„Córka po rozwodzie została z niczym. Przygarnęłam ją pod swój dach, ale teraz widzę, dlaczego zięć z nią nie wytrzymał”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Mieszkała ze mną jeden dzień, a już zaczęła rozstawiać mnie po kątach. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że sąd mógł mieć rację, orzekając rozwód z jej winy”.
/ 30.03.2024 18:30
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Westend61

Myślałam, że znam swoją córkę, jak nikogo innego na świecie. Gdy powiedziała mi, że Sylwek zażądał rozwodu, byłam pewna, że to nie jej wina. W końcu wychowałam dobrą, mądrą i uczciwą kobietę. Przekonałam się jednak, że Marzenka zmieniła się nie do poznania. Dziś już się nie dziwię, że mąż pokazał jej drzwi i puścił ją w samych skarpetkach. Z tą dziewczyną po prostu nie da się żyć pod jednym dachem!

Byłam wściekła na zięcia

– Mamo, mogę do ciebie przyjechać? – łkała do słuchawki telefonu.

– Oczywiście, że tak. Marzenko, co się stało? – zaniepokoiłam się.

To nie jest sprawa na telefon. Opowiem ci wszystko, jak przyjadę.

Kobiece łzy mogą mieć wiele źródeł, ale najczęściej wypływają z jednego. „Na pewno coś nie tak z Sylwkiem” – pomyślałam i nie pomyliłam się.

– Opowiadaj, co się stało – powiedziałam, stawiając na stół dwa kubki z kawą.

– On mnie już nie kocha, mamo. Dzisiaj dał mi do podpisania wniosek rozwodowy – płakała.

– Ale jak to? Tak nagle? – dziwiłam się.

– Tak! Nic złego nie stało się między nami. Oczywiście, zdarzały się nam sprzeczki, ale to przecież normalne. Myślę, że on ma inną, ale nie chce się przyznać.

Kotłowały się we mnie różne uczucia. Było mi przykro, a jednocześnie rozpierała mnie wściekłość. Wściekłość na zięcia. Tak się nie postępuje! Nie kładzie się kobiecie przed nosem wniosku rozwodowego, ni to z gruszki, ni z pietruszki. Prawdziwy mężczyzna przynajmniej miałby odwagę przyznać się, dlaczego chce odejść. Rodzic zawsze trzyma stronę swojego dziecka. Stałam murem za Marzenką, ale ich problem miał drugie dno, które córka przede mną ukryła. Dowiedziałam się o tym dopiero po sprawie rozwodowej.

Czas zmienił moją córkę

Pół roku później stanęła w moim progu z walizkami. Nie mogłam w to uwierzyć. Sąd orzekł rozwód z jej wyłącznej winy! Prawo do mieszkania i większości innych rzeczy zachował Sylwek! Nie rozumiałam, jak mogło do tego dojść.

– Kłamał jak z nut, mamo. Naopowiadał o mnie niestworzonych rzeczy i miał dobrego adwokata. Zrobił ze mnie tą najgorszą, a sąd mu uwierzył – żaliła się. – Czy mogę u ciebie zamieszkać? Tylko dopóki nie posklejam jakoś swojego życia.

– Kochanie, możesz tu zostać tak długo, jak tylko zechcesz. Nawet na zawsze. Wiesz przecież, że tutaj zawsze jest twój dom – powiedziałam, ale miałam pożałować tych słów.

Marzenka zawsze miała charakterek. Odziedziczyła go po swoim ojcu. Bywała nerwowa, ale nigdy porywcza i zawsze można było dojść z nią do porozumienia. Gdy jeszcze mieszkała w rodzinnym domu, prawie nigdy się nie kłóciłyśmy. Owszem, czasami zdarzało się nam posprzeczać, jak to matka z córką. Nigdy jednak nie chowałyśmy w sobie żadnej urazy. Jak mogłabym się gniewać na swoje dziecko, a dziecko na matkę?

Wyprowadziła się z domu, jak miała 24 lata. Tuż po studiach, razem ze swoim wówczas jeszcze chłopakiem, wyjechała do oddalonego o 100 km Krakowa i tam już zostali. Nie widywałam się z nią zbyt często. Przyjeżdżali do mnie kilka razy w roku i zostawali najwyżej na kilka dni. Dziś Marzena ma 34 lata. Najwyraźniej w tym czasie zmieniła się nie do poznania, a ja tego nie zauważyłam. Skąd taki wniosek? Już pierwszego dnia wspólnego mieszkania dała mi nieźle popalić.

Próbowała rozstawiać mnie po kątach

Jak co rano wstałam o siódmej. Marzenka jeszcze spała. Miała za sobą trudne przeżycia, więc nie chciałam jej budzić. „Sen najlepszym lekarstwem na stres” – pomyślałam. Ubrałam się poszłam na zakupy. Była dziesiąta, gdy moja córka wyszła ze swojej sypialni.

– Jak ci się spało? – zapytałam z troską.

– Beznadziejnie. Czym ty wypchałaś ten materac? Kamieniami?

– Przyzwyczaisz się do nowego łóżka, a jak nie, to kupimy inne. Siadaj, śniadanie już gotowe.

Postawiłam na stole kanapki z szynką i pomidorem. Marzena spojrzała na swój talerz, po czym wstała i wyrzuciła do kosza to, co dla niej przygotowałam.

– Dlaczego to zrobiłaś?

– Nie mam ochoty na kanapki. Zrób mi jajecznicę.

Zrobiło mi się przykro. To po to biegłam do sklepu skoro świt, żeby ona wyrzucała jedzenie do kosza? Nie robiłam jednak z tego problemu. Miała za sobą trudne przeżycia i doskonale rozumiałam, że może być zestresowana.
Po śniadaniu poszła się umyć, a ja w tym czasie włączyłam swój ulubiony program. Gdy wyszła z łazienki, wzięła pilota i zmieniła kanał.

– Marzenko, ja to oglądam.

– Już nie. Nie zamierzam patrzeć na te bzdury.

Mieszkała ze mną jeden dzień, a już zaczęła rozstawiać mnie po kątach. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że sąd mógł mieć rację, orzekając rozwód z jej winy. Po południu poszła spotkać się z koleżankami z dawnych lat. Cieszyłam się, że ciągnie ją do ludzi. Z siedzenia w domu i rozmyślania nigdy nie wychodzi nic dobrego. Wróciła po dwudziestej drugiej, gdy ja szykowałam się już do snu, jednak tej nocy nie dane było mi spokojnie zasnąć.

– Co to ma być?! – wykrzyczała, gdy weszła do kuchni. Pomyślałam, że coś się stało, więc wybiegłam z łazienki jak poparzona.

– Co? – zapytałam zdezorientowana.

– To! – wykrzyczała, pokazując palcem na dwa nieumyte talerze, zalegające w zlewie. – Masz za mało wolnego czasu, żeby po sobie posprzątać? Robisz z tego domu istny chlew!

– Przepraszam, nie wiedziałam, że to ci przeszkadza – powiedziałam.

Byłam zszokowana i nie wiedziałam, co innego mogłabym zrobić. Mój mąż zmarł lata temu i przez długi czas mieszkałam sama. Odwykłam od regularnego zmywania.

– A żebyś wiedziała, że przeszkadza! – nie przestawała krzyczeć. – Nie mieszkasz już sama, więc zacznij mnie szanować.

Tak było niemal każdego dnia. Córka traktowała mnie jak popychadło: wynieś, przynieś, pozamiataj. Sama siedziała tylko jak księżniczka i wpatrywała się w telewizor. Nie pomagała mi w pracach domowych i najwyraźniej nie zamierzała znaleźć sobie pracy. To nie mogło dłużej trwać.

– Marzenko, musisz w końcu zacząć rozglądać się za jakąś pracą. Z mojej emerytury ciężko będzie nam wyżyć – powiedziałam pewnego dnia.

– A co? Myślisz, że robisz mi łaskę, że mnie utrzymujesz? Pójdę do pracy, jak będę gotowa. Na razie muszę uporać się z traumą. Nie rozumiesz tego?

– Córeczko, ale to trwa już trzy miesiące.

– Proszę cię, przestań jęczeć, bo głowa zaczyna mnie od tego boleć.

Po tej rozmowie byłam już pewna, że chyba niepotrzebnie demonizowałam Sylwka.

Powiedział mi, jak było naprawdę

Następnego dnia złapałam pociąg i pojechałam do mojego byłego zięcia. Musiałam dowiedzieć się, jaka była faktyczna przyczyna rozpadu ich związku. Powitał mnie z otwartymi rękoma. Gdy weszłam do środka, rozejrzałam się po mieszkaniu. Nie zastałam tam innej kobiety. Nie było nawet żadnych śladów, które świadczyłyby, że ktoś z nim mieszka.

– Co cię do mnie sprowadza, Rozalio? – zapytał.

– Sylwek, powiedz mi. Tylko tak szczerze. Dlaczego rozwiodłeś się z Marzenką?

– Gdybym tego nie zrobił, chyba bym oszalał.

Sylwek opowiedział mi wszystko ze szczegółami. Okazało się, że moja córka od lat stosowała na nim przemoc psychiczną, a od pewnego czasu także fizyczną. Ubliżała mu na każdym kroku i urządzała awantury o każdą pierdołę. Gdyby powiedział mi to trzy miesiące wcześniej, nie uwierzyłabym. Ale teraz, gdy moja córka pokazała różki, nie miałam podstaw, żeby w to wątpić.

– I ty znosiłeś to wszystko przez tak długi czas?

– Sam się sobie dziwię. Postawiła kropkę nad i, gdy pierwszy raz podniosła na mnie rękę. Nie mógłbym jej oddać, ale nie mogłem sobie pozwolić, żeby, wybacz, że to powiem, biła mnie szalona kobieta. Zacząłem zbierać dowody. Nagrywałem na dyktafon wszystkie awantury. Udało mi się nawet uchwycić ukrytą kamerą, jak wymierza mi policzek. Rozwód był czystą formalnością.

Gdy wróciłam do domu, zastałam Marzenę siedzącą w kuchni.

– Gdzie byłaś tak długo?

– Nie zapominasz się przypadkiem? Nie muszę ci się tłumaczyć.

– Musisz! Ja tu siedzę sama i konam z głodu. Zrób mi obiad i nie ociągaj się.

– O nie, moja droga. Dałam ci schronienie, ale to nie oznacza, że jestem twoją służącą. Nie będę spełniała każdej twojej zachcianki. Nie muszę tego znosić.

– Musisz, bo inaczej... – podbiegła do mnie i zamachnęła się ręką.

Nie cofnęłam się. To najwyraźniej ją zaskoczyło, bo nie zrealizowała swojego zamiaru.

– Bo inaczej co? Uderzysz mnie? Tak jak Sylwka?

– Byłaś u niego? – zapytała znacznie spokojniejszym, nawet nieco przestraszonym tonem.

– A żebyś wiedziała. Byłam i opowiedział mi to i owo. Naprawdę nie wiem, co się z tobą stało, ale nie myśl, że pozwolę sobie na takie traktowanie. Masz tydzień na znalezienie sobie jakiegoś mieszkania, bo tutaj nie możesz zostać.

Wypowiadałam te słowa z ciężkim sercem, ale nie miałam innego wyjścia. Gdybym pozwoliła jej zostać, z czasem byłoby tylko gorzej. A mnie nie potrzeba takich problemów na stare lata.

Czytaj także:
„Znajome mają mnie za wyrodną matkę, bo ubieram dzieci w lumpeksach. Ich muszą mieć wszystko nowe, z drogimi metkami”
„Na 25. rocznicę postanowiliśmy zrobić sobie prezent. Nie chcieliśmy się ze sobą już męczyć, więc zaplanowaliśmy rozwód”
„Żona chciała zwiedzać Kanary, lecz mogę zabrać ją jedynie na szparagi do Niemiec. Ma mnie za nieudacznika”

Redakcja poleca

REKLAMA