„Córka mojego męża jest bezczelna. Za nowe Conversy miała zająć się naszym synkiem. A ona... upiła się wiśniówką!”

pijana nastolatka która miała się zająć dzieckiem fot. Adobe Stock
Sandra ma 17 lat. Miała zająć się Krzysiem, bo chcieliśmy iść na imprezę. Gdy wróciliśmy w środku nocy, okazało się że śpi, pijana do nieprzytomności!
/ 17.03.2021 15:03
pijana nastolatka która miała się zająć dzieckiem fot. Adobe Stock

Ach, jak cudownie się czułam! Wytańczyłam się na tej imprezie za wszystkie czasy! Jakie to szczęście, że wyszłam za Macieja. Rany, no bo co to by było, gdybym wydała się za jakiegoś kloca bez poczucia rytmu? Aż się wzdrygnęłam na samą myśl.

– Zimno ci? – mąż zatrzymał się, poprawił mi kożuszek na ramionach i podniósł do góry kołnierz. – Chcesz mój szalik? – zaczął grzebać po kieszeniach.
– Nie, kochanie, jest świetnie – przeciągnęłam się jak kocica.– Musimy to częściej powtarzać, Maciuś. Zapomniałam już, co to szampańska zabawa!
– Tak bywa, gdy się wychodzi za starego pryka – pokiwał głową z powagą. – Uprzedzałem cię, pamiętasz?

Coś tam gadał, faktycznie, żebym się zastanowiła, bo różnica piętnastu lat, która teraz nie wydaje się tragedią, kiedyś może stanąć mi ością w gardle, ale kto by się przejmował? Poza moimi rodzicami, oczywiście. Torpedowali mój ślub do ostatniej chwili tak zacięcie, jakbym wychodziła co najmniej za seryjnego zabójcę. Wczoraj też zresztą dali popis.

Kilka godzin przed imprezą zostaliśmy na lodzie, bo opiekunka zadzwoniła, że właśnie wyszła z przychodni, gdzie lekarz zdiagnozował jej anginę, i musimy znaleźć kogoś innego, by zajął się Krzysiem. Mama była pierwszą osobą, do której zadzwoniłam, przekonana, że się zgodzi, oboje z tatą wprost przepadają za wnukiem. A tu figa! Właśnie wybierali się do Międzybrodzia do znajomych.

– Właściwie już siedzimy w samochodzie – mama ucięła moje jęki. – Na pewno kogoś znajdziecie, Malwinko.

No nie, ja chyba śnię, myślałam, gorączkowo przeglądając listę kontaktów. Już dawno powinnam była ją zaktualizować – z dobrą połową znajomych nie widziałam się, odkąd urodziłam dziecko! Maciek też wydzwaniał, ale nieszczególnie liczyłam na to, że odniesie sukces. Nie miał rodzeństwa, a jego rodzice byli zbyt wiekowi, by ich szarpać po nocy. Byłej żony też raczej o pomoc nie poprosi… Zauważyłam jednak, że kiwa mi dłonią z pokoju, więc szybko podeszłam.

– Zgadzasz się na Sandrę, jakby co? – zapytał szeptem.

Przytaknęłam, bo chyba spróbować nie zaszkodzi. Pasierbica za mną co prawda nie przepadała, ale ryzyko sukcesu było znikome – atrakcyjne siedemnastolatki rzadko nudzą się w weekendy.

– Pożarła się z chłopakiem i zaprosił na imprezę inną – poinformował mnie mąż po pięciu minutach. – Zgodziła się.
– Yes! – ucieszyłam się.
– W zamian za nowe conversy – uzupełnił, ale machnęłam ręką.

Będę dziewczynie butów żałować?

Jak na trupa puls miała zadziwiająco mocny

Przyjechała na czas, jak obiecała, wypytała o wszystko, aż byłam zdziwiona, że taka ogarnięta jest w temacie. Pokazałam, gdzie pampersy, woda do picia, zapowiedziałam, żeby nie gasiła lampki u małego. Poradziłam jej, żeby przez najbliższą godzinę w ogóle tam nie zaglądała, bo Krzyś dopiero co zasnął. A jak już zapadnie w głęboki sen, to pewnie będzie spał do samego rana i nigdy się nie dowie, że mamusia z tatusiem zrobili sobie rodzicielskie wagary.

– Będę mogła włączyć telewizor? – zapytała jeszcze Sandra.
– Możesz robić, co chcesz – powiedziałam. – Dom jest twój. W lodówce jest sałatka z ananasem, podobno uwielbiasz.

Spojrzała na mnie z głęboką melancholią, aż głupio mi się zrobiło. Sałatka na złamane serce? Oj, Malwinka, starzejesz się w zastraszającym tempie! A jednak – myślałam teraz, słuchając z przyjemnością stukania swoich szpilek o chodnikowe płyty – do starości mi jeszcze daleko. Włożyłam dłoń do kieszeni mężowskiego płaszcza i przytuliłam twarz do jego wełnianego kołnierza:

– Dobrze nam wyszedł ten jive, co, staruszku?
– Z tobą, gwiazdeczko, nie ma tańców, którym bym nie podołał – zrewanżował się, po czym dodał: – Dobrze, że mnie namówiłaś na imprezę, bo na początku wolałem zostać w domu.
– Naprawdę?– zdziwiłam się.
– No – przyznał się. – Tak na sto procent zachciało mi się dopiero gdy niania nawaliła.
– Wiesz, twoja Sandra jest kochana – stwierdziłam. – Miejmy nadzieję, że dzisiejsza noc zapoczątkuje ciepłe kontakty bratersko-siostrzane.

Szliśmy sobie tak noga za nogą, w końcu dotarliśmy do domu. Okno w salonie było oświetlone na błękitno, najwyraźniej Sandra wciąż coś oglądała. Gdy dzwoniliśmy o północy, planowała iść spać, ale widocznie zmieniła zdanie. Albo zasnęła przy telewizji. Zsunęłam buty i oparłam się o ścianę, zmorzona nagłym zmęczeniem. Spać, spać…

Maciek rozebrał się szybciej, najpierw zajrzał do Krzysia i wychodząc, uśmiechnął się i pokazał kciuk uniesiony do góry, potem wszedł do salonu i wypadł z niego niemal w tej samej sekundzie.

– Mal… Mal… – patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, a potem wyciągnął z kieszeni komórkę z takim impetem, że wypadła mu z ręki wprost pod kuchenną szafkę.

Sandra siedziała w salonie na fotelu. Jej głowa leżała na blacie stołu w zastygłej kałuży krwi. Odruchowo zasłoniłam usta, żeby stłumić krzyk, a potem odetchnęłam głęboko i złapałam dziewczynę za przegub.

– Moja córeczka, moja mała córeczka – jęczał za moimi plecami mąż. – A ja sobie tańczyłem… Panie Boże, dopomóż, niech ona przeżyje.

No cóż, jak na nieboszczkę, tętno miała bardzo wyraźne… Odetchnęłam z ulgą i nagle poczułam ten zapach, nie na darmo kilka miesięcy temu spędziłam pół dnia na drylowaniu wiśni. Dotknęłam cieczy na stoliku i polizałam palce.

Wiśniówka – stwierdziłam.

Maciek gapił się na mnie z fascynacją zmieszaną z obrzydzeniem.

– Twoja córa wychlała naszą wiśniówkę – wyjaśniłam. – Jest żywa, ale nawalona jak Messerschmitt. Toś nam załatwił opiekunkę do dziecka! – zerwałam się i pognałam do dziecięcej sypialni.

Chryste, jeśli mały się zadławił? Zakrztusił, zapowietrzył od płaczu? Umarł na śmierć łóżeczkową po cichutku niczym ptaszek?! Zabiję gówniarę! Krzyś leżał w swojej ulubionej pozycji, na brzuszku, z pupą w górze. Oddychał równo, cichutko poświstując przez nos.

– Dobra, ja idę spać – powiedziałam do męża. – Nie chcę jej tu widzieć, gdy wstanę. W ogóle jej już nie chcę widzieć.

W nosie mam jej skruchę. Niech się wypcha

Rano nie było śladu po Sandrze, a pokój wysprzątany. Nie mogłam jednak dojść do siebie: wyobraźnia wciąż podsuwała mi obrazy tragedii, do której mogło dojść przez nieodpowiedzialność pasierbicy. Dziś Maciek przyniósł list od niej. Że bardzo przeprasza, że to się nigdy nie powtórzy. I żebyśmy nie zawracali sobie głowy conversami, ona nic nie chce, nic, oprócz przebaczenia.

– Niech się wypcha!
– Ale Malwinko, to przecież moja córka, siostra Krzysia…
– Wiesz co? Mój syn bezpieczniejszy będzie jako jedynak! – prychnęłam i zgniotłam list gówniary w maleńką kulkę.

Mam dać szansę komuś, kto mało nie unicestwił mojej rodziny?!

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Daria jako 8-latka widziała śmierć swojego brata. Wmówiła sobie, że to ona go zabiła
Marek był 19 lat starszy. Od zawsze mi imponował, ale... gardził mną
Wyglądam bardzo młodo. Powinnam się cieszyć, a to moje przekleństwo

Redakcja poleca

REKLAMA