– Nigdzie nie wyjdziesz, słyszysz? Zabroniłem ci! Ola! Co ty sobie myślisz! – trzaśnięcie drzwi przerwał moją tyradę, odwróciłem się do żony: – Widzisz, tak nas słucha nasza córeczka! A ty jak zwykle milczysz, zamiast mi pomóc. Dobra mamusia się znalazła, nie ma co!
– Nie powinieneś na nią krzyczeć. Z dzieckiem trzeba rozmawiać, zamiast wszystkiego mu zakazywać! – Jola aż poczerwieniała na twarzy. – Tak naprawdę to czemu nie pozwoliłeś Oli wyjść na tę imprezę, co? Chyba nie chodziło tylko o sprzątanie pokoju? – i wzięła się pod boki.
– Daj mi spokój. Najlepiej obie się ode mnie odczepcie! – krzyknąłem i ruszyłem do sypialni.
Może zbyt głośno zamknąłem za sobą drzwi. Trudno, tak wyszło. Nie pierwszy raz zresztą mi się to zdarzyło, odkąd Ola przestała być grzeczną dziewczynką. „Co się z nią dzieje, do cholery? I jeszcze Jolka jej broni… Nic tylko rozmawiać! Te ich psychologiczne wymysły! Ojciec nigdy ze mną nie rozmawiał, a wyszedłem na ludzi” – krążyłem po pokoju, próbując zebrać myśli.
Nie podobał nam się ten chłopak
Miałem dość wojny podjazdowej, która trwała między nami od dwóch lat. Idiotycznego uporu córki i awantur. Gdzie podziała się moja Ola? Uczynna córeczka tatusia, prymuska, przewodnicząca samorządu szkolnego, harcerka marząca o weterynarii?
Już pod koniec podstawówki zaczęło się z nią dziać coś złego. Nagle Ola zaczęła się ubierać na czarno, potem przypadkowo wydało się, że bez naszej zgody przekłuła sobie pępek. Kazaliśmy jej wyjąć odrażający kolczyk, ale to było tylko preludium do dalszych nieszczęść. Ola przestała się uczyć. Jakimś cudem dostała się do dobrego liceum, jednak odtąd na jej koncie zagościły dwóje i tróje. Coraz częściej chodziła na imprezy, z których wracała pijana. Jola załamywała ręce, lecz zamiast huknąć na córkę i zmusić ją do nauki, nieustannie próbowała z nią rozmawiać. A im bardziej się starała, tym gorzej Ola ją traktowała.
O mały włos a zaczęłaby nawet palić przy matce, gdybym nie wyrzucił papierosów za okno i nie zarządził tygodniowego szlabanu na wyjścia. Próbowałem przemówić córce do rozsądku. Zapytałem, jak przy takiej średniej wyobraża sobie swoją przyszłość i studia, ale w tę dziewczynę jakby diabeł wstąpił. Burczała tylko coś pod nosem i robiła miny. Drwiła sobie ze mnie w żywe oczy. Ale najgorsze przyszło później, kiedy poznała tego skołtunionego głupka, rzępolącego na gitarze.
Mówił monosylabami, a marzył o własnym zespole muzycznym. Kiedy pytałem dlaczego, odpowiadał, że chce mieć kasę i panienki. I to wszystko przy swojej dziewczynie, mojej córce! Wpatrzonej w niego zresztą jak cielę w malowane wrota. Przychodziło to-to do nas wiecznie głodne i niedomyte, czyściło nam lodówkę i Bóg wie co robiło z moim dzieckiem.
Miałem ochotę udusić gnoja własnymi rękami. Obawiałem się jednak, że po pierwsze, resztę życia spędzę w więzieniu, a po drugie, jednego głupka zastąpi drugi. Być może jeszcze bardziej niedomyty gbur. Nie rozumiałem córki. Jej wiecznych pretensji i aroganckiego zachowania. Daliśmy jej wszystko, co mogliśmy. Miłość, uwagę, czas, pieniądze. I nagle staliśmy się dla niej starymi, nudnymi prykami, których jedynym zadaniem było łożenie na jej wygodne życie.
Jola miała rację, oczywiście nie poszło o pokój, tylko o ich zimowy wyjazd. Głupek Oli zaplanował w czasie zimowych ferii wycieczkę po Włoszech, za którą mielibyśmy zapłacić, szczęśliwi, że robi z naszą córką, co chce, steki kilometrów od domu. Nie zgodziłem się. W odpowiedzi Ola w ogóle przestała się uczyć. Przerażony zaproponowałem, że dołożę jej do tej wyprawy kilka stów, ale resztę musi sobie zarobić sama i pojechać do Włoch w większej grupie znajomych.
Wiedziałem, że to ją zniechęci. Dobrze znałem swoją córeczkę: była leniwa – jak większość nastolatków. I rzeczywiście Ola zaczęła szukać wymówek. Wymyślała, że jeśli pójdzie do pracy, to nie będzie miała czasu na naukę.
– I tak się nie uczysz – stwierdziłem i chociaż serce mi się krajało, byłem nieprzejednany.
Do roboty trzeba ją zagonić
Ostatecznie ferie spędziła w domu. Wściekła i nieszczęśliwa, bo jej głupek pojechał gdzieś z kumplami i przez dwa tygodnie nie dawał znaku życia. W tym czasie odwiedziłem jego rodziców. Chciałem zobaczyć, kim są ludzie, którzy wychowali takiego idiotę, i porozmawiać na temat syna. Cóż, okazali się równie zwyczajni i równie bezradni wobec swojej pociechy jak my. Mieli tylko nadzieję, że ich młodsza córka nie pójdzie w ślady braciszka. Niestety, nasza Ola jest jedynaczką.
– Nic nie wskóramy – stwierdziła Jola. – Trzeba przeczekać albo poszukać pomocy u psychologa. Nie wiem, gdzie popełniliśmy błąd… Może czegoś jej nie daliśmy i musi to sobie rekompensować toksyczną miłością? Może to krzyk rozpaczy? Może nas potrzebuje?
– Jaki krzyk, do cholery?! – wkurzyłem się. – Ma wszystko, czego dusza zapragnie.
– Nie przesadzaj…
– A ty w jej wieku miałaś własny pokój? Stosy ciuchów, komputer, telewizor i kieszonkowe, za które można przez miesiąc siedzieć w kinie? Nie, musiałaś się uczyć, a jedną rozrywką były książki i obozy harcerskie! Nie opowiadaj mi głupot z tych durnych babskich gazet. Do roboty trzeba ją zagonić, niech pozna smak ciężkiej, fizycznej pracy, bo taka czeka ja przyszłość, jeśli nie skończy liceum…
– Zobaczymy – rozmowę przerwała nam Ola, która wróciła wcześniej do domu.
Natychmiast zresztą zniknęła w swoim pokoju ze słuchawkami na uszach. Od tamtej pory kłóciliśmy się już regularnie. Olka robiła, co chciała. Czasami poszła na lekcje, ale najczęściej je olewała. Podobnie jak nas i wyznawane przez nas wartości. Każda próba przemówienia jej do rozsądku kończyła się wrzaskami i płaczem. Parę razy niewiele brakowało, abym podniósł rękę na własną córkę. Opamiętałem się w ostatniej chwili, przerażony tym, co czułem.
Przestałem dawać Olce kieszonkowe. Wiem, że Jola podsuwała jej jakieś pieniądze; przymykałem na to oko. Wiedziałem, że w oczach córki moja żona nie jest już żadnym autorytetem. Tylko ja mogłem ją jeszcze zawrócić ze złej drogi, ale kiedy dowiedziałem się, że zawaliła semestr i może nie zdać do następnej klasy, poniosło mnie.
– Od dziś będziesz siedzieć w domu! Zabieram ci komórkę i kieszonkowe, matka też nie da ci już żadnych pieniędzy. W wakacje pójdziesz do pracy i na korepetycje. Ze wszystkiego! I koniec spotkań z tym gnojkiem! – wrzeszczałem, zabierając jej telefon i laptop.
Rzuciła się na mnie, zaczęła okładać pięściami. Odepchnąłem ją na łóżko i zostawiłem samą w pokoju. Jola płakała, Ola wrzeszczała zza drzwi. Odtąd zawoziłem ją do szkoły i przywoziłem z powrotem. Nawet wziąłem urlop i pilnowałem, żeby przy mnie odrabiała lekcje. Zero zamkniętych drzwi i intymności. Oczywiście, nie uczyła się. Ani przy mnie, ani na korepetycjach. Siedziała godzinami przy stole nad otwartymi podręcznikami i patrzyła mi w oczy albo ostentacyjnie żuła gumę.
Po dwóch tygodniach spasowała. Odrobiła kilka zaległych prac domowych i zapytała, czy może iść na urodziny do swojego chłopaka. Zabroniłem. Znowu zaczęły się awantury. Profilaktycznie zakazałem jej wrócić na razie do szkoły, bo bałem się, że ucieknie. Załatwiłem jej i sobie zwolnienie lekarskie, by przeczekać najtrudniejszy czas.
Wciąż powtarzamy, jak ją kochamy
Tamtego dnia była potulna jak baranek. Zjadła z nami śniadanie, pomogła po nim pozmywać, a potem poszła się wykąpać.
– Coś długo nie wychodzi z łazienki – szepnęła żona jakieś pół godziny później.
– Ale słyszę prysznic. Wszystko jest w porządku. Jak tylko wyjdzie, spróbuję z nią porozmawiać i jeszcze raz na spokojnie wytłumaczę jej, dlaczego tak postępuję. Może wreszcie coś się zmieni? – uspokoiłem żonę.
Kiedy jednak po kolejnych kilku minutach Ola nie odpowiedziała na moje pukanie i nawoływania, postanowiłem wyważyć drzwi. Byłem przekonany, że uciekła, bo niestety, nasza łazienka ma całkiem spore okno. Wpadłem jak burza do środka i rzeczywiście... woda pod prysznicem się lała, ale Olki tam nie było. Okno było szeroko otwarte...
Uciekła, ale nie to było najgorsze. Musiała biec jak szalona i nie patrzeć na nic, bo dosłownie dwie przecznice dalej wpadła pod nadjeżdżający samochód. To było skrzyżowanie, więc auto nie jechało zbyt szybko, ale moja córka i tak doznała sporych obrażeń.
Od tygodnia Ola jest w szpitalu. Lekarze mówią, że jej stan jest stabilny, ale po tym, jak uderzyła głową w krawężnik, zapadła w śpiączkę i nadal nie odzyskała przytomności. Lekarze twierdzą, że powinna się wybudzić. Nie wiadomo jednak, kiedy to nastąpi… Pielęgniarki podsunęły nam pomysł, żebyśmy z nią rozmawiali, więc mówię do niej codziennie. Tłumaczę, przekonuję i powtarzam setki razy, jak bardzo ją kocham. Nie wiem, czy mnie słyszy. Mam nadzieję, że tak.
Głupek nie odwiedził jej ani razu, chociaż pojechałem do niego i poprosiłem, żeby to zrobił. Żując gumę, odpowiedział:
– Się zobaczy.
A kiedy zamknął mi drzwi przed nosem, naprawdę zacząłem żałować, że to nie on leży w tej szpitalnej sali, tylko moja kochana córeczka.
Czytaj także:
„Wielki dom świecił pustkami tak, jak moje serce. Zdrada, rozwód, brak dzieci i stara matka, odbierały mi chęci do życia”
„Córka na siłę wrobiła męża w 2 dziecko i dziwi się, że on chce rozwodu. Teraz musi wypić piwo, którego nawarzyła”
„Gdy mąż odszedł, zostałam z marnymi alimentami i kredytem, który żyrowałam szwagierce. Przez nich moje dzieci głodują”