Córka zarzuciła mi, że „kłopoty” Mai to moja wina. Bardzo mnie to zabolało, bo przecież ja nie podejmowałam się zastępować wnuczce matki!
Mam czworo wnuków, ale tak naprawdę kontakty utrzymuję tylko z Mają. Trójkę dzieci swojego syna widuję raz, dwa razy do roku, a i wtedy mam wrażenie, że traktują mnie bardziej jak panią, dla której kazano im być uprzejmymi, a nie członka rodziny. Ich bardziej kochana babcia, ta ze strony mamy, mieszka w górach i z tego, co wiem, wnuki spędzają u niej każde ferie i wakacje.
Żałuję, że nie mamy lepszego kontaktu, ale co zrobić. Na szczęście Maja to mój promyczek słońca! Praktycznie wnusię wychowałam, bo moja starsza córka urodziła ją w samym środku obiecującej kariery i nie mogła poświęcić maleństwu zbyt wiele czasu. Dzisiaj Maja nie jest już maleństwem, bo ma siedemnaście lat, ale wciąż częściej widuje mnie niż rodziców. Przychodzi codziennie po szkole, żeby odrobić lekcje, do domu wraca właściwie pod sam wieczór.
Oczywiście ma własne klucze do mojego mieszkania. Nosi je w pęku razem z tymi do pięknego domu swoich rodziców. Domu, który kosztował ich ogromne pieniądze oraz praktycznie cały czas, jakim dysponują. Oboje wiecznie są w pracy albo w delegacjach. Kiedy czasem napomykam córce, że mogłaby więcej czasu poświęcić Mai, słyszę, że „oni muszą zarabiać na potrzeby dziecka, a prywatna szkoła, kursy językowe w Londynie czy treningi tenisa nie są przecież za darmo”. Już nawet nie komentuję tego, nie mówię, co myślę. A myślę, że dziecku bardziej potrzebna jest uwaga rodziców niż te wszystkie wyjazdy i drogie zajęcia.
Po prostu staram się dawać Majeczce to, czego nie dostaje w swoim nowoczesnym, eleganckim i najczęściej pustym domu…
– Babciu, kończę dziś o piętnastej – zadzwoniła do mnie któregoś dnia wnuczka – ale idę z koleżankami kupić buty na wuef, będę później, okej? Wróciła po dwudziestej pierwszej i niemal od razu pojechała do siebie. Bez butów. Jej matka nawet tego nie zauważyła, bo sama przyszła do domu koło północy. Kilka dni potem był kolejny telefon:
– Babciu, Wiktoria zaprosiła mnie dzisiaj na wieczór i nocowanie. Wiem, że miałam spać u ciebie, bo rodzice wyjechali, ale mogę iść do Wiktorii? Zgodziłam się, bo dlaczego nie. To dobrze, że miała przyjaciółki, a takie dziewczyńskie wieczory – pamiętam to z młodości – to piękna sprawa.
Wyglądasz na chorą… Co ci jest?
Tych wyjść, wizyt u koleżanek i znikania na całe wieczory i noce było coraz więcej, ale wiedziałam o nich tylko ja. Ani moja córka, ani zięć nie zauważyli niczego niezwykłego. Ich interesowało tylko to, czy Maja ma dobre wyniki w nauce. Chociaż słowo „interesowało” chyba jest tu trochę na wyrost. Chcieli wiedzieć, kiedy ewentualnie mieliby zatrudnić korepetytora, gdyby Maja przestała sobie dawać radę. Pewnego dnia Maja przyszła do mnie z nową prośbą.
– Nie napiszę ci usprawiedliwienia za tę nieobecność… To musi zrobić mama albo tata – tłumaczyłam. – Ich poproś. Przecież wczoraj po prostu źle się czułaś, dlatego nie poszłaś do szkoły, prawda? Ale Maja nie chciała rozmawiać z rodzicami. Poprzedniego dnia rzeczywiście zadzwoniła do mnie, skarżąc się, że od rana wymiotuje, a jest w domu sama.
Chciałam przyjechać, lecz oddzwoniła półtorej godziny później z wieściami, że już jej lepiej i po prostu musi poleżeć. A teraz chciała, żebym pomogła ukryć jej ten fakt przed rodzicami…
– Maja, jak ty wyglądasz? – załamałam ręce dwa dni później. – Dalej źle się czujesz? Co ci jest? Wnuczka miała podkrążone oczy, jakby nie spała od tygodnia, zapadnięte policzki, nieumyte włosy, a do tego ubrana była w wielki, rudy sweter swojego ojca, co kompletnie nie pasowało do jej wymuskanego stylu dziewczynki z dobrej szkoły.
– Babciu… – zaczęła, a minę miała jak ktoś, kto patrzy na cztery patyki związane sznurkiem i słyszy, że to tratwa, na której ma dopłynąć do wybrzeży Ameryki. – Musisz mi pomóc…Ja nie dam sama rady. – Ale co się dzieje? Chodzi o tę nieobecność? – próbowałam zgadnąć.
– Masz problemy w szkole?
– Nie w szkole – pokręciła głową z dziwnie nieruchomym, zrozpaczonym spojrzeniem.
– Jestem w ciąży…
– Jezus Maria! – zakrzyknęłam i zakryłam usta dłonią.
To spowodowało tylko, że Maja wybuchła płaczem.
– Babciu, ja nie powiem tego rodzicom! Nie mogę! Babciu, pomóż mi…
Darek, do cholery, weź się w garść!
Kiedy obie trochę się uspokoiłyśmy, usiłowałam wydobyć od niej więcej szczegółów. Nagle stało się oczywiste, co Maja robiła podczas tych wszystkich „wieczorów u koleżanek”. Miała chłopaka – jak mogłam na to nie wpaść? Oczywiście, jak to nastolatki, kombinowali, żeby spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Koleżanki zapewniały jej alibi, chociaż właściwie nie musiały się specjalnie wysilać, bo Eliza i Darek nigdy nawet nie skontrolowali, gdzie dokładnie podziewała się ich córka, kiedy mówiła, że „idzie się pouczyć do przyjaciółki”.
– Musimy powiedzieć mamie – oznajmiłam wnuczce. – Im szybciej, tym lepiej. Ja z tobą pojadę, kochanie.
Maja wyglądała na przerażoną tą perspektywą. Przez całą drogę do domu obgryzała paznokcie, a na pytania odpowiadała potrząśnięciami głowy. Wcześniej upewniłam się, że córka i zięć tego akurat wieczoru będą oboje w domu. Maja długo nie mogła wykrztusić, w czym jest problem, a próby zgadywania przez jej rodziców utwierdziły mnie w przekonaniu, że oni kompletnie nie znają swojego dziecka.
– Maju, jeśli ktoś prześladuje cię w szkole, to z ojcem to załatwimy – mówiła Eliza, najwyraźniej bardziej obeznana z problematyką współczesnej młodzieży niż z życiem osobistym córki. – No, powiedzże wreszcie, o co chodzi, Majka. Nie będziemy tu przecież siedzieć do rana! – z kolei Darek usiłował jak najszybciej zakończyć niewygodną rozmowę. Zresztą od samego jej początku nerwowo zerkał na swój telefon, jakby czekała na niego cała masa spraw ważniejszych niż wyznanie roztrzęsionej, zapłakanej córki. W końcu im powiedziała.
Darek zaklął na cały głos, Eliza schowała twarz w dłoniach i zwinęła się na krześle.
– W ciąży?! Ale jak to: w ciąży? – Darek powtarzał to słowo, jakby nie wiedział, co oznacza.
– Jak mogłaś mi to zrobić? – wykrzyknęła nagle Eliza, odrywając dłonie od czerwonej twarzy. – Prywatna szkoła, kursy języka w Anglii, Alpy w ferie zimowe! Zrobiliśmy dla ciebie wszystko! Wszystko! Jak mogłaś?!
– Słuchajcie, uspokójmy się wszyscy… – rozłożyłam ręce uspokajającym gestem, chociaż miałam ochotę udusić nimi córkę i zięcia. – Maja wystarczająco to przeżywa. Dajmy sobie czas na zrozumienie sytuacji.
– Zrozumienie sytuacji?! – Eliza coraz bardziej się nakręcała. – A co tu jest do rozumienia?! To pod twoją opieką była Maja, kiedy… kiedy tak się zachowywała! – wycelowała we mnie palec, a ja poczułam, że zaraz puszczą mi nerwy.
– Ja myślałam, że ona jest u babci, a tymczasem babcia puszczała ją wszędzie, żeby… żeby ona sama się puszczała!
Tego było za wiele. I mnie, i Mai
Ona zareagowała spazmatycznym płaczem, ja zaś gwałtownie poderwałam się z kanapy i ruszyłam do drzwi.
– Nigdy nie powiedziałam, że będę cię wyręczać w obowiązkach macierzyńskich – rzuciłam do córki z gniewem. – Nie zamierzam wysłuchiwać, że to moja wina, że straciliście z oczu własne dziecko! Wychodzę!
– Babciu, nie zostawiaj mnie! – Maja ryknęła nagle i rzuciła się w moim kierunku. – Babciu, błagam, ja chcę iść z tobą! Proszę!
– Co takiego? – to znowu zięć usiłował przejąć kontrolę nad sytuacją. – Nie ma mowy, zostajesz tutaj! Masz nam chyba coś do opowiedzenia! W tym momencie awantura rozpętała się na nowo. Maja histerycznie płakała, Eliza i Darek krzyczeli, ja stałam rozdarta między chęcią trzaśnięcia drzwiami, a współczuciem dla kompletnie zagubionej i zdezorientowanej wnuczki. W końcu Eliza sama uznała, że lepiej będzie, jeśli Maja tę noc spędzi u mnie.
Oni z Darkiem musieli porozmawiać, zastanowić się nad sytuacją. A dziewczyna mimo wszystko potrzebowała spokoju.
Przyjedź tu, ona cię potrzebuje…
Następnym dniem była sobota, więc Maja spała do jedenastej. Nie budziłam jej. „Niech śpi – myślałam. – Tyle jej, póki nie ma świadomości problemów, w jakie się wpędziła”. Kiedy wstała, wysłałam ją do sklepu, a sama zadzwoniłam do Elizy. Nie miałam zamiaru jej przepraszać za wczorajsze oskarżenia, musiałam jednak wiedzieć, co postanowili z Darkiem.
– Urodzi około miesiąca po swoich osiemnastych urodzinach, przed wakacjami. Znajdziemy opiekunkę, żeby mogła skończyć drugą klasę… – zaczęła Eliza dość oficjalnym tonem, ale od razu jej przerwałam.
– Nie rozumiesz, że to nie jest teraz najważniejsze? – naprawdę starałam się mówić spokojnie. – Ona nie potrzebuje menedżera ani specjalisty od zarządzania kryzysowego! Ona potrzebuje matki i ojca!
– Ale musimy jakoś…
– Guzik musicie! – już otwarcie krzyczałam. – Eliza, zrozum wreszcie! Maja jest przerażona, nie ma pojęcia, jak się zachować, nawet nie wie, co naprawdę czuje. Trzeba dziewczynę wspierać, a nie wtłaczać ją w kolejne scenariusze, które dla niej wymyślicie. Proszę cię – w końcu zniżyłam głos – przyjedź tu i porozmawiaj z nią. Jak mama, nie jak szefowa, którą rozczarowała pracownica. Przytul, powiedz, że wszystko będzie dobrze…
Na szczęście Eliza posłuchała
Przywiozła tackę ulubionych eklerek Mai i jej koszulę nocną.
– Możesz zostać u babci, jeśli wolisz – zaczęła rozmowę z córką – ale oboje z tatą mamy nadzieję, że jednak wrócisz do domu, kotku. Pomyślimy razem, co dalej. Wszystko będzie dobrze… Ciąża to nie koniec świata.
Początkowo Maja nie wierzyła, że mama naprawdę chce z nią rozmawiać. Myślę, że przede wszystkim była zaskoczona faktem, że ta nagle miała dla niej kilka godzin czasu. Ale później, kiedy weszłam do pokoju, by przynieść im nowe pudełko chusteczek, usłyszałam, jak Eliza pyta o chłopaka córki. A ona zaczęła jej o wszystkim opowiadać.
Na szczęście Eliza miała wiele racji. Nastoletnia ciąża oczywiście nie powinna być normą, ale też nie jest czymś, co musi rujnować życie młodej matce. Maja otrzymała w końcu od rodziców to, co najważniejsze: wsparcie i miłość w trudnym dla niej czasie. Kiedy urodziła Maciusia, jego tata, chłopak Mai, był przy porodzie. Widziałam tego chłopca, jak patrzył na swojego nowo narodzonego syna, i poczułam, że wszystko będzie dobrze.
Może i był bardzo młody, ale widziałam, że pokochał swoje dziecko i nie zamierza uciekać od odpowiedzialności. Wnuczka nie jest więc skazana na samotne macierzyństwo; ma wsparcie rodziny, ojca maleństwa, a także nauczycieli w szkole. Jednak dopiero kiedy zdała maturę, Eliza powiedziała mi prawdę.
– Wiesz, mamo, gdyby nie ty, to nie wiem, jakby się to wszystko skończyło… Wtedy, kiedy zabrałaś Maję do siebie na noc, Darek i ja pokłóciliśmy się jak nigdy w życiu. Wiesz o co? O to, co powiedziałaś: że straciliśmy z oczu własne dziecko. To było jak kij w mrowisko! Darek uważał, że to moja wina, bo byłam złą matką, ja krzyczałam na niego, że muszę zarabiać, żeby było nas stać na to wszystko, on, że wcale nie muszę…
Myślałam, że to się skończy rozwodem, naprawdę.
Ten maluch to cud dla całej rodziny
Umilkła na chwilę, patrząc na Maciusia śpiącego w wózku na tarasie. Maja była w księgarni; dostała się na anglistykę i pojechała po jakąś książkę na studia. Eliza zwolniła nieco z pracą, żeby móc częściej zajmować się wnukiem. Kariera wreszcie przestała być dla niej najważniejsza.
– Ale potem oboje zaczęliśmy płakać, wiesz? Takie emocje nas dopadły… – córka mówiła dalej. – Zrozumieliśmy, że to nasza wspólna wina, że w kółko tylko pracowaliśmy i zaniedbaliśmy Maję. Nie fizycznie, tylko emocjonalnie. I uwierz mi, mamuś, ale ta jej ciąża to było większe szczęście dla naszej rodziny niż problem. Bo teraz umiemy cieszyć się tym, co ważne: córką, wnukiem… Bycie babcią jest świetne, wiesz?
– Bycie prababcią też – uśmiechnęłam się, zerkając na malutką rączkę wystającą spod kocyka. – Możesz mi wierzyć, córeczko.
Czytaj także:
Mój ojciec był katem. To dlatego wmówiłem sobie, że mój biologiczny tata to Stefan
Zostawiłam męża, który ciągnął mnie w dół. Wysłałam do niego tylko kartkę
Wera zniszczyła mi reputację plotkami o romansie. Z zemsty rozpowiedziałam, że jest prostytutką