„Kochałem ją, a ona wyszła za mnie, bo tak podpowiedział jej horoskop. Tak naprawdę nawet mnie nie lubiła”

Mężczyzna, który się rozwiódł fot. Adobe Stock, New Africa
„Dowiedziałem się, że astrolożka, u której Arleta regularnie zasięgała porad, opisała jej dość dokładnie przyszłego wybranka. Moja żoneczka nie wyszła za mnie ani z miłości, ani dlatego, że fajny ze mnie facet. Po prostu nasze horoskopy komuś się zgodziły!”
/ 02.11.2021 06:45
Mężczyzna, który się rozwiódł fot. Adobe Stock, New Africa

Początkowo nie rozumiałem, dlaczego Arleta zgodziła się zostać moją żoną. Owszem, bardzo się z tego cieszyłem, jednak racjonalnie rzecz ujmując, to nie miało prawa się zdarzyć. Nie jestem szczególnie przystojny, nie jestem „bogaty z domu”, zarabiałem skromnie, a i perspektyw zbyt dobrych nie miałem.
Oczywiście w grę mogło jeszcze wchodzić to, że się we mnie po prostu zakochała. Tyle że ja nie miałem poczucia, że Arleta jest we mnie zakochana. Ot, po prostu mnie lubiła. Za to ja byłem w niej zakochany po uszy! I dlatego się oświadczyłem, nie licząc specjalnie na powodzenie.

Tylko nad Bałtyk. Dlaczego? Bo tak!

Mało tego: byłem raczej przekonany, że ona mnie odrzuci. A postanowiłem spróbować tylko na zasadzie „raz kozie śmierć”. Nie umarłem. Przeciwnie: zostałem przyjęty z wielką radością, jakbym był długo oczekiwanym księciem na białym koniu. Jednak również wtedy nie miałem poczucia, że jestem kochany przez moją wybrankę. Po ślubie też nic się między nami nie zmieniło. Lecz wtedy powoli zaczęło się wyjaśniać, dlaczego to akurat ja zostałem mężem Arlety…

Zaczęło się od wyboru miejsca na wakacje. Ja miałem ochotę pojechać nad ciepłe morze, ona upierała się przy Bałtyku.

– Arletko, pozwoliłem ci wybrać miejsce na naszą podróż poślubną – wytknąłem jej łagodnie. – Chociaż przyznam, że zupełnie nie rozumiem, dlaczego wybraliśmy się do Norwegii w środku nocy polarnej… Kocham cię, więc się zgodziłem. No ale teraz chciałbym odpocząć w jakimś cieplejszym miejscu.

– Przecież w sierpniu nad Bałtykiem jest ciepło!

– Czasem jest, czasem nie jest. A ja bym chciał mieć gwarancję!

– To jeśli chcesz, ja się mogę upewnić, czy będziemy mieli dobrą pogodę – rzuciła moja żona.

– Daj spokój, kochanie, nie wierzę w żadne długoterminowe prognozy. Nikt nam nie zagwarantuje w maju, że będziemy mieli w sierpniu dobrą pogodę nad Bałtykiem.

– Mam sprawdzone metody!

– Arleta, jesienią wszystkie pogodynki gadały jak najęte, że zima będzie krótka i ciepła. A jaka była? Mroźna i koszmarnie długa. Wszystkie metody są zawodne, ot co.

– Akurat moje metody są absolutnie niezawodne! – stwierdziła pewna siebie Arleta, ucinając dalszą dyskusję.

Kilka dni później oznajmiła mi, że chociaż dobrą pogodę będziemy mieli tylko przez tydzień, a w drugim tygodniu będzie lać, to ona jest absolutnie zdecydowana, żebyśmy jechali nad Bałtyk. Bo jeżeli pojedziemy gdzie indziej, to zdarzy się nieszczęście! Jak amen w pacierzu…

Nie chciałem się z nią sprzeczać, więc w końcu się zgodziłem. Potem gorzko tego żałowałem, bo padało bite dwa tygodnie, a słońce wyszło dopiero w dniu naszego wyjazdu. Arleta też była zgnębiona. Na moje pretensje odpowiadała półgębkiem. Za to dwa dni po naszym powrocie przybiegła z pracy uśmiechnięta i oznajmiła, że wie, skąd wzięła się ta pomyłka w prognozach pogodowych.

– Po prostu ja miałam w głowie zupełnie inną datę wyjazdu… – oświadczyła. – To znaczy, późniejszą o tydzień.

– Co do tego ma twoja głowa?

– No bo, jak sprawdzałam, to ja się pomyliłam…

– Gdzie sprawdzałaś?

– Czy to ważne? – zdenerwowała się. – Po prostu sprawdzałam, i już! Daj mi spokój.

Uznałem, że Arleta zwyczajnie nie chce się przyznać do błędu w wyborze miejsca wakacji i dlatego z uporem maniaka broni tej swojej głupiej decyzji. Wkrótce okazało się jednak, że wcale nie mam racji…

Właściwie od dnia ślubu oboje marzyliśmy o dziecku. Staraliśmy się więc o nie, że tak powiem, ze wszystkich sił. Jakież było więc moje zdziwienie, gdy zaraz po powrocie z wakacji Arleta zaczęła narzekać na bóle głowy i inne kobiece dolegliwości, które skutecznie uniemożliwiały jakiekolwiek starania.

Nie ma zabezpieczeń doskonałych

Początkowo przyjmowałem to ze zrozumieniem – każdy może mieć gorszy okres. Ale kiedy dobiegał końca pierwszy miesiąc mojego seksualnego postu, zdenerwowałem się na żonę i zażądałem wyjaśnień. W odpowiedzi usłyszałem, że nasz syn powinien się urodzić w okresie między wrześniem a grudniem. Dlatego „począć” go możemy najwcześniej w styczniu. Czyli teraz – seks wykluczony!

– Najlepiej w marcu, bo nawet jako wcześniak ma szanse przyjść na świat we wrześniu – przekonywała mnie poważnym tonem Arleta. – Jak będzie przenoszony, to najwyżej urodzi się pod koniec grudnia. W razie czego zrobi się cesarkę w sylwestra.

– I co? Nie możemy się kochać przez kilka miesięcy? – załamałem się. – A potem jeszcze przez prawie cały rok?!

– No wiesz, to zawsze jest jakieś ryzyko. Nie ma zabezpieczeń absolutnie doskonałych – moja żona wzruszyła ramionami.

– I co z tego?! Najwyżej urodzi się w jakimś innym miesiącu!

– Ale przecież ci tłumaczę, że byłoby najlepiej…

– A niby dlaczego byłoby najlepiej?! – spytałem wkurzony.

– Dlatego, że układ naszych wspólnych gwiazd mówi…

– Co? Zwariowałaś? Mam się słuchać gwiazd?! Nie mam ochoty na takie idiotyzmy! – zdenerwowałem się chyba ponad miarę, bo seksualna abstynencja już mi naprawdę doskwierała.

– To nie jest żaden idiotyzm – oburzyła się Arleta.

– A właśnie, że jest!

– Tak?! To przyjmij do wiadomości, że gdyby nie ten idiotyzm, to w ogóle nie wyszłabym za ciebie, ty uparty ćwoku! – zastrzeliła mnie moja piękna żona.

Wtedy dowiedziałem się, że astrolożka, u której Arleta regularnie zasięgała porad, opisała jej dość dokładnie przyszłego wybranka. I okazało się, że wszystkie szczegóły tego opisu pasowały jak ulał do mnie i do nikogo innego. A ponieważ ta wróżbitka zapewniała, że tylko z takim mężczyzną Arleta zazna w życiu szczęścia, więc zgodziła się przyjąć moje oświadczyny…

Na dowód pokazała mi plik wykresów

No cóż, świadomość, że o moim życiu i szczęściu zadecydowała jakaś obca baba zarabiająca na rysowaniu schematów z układów gwiazd, nie była dla mnie zbyt miła. Arleta nie wyszła za mnie ani z miłości, ani dlatego, że fajny ze mnie facet. Po prostu nasze horoskopy komuś się zgodziły!

Nie umiałem powstrzymać się od złośliwości, że chyba wróżka się musiała pomylić. Bo skoro ja nie mam zamiaru słuchać nakazów Arlety, to chyba nie jestem tym wymarzonym. A jeśli wróżka się pomyliła ten jeden raz, to może się mylić częściej. W tym zarówno w kwestii pogody, jak i daty narodzin dziecka…

Robiąc tę uwagę, nie przypuszczałem, że Arleta tak się nią przejmie. Ale ona najwyraźniej musiała to następnego dnia skonsultować z astrolożką, bo przybiegła do mnie przejęta.

– Wiesz, sprawdziłam to… To znaczy, czy jesteś tym odpowiednim mężczyzną dla mnie.

– I co ci powiedziała nasza jasnowidzka? – zadrwiłem.

– To nie jest żadna jasnowidzka, tylko astrolożka. Ona opiera się na ścisłych wyliczeniach, naukowych podstawach.

– Przestań mnie rozśmieszać! – zdenerwowałam się. – Nie ma czegoś takiego jak ściśle naukowe wyliczenia astrologiczne…

– A właśnie, że są. I masz szczęście, bo inaczej bym na ciebie nie spojrzała. Zresztą masz podwójne szczęście, bo ona to jeszcze raz dokładnie sprawdziła i powiedziała, że nie ma nawet cienia wątpliwości. Właśnie ty jesteś mi przeznaczony!

– Tak?! To ja ci udowodnię, że się myli. Jutro wnoszę o rozwód – oznajmiłem żonie w nadziei, że choć trochę ją wystraszę, ale ona spokojnie odpowiedziała:

– Daj spokój, nie zrobisz tego. Ja wiem, jesteś trochę zdenerwowany, że tak mało zależy od ciebie, a tyle od gwiazd. Ja też nie od razu to zaakceptowałam…

Wtedy zrozumiałem, że moja żona naprawdę nie jest normalną osobą i nic już tego nie zmieni. I każdą najmniejszą decyzję do końca życia będzie podejmować przy pomocy tej wróżki od gwiazd… A ja nie chciałem, żeby moja przyszłość była z góry zdeterminowana! Dlatego naprawdę wyprowadziłem się od Arlety i wkrótce wniosłem o rozwód.

Moja żona długo nie mogła uwierzyć, że nie żartuję. Raz po  raz biegała też na konsultacje do astrolożki, a potem usiłowała mnie przekonać, żebym „nie sprzeciwiał się gwiazdom, bo i tak nic nie wskóram”.

– Przestań się wygłupiać i wracaj do domu – nakłaniała mnie, jednak ja się zawziąłem.

Wkrótce dowiedziałem się, że była żona już nie ma do mnie żalu. Astrolożka wyjaśniła Arlecie, dlaczego książę na białym koniu się zbuntował. Po prostu popełniła „matematyczną pomyłkę w obliczeniach” i dlatego wskazała niewłaściwego mężczyznę… Mija rok od rozwodu, w życiu Arlety pojawił zaś się kolejny „facet z gwiazd”. Ciekawe, czy on będzie słuchał się horoskopów.

Czytaj także:
„Moja synowa to wyrodna matka ze złego domu. Udawała miłą i dobrą, aż nie przepisaliśmy działki na syna”
„Mąż znęcał się nade mną jak psychopata. Złamał mi rękę, potrafił mnie głodzić, zabraniał chodzić do toalety”
„Była miłością mego życia, ale wzbraniała się przed dziećmi i małżeństwem. Po rozstaniu zostawiła mi list”

Redakcja poleca

REKLAMA