — powiedziałem luźno.
Nieznajomy wzdrygnął się, słysząc mój głos, a następnie zamarł w bezruchu.
– Cześć, szefie! – Sekretarka przywitała mnie radośnie. – Świetnie, że wpadłeś, bo mamy już kandydata na posadę asystenta.
– A ktoś w naszej firmie w ogóle szuka asystenta?
– Maciek mnie poprosił, żebym kogoś wyszukała, bo sam już nie daje rady, zwłaszcza że ma pod sobą czwórkę pracowników. Wrzuciłam w internecie ogłoszenie i proszę, zjawił się pierwszy chętny.
Fakt faktem, niedawno mój partner biznesowy, a zarazem kierownik zespołu grafików, napomknął, że aby skutecznie nadzorować czwórkę podwładnych, potrzebuje pomocnika, który wyręczy go w żmudnych zadaniach przy komputerowym składzie.
– W takim razie zapraszam do mojego biura – odparłem z lekkim zrezygnowaniem, gdyż rozmowy rekrutacyjne nie należały do moich ulubionych zajęć. W tym momencie kandydat odwrócił się w moją stronę…
To był on!
Opalona skóra, oczy niczym węgiel, broda w odcieniu mocnego espresso, włosy ułożone według najnowszych trendów, śnieżnobiała koszula – przystojniak jakich mało. To mój potomek.
– Co cię tu sprowadza? Nie powinieneś być na studiach?
– Zrezygnowałem z nich.
– Naprawdę? A od kiedy, jeśli mogę wiedzieć?
– Od wczoraj. Gdy zobaczyłem w internecie, że poszukujecie kogoś na etat pomocnika grafika DTP.
– Czy masz w ogóle jakieś pojęcie o zakresie obowiązków na tym stanowisku? – zapytałem z przekornym uśmiechem.
Zrobił lekko niezadowoloną minę, po czym uśmiechnął się połową ust, pokazując przy tym śliczny dołeczek w policzku. Taki sam jak u Karoliny.
– Wszystko stanie się jasne – powiedział – jeśli tylko zdecydujecie się mnie zatrudnić.
Natychmiast poczułem, jak wzbiera we mnie gniew. W mgnieniu oka przypomniały mi się wszystkie żale, jakie do niego miałem. Odnosił się do mnie jak do wroga, pyskował, obrażał, a teraz zjawia się tutaj jakby nic się nie stało i oczekuje, że dam mu pracę?
Co za bezczelny smarkacz!
– To ode mnie zależy, czy dostaniesz tę robotę, więc… – Zależało mi na tym, żeby uświadomić mu, że ja tu rządzę, że niepotrzebnie się pofatygował, że nie zatrudnię go po znajomości, jeśli tak to sobie wyobrażał.
Gapiłem się na niego i zobaczyłem, że w jego oczach nie ma już zawziętości, złości czy kpiny, tylko coś jakby błaganie. Karolina również rzucała mi takie spojrzenia, kiedy nalegała, żebym kochał naszego malucha za nas dwoje. To wspomnienie i wzrok mojego dorosłego już dziecka, które najwidoczniej dorosło szybciej niż ja i zrobiło pierwszy krok w stronę pojednania, kompletnie zbiło mnie z nóg.
Machnąłem więc ręką, pokazując kandydatowi, żeby wszedł do środka. Zapowiadała się wyjątkowo osobliwa rozmowa o pracę.
– Dlaczego? – zapytałem, gdy zajęliśmy miejsca. – Nie darzysz mnie sympatią, nie potrafisz wybaczyć…
– A tobie się to udaje? Masz w ogóle taką chęć? – przeszedł do ofensywy. – Sądziłeś, że nie znam powodu twojej niechęci do mnie? Ale nie mam zamiaru kajać się za to, że żyję, chociaż babcia już dawno temu wyjawiła mi, że mama odeszła z mojego powodu.
Nie chciałem tej rozmowy
– Jestem pewien, że nie sformułowała tego w ten sposób.
– Masz rację – wykrzywił usta w gorzkim uśmiechu. – Oznajmiła, że mama darzyła mnie tak wielką miłością, że poświęciła własne życie, by uratować moje.
Przytaknąłem, gdyż ściśnięte gardło nie pozwalało mi wydobyć z siebie słowa. Mateusz kontynuował swoje wywody z mocą godną pięściarza z najcięższej kategorii.
– Obwiniałeś mnie za jej decyzję, bo nie mogłeś mieć do niej pretensji, a czułeś ogromną gorycz, że mnie darzyła większym uczuciem niż ciebie.
Trafił w sedno. Mój potomek ujął w słowa to, czego sam przez całe lata nie potrafiłem, a może po prostu nie chciałem określić. W tamtej chwili kompletnie nie wiedziałem, jak zareagować, więc sięgnąłem po sarkazm niczym po tarczę.
– A tobie co się stało, że nagle taki z ciebie mądrala się zrobił?
W ramach kary dostałem cios prosto w szczękę.
– Spotykam się z dziewczyną, z którą mam zamiar stanąć na ślubnym kobiercu. Teraz nieco lepiej to wszystko pojmuję.
Głęboko westchnąłem, czując ciężar sytuacji.
Nie miałem wyjścia
– Zostajesz zatrudniony. Na trzy miesiące na próbę. Twój szef, Maciek, który dowodzi grafikami, oceni jak się sprawdzasz i czy robisz postępy. Nie licz na żadne specjalne traktowanie. Dostałeś tę robotę dzięki znajomościom, ale to już koniec faworyzowania. Teraz musisz sam udowodnić, że jesteś właściwą osobą na tym stanowisku.
– Jasne, kumam.
Patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
– I to wszystko, co masz do powiedzenia? – zapytał po chwili ciszy.
– Magda pomoże ci z papierami, a Maciej wytłumaczy, co i jak w robocie.
– To tyle?
– A czego się spodziewałeś? Że padniemy sobie w ramiona?
Teatralnie się wzdrygnął.
– Chyba podziękuję.
– No to znikaj już.
Obdarzył mnie oślepiającym uśmiechem odziedziczonym po matce, po czym opuścił pomieszczenie, mocno zamykając za sobą drzwi.
– Nie trzaskaj drzwiami! – krzyknąłem w jego kierunku.
– Zrobię co w mojej mocy, tatku! – odpowiedział donośnie.
Była to naprawdę osobliwa rozmowa o pracę. Oboje jednak przeszliśmy do kolejnego etapu rekrutacji. Przyszłość pokaże, co nas czeka, ale najtrudniejsze już za nami.
Dariusz, 48 lat
Czytaj także:
„Żałuję, że zostawiłem żonę dla kochanki młodszej o 20 lat. Nie gotuje, zmusza mnie do ćwiczeń i chce mieć dzieci”
„Załatwiłam synowi korepetycje ze studentką. Smarkula zamiast twierdzenia Pitagorasa, uczyła go kobiecej anatomii”
„Żona skrywała sekret na koncie oszczędnościowym. Poznałem go, gdy nagle przyszła czarna godzina”