Dziecko potrafi sprawić zawód. I wcale nie mówię o nastolatku, który zrobił coś głupiego, ani o maluchu, który popisał długopisem ściany. Mam na myśli moją dorosłą już córkę. Samodzielną, wykształconą, trzydziestoletnią kobietę. Próbowała mnie wykorzystać, chwytając się emocjonalnego szantażu…
Nie przypuszczałam, że tak mnie potraktuje
A wszystko zaczęło się od bardzo radosnego wydarzenia, bo od narodzin mojej wnuczki. Córka niemal do samego porodu pracowała, więc musiałam jej pomagać. Robiłam dla niej zakupy, gotowałam, żeby dobrze się odżywiała, a od czasu do czasu sprzątałam jej dom. Koleżanki w pracy mówiły, że jestem głupia, że daję się wykorzystywać, ale ja widziałam to inaczej. Przecież ona spędzała w pracy znacznie więcej czasu ode mnie i po powrocie do domu nie miała już sił. Ja wychodziłam z firmy codziennie o piętnastej i zostawało mi jeszcze sporo czasu, by jej pomóc, by o nią zadbać.
Tym bardziej że mąż Izy, Mateusz też wracał późno – oboje pracowali na poważnych stanowiskach. Nie narzekali na brak pieniędzy, tylko na deficyt czasu. Po dziewięciu miesiącach szczęśliwie doczekaliśmy bezproblemowego rozwiązania i na świecie pojawiła się Amelia. Córka poszła na macierzyński, ale i tak dalej mnie potrzebowała, bo mała dawała nieźle popalić. Nie chciała jeść, nie chciała spać, potrzebowała mnóstwa uwagi. Ale dałyśmy radę. Gdy minęło pięć miesięcy, Iza zdecydowała, że czas wrócić do pracy. Przekonywałam ją, że to za wcześnie, że powinna posiedzieć z małą rok, a dopiero wtedy pomyśleć o żłobku, ale ona już podjęła decyzję.
– Nie mogę, mamo. Przecież wiesz, że bym chciała, ale dzisiaj są inne czasy. Muszę wracać, jeśli mam utrzymać pozycję w firmie – mówiła.
– No, ja rozumiem, ale Amelka nie będzie już nigdy niemowlęciem…
– Nie stawiaj sprawy w ten sposób, proszę – denerwowała się córka.
Wtedy po raz pierwszy mnie zawiodła
Byłam zdziwiona, że rezygnuje z opieki nad małą, choć pieniędzy mają dość. Dostawała na macierzyńskim dobrą pensję, a i jej mąż zarabiał niemało. Była świetnym fachowcem i nawet gdyby straciła swoje stanowisko, mogła poszukać czegoś innego. Zrozumiałam, że chodzi tylko o ambicje. Ale Iza dała mi jeszcze jeden powód do głębokich westchnień. Poprosiła o przysługę, która miała poważnie skomplikować mi życie. Zapytała któregoś dnia, czy mogłabym się zająć Amelką, gdy ona pójdzie do pracy.
– Ale jak, popołudniami? Gdy będziesz brała nadgodziny? – pytałam.
– Nie. Chodzi o to, żebyś była z małą na stałe. Przez cały dzień.
– Przecież ja pracuję.
– No tak. Jasne, ale i tak niedługo przechodzisz na emeryturę. No i ciągle powtarzasz, że tak mało ci w tej firmie płacą. Zwolnij się, a ja i Mateusz będziemy ci płacić. Tyle, ile teraz zarabiasz, co ty na to?
– Dziecko, czyś ty zwariowała? Przecież ja do emerytury mam jeszcze ze dwa lata albo więcej! – broniłam się.
– No i przez cały ten czas będziesz z Amelką, a my będziemy wypłacali ci pensję. Ona jest za mała, żeby iść do żłobka. Zresztą, w ogóle bym nie chciała, żeby tam chodziła. Opiekunki też nie najmę, bo ciężko jest znaleźć kogoś dobrego. I trzeba naprawdę słono zapłacić za kogoś dobrego…
– A na mnie zaoszczędzisz? – zapytałam z przekąsem.
– Nie o to chodzi. Będziesz ze swoją wnuczką. Przecież to chyba lepsze, niż zasuwać w fabryce, przy taśmie.
– Ja lubię swoją pracę. Mam tam koleżanki. A ty naprawdę nie możesz przedłużyć macierzyńskiego?
– Już o tym rozmawiałyśmy. Mamo, ja dopiero zaczynam karierę i muszę być dyspozycyjna – westchnęła ciężko. – Zrozumiem, jeśli nie przyjmiesz tej propozycji. Wiem, że niełatwo tak zrezygnować z życia zawodowego. Ale zrobisz, jak będziesz uważała. To twoja decyzja. Jeśli odmówisz, wcale nie będziemy z Mateuszem urażeni, przysięgam.
– No dobrze, a co wtedy z Amelką?
– Oddam ją do żłobka. Nie mam wyjścia.
Tym zdaniem mnie zaszantażowała
Dała do zrozumienia, że będę pośrednio winna temu, że mała nie mogła zostać w domu. Wtedy jednak nie dostrzegłam tej przebiegłości. No i uległam. Zgodziłam się zaopiekować wnuczką. Podjęcie tej decyzji było bardzo trudne, ale w końcu miałam niepowtarzalną okazję, by wychowywać wnuczkę. Skusiła mnie wizja bycia z nią każdego dnia, patrzenia, jak uczy się świata, prowadzania jej za rączkę w nowe miejsca. Złożyłam w pracy wypowiedzenie i pożegnałam się z koleżankami. Gdy usłyszały, dlaczego odchodzę, próbowały mnie odwieść od tego pomysłu, ale papiery wylądowały już na biurku kierownika.
Stało się. Po miesięcznym okresie wypowiedzenia, wstałam w poniedziałek rano jak zwykle o szóstej, ale zamiast do pracy, poszłam do córki. Czułam się dziwnie, gdy oni szykowali się do wyjścia, a ja stałam z Amelką na rękach jak pełnopłatna opiekunka. Ale gdy poszli, pozbyłam się wszystkich wątpliwości. Wnuczka przekonała mnie, że nie popełniłam błędu. Było z nią cudownie. Amelka była pogodnym i szczęśliwym dzieckiem, co rusz wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Z każdym kolejnym dniem bawiłyśmy się lepiej, bo i ja przyzwyczajałam się do opieki.
Uczyłam się jej nawyków i nabierałam pewności siebie. Po trzech miesiącach wiedziałam już o wnuczce wszystko i czas leciał nam jak z bicza strzelił. A to zabawa w domu, a to wyjście na podwórko, a to trochę bajek, a to coś pysznego do jedzenia, a to wspólna drzemka – tak jest, zdarzało nam się razem zasnąć. Tak się zżyłyśmy, że gdy szłam po południu albo nawet wieczorem do domu, nie chciała mnie puścić. Płakała za „babą” i czepiała się spódnicy. Dzięki niej odmłodniałam. Przypomniały mi się lata, gdy sama byłam mamą, gdy opiekowałam się moją córką.
To uczucie dodawało mi skrzydeł.
Wszystko byłoby super, gdyby nie pieniądze
Mam już swoje lata i wiem, że one mogą popsuć najlepsze relacje, stanąć na drodze najlepszym nawet planom. Tak stało się w naszym wypadku. Na początku, przez pierwszych kilka miesięcy, córka regularnie wypłacała mi ustaloną kwotę. Ale po pół roku, po raz pierwszy zapomniała, że czekam na pieniądze. Musiałam się po trzech dniach upomnieć. Przepraszała mnie wielokrotnie i pewnie na tym by się skończyło, gdyby w kolejnych miesiącach sytuacja nie zaczęła się powtarzać. Aż w końcu usłyszałam takie tłumaczenie:
– Przepraszam cię, mamo, ale teraz nie mam pieniędzy. Mateusz ma w pracy kłopoty. Strasznie spadła im w firmie sprzedaż, mają kryzys w branży i regularnie nie dostaje premii. Musieliśmy zacisnąć pasa – wyznała mi ze smutną miną. – Ale jak tylko sytuacja wróci do normy, wszystko uregulujemy.
– Ale to znaczy, że w tym miesiącu nie zapłacisz mi w ogóle?
– Nie bardzo mam jak. Dasz radę?
– Ok, myślę że tak. Coś tam z ojcem przecież odłożyliśmy.
Przeżyliśmy ten miesiąc z jednej pensji i wykorzystaliśmy drobną część oszczędności. Iza wypłaciła mi potem zaległe pieniądze, ale kolejnego miesiąca też poprosiła o odroczenie wypłaty. Tym razem czekałam nie miesiąc, a półtora. No i tak stopniowo zwłoki robiły się coraz dłuższe. Doszło nawet do tego, że Iza zalegała mi aż z trzema wypłatami. Cały czas tłumaczyła, że gorzej im się wiedzie, że Mateusz zarabia mniej.
Pewnie bym uwierzyła, gdyby żyli skromniej
Ale oni dalej dogadzali sobie tak jak wcześniej. Jedzenie kupowali w najdroższej sieci marketów i często zamawiali coś gotowego do domu z restauracji. Iza regularnie kupowała sobie nowe ciuchy, a Mateusz nie zrezygnował z drogiego karnetu na siłownię. Dalej jeździli dwoma samochodami, choć oboje do pracy mają niedaleko.
Nigdy nie byli oszczędni, ale w tej sytuacji uznałam, że muszę z Izą porozmawiać. Przecież nie mogłam żyć z mężem z jednej pensji, gdy oni rozpuszczali pieniądze.
– Córeńko, ja chciałam porozmawiać z tobą o tych pieniądzach dla mnie…
– Tak, tak, mamo. Ja wiem. Obiecuję ci, że już niedługo wszystko dostaniesz. W przyszłym miesiącu!
Zawsze tak odpowiadała na moje pytania. Widać było, że jest zakłopotana. I mnie to krępowało, ale nie mogłam już dłużej milczeć.
– Ja wiem, rozumiem. Tylko chciałam ci powiedzieć, że jeśli macie kłopoty finansowe, może dobrze by było spróbować trochę zaoszczędzić.
– Ale z czego, skoro nam ledwo starcza do pierwszego? – zdziwiła się.
– No to może trzeba mniej wydawać. Odpuścić sobie drogie sklepy i regularne zakupy ubrań.
Zatkało ją. Patrzyła na mnie jak ja na kosmitkę. Nigdy nie wtrącałam się do jej wydatków i chyba dlatego była tak zaskoczona. Nagle wybuchła:
– No wiesz co? Aleś teraz palnęła. Przecież my normalnie żyjemy. Z czego mam zrezygnować? Z jedzenia, z noszenia ubrań?!
– Wiesz, że nie to mam na myśli. Ubrań masz mnóstwo, a jedzenie można kupować w tańszych sklepach. No i samemu szykować, a nie ciągle zamawiać gotowe.
– Rozliczasz nas?
– Nie, córeczko – odparłam też już nieco rozdrażniona jej butą. – Ale jeśli nie dostanę pieniędzy od ciebie, będę musiała wrócić do pracy. Wybacz mi.
– A co z Amelką?
– Już jest duża. Można ją oddać do żłóbka – odparłam.
Muszę przełknąć tę gorzką pigułkę
Musiałam tak postawić sprawę. Nie mogłam pozwolić dłużej się wykorzystywać. Ta rozmowa dużo jednak między nami popsuła. Iza przez długi czas się na mnie boczyła, a ja przestałam czuć się w jej domu komfortowo. Mateusz też zaczął się dziwie zachowywać. Jakby mnie unikał. Po dwóch tygodniach takiej atmosfery jeszcze raz wzięłam Izę na rozmowę. Chciałam dowiedzieć się, czy się na mnie gniewa, czy ma mi za złe. Usłyszałem wtedy słowa, które ostatecznie przesądziły o tym, że przejrzałam na oczy:
– Jest mi trochę przykro, że tak ci zależy na tych pieniądzach od nas. Przecież jesteś babcią Amelki, powinnaś się cieszyć, że z nią przebywasz.
Zamurowało mnie. Nic nie rozumiała. Jeszcze raz wyjaśniłam jej, że też muszę z czegoś żyć, ale ona wzruszyła tylko ramionami. Beznamiętnie dodała, że pieniądze za ten miesiąc wręczą mi punktualnie. I tak zrobili. Ale była to ostatnia wypłata, którą od nich przyjęłam. Nie chciałam dłużej opiekować się małą w takiej atmosferze, nie chciałam jałmużny. Powiedziałam im, że mam bardzo dobrą ofertę pracy i dałam miesiąc na wymyślenie, z kim będą zostawiać Amelkę. Rozstanie z małą było bardzo bolesne, ale nie miałam wyjścia.
Musiałam to zrobić dla dobra relacji z córką
Gdybym została, czułabym jeszcze większy niesmak, a konflikt między nami by się pogłębiał. A tak, po kilku miesiącach wszystko poszło w zapomnienie i widujemy się regularnie, ciesząc swoim towarzystwem, jakby nic się nie stało. No może nie do końca… Jest we mnie trochę żalu, że zostałam tak potraktowana. Że córka i zięć próbowali mnie wykorzystać, zaoszczędzić na mnie. Wiem to, bo widzę, że nie zmieniła im się stopa życiowa. Całkiem przypadkiem wygadali się też, ile płacą nowej opiekunce. Młoda dziewczyna dostaje niemal dwa razy tyle pieniędzy co ja.
Z perspektywy czasu widzę, że cały ten układ nie był dobrym pomysłem. Pensja dla babci za opiekę nad wnuczką – ryzykowna sprawa. Ale przecież wierzyłam tylko, że potraktują mnie uczciwie… Myślę, że długo tego nie zapomnę. Gdyby to była obca osoba, machnęłabym na to ręką. Ale własna córka, której oddałam wszystko, co miałam najlepszego? No nic, trzeba przełknąć tę gorycz i żyć dalej normalnie. Choćby dla dobra stosunków, choćby dla mojej kochanej wnusi.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”