Całe lata nie byłam w knajpie. Przynajmniej dekadę, a już na pewno nie po śmierci Jerzego. Nie było okazji, nastroju ani finansów na takie zbytki, a prawdę mówiąc, nie sądziłam też, żeby była potrzeba. Tak jakby zrobienie sobie przyjemności musiało mieć uzasadnienie!
– Fajnie, co? – Bernadetka szturchnęła mnie łokciem.
– Ale rozpusta!
– To może jeszcze po kieliszeczku winka za moje zdrówko, dziewczynki? – Joanna mrugnęła okiem szelmowsko. – Nadal stawiam.
– Sama nie wiem – stropiłam się. – Czy to jednak nie za wiele? W końcu mam wysokie ciśnienie, to nie przelewki…
– Leki bierzesz? Bierzesz – ucięła Benia. – To nie marudź, Janeczka. Twój Jerzy, o ile pamiętam, ciśnienie miał o wiele wyższe, a za kołnierz nigdy nie wylewał.
– Ciągnął jak odkurzacz, sama pamiętam, a i tak miał się całkiem nieźle – Aśka podniosła palec do góry. – I musiał, biedaczysko, zginąć w wypadku, bo jakoś go w zaświatach nie chcieli – zachichotała.
– Koniec jałowych dyskusji, nie wiadomo, kiedy któraś z nas znowu trafi w totka – skwitowała Bernadeta. – Pijemy, dziewczęta, nie ociągać mi się!
Aśka ustrzeliła czwórkę akurat przed swoimi urodzinami
Jak tylko obejrzała losowanie i przekonała się, że liczby w maszynie losującej są identyczne jak na jej kuponie, od razu zadzwoniła, żeby zaprosić nas do knajpy na świętowanie. W końcu, powiedziała, los się do niej uśmiechnął i będzie mogła nas ugościć bez stania godzinami przy kuchni i sprzątania post factum. Jak prawdziwa solenizantka, a nie jakaś kuchta! Zwariowała – pomyślałam i skontaktowałam się z Bernadetą, żeby pomogła wyperswadować Aśce podobne pomysły.
Nie lepiej dołożyć trochę grosza i wyjechać do sanatorium? Albo obstalować sobie porządne buty zimowe u szewca? Wiadomo przecież, że Joanna nie wciska swoich halluksów w żadne kozaki!
– Wypchajcie się, kochane – przyjaciółka najwyraźniej była przygotowana na zmasowany atak. – Będzie kolejna zima bez mrozu, czuję to w kościach. Uprę się, to nawet w klapkach przechodzę! A do sanatorium synowa mi się dorzuci, już nie może się doczekać, by położyć łapę na działce. Wspomnicie moje słowa, wyślą mnie na leczenie, gdy tylko się pomidory zaczną! Kiedy ja ostatnio jechałam taksówką? Czy w ogóle?
Roześmiałyśmy się, bo wszystkie już mamy synowe albo zięciów i każda wie, jak jest: najlepiej, gdy potrzebny jeleń, by się dzieckiem zająć, w pozostałych przypadkach – przeciętnie i bez fajerwerków. Ale czy to człowiek był za młodu inny? Też patrzył, by gdzieś wyskoczyć, zobaczyć coś, zabawić się, a teściowie cóż mieli lepszego do roboty niż zająć się wnukami? Mnie, na przykład, nigdy nawet do głowy nie przyszło, że bieganie za trzylatkiem może być cokolwiek męczące dla rodziców Jerzego…
Zresztą ja w zasadzie nie mogę narzekać, bo, chociaż młodzi mieszkają u mnie, Jędrzeja praktycznie nie ma w domu, odkąd organizuje oddział firmy za granicą, a z własną córką jakoś się dogaduję. Siedziałyśmy sobie zatem w miłej knajpce, popijając winko, na scenie szemrał zespół jazzowy. W którymś momencie podeszła do nas właścicielka lokalu, osobiście złożyła życzenia Asi i zaproponowała specjalność firmy, czyli płonące lody.
– To prezent – zastrzegła od razu. – Tak miło panie widzieć tutaj, szczęśliwe i rozbawione! Chciałabym, by moja mama kiedyś dojrzała do tego rodzaju przyjemności…
Aśka pięknie podziękowała. Najwyższy czas, stwierdziła, nauczyć się brać, gdy dają. To także rodzaj grzeczności. Poza tym, mrugnęła, dzięki tej drobnej oszczędności będziemy mogły wrócić do domów taksówką. To jak, jeszcze po kielonku? Kiedy wyszłyśmy po dwudziestej trzeciej, taryfa już na nas czekała.
– Czuję się jak jakaś królowa – westchnęła Benia. – To były najlepsze urodziny, na jakich byłam w życiu!
– Tylko mi się nie oświadczaj – zaprotestowała solenizantka. – Wiem, że to dla pieniędzy, a nie z miłości!
Podałyśmy taksówkarzowi adresy i rozsiadłyśmy się w mercedesie. Aż żałowałam, że padło na mnie, bym wysiadła pierwsza, mogłabym tak jeździć przez całą noc.
– Wyśpij się, Janinka – poradziły dziewczyny, zaśmiewając się z tylnego siedzenia. – I pamiętaj, nie pij wody nieprzegotowanej na kaca! Nigdy!
– Dobranoc, kochane – pomachałam im z żalem na pożegnanie. – Zdzwonimy się jutro. Dbajcie o siebie.
Po cichutku weszłam na piętro
Lepiej nie hałasować bez potrzeby, córa mówiła ostatnio, że Łukaszkowi idzie chyba kolejny ząb, bo znów ma kłopoty ze snem. Wczoraj między czwartą a piątą płakał, że oka nie szło zmrużyć…
– No, nie wierzę – córka wyrosła przede mną tak niespodziewanie, że aż się przestraszyłam. – Wpół do dwunastej w nocy, a moja matka emerytka wraca do domu na rauszu.
Uśmiechnęłam się. Już nie przesadzajmy, kilka kieliszków? W końcu byłam na urodzinach, prawda? A Barbara na to, że ona, gdy skończy czterdziestkę, nie będzie wyprawiać żadnych urodzin.
– To nawet nie wypada – prychnęła. – Kobiety w pewnym wieku nie mają żadnych powodów, by celebrować takie uroczystości.
– My uważamy inaczej – odparłam beztrosko. – Każda okazja jest dobra.
– Jasne, żeby wypić! – dogadała córka. – Najpierw gadałaś na ojca, że za kołnierz nie wylewa, a teraz sama zaczynasz!
Zapytałam, co ją ugryzło. Zamierza dbać o moje morale?
– Mam gdzieś – powiedziałam – jak wyobrażasz sobie życie kobiety w moim wieku, to mnie nie interesuje. Ja widzę je inaczej niż czołganie się w kierunku cmentarza. I może ci się to wydawać dziwne, ale czasami jestem nawet szczęśliwa.
– Tak, bo masz swoje koleżaneczki – burknęła Basia, tłukąc się garami, jakby to była idealna pora na opróżnianie zmywarki. – I nawet do głowy ci nie przyjdzie, że mogłabyś być potrzebna rodzinie. W domu!
– O, przepraszam, tak rozmawiać nie będziemy!
To mało, że pozwalam, by córka mieszkała u mnie z rodziną, mam się jeszcze pozbawić wszelkich praw? Może od razu wystąpmy o ubezwłasnowolnienie, zanim się starej matce w głowie poprzewraca? W tym momencie z sypialni dobiegł nas płacz Łukaszka. Baśka spojrzała na mnie jadowicie, jakby to była moja wina, zawinęła się i poleciała do synka.
A taki miałam miły wieczór! I o co właściwie ta cała afera? Powinnam się tłumaczyć przed córką, dlaczego raz na ruski rok wracam z imprezy lekko wstawiona, jakby role się nagle odwróciły i to ona teraz decydowała, co dla mnie dobre? Nie sądzę. Obie jesteśmy dorosłymi osobami, same za siebie odpowiadamy i dopóki swoim zachowaniem nie wpływamy negatywnie na komfort otoczenia, mamy prawo żyć tak, jak chcemy. Och, niech już ten Jędrzej zarobi za granicą i kupią nareszcie własne mieszkanie.
Czytaj także:
Mój syn ma 23 lata i nie rozumie, że ma jeszcze czas na amory
Moja córka ma 3 dzieci. Nie poświęca im uwagi, bo ciągle siedzi w telefonie
Mam 4 synów. I dzięki Bogu, bo z córkami to tylko problemy