„15-letnia córka podrobiła nasze podpisy i pojechała na nocną sesję zdjęciową. Smarkula napędziła nam stracha”

matka z córka się kłócą fot. Adobe Stock, JackF
„– Tylko niech pani nie mówi Jusi, że to ja wygadałam – poprosiła mnie koleżanka córki, wyraźnie zawstydzona. – Bo ona poszła dzisiaj na spotkanie z fotografem. Miał jej porobić zdjęcia w bieliźnie, do jakiegoś katalogu dla kobiet… – oznajmiła, a mnie serce podeszło do gardła”.
/ 09.05.2022 21:04
matka z córka się kłócą fot. Adobe Stock, JackF

– Mamo – krzyknęła Justyna od progu. – Mamo, do naszej szkoły przyjedzie telewizja – oznajmiła radośnie, wparowując do kuchni.

– Telewizja? – zdziwiłam się.

– No. Pani powiedziała, że będą szukać dziewczyn do roli tej… – zmarszczyła czoło, przypominając sobie imię –  Isi czy Izy… Tej dziewczyny z książki, co chodziła z wilkołakiem. I ja zamierzam ją zagrać. Postać z powieści.

– Jakiej? – spytałam zaciekawiona, bo moja Jusia książek nie lubiła czytać. Przynajmniej do tej pory.

– No tej… Oj, mamuś, czepiasz się. Najważniejsze, że mam szansę dostać tę rolę. Zagram w filmie.

– Jusia, chcesz grać w filmie postać z powieści, której nawet nie znasz.

– No to co? – prychnęła. – Tekst mi przecież dadzą, a czytać umiem. Ze scenariusza dowiem się, o co chodzi, co mam mówić… Sławna będę. Ale mi dziewczyny będą zazdrościć.

Westchnęłam ciężko.

– No tak, ty nigdy na nic się nie zgadzasz – wybuchnęła. – Z góry uznałaś, że to głupi pomysł, i że mi się nie uda. Tata na pewno by mi pozwolił.

– To go spytaj, gdy wróci z pracy.

Justyna parsknęła i obrażona wyszła z kuchni. Pokręciłam głową. Dorosłą zgrywa, a wciąż jak dziecko. Książki nie zna, ale na casting do filmu na podstawie książki pierwsza się pcha. Żeby tylko na casting…

Wolałabym, żeby zajęła się nauką

Nie dalej jak miesiąc temu zadzwoniła do mnie pani z pewnego programu telewizyjnego. By potwierdzić naszą zgodę na udział w tymże programie. Zdziwiłam się, bo nie wysyłałam nigdzie żadnego zgłoszenia. Okazało się, że to Jusia nas zgłosiła do show o matkach i ich nastoletnich córkach. Kategorycznie odmówiłam. Nie będę przecież opowiadać o swoich sprawach rodzinnych przed kamerami. Jeszcze tego brakowało, żeby cała Polska się dowiedziała, że mamy czasami kłopoty z córką. Wystarczy, że na prywatnym forum musimy znosić humorki dorastającej pannicy.

Justyna uznała jednak, że odmowa to złośliwość z mojej strony. Jej zdaniem dojrzała na tyle, aby wreszcie – tak, wreszcie – rozpocząć karierę telewizyjną. A ja, wyrodna matka, jej w tym przeszkadzam.

– Jusia, a lekcji na jutro masz dużo? – zawołałam znad garnków.

– Nie mam lekcji. Nic nam nie zadali – odkrzyknęła ze swojego pokoju.

Nic nie zadali. Akurat. Pewnie znowu przypomni sobie o tym wieczorem, tuż przed spaniem.

Przez kilka kolejnych dni panował spokój. Justyna nie wspominała już o castingu do filmu. Za to mój mąż o nim pamiętał.

– I jak tam, córuś? – spytał przy kolacji. – Wybrali kogoś do tego filmu?

Justyna ze złością odsunęła od siebie talerz z kanapkami.

– Nikogo od nas nie wybrali. Podobno szukają kogoś zupełnie innego. Też coś. Ale ja im jeszcze pokażę – obiecała. – Zostanę sławną modelką i wtedy sami będą mnie prosić, żebym zagrała w ich głupim filmie.

Pokręciłam głową z powątpiewaniem. Jak na modelkę Justyna była za niska i w niczym nie przypominała wieszaka. Na szczęście. Ot, po prostu normalnie zbudowana, zdrowa nastolatka.

– Justyś, żeby zostać modelką… – zaczęłam, chcąc delikatnie wyjaśnić latorośli, że modelki też się uczą. Choćby języków. Jednak córka już nie słuchała. Wstała od stołu i wymaszerowała z kuchni.

– Nie przejmuj się. Taki wiek… – Jacek ścisnął lekko moją rękę.

– Ano tak – zgodziłam się z nim.

– Za kilka dni przyjdzie jej do głowy coś innego – uśmiechnął się.

– Oby to były lekcje do odrobienia – mruknęłam z przekąsem.

Nasze dziecko zamiast lekcji wolało jednak zupełnie coś innego.

– Mamo, patrz! – kilka dni później podsunęła mi pod nos gazetę. – Tu jest ogłoszenie, że szukają statystów. Trzeba tam od razu zadzwonić i z nimi porozmawiać.

– To zadzwoń – odpowiedziałam.

– Ty musisz zadzwonić, bo mnie już zjadło całą kartę – wyjaśniła Justyna. – Długo się czeka na połączenie, gada automat i zjada pieniądze.

Popatrzyłam na nią osłabiona. Czy naprawdę była aż tak naiwna?

– Dziecko, gdyby naprawdę chcieli kogoś zatrudnić jako statystę, to oprócz numeru na infolinię podaliby również inne dane. Na przykład, jaka firma to organizuje, ile osób jest potrzebnych. A ci tutaj to zwykli oszuści.

Widziałam po minie córki, że chce coś odpyskować, ale powstrzymała się. Najwidoczniej utrata dwudziestu złotych na karcie dała jej do myślenia.

Chyba jednak się pomyliłam, bo Justyna co rusz przychodziła do mnie i pokazywała najróżniejsze ogłoszenia o konkursach i telewizyjnych show, w których chciała wziąć udział.

Umiem śpiewać jak każdy, to może tam się zgłoszę? – podsuwała mi pod nos gazetę z anonsem i numerem telefonu. – O, a tu szukają nastolatków, którym rodzice nie dają kieszonkowego, i będą z nimi rozmawiać o tym, jak zaplanować domowy budżet.

– Czy my ci nie dajemy kieszonkowego? – spytałam, bardziej już rozzłoszczona niż rozbawiona.

– Dajecie – przyznała. – Ale możesz udawać, że nie dajecie. I wtedy wystąpię w tym programie. Ty też. I zapłacą nam za to – przekonywała mnie.

– Justyna, opamiętaj ty się wreszcie, dziecko. Najpierw szkoła, potem praca. Jedynkę z historii popraw.

– Jak ty nic nie rozumiesz!

Justyna trzasnęła drzwiami i zniknęła w swoim pokoju.

Ani ja, ani Jacek nie umieliśmy jej wytłumaczyć, że na wszystko przyjdzie czas. Jeśli koniecznie chce występować przed kamerami, to najpierw niech skończy podstawówkę, potem liceum, niech uczy się dalej i zostanie, dajmy na to, aktorką albo dziennikarką. Jednak Jusi to nie odpowiadało. Ona chciała być sławna i podziwiana już. Jak celebryci, znani z tego, że są znani.

Koleżanka powiedziała, gdzie jej szukać

Pewnie dlatego o kolejnym swoim pomyśle nam nie powiedziała. A powinna. Dla własnego bezpieczeństwa. Dawno minęła już 21:00, a Justyna wciąż nie wracała do domu. Martwiliśmy się z mężem. Wybrała się przecież do Basi, która mieszkała ledwie parę ulic dalej. Zaniepokojeni poszliśmy tam i odkryliśmy, że naszej córki w ogóle dziś nie było u koleżanki. Jacek chciał dzwonić na policję. Ja na pogotowie.

– To może ja powiem… – jęknęła Basia, kiedy dotarło do niej, że to nie żarty. – Bo Jusia była dzisiaj umówiona z fotografem.

– Jakim fotografem? – szepnęłam, a serce zaczęło mi bić jak szalone.

– Z tym, co to w internecie szukał modelek. Trzeba mu było wysłać zdjęcia i on umawiał się na sesję zdjęciową.

– Jaki fotograf? Jakie modelki? Co ty mówisz, Basia – Jacek podniósł głos.

– No taki… nie znam go.

– Ty też coś wysyłałaś? – włączyła się mama dziewczyny; wyglądała na równie przejętą jak my.

Nastolatka zaprzeczyła prędko.

– Tylko niech pani nie mówi Jusi, że to ja wygadałam – poprosiła mnie. – Bo ona poszła dzisiaj na to spotkanie. Miał jej porobić zdjęcia w bieliźnie, do jakiegoś katalogu dla kobiet… – zaszemrała.

– Co?! – aż mi serce podeszło do gardła.

– Dziewczyny, wy macie po 15 lat – zagrzmiał Jacek. – Jakie zdjęcia w bieliźnie?!

– No, tak mi powiedziała…

Na szczęście znała adres owego studia fotograficznego, do którego wybrała się nasza córka. Do sąsiedniego miasta, autobusem. Boże… Oby tylko ów adres okazał się prawdziwy. Pojechaliśmy tam od razu. Cała się trzęsłam ze zdenerwowania. W wyobraźni widziałam już naszą Jusię w łapach jakiegoś zboczeńca.

– Zabiję drania, jeśli ją tknął – warknął Jacek, parkując przed jednym z pawilonów w centrum.

Nigdy go takim wściekłym i groźnym nie widziałam. Mój mąż to spokojny, łagodny człowiek, który muchy by nie skrzywdził. Ale nie tym razem.

Wysiedliśmy z auta. Spory szyld „Studio fotograficzne Błysk” rzucał się w oczy z daleka. Pobiegliśmy tam. Przez oszkloną witrynę dostrzegliśmy jakieś sylwetki, cienie. Najwidoczniej ktoś był w środku. Jacek zaczął szarpać za klamkę.

– Otwierać! Bo policję wezwiemy – krzyczałam, uderzając dłonią w szybę. – Halo! Jest tam kto?

Nie czekaliśmy długo. Pomieszczenie rozjaśniło się światłem i wkrótce drzwi otworzył nam starszy mężczyzna. Nie wyglądał na zboczeńca. Tacy są najgorsi.

– Dobry wieczór – powiedział spokojnie. – Państwo do kogo?

– Ty draniu – wrzasnął mój mąż. – Gdzie nasza córka? Co z nią zrobiłeś? – wepchnął mężczyznę do środka i sam wszedł.

Ja wślizgnęłam się za nim i rozejrzałam prędko po wnętrzu. Na ścianach wisiały dyplomy, certyfikaty, nagrody, wyróżnienia z konkursów. Sporo zdjęć różnego rodzaju. Szeroka lada, maszyny, jak u zwykłego fotografa.

– Co się tutaj dzieje? – usłyszeliśmy zaniepokojony kobiecy głos.

Zza zasłony prowadzącej do drugiego pomieszczenia wyłoniła się kobieta w średnim wieku. No, ona to już w ogóle nie sprawiała wrażenia porywaczki nastolatekOboje z mężem byliśmy zaskoczeni. Coś się nie zgadzało…

– Tu miała być nasza córka, Justyna – odezwałam się.

– Proszę za mną – Kobieta skinęła dłonią i uchyliła zasłonę. – Która z nich to państwa córka?

W drugim pomieszczeniu było kilkanaście nastolatek

Jednej z nich, stojącej na tle białego ekranu, makijażystka pudrowała twarz. Jusia siedziała z boku. Kiedy nas zobaczyła, zerwała się z krzesła.

– Justyna, do cholery jasnej – huknął Jacek, doskakując do niej.

Nasza córka miała na tyle wstydu, by spłonąć rumieńcem.

– Jeszcze nie skończyliśmy – odezwała się łagodnie kobieta. – A tak w ogóle w czym problem? Przecież sami podpisaliście państwo zgodę…

– Jaką zgodę? – zdumiał się Jacek.

Okazało się, że Justyna w tajemnicy przed nami zgłosiła się na casting do zdjęć do kalendarza. Wybrano ją i jeszcze kilkanaście innych dziewczyn. Sesja miała się odbyć nocą na tle panoramy miasta. Sprytna Jusia podrobiła nasze podpisy na formularzu zgody rodziców. Mało tego. Poprosiła koleżankę, by udawała mnie, kiedy pani fotograf zadzwoniła, by potwierdzić jej udział w sesji i odbiór po wszystkim przez rodziców.

A co z fotkami bielizny? Justyna chciała jeszcze bardziej zaimponować koleżankom, dlatego to zmyśliła. Małżeństwo fotografów nie planowało robienia tego typu zdjęć. Na zlecenie jednej z firm przygotowywali kalendarz z fotografiami dziewczyn, ubranych, na tle nocnego miasta. Kiedy wpadliśmy do studia, akurat kończono robić nastolatkom makijaż. Wkrótce miały wyjść na miasto. Gdybyśmy przyjechali później, pewno już byśmy nikogo nie zastali, i dalej umieralibyśmy z niepokoju.

W domu porozmawialiśmy szczerze i surowo z córką. Obiecała, że nigdy więcej nie zachowa się tak nieodpowiedzialnie. I nigdy, przenigdy nie podrobi mojego podpisu. Niczyjego podpisu zresztą. Ja zaś głośno i w duchu dziękowałam opatrzności. Smarkula miała naprawdę wiele szczęścia, że trafiła na solidne studio, a nie zboczeńców, których w internecie niemało. Albo na bandytów. Boże, mogli ją wywieźć nie wiadomo gdzie i zmuszać do strasznych rzeczy! Słabo mi się robi, gdy o tym pomyślę.

Kara? Owszem, była. Nie wzięła udziału w tej nocnej sesji, a widząc efekty swojej samowolki, nawet nie śmiała protestować.

Czytaj także:
„Chcę mieszkać z facetem bez ślubu, a babcia z mamą protestują. Boją się, że skończę jak one, sama z dzieckiem na rękach”
„Nie chciałam ślubu i teraz żałuję. Mój partner zaniemógł, a córka oddała go do zakładu. Jako żona mogłabym temu zapobiec”
„Mój były to teraz szycha. Napisałam do niego, bo mąż mnie znudził. Wolę być damą na salonach niż molem książkowym”

Redakcja poleca

REKLAMA