Moja córka jest bardzo ambitna. To dobrze, trzeba w życiu mierzyć wysoko. Ale czasem też nie ma innego wyjścia, jak zejść na ziemię. Miałam już tego dość! Na początku wspierałam ją i pocieszałam.
Na początku wspierałam ją i pocieszałam
– Zobaczysz – mówiłam. – w końcu coś znajdziesz. Przecież znasz biegle dwa języki, dyplom obroniłaś na piątkę. No i jesteś wyjątkowo ładna. To może tylko pomóc.
Myliłam się. To przeszkodziło, bo po pięciu dniach pracy jako asystentka prezesa, Gosia wpadła do domu wzburzona.
– Mamo, czy ty wiesz, że on mi zaproponował wyjazd na weekend? – moja córka była tak roztrzęsiona, że nie mogła utrzymać kubka z herbatą, którą jej pospiesznie zrobiłam. W naszym domu herbatka była remedium na wszystkie problemy.
– Nawet nie sugerował, tylko walił wprost: albo jadę, albo koniec z pracą. Wyszłam tak, jak stałam, bez kurtki. Dopiero później Grażyna mi ją przyniosła.
Dostała wtedy gorączki. Nic dziwnego! W cienkim sweterku, kiedy termometr wskazywał ledwie dwa stopnie powyżej zera. Ten on, to oczywiście prezes. Wściekłam się, kiedy tylko to usłyszałam. Od razu chwyciłam za słuchawkę i chciałam do niego dzwonić.
– Mamo, daj spokój – Gosia złapała mnie za rękę. – Przecież jestem dorosła, sama to muszę załatwić. A jak nawet zadzwonisz, to co mu powiesz? Nie mam żadnych dowodów. Byliśmy sami. Od razu się wyprze. I może jeszcze Grażyna wyleci z pracy, bo to przecież ona mnie poleciła.
Skończyło się na tym, że Gosia nigdy więcej tam nie poszła. Nie dostała także pieniędzy za tych kilka przepracowanych dni. Potem, dość szybko znalazła nową posadę w biurze geodezyjnym. Nic ciekawego. Papiery, papiery i jeszcze raz papiery. No ale czego można się spodziewać w miasteczku na Pomorzu, gdy skończyło się zarządzanie. Co z tego, że angielski i niemiecki miała w małym palcu? Dziś prawie każdy młody zna dobrze przynajmniej jeden język. Trzeba czegoś więcej. Jakiegoś nowego pomysłu na siebie. A moja Gośka, niestety, taka odtąd dotąd.
Myślałam, że wpadnie na jakiś pomysł
Nie mówię, że ja jestem z tych kreatywnych. Od lat pracuję jako pielęgniarka. Od ośmiu już jako oddziałowa. Przebąkuje się, że podobno mam szansę dostać etat pielęgniarki naczelnej, jak Teresa pójdzie na emeryturę, czyli za rok. Ale sama wiem, że niczego przez te lata dla siebie nie wymyśliłam, choć się nieraz odgrażałam, że założę własny biznes, że przestanę wstawać bladym świtem, żeby lecieć na dyżur za marne grosze.
– Jak wstawać po ciemku, to tylko po to, żeby własny interes rozkręcać – mamrotałam dziewczynom w dyżurce.
I wszystkie mi przytakiwały, choć tak samo jak ja od lat tkwiły w białych fartuchach. Jedna tylko Monika mówiła, że nie wyobraża sobie siebie w innym zawodzie.
– Nie po to kończyłam szkołę, żeby teraz mieć budę na bazarku – obruszała się. – Kasy mało, ale mam satysfakcję.
Tkwiłam zatem od lat na chirurgii, zarabiałam mało, ale zarabiałam. Nawet sobie emeryturę głodową wypracowywałam. Ale Gośka miała większe ambicje. Widziała siebie jako szefową firmy.
– Zobaczysz, mamo – zapewniała mnie, kiedy odebrała dyplom. – Niedługo kupię ci wszystko, o czym marzyłaś. I zabiorę w podróż na Karaiby. Na luksusowy rejs.
– Taaa… Już czekają na ciebie z prezesowską pensją! – śmiał się Sebastian, jej młodszy brat.
On w tym roku zdawał maturę i od razu zapowiedział, że na żadne studia nie idzie. Zamierzał uczyć się stolarki od kumpla, który miał warsztat i kosił kasę na robieniu mebli. Cieszyłam się, że moja córka miała tytuł magistra i dyplom. Ale nie brałam poważnie tych propozycji prezentów i podróży. Chciałam jedynie, żeby zdołała bez trudu utrzymać samą siebie. I byłam pełna dobrych myśli, mimo że zewsząd słyszałam, jak jest ciężko o pracę. Zwłaszcza młodym, po studiach i bez doświadczenia.
– Mnie się uda, mamo – przekonywała Gosia. – Zobaczysz. Mnie się powiedzie.
Ciągle narzekała na pracę
Od czegoś musiała jednak zacząć. „Dobrze, że w tej geodezji się zaczepiła”
– myślałam. „Niech nabiera doświadczenia, niech się rozkręca”. Na początek dostała 1980 złotych na rękę. Kiedy po miesiącu pracy zrobili jej pierwszy przelew, pokazała mi go, kręcąc głową.
– Tylko tyle za cały miesiąc zasuwania – wzdychała. – Nie wyobrażam sobie, żebym tak miała długo wytrzymać.
Ale to jednak było coś. Kupiła sobie nowe buty. Płaciła za swoją komórkę i kosmetyki. Nie chciałam, żeby się od razu dokładała do domowego budżetu, niech ma ten czas ochronny. Niech się trochę w tej dorosłości ogarnie. Po trzech miesiącach pracy w geodezji dostała podwyżkę: 250 złotych. Nie mówię, że majątek, ale na jej potrzeby na razie wystarczałoby. Tylko że moja córka miała większy apetyt na życie.
– Mamo – zagadnęła mnie kiedyś, gdy zmęczona po ciężkim dyżurze wyciągnęłam nogi na kanapie, a głowa sama opadła mi na poduszkę – Mamo, śpisz?
– Nie. Nie śpię – wystękałam. – Ale chętnie bym się zdrzemnęła, gdybyś mi nie przeszkodziła.
– Bo… Wiesz… – wyraźnie nie wiedziała, jak mi to powiedzieć. – Mam już dosyć tej roboty.
Natychmiast otrzeźwiałam.
– Jak to? Dlaczego? Co się stało?
– Tak naprawdę to nic się nie stało. Nudy takie same jak zawsze. Dlatego nie mam już na to siły.
– Czy ja dobrze rozumiem? Chcesz rzucić pracę? – zdenerwowałam się na dobre.
– No… Nie wiem. Myślę nad tym.
– A wiesz, jak ciężko o jakąkolwiek robotę. Twoja nie jest taka najgorsza! – zrobiło mi się gorąco.
– Boże, nie wkurzaj się tak – teraz Gośka się zirytowała. – Mówię tylko, że nie mam na nią ochoty, a nie, że ją już porzuciłam.
Tego dnia już o tym nie rozmawiałyśmy. Ale tydzień później moja córka wróciła do domu i od progu oznajmiła: .
– Zwolnili mnie. Redukcja etatów.
– Boże! – złapałam się za serce – Adam! Gośkę zwolnili!
Mój mąż przyczłapał z kuchni, gdzie robił swoje ulubione danie: bigos.
– To niedobrze – ocenił, choć nie wyglądał na zmartwionego.
Gosia była jego oczkiem w głowie. Bardziej niż ja przeżywał fakt, że w końcu się wyprowadzi, wyjdzie za mąż i będzie miała własne życie. Im dłużej siedziała na naszym garnuszku, tym dłużej miał swoją córunię blisko.
– Ale jestem bardziej niż pewien, że znajdziesz coś lepszego – dodał zaraz.
– Ja też tak myślę – odparła Gośka. Nie wyglądała na szczególnie zmartwioną. – Od jutra zacznę szukać.
Musieliśmy ją utrzymywać
Ale na drugi dzień przecież nie miała czasu, bo musiała jeszcze pracować do końca miesiąca. Kiedy przyszedł ostatni dzień, oznajmiła, że robi sobie wolny weekend, żeby odreagować. No dobrze. Jasne. Każdy musi odpocząć. Pojechała z koleżanką nad morze. Grażyna ma tam ciotkę, więc pokój dostały za darmo. I podobno ciotka niezwykłe gościnna, więc zaoszczędziły również na jedzeniu.
– Och, mamo – Gośka wyciągnęła się na łóżku, kiedy przysiadłam na jego brzegu z kubkiem kawy. – Było cudownie! Te spacery po plaży! Jodu się nałykałam, bo sztorm był potworny. Basen tam mają cudowny. Wypływałam się za wszystkie czasy.
– To fajnie – oznajmiłam, wręczając jej kawę. – Cieszę się, że odpoczęłaś. Ale pamiętaj, że teraz musisz się zabrać za szukanie nowej pracy.
– Oj, Boże – skrzywiła się. – Pamiętam, pamiętam. Musisz mi od rana psuć humor?
– Przypominam tylko, że jesteś już dorosła.
Kiedy wychodziłam z pokoju, mamrotała coś pod nosem. Ale godzinę później siedziała już przy komputerze i rozsyłała swoje CV.
Niestety. Dwa tygodnie później odpowiedź przyszła tylko z jednego miejsca. Była odmowna. Reszta firm nawet nie była uprzejma odpisać, że nie jest zainteresowana jej zatrudnieniem. Widziałam, że Gośka nieco zmarkotniała.
– Nie poddawaj się – pocieszałam ją. – Znajdziesz coś, zobaczysz. Tylko nie możesz się poddać.
– Przecież się nie poddaję – zapewniała mnie i znów siadała do laptopa, żeby wysyłać nowe maile. – Chyba widzisz, że ciągle szukam…
Widziałam. Próbowała, starała się. W końcu coś się ruszyło. Zaprosili ją na rozmowę kwalifikacyjną do firmy, która produkowała farby. Szukali recepcjonistki. Niestety, w dniu, kiedy miała się zjawić w biurze, dostała SMS-a, że oferta już nieaktualna. Potem kolejna odmowa. I kolejna. Z dnia na dzień widziałam, jak moja córka coraz przygasa. Coraz dłużej leżała w łóżku. Na początku starała się chociaż wyręczyć mnie w pracach domowych. Gotowała obiady, pomagała w angielskim Sebastianowi, kilka razy dziennie wyprowadzała psa.
Pojawiło się światło w tunelu
Gosia się zmieniała. Kiedyś wróciłam z pracy i zajrzałam do jej pokoju. Zasłony były zasunięte. Nawet nosa nie wyściubiła spod kołdry. Od kilku dni nie wysłała ani jednego maila. Sugerowałam, żeby pojeździła po mieście…
– Może szukają atrakcyjnej dziewczyny do jakiegoś butiku – myślałam głośno.
– Chodź – Sebastian też chciał ją zmobilizować. – Pojadę z tobą. Będzie ci raźniej.
– Czwartek mam wolny – Adam także włączył się w szukanie pracy dla córki.
– Wszędzie cię zawiozę, nie będziesz musiała się tłuc autobusami.
Niby się zgadzała, ale na drugi dzień wykręcała bólem głowy, brzucha czy innej części ciała. Tak jakby straciła nadzieję.
– To niepokojące – mówiłam Adamowi. – Jeszcze wpadnie w depresję. Musimy coś zrobić, jakoś jej pomóc. Jeśli nie może znaleźć roboty, to niechby się chociaż zakochała! To zawsze dodaje skrzydeł.
Adam tylko machnął ręką.
– Daj spokój. Do jednego kłopotu doszedłby kolejny.
Może miał rację. No, ale co robić? Tymczasem pomoc nadeszła z niespodziewanej strony. Od szkolnej przyjaciółki. Wiedziała, że Gośka lubiła gotować, zwłaszcza wegeteriańskie jedzenie. A ona zakładała sklep ze zdrową żywnością.
– Czy wiesz, że Magda wciąż pamięta mój pasztet z soczewicy? I wegeburgery z kaszy jaglanej i warzyw? – Gosia była wyjątkowo poruszona i mile połechtana. Ale też zrodziła się w niej nowa nadzieja. – Prosi, żebym upiekła kilka na próbę. Mamy się spotkać i pogadać. Może mogłabym być jej wspólniczką? Może to dla mnie szansa?
– Jasne! – aż klasnęłam w dłonie. Intuicja podpowiadała mi, że to dobry trop.
– Spotkajcie się, pogadajcie. Dobre, zdrowe jedzenie to dziś wciąż nisza. A ty świetnie gotujesz, tylko trochę o tym zapomniałaś.
– Nie aż tak bardzo – moja córka zaśmiała się radośnie. Chyba pierwszy raz od dawna serdecznie i szczerze. – Ciągle mam do tego dryg. Tylko sądziłam, że będę prezeską firmy i będę robić ważniejsze rzeczy.
– Możesz być prezeską firmy – rzucił Sebastian. – Takiej, która sprzedaje zdrową żywność. Od czegoś trzeba zacząć.
W odpowiedzi posłała bratu swój najpiękniejszy uśmiech.
Czytaj także:
„Córka zamieszkała w moim domu, a mnie wysłała do kawalerki. Mam na starość przyzwyczajać się do ciasnych przestrzeni”
„Potrzebowałam pieniędzy i ta propozycja spadła mi z nieba. Mało brakowało, a wpadłabym w ręce wyzyskiwacza i oszusta”
„Kręciły mnie dojrzałe kobiety, więc na widok teściowej stawałem na baczność. Żona była tylko środkiem do celu”