„Córka nie chce na swoich urodzinach przemądrzałej kuzynki. Niech zaciśnie zęby i nie marudzi, dzięki jej ojcu mamy co jeść”

kłótnia matki z córką fot. Adobe Stock, VadimGuzhva
„– Zawsze jestem w domu, gdy Wiktoria przychodzi z matką – spojrzała mi ze złością w oczy. – Nie uciekam, chociaż mam na to ochotę. Chodzę z tobą do nich i tam też muszę znosić jej obecność. Ale to są MOJE urodziny. No, chyba że jednak nie... Ale to wtedy nie udawaj, że jest inaczej, okej?”.
/ 15.12.2022 12:30
kłótnia matki z córką fot. Adobe Stock, VadimGuzhva

Stojąc na galerii, patrzyłam jak Emilka wchodzi przez szklane drzwi i obrzuca wnętrze centrum zbolałym wzrokiem. Myślałby kto, że zakupy to dla mojej córy niewyobrażalna męka! Postała chwilę, wyjęła telefon i po chwili poczułam w kieszeni wibracje.

– Na piętrze – poinformowałam ją z westchnieniem, bo naprawdę spodziewałabym się po młodej więcej inwencji. – Tu jest ten sklep sportowy, o który ci chodziło.

– Pfff – usłyszałam tylko i połączenie zostało przerwane.

Leniwie powlokła się na ruchome schody i wstąpiła na stopień jak na szafot. Matko jedyna, kiedy właściwie z figlarnej, wesołej dziewczynki stała się taką malkontentką? Czy ja w jej wieku też miałam minę, jakbym robiła łaskę, że żyję? Szczerze wątpię, ojciec zaraz wybiłby mi z głowy podobne fanaberie.

Ciężko się z nią ostatnio rozmawia...

Nienawidzę szkoły – burknęła na dzień dobry.

– Ale już we wrześniu? – zdziwiłam się. – To co będzie w grudniu? A po Nowym Roku?

– Nie wiem – stwierdziła bez większego zainteresowania. – Katastrofa klimatyczna? Roztopi się lodowiec i wszyscy zginiemy?

– Wiesz co? – To nie kupujmy tych butów, ileż ci w tej sytuacji posłużą? – zaproponowałam.

Spojrzała z głęboką urazą i zrobiło mi się jej żal. Każdy ma prawo do gorszego humoru, nie?

– Dobra, żartowałam – zmierzwiłam jej włosy. – Załatwmy, co jest do załatwienia, a potem stawiam lody.

No, wreszcie coś na kształt uśmiechu… Czyli nie jest naprawdę źle. A z kawiarnią też niegłupio wyszło, bo najwyższy czas wybadać, co jaśnie panienka chciałaby na urodziny. Został już niecały miesiąc! Z kasą było niby dobrze, ale bez szału – wiadomo, kryzys. W ostatniej rozmowie telefonicznej ustaliliśmy z mężem, że najlepiej byłoby połączyć przyjemne z pożytecznym i sprawić Emilce coś, co po prostu jej się przyda: nowe biurko, lepszy komputer, ewentualnie bardziej wypasioną kurtkę na zimę.

Kupiłyśmy te buty, oczywiście chciała czarne. Też kiedyś preferowałam modę cmentarną, ale, o ile pamiętam, dopiero w liceum, nie w podstawówce.

– Teraz takie trendy? – zapytałam. – Czy to twoja osobista stylówka?

– Mamo – przewróciła oczami. – Chodzi o to, że nie będą się brudzić.

– Będą, tylko niewidocznie – sprostowałam dla zasady.

Tak się ciężko z tą dziewczyną ostatnio rozmawia! Nie opuszcza gardy nawet na chwilę, jakby bez przerwy musiała bronić się przed atakami; aż człowieka korci, żeby przypominać, że jest wśród swoich.

Gdzieś przy trzeciej gałce lodów wyluzowała. Trzeba zapamiętać: słony karmel łagodzi humory.

– Wkrótce twoje urodziny, Emi – zaryzykowałam. – Masz jakieś specjalne życzenia?

– Tak, mam – tym razem zaskoczyła mnie zdecydowaniem.

Aż strach, co tam wykombinowała, skoro nie zostawia wszystkiego na ostatnią chwilę… Czy będę umiała jej wytłumaczyć, że nas nie stać, jeśli przesadziła? – przeraziłam się.

– Dobra, dajesz – rzuciłam się na głęboką wodę.

Jak mam przetrwać te fochy?!

A Emila na to, że już jej się znudziły urodziny w różnych miejscach. Park linowy, kręgielnia, wcześniej jakieś kulki… Było fajnie, ale w tym roku chciałaby coś kameralnego.

– Myślałam, żeby zaprosić dziewczyny na noc – przeszła wreszcie do konkretów. – Posiedziałybyśmy przy kinie domowym i dobrym jedzeniu, a rano odwiozłabyś gości…

– No, nie wiem – jakoś wizja watahy nastolatek galopującej po schodach wte i wewte nie wzbudziła mojego entuzjazmu. – Ile by miało być tych dziewczyn?

– Tylko nasza paczka – wyjaśniła Emilia. – Ja, Kasia, Matylda i Zośka.

– I Wiktoria – przypomniałam.

– To jest moja kuzynka, nie przyjaciółka – skrzywiła się córka. – Nie należy do paczki.

Przypomniałam, że jakoś dotąd nikt nie zgłaszał protestów, gdy brała udział w imprezach.

– Teraz nie zniknie w tłumie – wyjaśniła Emilia. – Będzie się wymądrzać, do wszystkiego wtrącać. Nikt nie będzie się czuł swobodnie.

– Demonizujesz, Emilia, zawsze byłyście sobie bliskie…

– Chyba w przedszkolu – burknęła córa. – Ty wiesz, jakie ona ma odpały, odkąd jeździ na oazę? I co, do końca życia mam się z nią bujać, bo łączy nas pokrewieństwo? Bez jaj.

– Twoje przyjaciółki znają Wiktorię i lubią – zupełnie nie umiałam sobie wyobrazić, jak wytłumaczę szwagierce, że jej córka nie jest zaproszona.

– Wcale nie – skwitowała Emilia. – Wiktoria to garb… Kto lubi garba? Chyba wielbłąd!

– Ojciec się nie zgodzi – ostrzegłam córkę. – To tata Wiktorii załatwił mu pracę w Holandii.

– To po co pytasz, czego życzę sobie na urodziny? – Emilka odstawiła pucharek po lodach na tacę. – Po co, skoro i tak uważasz, że powinnam się patriotycznie poświęcić?

– Już nie przesadzaj, virtuti militari za takie coś nie dają – roześmiałam się, ale zgromiła mnie wzrokiem. – Poza tym chodziło mi głównie o prezent – dodałam. – Jaki chciałabyś dostać. Nie o samą imprezę.

– Na pewno masz już coś na myśli – skrzywiła się córa. – Coś lepszego, pożytecznego, a w ogóle już kupiłaś pół roku temu na promocji, tylko jest gdzieś schowane.

– Słowo honoru, że nie – uderzyłam się w piersi naszym dawnym rodzinnym gestem, który jednak nie zrobił na Emilce żadnego wrażenia.

Byłam zła, że córka tak niesprawiedliwie mnie ocenia, ale nie chciałam w to brnąć.

Odkąd Marcin robił w tej zakichanej Holandii, było wystarczająco ciężko, cóż, kredyt do spłacenia nie zostawiał nam pola do zbyt wielu manewrów. I tak byliśmy wdzięczni, że ojciec Wiktorii załatwił mu tę pracę, bo bez tego nie mielibyśmy co do garnka włożyć. Dlaczego Emilka nie chce tego zrozumieć?

– Nie bądź dziecinna – poprosiłam. – Wiesz, jaka jest sytuacja.

– Wiem – spojrzała mi ze złością w oczy. – Zawsze jestem w domu, gdy Wiktoria przychodzi z matką. Nie uciekam, chociaż mam na to ochotę. Chodzę z tobą do nich i tam też muszę znosić jej obecność. Ale to są MOJE urodziny. No, chyba że jednak nie – wstała od stolika. – Ale to wtedy nie udawaj, że jest inaczej, okej?

– Gdzie idziesz? – zapytałam.

– Do kibla – burknęła. – Chyba mi te twoje lody wracają…

Chwilami się wydaje, że Emilia jest już taka dojrzała aż tu szast-prast i wychodzi z niej rozkapryszony dzieciak. Jak to przetrwać i nie oszaleć?

Czytaj także:
„Teściowa zwaliła nam na głowę swoją wredną siostrę. Nie pytała o zdanie, po prostu kazała nam oddać jej pokój naszego syna”
„Chciałam zrobić Wigilię, ale moi rodzice i teściowie żrą się jak pies z kotem. Jak tak dalej pójdzie, to odwołam święta”
„Dałem dzieciom godne życie, więc mają tańczyć, jak im zagram. Niech wybiją sobie z głowy studia i podróże, mają doić krowy”

Redakcja poleca

REKLAMA