„Córka olała naukę, bo uznała, że to bzdura. Gdy rzucił ją chłopak, bo >>jest za głupia<<, w końcu przejrzała na oczy”

Kobieta, która ma problemy z córką fot. Adobe Stock, VadimGuzhva
„Magda była wyraźnie zawiedziona swoim rezultatem. Wiedziałam, że jej uśpiona ambicja została urażona. Może w końcu się obudzi?! Nie miałam zamiaru jej więcej dogryzać. Dostała nauczkę, na jakiej mi zależało”.
/ 21.09.2022 18:30
Kobieta, która ma problemy z córką fot. Adobe Stock, VadimGuzhva

Moja córka przez całą podstawówkę i gimnazjum świetnie się uczyła. Byłam dumna, gdy na wywiadówkach wychowawca nie mógł się jej nachwalić: bo taka zdolna, pracowita. Kiedy przyszedł czas na wybór liceum, nie wtrącałam się. Wiedziałam, że ona sama dobrze zdecyduje. Nie chciałam, by miała pretensje, że zasugerowałam jej wybór szkoły.

Oczywiście, tak jak przypuszczałam, wybrała najlepsze liceum w mieście. Wiedziałam, że poziom jest tam odpowiedni i cieszyłam się, że stawia sobie poprzeczkę tak wysoko. Wiele razy słyszałam od koleżanek, których dzieci poszły już do szkoły średniej, że oceny spadają zwykle o jeden stopień i nie należy się tym martwić.

Po co zaśmiecać sobie głowę wiedzą?

Magda od pierwszego dnia wracała ze szkoły podekscytowana. Z wypiekami na twarzy opowiadała o nowych kolegach i koleżankach z klasy, nauczycielach, dzieliła się wrażeniami. Czułam, że ta szkoła bardzo jej odpowiada. Cieszyłam się, Magda zaczynała dorastać. Jednocześnie trochę się obawiałam – pierwsze wyjścia ze znajomymi do pubów, pierwsze imprezy – to przecież poważna próba sił dla relacji dziecko – rodzic.

Miałam nadzieję, że uda nam się przejść ten czas bez większych kryzysów. Na pierwsze niepokojące symptomy nie trzeba było jednak długo czekać: Magda coraz więcej czasu poświęcała znajomym, a coraz mniej nauce. Skarżyła się, że ma mnóstwo sprawdzianów i na każdy test trzeba opanować dużo więcej materiału niż w poprzedniej szkole, ale jakoś nie przekładało się to na czas spędzany nad książkami. Gdy ją o to zapytałam, z uśmiechem odpowiedziała, że wszystko ma w telefonie, który na sprawdzianie trzyma na kolanach.

– Magda! To nieuczciwe! – oburzyłam się szczerze. – Poza tym w ten sposób niczego się nie nauczysz!

Liczyłam na to, że córka się zawstydzi, ale ona tylko się uśmiechnęła i oświadczyła, że wszyscy tak robią. Na pytanie, czy gdyby wszyscy kradli, także by się przyłączyła, odparła, że to co innego. Początkowo przymykałam oko na jej wybryki, ale z czasem zaczęło mnie poważnie niepokoić, że Magda uważa ściąganie za sposób na zdobycie dobrych ocen. Tłumaczyłam jej, że nie będę się denerwować, jeśli jej oceny się pogorszą, bo to zrozumiałe, ale wolę, by miała czwórki i trójki za naukę niż piątki za ściąganie.

– Mamo, teraz są inne czasy! Teraz wszystkie informacje są w internecie. Po co zaśmiecać sobie głowę datami bitew i budową roślin, skoro wszystko jest na wyciągnięcie ręki? Jak będę potrzebowała tej wiedzy, sprawdzę w necie – oznajmiła odkrywczo.

– A to ci dopiero rewelacja! Słówek z angielskiego też nie będziesz się uczyć, bo masz słownik?

Miałam już na to pomysł

Popatrzyła z dezaprobatą, jakby właśnie zrozumiała, czym jest ten legendarny konflikt pokoleń. Uważała, że nic nie rozumiem, bo urodziłam się w poprzednim tysiącleciu, kiedy ludzie jeszcze nie mieli GPS-u, tabletów i internetu w komórce. Ba! Nie mieli nawet komórek. Moje poglądy uważała za przeżytek i trudno ją było przekonać, że to ja mam rację.

Przed zakończeniem roku na moim mailu pojawiło się podsumowanie jej ocen. Oczywiście były bardzo dobre. Tym razem jednak nie czułam dumy, która zwykle rozpierała mnie w takich chwilach. Wiedziałam, że te oceny to pic na wodę. Magda wcale się nie uczyła, tylko ściągała. Postanowiłam, że muszę ją przekonać, jak istotną rolę w życiu odgrywa wiedza.

W lokalnym pubie był organizowany quiz z wiedzy ogólnej. Ludzie tworzyli małe grupki, każda siedziała przy osobnym stoliku. Aby wziąć w tym udział, trzeba było wpłacić pięć złotych do wspólnej puli, którą zgarniała zwycięska drużyna. Prowadzący zadawał pytania, na które należało odpowiedzieć na kartkach. To było coś! Napisałam na forum internetowym rodziców propozycję, abyśmy zorganizowali quiz: rodzice kontra młodzież. Czas pokazać tym małolatom, że wiedza przekłada się na pieniądze. Może to przemówi im do rozumu?! Wszyscy byli za tym.

Wiedzieliśmy, że pomysł nie spodoba się uczniom, i że żaden z nich nie poszedłby do pubu z rodzicami. Namówiliśmy więc ich wychowawczynię, żeby zorganizowała taką imprezę z okazji połączonego dnia ojca i matki. Przyklasnęła tej inicjatywie z radością. Młodzież, wbrew pozorom, też była dość podekscytowana. Nie wiem, czy bardziej perspektywą możliwego zarobku, czy też konfrontacji z rodzicami.

Na miejsce imprezy wybraliśmy lokalną pizzerię. Właściciel pomógł nam ustawić stoliki i nawet zadeklarował chęć poprowadzenia imprezy. Wychowawczyni dała mu listę pytań, którą ułożyli nauczyciele różnych przedmiotów. Podzieliliśmy się na trzyosobowe grupy, oczywiście według klucza: rodzice kontra młodzi. Pieniądze, które stały w słoiku na stole prowadzącego, zagrzewały wszystkich do walki. Telefony komórkowe wszyscy odłożyli do koszyka. Czas start!

Byłam dumna z mojej drużyny

Prowadzący czytał pytania, grupy szybko notowały odpowiedzi. Mieliśmy po pięć sekund na każdą z nich. Geografia, biologia, chemia, historia i literatura jakoś nam szły. Schody zaczęły się przy sporcie, angielskim i informatyce, a właśnie przy tych przedmiotach młodzież zdecydowanie się ożywiła. Byłam zachwycona, widząc, jakie emocje wzbudza w nich zabawa. Widziałam, że Magda była aktywna, i liczyłam, że przyniesie to planowany rezultat. Gdy test się skończył, prowadzący podmienił nasze kartki i zaczął głośno odczytywać odpowiedzi.

Poszło nam doskonale! Rodzice zdecydowanie byli na prowadzeniu. Żadna grupa młodzieży nie uplasowała się wyżej niż dorośli. Za wygraną kupiliśmy dla wszystkich pizzę. Magda była wyraźnie zawiedziona swoim rezultatem.

Wiedziałam, że jej uśpiona ambicja została urażona. Może w końcu się obudzi?! Kiedy wróciłyśmy do domu, przyznała, że było jej trochę głupio, że rodzice lepiej znali odpowiedzi na temat zagadnień, które uczniowie przecież przerabiali w szkole, i to w tym roku.

Zbliżały się wakacje i miałam nadzieję, że przez ten czas Magdzie poukłada się w głowie. W lipcu wyjechaliśmy autem na urlop do Francji. Mąż prowadził. Magda na tylnym fotelu nastawiła sobie GPS w telefonie i za każdym razem, gdy on patrzył na kierunkowskazy, ona podpowiadała mu drogę z komórki.

– Mówiłam wam, że ta geografia na nic wam się zda! – śmiała się. – GPS zna drogę lepiej.

W restauracji skorzystała z internetowego translatora, żeby przetłumaczyć nam dania z menu. Gdy trafialiśmy po drodze na jakiś zabytek, włączała Wikipedię i czytała nam historię, i ciekawe fakty o tym miejscu.

Dostała nauczkę, na której mi zależało

Cieszyła się, że nie potrzebujemy przewodnika, bo ona jest nam sterem, żeglarzem i okrętem. Kręciłam głową z dezaprobatą, choć wiedziałam, że ma trochę racji. Nowe technologie ułatwiały nam życie. Nie chciałam jednak, żeby jedyną nauką, jaką wyciągnie z wakacji, był fakt, że nasza wiedza nie była nam do niczego potrzebna, tymczasem ona doskonale sobie radziła z telefonem

.Gdy dojechaliśmy do hotelu, który Madzia zarezerwowała przez internet i o którym opinie także sprawdziła wcześniej w sieci, zakwaterowaliśmy się i wyszliśmy na taras. Młody syn właściciela przyszedł nas przywitać. Widziałam, że spodobał się córce, zresztą trzeba przyznać, że był naprawdę przystojnym chłopakiem.

Magda zaczęła rozmawiać z nim po angielsku. Umówili się na spacer. Chodziła rozpromieniona i nie mogła się doczekać randki. Tymczasem mąż krzywo patrzył na to, że nasza córka chce się spotykać z „obcym chłopakiem”. Spojrzałam na niego rozczulona i przypomniałam mu, że my także poznaliśmy się na wakacjach, gdy byliśmy w wieku naszej córki.

– Właśnie dlatego się tego obawiam! – roześmiał się cicho.

Magda wystroiła się w letnią sukienkę i poszła na randkę. Wyglądała ślicznie! Wróciła jednak po kilku godzinach z nosem na kwintę. Ewidentnie coś poszło nie tak. Zaczęłam się martwić, czy chłopak nie był zbyt namolny, ale Magda mnie uspokoiła.

– Jest strasznie przemądrzały. Wciąż wypytywał mnie o historię Polski, słyszał o powstaniu warszawskim, znał Wałęsę i Chopina – jęknęła.

– To przecież dobrze! – zdumiało mnie, że młody człowiek, obcokrajowiec, mógł wiedzieć tyle o Polsce.

Nie miałam zamiaru jej więcej dogryzać

Magda wzruszyła jednak ramionami nie do końca zadowolona. Zaczęłam ją wypytywać, co takiego się stało, a ona przyznała, że chciał wiedzieć różne rzeczy, bo jest wyjątkowo zaciekawiony Polską, a ona nie potrafiła mu odpowiedzieć właściwie na żadne pytanie. Nie miała też bladego pojęcia o historii Francji ani nie słyszała o żadnych słynnych Francuzach – poza Napoleonem.

– I nie sprawdziłaś w internecie? – zaśmiałam się złośliwe, a ona posłała mi zabójcze spojrzenie.

Nie miałam zamiaru jej więcej dogryzać. Dostała nauczkę, na jakiej mi zależało, ale ja także dowiedziałam się czegoś w ciągu tych dwóch tygodni. Przekonałam się, jak przydatny w codziennych sytuacjach bywa internet.

Kto by pomyślał, że można się tyle nauczyć na wakacjach… Na początku września Magda zapowiedziała nam, że będzie miała w tym roku gorsze oceny, bo zamierza zrezygnować ze ściągania. I znowu w jej pokoju do późna świeci się światło, a ona nieraz ślęczy do północy nad książkami. Nie martwię się tym, jaką będzie miała średnią, najważniejsze, że na te oceny sama uczciwie zapracuje!

Czytaj także:
„Teściowa to snobka, pozuje na kogoś, kim nie jest. Robi z siebie wielką szlachciankę, a ja od dawna wiem, że to brednie”
„Prezent na 40-stą rocznicę ślubu moich rodziców, wywołał burzę z piorunami. Nie wiem, czy ich małżeństwo to przetrwa"
„W czasie wojny Polacy raczej nie pałali miłością do Niemców. Moja babcia wręcz przeciwnie. Zakochała się w jednym bez pamięci”

Redakcja poleca

REKLAMA