Stojąc na galerii, patrzyłam jak Emilka wchodzi przez szklane drzwi i obrzuca wnętrze centrum zbolałym wzrokiem. Myślałby kto, że zakupy to dla mojej córy niewyobrażalna męka! Postała chwilę, wyjęła telefon i po chwili poczułam w kieszeni wibracje.
– Na piętrze – poinformowałam ją z westchnieniem, bo naprawdę spodziewałabym się po młodej więcej inwencji. – Tu jest ten sklep sportowy, o który ci chodziło.
– Pfff – usłyszałam tylko i połączenie zostało przerwane.
Leniwie powlokła się na ruchome schody i wstąpiła na stopień jak na szafot. Matko jedyna, kiedy właściwie z figlarnej, wesołej dziewczynki stała się taką malkontentką? Czy ja w jej wieku też miałam minę, jakbym robiła łaskę, że żyję? Szczerze wątpię, ojciec zaraz wybiłby mi z głowy podobne fanaberie.
Ciężko się z nią ostatnio rozmawia...
– Nienawidzę szkoły – burknęła na dzień dobry.
– Ale już we wrześniu? – zdziwiłam się. – To co będzie w grudniu? A po Nowym Roku?
– Nie wiem – stwierdziła bez większego zainteresowania. – Katastrofa klimatyczna? Roztopi się lodowiec i wszyscy zginiemy?
– Wiesz co? – To nie kupujmy tych butów, ileż ci w tej sytuacji posłużą? – zaproponowałam.
Spojrzała z głęboką urazą i zrobiło mi się jej żal. Każdy ma prawo do gorszego humoru, nie?
– Dobra, żartowałam – zmierzwiłam jej włosy. – Załatwmy, co jest do załatwienia, a potem stawiam lody.
No, wreszcie coś na kształt uśmiechu… Czyli nie jest naprawdę źle. A z kawiarnią też niegłupio wyszło, bo najwyższy czas wybadać, co jaśnie panienka chciałaby na urodziny. Został już niecały miesiąc! Z kasą było niby dobrze, ale bez szału – wiadomo, kryzys. W ostatniej rozmowie telefonicznej ustaliliśmy z mężem, że najlepiej byłoby połączyć przyjemne z pożytecznym i sprawić Emilce coś, co po prostu jej się przyda: nowe biurko, lepszy komputer, ewentualnie bardziej wypasioną kurtkę na zimę.
Kupiłyśmy te buty, oczywiście chciała czarne. Też kiedyś preferowałam modę cmentarną, ale, o ile pamiętam, dopiero w liceum, nie w podstawówce.
– Teraz takie trendy? – zapytałam. – Czy to twoja osobista stylówka?
– Mamo – przewróciła oczami. – Chodzi o to, że nie będą się brudzić.
– Będą, tylko niewidocznie – sprostowałam dla zasady.
Tak się ciężko z tą dziewczyną ostatnio rozmawia! Nie opuszcza gardy nawet na chwilę, jakby bez przerwy musiała bronić się przed atakami; aż człowieka korci, żeby przypominać, że jest wśród swoich.
Gdzieś przy trzeciej gałce lodów wyluzowała. Trzeba zapamiętać: słony karmel łagodzi humory.
– Wkrótce twoje urodziny, Emi – zaryzykowałam. – Masz jakieś specjalne życzenia?
– Tak, mam – tym razem zaskoczyła mnie zdecydowaniem.
Aż strach, co tam wykombinowała, skoro nie zostawia wszystkiego na ostatnią chwilę… Czy będę umiała jej wytłumaczyć, że nas nie stać, jeśli przesadziła? – przeraziłam się.
– Dobra, dajesz – rzuciłam się na głęboką wodę.
Jak mam przetrwać te fochy?!
A Emila na to, że już jej się znudziły urodziny w różnych miejscach. Park linowy, kręgielnia, wcześniej jakieś kulki… Było fajnie, ale w tym roku chciałaby coś kameralnego.
– Myślałam, żeby zaprosić dziewczyny na noc – przeszła wreszcie do konkretów. – Posiedziałybyśmy przy kinie domowym i dobrym jedzeniu, a rano odwiozłabyś gości…
– No, nie wiem – jakoś wizja watahy nastolatek galopującej po schodach wte i wewte nie wzbudziła mojego entuzjazmu. – Ile by miało być tych dziewczyn?
– Tylko nasza paczka – wyjaśniła Emilia. – Ja, Kasia, Matylda i Zośka.
– I Wiktoria – przypomniałam.
– To jest moja kuzynka, nie przyjaciółka – skrzywiła się córka. – Nie należy do paczki.
Przypomniałam, że jakoś dotąd nikt nie zgłaszał protestów, gdy brała udział w imprezach.
– Teraz nie zniknie w tłumie – wyjaśniła Emilia. – Będzie się wymądrzać, do wszystkiego wtrącać. Nikt nie będzie się czuł swobodnie.
– Demonizujesz, Emilia, zawsze byłyście sobie bliskie…
– Chyba w przedszkolu – burknęła córa. – Ty wiesz, jakie ona ma odpały, odkąd jeździ na oazę? I co, do końca życia mam się z nią bujać, bo łączy nas pokrewieństwo? Bez jaj.
– Twoje przyjaciółki znają Wiktorię i lubią – zupełnie nie umiałam sobie wyobrazić, jak wytłumaczę szwagierce, że jej córka nie jest zaproszona.
– Wcale nie – skwitowała Emilia. – Wiktoria to garb… Kto lubi garba? Chyba wielbłąd!
– Ojciec się nie zgodzi – ostrzegłam córkę. – To tata Wiktorii załatwił mu pracę w Holandii.
– To po co pytasz, czego życzę sobie na urodziny? – Emilka odstawiła pucharek po lodach na tacę. – Po co, skoro i tak uważasz, że powinnam się patriotycznie poświęcić?
– Już nie przesadzaj, virtuti militari za takie coś nie dają – roześmiałam się, ale zgromiła mnie wzrokiem. – Poza tym chodziło mi głównie o prezent – dodałam. – Jaki chciałabyś dostać. Nie o samą imprezę.
– Na pewno masz już coś na myśli – skrzywiła się córa. – Coś lepszego, pożytecznego, a w ogóle już kupiłaś pół roku temu na promocji, tylko jest gdzieś schowane.
– Słowo honoru, że nie – uderzyłam się w piersi naszym dawnym rodzinnym gestem, który jednak nie zrobił na Emilce żadnego wrażenia.
Byłam zła, że córka tak niesprawiedliwie mnie ocenia, ale nie chciałam w to brnąć.
Odkąd Marcin robił w tej zakichanej Holandii, było wystarczająco ciężko, cóż, kredyt do spłacenia nie zostawiał nam pola do zbyt wielu manewrów. I tak byliśmy wdzięczni, że ojciec Wiktorii załatwił mu tę pracę, bo bez tego nie mielibyśmy co do garnka włożyć. Dlaczego Emilka nie chce tego zrozumieć?
– Nie bądź dziecinna – poprosiłam. – Wiesz, jaka jest sytuacja.
– Wiem – spojrzała mi ze złością w oczy. – Zawsze jestem w domu, gdy Wiktoria przychodzi z matką. Nie uciekam, chociaż mam na to ochotę. Chodzę z tobą do nich i tam też muszę znosić jej obecność. Ale to są MOJE urodziny. No, chyba że jednak nie – wstała od stolika. – Ale to wtedy nie udawaj, że jest inaczej, okej?
– Gdzie idziesz? – zapytałam.
– Do kibla – burknęła. – Chyba mi te twoje lody wracają…
Chwilami się wydaje, że Emilia jest już taka dojrzała aż tu szast-prast i wychodzi z niej rozkapryszony dzieciak. Jak to przetrwać i nie oszaleć?
Czytaj także:
„Teściowa zwaliła nam na głowę swoją wredną siostrę. Nie pytała o zdanie, po prostu kazała nam oddać jej pokój naszego syna”
„Chciałam zrobić Wigilię, ale moi rodzice i teściowie żrą się jak pies z kotem. Jak tak dalej pójdzie, to odwołam święta”
„Dałem dzieciom godne życie, więc mają tańczyć, jak im zagram. Niech wybiją sobie z głowy studia i podróże, mają doić krowy”