„Chłopak córki targnął się na swoje życie i cała wieś obarczyła nas winą. Wybili nam okna, otruli psa i spalili samochód”

Matka i córka w uścisku fot. Adobe Stock, yavdat
„Dwa dni po wyjeździe córki, Mundek się powiesił. W naszym ogrodzie, pod jej oknem. Znalazł go mój mąż i potem przez długie miesiące był w szoku. Podobnie jak cała wieś, która oskarżyła nas o śmierć tego chłopaka. Tak, nie tylko Ewę, ale całą naszą rodzinę”.
/ 09.11.2021 10:49
Matka i córka w uścisku fot. Adobe Stock, yavdat

Gdy tamtędy przejeżdżam (podczas moich rzadkich wizyt), zawsze ściska mi się serce. Kusi mnie, by zatrzymać się przy starym cmentarzu i zapalić świeczkę na płycie z szarego piaskowca. Ale wiem, że nigdy tego nie zrobię.

Niechby mnie ktoś przypadkiem zobaczył! Już raz mi we wsi podpalili samochód, nie mam zamiaru prosić się o więcej. A wszystko zaczęło się tak niewinnie – od szczerej miłości. Przeprowadziliśmy się z mężem na wieś jako młodzi ludzie w poszukiwaniu ciszy i spokoju. Miejscowa społeczność przyjęła nas bardzo życzliwie, tym bardziej że szybko zaszłam w ciążę.

Już w piątej klasie skradł Ewie całusa

Nasza Ewunia już była stąd. Dorastała razem z wiejskimi dzieciakami, ganiała z nimi po polach i łaziła po drzewach. Do szkoły także zapisałam ją tutaj, mimo protestów teściów, którzy twierdzili, że w mieście edukacja jest na wyższym poziomie.

– Wolę, żeby miała blisko do przyjaciół i z nimi przeżywała swoje pierwsze sukcesy i porażki! – tłumaczyłam rodzinie.

Wkrótce nasza córeczka doświadczyła we wsi także swojej pierwszej miłości, która okazała się silniejsza od wielu jej podobnych i przetrwała całe lata. Edmund mieszkał trzy chałupy dalej i był żywym chłopaczkiem w wieku mojej Ewuni. Razem stanowili piękną parę, choć byli zupełnie różni. On miał jasną czuprynę, a ona biegała z kruczym warkoczem.

Już w piątej klasie podstawówki moja córeczka, cała rozogniona, przyznała mi się, że Mundek skradł jej całusa. Wcale mnie to nie dziwiło, bo nie odstępował jej na krok od lat i wciąż wpatrywał się w Ewę zachwyconym wzrokiem. To wtedy zostali parą.

Po co mu studia? Będzie gospodarzyć

Po podstawówce ich drogi trochę się rozeszły, bo Ewa poszła do liceum, a Mundek wybrał technikum. Nadal spędzali razem mnóstwo czasu. Jeszcze wtedy nie czuli, że nad ich głowami zbierają się czarne chmury, chociaż ja już je widziałam.

– Nie wiem, czy ich uczucie przetrwa, kiedy Ewa pójdzie studia… – mówiłam mężowi.

– A skąd wiesz, że Mundek się nie zdecyduje na politechnikę? – zapytał mnie wtedy.

– Jego rodzina szykuje mu inną przyszłość – odparłam. – Przecież ojciec Mundka cały czas opowiada, że nie może się doczekać, kiedy jego pierworodny przejmie gospodarstwo!

I faktycznie, rodzina wybiła Mundkowi z głowy politechnikę tak skutecznie, że w końcu sam zaczął gardzić „studenciakami”. Kiedy więc Ewa poszła na studia, zaczęły się między nimi pierwsze tarcia. Moja córka poznała nowych ludzi i chciała od czasu do czasu pójść z nimi na piwo, zabawić się, potańczyć.

Mundek tego nie rozumiał. Był tak zmęczony po całym dniu harówki, że kiedy Ewa przyjeżdżała, chciał tylko wyjść po nią na przystanek, a potem odprowadzić grzecznie do domu, wrócić do siebie i paść na łóżko. Zaczął też robić się okropnie zazdrosny o kolegów Ewy.

W każdym z nich widział rywala!

Ich kłótnie stawały się coraz częstsze, słuchałam ich przez ścianę ze ściśniętym sercem. Pewnego dnia, gdy Mundek rzucił się w mieście na kolegę Ewy i pobił go tylko dlatego, że tamten pocałował ją w policzek, postanowiłam się z nią rozmówić.

– Kochanie, musisz przemyśleć sobie ten związek – powiedziałam. – Dorosłe życie wymaga kompromisów, a Mundek chyba nie jest na nie gotowy. To dobry chłopak, ale mało kumaty.

Córka tylko machnęła ręką. Stwierdziła, że ona lepiej zna swojego chłopaka niż ja i że bardzo go kocha. Jednak powiedziała to takim tonem, jakby nie mnie chciała przekonać, a… siebie. Uśmiechnęłam się na to ze smutkiem. Czułam, że sytuacja zmierza ku katastrofie. Po tym pobiciu Ewa zaczęła się Mundka wstydzić. Nie chciała już, aby pojawiał się w mieście i kompromitował ją
w oczach nowych znajomych. Nagle wszystko zaczęło ją denerwować. Jego sposób mówienia
i ubierania się, poglądy na życie.

A on musiał widzieć, że moja  córka mu się wymyka. Było mi żal chłopaka, bo wszystko mogło przecież wyglądać zupełnie inaczej. Wystarczyłaby odrobina dobrej woli ze strony jego rodziców.
Powinni byli oddać gospodarstwo młodszemu synowi, który kochał pracę na roli, a starszemu pozwolić studiować. Jednak oni uparli się, że starszy syn powinien dziedziczyć i koniec, kropka.

W końcu Mundek, aby usidlić Ewę, poprosił ją… o rękę! Uznał, że licencjat w zupełności jej wystarczy. Teraz może zostać nauczycielką i jego żoną. Tymczasem ona miała zupełnie inne ambicje. Chciała zrobić magisterkę, a na wakacje wybierała się do Francji na winobranie.

Córka nie brała jego słów całkiem serio

Zaskoczona oświadczynami powiedziała, że nie jest gotowa na małżeństwo, a kiedy Mundek zaczął nalegać w nachalny sposób, po prostu z nim zerwała.

– Nie jestem taka, jak on chce, i nigdy nie będę! – rozpaczała.

– Kochanie, uwierz mi, że naprawdę dobrze się stało. Z tego związku i tak by nic nie wyszło – próbowałam ją pocieszyć.

Ewa jednak nadal się łudziła, że Mundek zmieni nastawienie.

– Dam mu jeszcze czas do namysłu – postanowiła.

Sądziła, że kiedy wyjedzie na dwa miesiące do Francji, Mundek zatęskni i wszystko sobie przemyśli. A potem będzie między nimi tak jak dawniej. Ale dla Mundka wyjazd Ewy oznaczał zdradę. Cała wieś przecież widziała, że poszedł do niej z pierścionkiem. I dostał kosza. Powiedział jej, że jeśli ona wyjedzie, to on… się zabije! Ewa nie wzięła jednak jego słów na serio i kazała mu dorosnąć.

Wyjechała radosna, pełna nadziei na fajne wakacje, i na to, że wszystko się potem dobrze ułoży.
Dwa dni później Mundek się powiesił. W naszym ogrodzie, pod jej oknem, na starej jabłoni. Znalazł go mój mąż i potem przez długie miesiące był w szoku. Podobnie jak cała wieś, która oskarżyła nas o śmierć tego chłopaka. Tak, nie tylko Ewę, ale całą naszą rodzinę, bo podobno porządnemu dzieciakowi przewróciliśmy w głowie. Wszyscy się od nas odwrócili...

Ewa nie była na pogrzebie Edmunda, bo nie chcieliśmy z mężem narażać jej na ten stres. Niech zazna trochę radości z tych swoich wymarzonych wakacji, uznaliśmy. O tym, co się stało, dowiedziała się po powrocie i nie mogła nam tego wybaczyć. Życzliwości mieszkańców wsi nie odzyskaliśmy już nigdy. Na Ewę patrzono jak na morderczynię. Kiedy szła przez wieś, ścigały ją wyzwiska. Mąż ściął jabłoń, na której powiesił się Mundek, a pewnej nocy ktoś postawił nam w tym miejscu drewniany krzyż. Nie śmieliśmy go ruszyć. I tak ten krzyż zaczął rzucać cień na nasz ogród, dzień i noc.

Wieś na tym nie poprzestała. Wybijali nam szyby w oknach, wrzucali do ogrodu martwe zwierzęta. Ktoś nawet otruł nam psa. Ale szczytem wszystkiego było podpalenie naszego auta! Samochód spłonął pewnej nocy jak pochodnia, a sprawców podpalenia nigdy nie odnaleziono. Zresztą, kto by miał to zrobić, skoro komendantem policji na terenie naszej wsi był wuj Mundka? Pamiętam, jaka byłam przerażona, kiedy to wszystko się stało. Bałam się o swoją rodzinę…

– Teraz chyba pora, aby ktoś podpalił nasz dom! Z nami w środku! – histeryzowałam.

A przeraziłam się jeszcze bardziej, gdy nasza Ewa sama próbowała popełnić samobójstwo! Zostawiła nam list, w którym stwierdziła, że to wszystko jej wina i dlatego chce odejść, żeby nam wreszcie dano spokój. Na szczęście nie był to silny lek, więc kiedy znaleźliśmy ją nieprzytomną i wezwaliśmy pogotowie, szybkie płukanie żołądka uratowało jej życie.

Po tym wszystkim podjęliśmy decyzję o wyprowadzce ze wsi. Wystawiliśmy dom na sprzedaż. Poszedł oczywiście za jakieś marne grosze, ale i tak cieszyliśmy się z tego, że w ogóle ktoś zechciał go kupić. I to tak szybko. Przeprowadziliśmy się na drugi koniec Polski, byle dalej od tego miejsca i wspomnień, które się z nim wiązały. Chcieliśmy całkowicie odciąć się od przeszłości. Nie ma przecież sensu wkurzać miejscowych.

Ewa dochodziła do siebie przez kolejny rok. Najpierw brała udział w terapii, a potem zmieniła uczelnię i postanowiła dokończyć studia. Bardzo nas to cieszyło. Od zawsze przecież pragnęła zdobyć wyższe wykształcenie. W domu nigdy nie rozmawiamy o Mundku. Może to źle, ale jakoś nikt z nas nie ma ochoty zacząć tej rozmowy. Ewa ostatnio przedstawiła nam swojego nowego chłopaka i odetchnęliśmy z mężem z ulgą, że wszystko układa się dobrze, a nasza córka wraca do normalnego życia.

Nie wiem, czy Ewa kiedykolwiek pojechała na grób Edmunda. Myślę, że nie. I bardzo dobrze. Po co budzić upiory i denerwować miejscowych, skoro życie idzie dalej i nie można odwrócić biegu wydarzeń?

Czytaj także:
„Kochałem ją, a ona wyszła za mnie, bo tak podpowiedział jej horoskop. Tak naprawdę nawet mnie nie lubiła”
„Moja synowa to wyrodna matka ze złego domu. Udawała miłą i dobrą, aż nie przepisaliśmy działki na syna”
„Mąż znęcał się nade mną jak psychopata. Złamał mi rękę, potrafił mnie głodzić, zabraniał chodzić do toalety”

Redakcja poleca

REKLAMA