„Córka kupiła synom tablety, żeby mieć święty spokój. Co z niej za matka? Teraz nie robią nic poza graniem”

Moja córka kupiła dzieciom tablety dla świętego spokoju fot. Adobe Stock, Iurii Sokolov
„– No ale wiesz, może by jednak wyszli na sanki…? – zacząłem. – Oj, tato, wątpię, żeby chłopcy chcieli na nich jeździć. A poza tym nie mają ze sobą odpowiednich rzeczy. Jak je przemoczą, to gotowi się jeszcze przeziębić. Wiesz ile kosztują antybiotyki? Obaj chorowali już tej zimy dwa razy! Niech już lepiej siedzą w domu. Mniej kłopotów”.
/ 11.08.2022 18:30
Moja córka kupiła dzieciom tablety dla świętego spokoju fot. Adobe Stock, Iurii Sokolov

– Tato, czy nie zgodziłbyś się, żeby Marcin z Krzysiem przyjechali do ciebie między świętami a sylwestrem? Paweł znalazł ofertę last minute do Grecji… – głos mojej córki brzmiał błagalnie. – Teściowa ostatnio choruje i nawet nie chcę jej py…

– Kochanie! – przerwałem Asi wpół słowa. – Naprawdę będzie mi bardzo przyjemnie, jeśli moje wnuki do mnie przyjadą – zapewniłem.

– Oni są grzeczni i nie sprawiają większych kłopotów, tato! – dodała jeszcze Asia żarliwie.

Uśmiechnąłem się w duchu

Przecież to naturalne, że dziesięcio- i dwunastolatek będą trochę łobuzować. Ja w ich wieku…

– Poradzę sobie z nimi – powiedziałem do córki. – Nie martw się.

Kiedy jednak odłożyłem słuchawkę, straciłem nieco pewności siebie i dopadły mnie wątpliwości. Czy na pewno będę potrafił zająć się wnukami? Co innego, kiedy przyjeżdżałem do córki w gości, wtedy chłopcy mieli swoje zajęcia, przyjaciół… Jako dziadek byłem dla nich chwilową atrakcją, a potem wracali do swoich spraw. Szkoły, kolegów. Teraz miało być inaczej. Co ja z nimi tutaj pocznę? – zacząłem zachodzić w głowę.

Przecież w naszym niewielkim miasteczku nie ma w zasadzie żadnych atrakcji! Nie ma kina, a to chyba dzieciaki lubią najbardziej. Przynajmniej tak pamiętałem. Kiedyś, gdy moja córka była mała, jeździliśmy na seanse do kina w mieście wojewódzkim, ale wtedy nie było z tym problemu, bo przecież prowadziłem samochód. Teraz, odkąd mam problemy ze wzrokiem, prawo jazdy odłożyłem na półkę. Po zmroku po prostu niewiele widzę, nawet w okularach. Na dodatek utrzymanie auta sporo kosztuje, a mnie, emerytowi, przecież nigdzie się nie śpieszy. Kino więc odpadało. A zatem co?

Może… sanki!

No tak, przecież niedaleko mojego domu jest wspaniała górka, a w piwnicy na pewno jeszcze stoją sanki Asi. Pamiętam, że były naprawdę solidne, na metalowych płozach. Śmigały z górki jak szalone! Moja jedynaczka je uwielbiała i zimą spędzała na sankach długie godziny. Tak, to było zdecydowanie to! Zadowolony zszedłem do piwnicy, gdzie po kilkuminutowych poszukiwaniach odkryłem stare sanki córki wciśnięte w kąt. Na szczęście, oprócz tego, że pokryte pajęczynami, wydawały się nienaruszone. Oczyściłem je starannie i zadowolony zamknąłem piwnicę. Oby tylko śnieg dopisał!

Jedyną rzeczą, która spędzała mi sen z powiek, było to, czy jedne sanki wystarczą, bo przecież wnuków mam dwóch. Kiedy wnosiłem sanki na górę, spotkałem na schodach sąsiada. Jest w moim wieku, mieszkamy w tym samym domu od lat, jego syn chodził do szkoły rok wyżej od mojej Asi. Sąsiad taszczył ze sobą różowe nartki.

To dla wnuczki. Przyjeżdża zaraz po świętach. Pożyczyłem od kolegi, bo jego wnuczka już z nich wyrosła. Nauczę Zuzankę jeździć, taki mam plan! – stwierdził z zapałem.

– No to do zobaczenia na górce – uśmiechnąłem się, myśląc sobie, że może nie będzie tak źle.

Może moje wnuki jednak nie będą się nudziły ze starym dziadkiem, może zaprzyjaźnią się z Zuzanką? Kiedy Asia przywiozła mi chłopców, usiedliśmy w kuchni i córka zaczęła mi opowiadać, co u niej. Chłopcy nam nie przeszkadzali, sądziłem, że to dzięki dobremu wychowaniu zajęli się sobą. Kiedy jednak po dwóch godzinach poszedłem ich zawołać, żeby pożegnali się z mamą, dziwnie niechętnie oderwali się każdy od swojego tabletu. A potem w sekundę do nich wrócili. Sądziłem, że są zmęczeni podróżą i dlatego nic więcej ich nie interesuje. Jakże się myliłem!

Moje wnuki całe dnie spędzały na graniu

Nie bawili się nawet ze sobą, tylko każdy był w wpatrzony w ekran swojego tabletu. Córka miała rację, jej synowie byli kompletnie niekłopotliwi. A to dlatego, że praktycznie w ogóle się nie ruszali. Rano zasiadali każdy w swoim fotelu i tkwili tam do wieczora, niechętnie przerywając grę na posiłki. Zdołałem tylko przeforsować, aby tablety odkładali przy jedzeniu. Taki mały sukces pedagogiczny, który jednak dziwnie mało mnie cieszył, bo kiedy chciałem zabrać im te tablety na dłużej, to usłyszałem:

– A mama nam pozwoliła!

Ale ja jestem dziadek i ja nie pozwalam! – stwierdziłem, ale chyba wzięli to za żart, bo obaj spojrzeli tylko na mnie przelotnie i wrócili do gry.

Poczułem się jak idiota. No, przecież nie będę się z nimi wykłócał! Może powinienem był zabrać im te tablety, ale jakoś nie miałem śmiałości. Obawiałem się chyba, że po dobroci mi ich nie oddadzą, że dojdzie do jakiejś awantury. Co na krzyki w moim mieszkaniu powiedzą sąsiedzi?

– Asia, co ja mogę z tym zrobić? – zadzwoniłem w końcu do córki.

Przed wyjazdem do Grecji wykupiła dla mnie i dla siebie jakiś pakiet tanich rozmów, więc nie bałem się, że zbankrutuję.

– Kiedy im mówię, żeby wyszli na dwór, to nawet głów nie podnoszą. Nic, tylko gapią się w te swoje tablety.

Tato, a co ci to szkodzi? Przynajmniej masz spokój – stwierdziła Asia.

W tle słyszałem rozmowy, brzęk naczyń. Chyba była w restauracji.

– A chłopaki muszą mieć jakąś rozrywkę – dodała. – Przez cały czas, kiedy chodzą do szkoły, nie mają za wiele czasu na przyjemności. Obiecałam im, że jak będzie wolne, to wreszcie pograją, niech więc grają… Po to im kupiłam te tablety.

– Jak to, ty sama je im kupiłaś? – zapytałem zdziwiony.

– No, kupiłam. Inaczej, wiesz, tatku, pewnie nie bardzo by chcieli gdziekolwiek wyjechać. A tak jakoś ich przekonałam. Tablety były w promocji, na kredyt 0 procent. Opłacało się – stwierdziła moja córka szczerze.

– No ale wiesz, może by jednak wyszli na sanki…? – zacząłem.

Oj, tato, wątpię, żeby chłopcy chcieli na nich jeździć. A poza tym nie mają ze sobą odpowiednich rzeczy. Wzięli tylko po jednej kurtce i jednej parze butów. Jak je przemoczą, to gotowi się jeszcze przeziębić. Wiesz, tato, ile kosztują antybiotyki? Obaj chorowali już tej zimy dwa razy! – jęknęła Asia. – Niech już lepiej siedzą w domu. Mniej kłopotów, pozwól im, tato… Oj, za długo rozmawiamy, muszę kończyć. Pa! – rozłączyła się.

Przypomniało mi się, że ona uwielbiała sanki

I wcale się nie przeziębiała, nawet jeśli wracała do domu przemoczona. A butów także miała jedną parę, suszyło się je przy kaloryferze, z gazetami napchanymi do środka, i następnego dnia Asia znowu biegła na górkę. No tak, ale już nieraz od córki słyszałem, że teraz dzieci są inne. Mniej odporne. I trudno je zadowolić zwykłą zabawą…

Tak więc miałem pozwolić wnukom całe dnie spędzać z nosami w ekranach tabletów. Bo tak im obiecała – dla świętego spokoju, jak podejrzewam – ich mama. No super. Szkoda tylko, że tego nie uzgodniła wcześniej ze mną. Może miałbym inne zdanie na ten temat… Byłem oszołomiony tym, co usłyszałem. Zrozumiałem, że w sumie córka swoją prośbą związała mi ręce. No bo co miałem zrobić w tej sytuacji? Sprzeciwić się jej? Iść na wojnę i z córką, i z wnukami? Poczułem, że mi się nie chce. Jestem już na to za stary i zbyt zmęczony. Pokręciłem głową i poczułem, że aby wrócić do równowagi, muszę sobie zrobić solidny kubek herbaty.

Poszedłem więc do kuchni i w korytarzu potknąłem się o te cholerne sanki! Tylko zawalają drogę! I od razu postanowiłem, że zanim usiądę ze swoją herbatą, wyniosę je z powrotem do piwnicy, w ten sposób oszczędzając sobie kolejnych siniaków. Schodząc, spotkałem na schodach sąsiada. Ten z kolei taszczył ze sobą różowe nartki.

O, widzę, że wybiera się pan na górkę z wnuczką? – zapytałem z nieukrywaną zazdrością.

– A skąd! – wzruszył ramionami.

– Zuzanka nie przyjechała? – zapytałem ze współczuciem.

Zdałem sobie sprawę, że chociaż minął prawie tydzień, to ja jeszcze nie widziałem go z wnuczką na spacerze. Zawahał się, ale potem powiedział z rezygnacją:

– Przyjechała, a jakże. I od tamtej pory, jak nie siedzi z nosem w laptopie, to ogląda na telewizorze te swoje disnejowskie seriale. Na nic innego nie można jej namówić! A już na pewno nie na wyjście na dwór. Kiedy jej zaproponowałem spacer, to ożywiła się na chwilę. Ale gdy usłyszała, że nie na zakupy, tylko do parku, to stwierdziła, że ją głowa boli i nigdzie nie idzie. Jak się można źle czuć, mając jedenaście lat? Zadzwoniłem do jej matki, to powiedziała, że Zuza najlepiej wypoczywa w domu i żeby jej dać spokój. To dałem – sąsiad wzruszył ramionami. – A pan z wnukami na sanki?

– A gdzież tam! Siedzą obaj z nosami w tabletach, więc wynoszę sanki do piwnicy, żeby pająki miały używanie – przyznałem się.

Pokiwaliśmy przez chwilę obaj głowami nad dzisiejszymi dziećmi, a potem poszliśmy każdy do swojej komórki w piwnicy, bo już nic więcej nie zostało do dodania. Co tu gadać, dzisiejsze dzieci to jakiś inny gatunek niż dawniej. Wyobraźcie sobie, że nawet w sylwestra siedziałem sam przed telewizorem. Chłopcy rozgrywali właśnie jakiś mecz. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA