„Córka haruje jak wół, by zapewnić wnuczce dobry start. Gdyby częściej bywała w domu, zdziwiłaby się, co to dziecko wyprawia”

babcia martwi się o wnuczkę fot. Adobe Stock, aletia2011
„– Dobry wieczór – mówił męski głos. – Dzwonię z telefonu pani wnuczki, ponieważ ona nie nie jest w stanie rozmawiać ani sama wrócić do domu… Próbowałem się skontaktować z matką dziewczyny, ale nie odbiera telefonu, dlatego dzwonię do pani. Proszę po nią przyjechać, jak najszybciej – podał mi adres na drugim końcu miasta”.
/ 25.03.2023 14:30
babcia martwi się o wnuczkę fot. Adobe Stock, aletia2011

W moim ulubionym ciucholandzie była promocja. Weszłam poszukać płaszczyka na jesień dla siebie, a opuściłam sklep z siatką ubrań dla Marysi. Godzinę później, zadowolona z łupów, zadzwoniłam do wnuczki, a potem do córki.

– Cześć, Ewelinko, jesteś w domu? Mam parę rzeczy dla Marysi, ale nie mogę się do niej dodzwonić.

– Nie, jestem w przychodni, mam dzisiaj dyżur do dwudziestej trzydzieści – odparła córka. – Marysia powinna być w domu, miała wrócić o siódmej z basenu. Dzwoń do skutku. Pewnie jak zwykle posiała gdzieś telefon.

Ale wnuczka nie odbierała. Do Eweliny dodzwoniłam się koło dziesiątej. Poinformowała mnie, że kiedy przyszła, córka już spała, a jej telefon był wyciszony. Wtedy wydało mi się to całkiem normalne.

Marysia chodziła do bardzo dobrego, prywatnego liceum, do  klasy dwujęzycznej. Miała też masę zajęć dodatkowych. Ewelina, lekarka, pracowała na dwa etaty i brała niezliczone dyżury, żeby opłacić czesne i te zajęcia. Poświęcała się, żeby jej jedyna córka miała dobry start w życie.

– W szkole jest wiodący francuski i rozszerzony angielski, w sumie dwanaście godzin tygodniowo – mówiła. – Do tego koła naukowe, zajęcia dodatkowe, dzień na projekty. Europejski poziom nauczania!

Nie wątpiłam w to, że szkoła Marysi oferuje edukację na najwyższym poziomie, martwiłam się tylko, czy wnuczka wytrzymuje taką presję. Matka płaciła za prywatne liceum i oczekiwała doskonałych wyników w nauce, do tego dochodziły naciski ze strony rówieśników. Marysia opowiadała, że do jej klasy, oprócz niej, chodzą same dzieci bogatych rodziców.

– Nie masz pojęcia, babciu, jak wygląda pierwszy dzień po wakacjach albo feriach zimowych. Każdy mówi, gdzie był. A to na Malediwach, a to w Dubaju, a to na nartach w Alpach… Wszyscy mają najnowsze modele smartfonów, moje koleżanki regularnie chodzą z mamami na manikiur i do fryzjera… Jedna dziewczyna nosi torebkę Chanel, inna buty od Louisa Vuittona! Naprawdę! A co mają w kosmetyczkach! Cienie Diora, szminki Lancôme…

Córka musiała radzić sobie zupełnie sama

Widziałam, że wnuczce to bardzo imponuje. Ona sama chodziła w ubraniach z second-handu, a kosmetyki kupowała z matką w supermarkecie. Ewelina utrzymywała ją sama, ojciec Marysi zmarł ponad dziesięć lat temu. Rachunki, kredyt hipoteczny, droga szkoła, taniec, basen… Córka harowała jak wół, żeby jakoś na to wszystko zarobić. Markowe ubrania i gadżety były już poza jej zasięgiem.

Niestety, przy takiej ilości pracy – dwóch etatach i dyżurach w szpitalu – Ewelina nie spędzała wystarczająco dużo czasu z piętnastoletnią córką. Marysia zazwyczaj wracała do pustego domu, odgrzewała sobie obiad, odrabiała lekcje i kładła się spać. Nieliczne wolne popołudnia Ewelina zwyczajnie odsypiała.

Na szczęście wnuczka była bardzo samodzielna. Potrafiła nie tylko zrobić sobie jedzenie, ale także chodziła na zakupy, umiała nastawić pranie, odkurzyć mieszkanie. Byłam z niej dumna! Podobnie jak kiedyś jej mama, świetnie się uczyła, wydawała się bardzo rozsądna i odpowiedzialna.

Z drugiej strony była jednak wciąż dzieckiem… Dopiero kiedy zorientowałam się, jaki mamy problem, zrozumiałam, że obie z Eweliną uległyśmy pokusie traktowania Marysi jak dorosłej. Może dlatego, że nigdy się nie skarżyła, nie miała problemów z nauką, sama rozwiązywała swoje problemy…

Kilka dni później umówiłam się z wnuczką, że przyniosę jej te rzeczy, które kupiłam dla niej w second handzie. Przyszłam wieczorem, Eweliny oczywiście nie było.

– Marysiu, nie idziesz spać? – zapytałam, patrząc na zegar. – Jest po dziesiątej, późno się zrobiło

– Taak, zaraz… – mruknęła niezbyt wyraźnie i przesadnie zamaszystym gestem ręki wytarła herbatę, którą wylała na blat.

W ogóle była jakaś dziwna. Podczas mówienia połykała samogłoski, jej ruchy były lekko niezborne. Do tego cały czas żuła gumę, miarowo międląc szczęką.

– Spałam w nocy trzy godziny – wyjaśniła, trąc oczy. – Miałam test z fizyki. Jutro chemia i historia…

Pokręciłam głową ze współczuciem i szybko się pożegnałam.

Najwyraźniej jednak Marysia była tamtego wieczoru zbyt zmęczona, by się dalej uczyć, bo z tej chemii dostała jedynkę. Z historii wpadł jej mierny, a na domiar złego dostała pałę za brak pracy domowej z polskiego. To wszystko powiedziała mi Ewelina, kiedy wróciła któregoś wieczoru po zebraniu.

– Mamo, jestem przerażona! – niemal krzyczała do słuchawki.

– Prawie wszyscy nauczyciele chcieli ze mną rozmawiać! Pytali, co się dzieje z Marysią! A ja przecież nie wiem! Ostatnio widziałam ją przedwczoraj. Kiedy wracam do domu, to ona albo jest na zajęciach, albo już śpi… Co zrobić?!

Doradzanie jej, żeby wzięła dzień wolny, mijało się z celem. Ewelina łapała każdy dyżur, który mogła. Zbliżał się wyjazd Marysi na zieloną szkołę i trzeba było zdobyć ponad dwa tysiące złotych. Klasa jechała na Węgry. Obiecałam córce, że ja porozmawiam z wnuczką, sprawdzę jej zeszyty, dowiem się, dlaczego przestała się uczyć.

Nie miałam najmniejszych wątpliwości...

Tyle że znowu nie mogłam się dodzwonić na komórkę Marysi. Pojechałam więc do ich mieszkania, ale nikogo nie zastałam. Zdziwiłam się, bo było wpół do dziesiątej!

– Jak to: nie ma jej w domu? – Ewelina naprawdę się wściekła. – Cholera, uduszę ją! Miała być w domu i się uczyć! Gówniara…

– Uspokój się! Jest piątek… – usiłowałam bronić młodej. – Może jest gdzieś z koleżankami? W kinie?

– Już ja jej dam kino! – podniosła głos Ewelina, ale sekundę później już odpowiadała komuś, że zaraz przyjdzie, i skończyła rozmowę.

Kiedy córka wróciła po dyżurze do domu, Marysia spała w swoim łóżku. Ewelina położyła się spać koszmarnie zmęczona po dyżurze i wstała dopiero po południu. Ku jej zdumieniu, Marysia nadal spała.

Tego dnia udało im się porozmawiać, ale nie była to zbyt owocna rozmowa… Ewelina się zdenerwowała, groziła córce szlabanem, a ta się zamknęła w swoim pokoju i krzyczała przez drzwi, że matka nic nie rozumie.

W niedzielę Ewelina miała kolejny dyżur. Obiecałam, że przywiozę Marysi rosół i sznycle. Tym razem córka dała mi klucze, na wypadek, gdyby młodej nie było w domu. Faktycznie jej nie było, więc weszłam, przelałam rosół do garnka i oczywiście zadzwoniłam do wnuczki. Zza ściany rozległa się wesoła melodyjka. No tak, wyszła i nie zabrała telefonu…

Jej komórka zadzwoniła jeszcze kilka razy. Najwyraźniej nie tylko ja szukałam z nią kontaktu. Tak mnie irytowało to dzwonienie, że poszłam po ten telefon, żeby wsadzić go do szafy – niech tam hałasuje!

W pokoju wnuczki panował niewiarygodny bałagan. Ubrania, akcesoria do włosów, książki, maskotki – wszystko leżało na podłodze, na niezaścielonym łóżku, biurku i parapecie. Ale w tej stajni Augiasza nie widziałam komórki. Chcąc ją znaleźć, podniosłam parę ubrań, odruchowo je złożyłam, schyliłam się po rozrzucone papiery.

– A to co? – podniosłam z podłogi dwie butelki z napisem „mixed drink” i nazwą znanej wódki.

Po chwili zszokowana czytałam skład „mixed drinka” na etykietce – to była wódka z lemoniadą…

W tym momencie w drzwiach zazgrzytał klucz i weszła Marysia. Nie. „Weszła” to złe słowo… Ona raczej się wtoczyła…

– Maryniu? – stanęłam przed nią zszokowana. – Co się… Co ty…

– Bbbbabcia? – wybełkotała z trudem. – Ccco ty tu robisz?

Nie miałam najmniejszych wątpliwości. Moja wnuczka była pijana. W niedzielę, w środku dnia.

To nie był dobry moment na poważną rozmowę, więc zaprowadziłam wnuczkę do pokoju i zdjęłam jej buty, kiedy już padła na łóżko.

Babciu, błagam, nie mów nic mamie!

Zostałam w domu córki przez kolejnych sześć godzin. Byłam tam, kiedy Marysia wyszła ze swojego pokoju. Mrużyła oczy od światła, masowała skronie i wyglądała jak zdjęta z krzyża.

– Babciu, muszę coś łyknąć… – wymamrotała, otwierając apteczkę. – A właściwie to co ty tu robisz?

Zamiast odpowiedzieć, to ja zadałam jej pytanie. Dlaczego jest w takim stanie?! Skąd te butelki w jej pokoju? Gdzie była wtedy, kiedy nie odbierała telefonu? I najważniejsze pytanie… czy to był pierwszy raz, kiedy się upiła… Wyciągnęłam z niej, że nie. Powiedziała mi, że drugi. Piła, bo jej koleżanki też to robiły. Miały starszych chłopaków, którzy kupowali alkohol dla całej ich paczki. Marysia nie miała chłopaka, więc gdyby jeszcze odmówiła wypicia piwa czy tego drinka, wyleciałaby z towarzystwa.

– Już i tak odstaję od reszty – poskarżyła się, łykając jakąś tabletkę od bólu głowy. – Nie mam takich fajnych ciuchów jak one, nie mam Iphone’a, no i… no i nie mam też  faceta… Babciu, tylko błagam, tylko nie mów mamie! Ona i tak jest na mnie wkurzona o te oceny… Już mam przerąbane…

Obiecałam, że nic nie powiem Ewelinie, ale pod jednym warunkiem: że Marysia przysięgnie, że nie tknie alkoholu przynajmniej do swoich osiemnastych urodzin. Kiedy składała tę obietnicę, wyglądała przekonująco. Zaufałam jej.

Wkrótce okazało się, że pochopnie… Dzisiaj myślę, że wtedy mimo wszystko zbagatelizowałam ten problem. Dziewczyna eksperymentuje z alkoholem – myślałam. Wcześnie, to fakt, ale ta dzisiejsza młodzież w ogóle wszystko robi wcześniej niż moje pokolenie. A ja też nie byłam aniołkiem; popalałam Ekstramocne bez filtra, żeby zyskać aprobatę znajomych. W tym wieku wiele się robi, by być lubianym w towarzystwie.

Ale skoro Marysia została przeze mnie przyłapana, na pewno nie będzie chciała powtórzyć tego samego błędu – tłumaczyłam sobie.

Niecałe dwa tygodnie później numer wnuczki wyświetlił mi się na komórce o pierwszej w nocy.

– Marysia? Co się stało?! – Od razu się rozbudziłam.

– Dobry wieczór – mówił męski głos. – Dzwonię z telefonu pani wnuczki, ponieważ ona nie nie jest w stanie rozmawiać ani sama wrócić do domu… Próbowałem się skontaktować z matką dziewczyny, ale nie odbiera telefonu, dlatego dzwonię do pani. Proszę po nią przyjechać, jak najszybciej – podał mi adres na drugim końcu miasta.

Myślałam, że dostanę zawału. Czułam rozpierający ból w klatce piersiowej, w oczach mi pociemniało… Na szczęście to był tylko szok, po chwili poczułam się lepiej. Kiedy jechałam pod adres podany przez tego mężczyznę, tysiące myśli kłębiło mi się w głowie…

Marysia czekała na mnie skulona na krawężniku pod jakimiś pawilonami handlowymi, zamkniętymi w nocy. Głowę miała między kolanami, cuchnęła wymiocinami…

– To ja dzwoniłem – oznajmił facet w średnim wieku, podchodząc do mnie. – Znalazłem ją na przystanku autobusowym, spała na ławce. Kiedy próbowałem ją ocucić, zwymiotowała… Z tego, co mi się udało od niej wyciągnąć, była ze znajomymi gdzieś w okolicy, pili u kogoś w domu i wyszli, żeby kupić  więcej alkoholu w całodobowym sklepie. Jej znajomi chyba też byli zawiani, bo najwyraźniej uznali, że zostawienie jej tutaj samej to świetny żart. A może po prostu źle się poczuła, a oni nie zauważyli i poszli dalej… W każdym razie dobrze, że akurat tędy przechodziłem. Ta dziewczyna w ogóle nie kontaktuje.

Ewelina z początku nie chciała uwierzyć

Podziękowałam temu człowiekowi, bo rzeczywiście, bałam się nawet pomyśleć, co mogłoby się stać, gdyby on nie zajął się Marysią. Pijaną w sztok, niewiedzącą, gdzie jest ani co się z nią dzieje, samą w środku nocy, w obcej dzielnicy?

Przywiozłam ją taksówką do siebie, a Ewelinie zostawiłam informację na poczcie głosowej. Córka wpadła do mnie zaraz rano, wymięta po dyżurze, z przekrwionymi oczami i przerażeniem w oczach.

– Gdzie ona jest?! – krzyczała od progu. – Nic jej nie jest?! Ktoś ją upił! Trzeba dzwonić na policję!

Chciałam wejść jej w słowo i wyjaśnić, jaki mamy problem, ale Ewelina nie przestawała krzyczeć:

– Ona ma piętnaście lat, ten, kto ją upił, popełnił przestępstwo…

– Muszę ci powiedzieć coś ważnego – oznajmiłam i prawie siłą posadziłam córkę na sofie. – Posłuchaj…

Długą chwilę zajęło mi wyjaśnienie, że Marysi prawdopodobnie nikt nie zmuszał do picia alkoholu. Z ciężkim sercem przyznałam, że to nie był jej pierwszy raz. Według słów Marysi – trzeci, ale nie wierzyłam, że ona mówi prawdę…

– Mamo… o czym ty mówisz? – Ewelina patrzyła na mnie zdumiona i przerażona. – Jaki problem z alkoholem? Przecież ona jest dopiero w pierwszej klasie liceum! Jak to: upija się?

Tyle że ja już wiedziałam i nie zamierzałam wypierać tej trudnej prawdy ze świadomości.

Ewelina nie znała swojego biologicznego ojca, ponieważ rozwiodłam się z nim, kiedy miała dwa lata. W tamtych czasach to nie była łatwa decyzja, ale podjęłam ją, ponieważ Jurek pił. Tak, mój pierwszy mąż był alkoholikiem. Wiedziałam więc, i to aż za dobrze, co oznaczają puste butelki pod łóżkiem, spanie w ciągu dnia, wyjścia z kolegami…

– Ona była pijana, kiedy raz u was byłam – przypomniałam sobie.– Wtedy myślałam, że jest niewyspana i przemęczona. Nie wyczułam alkoholu, bo żuła gumę…

Ewelina nie przyjmowała tego do wiadomości. Za wszelką cenę chciała, by córka potwierdziła jej wersję. Wpadła do pokoju, zaczęła nią potrząsać i pytać, kto ją upił.

– Mamo, przestań, nie wrzeszcz tak… – Marysia miała potwornego kaca. – Boże, jak mi niedobrze… Mamo! Przestań, błagam! Nikt mnie nie upił! Sama sobie umiem zrobić drinka! Myślisz, że nikt w tym kraju nie sprzedaje alkoholu nieletnim? Nie bądź naiwna, mamo

Myślę, że wnuczka w tamtym momencie naprawdę fatalnie się czuła i nie miała siły na kłamstwa i kręcenie. Z bolesnym grymasem poinformowała matkę, że zna sklep, w którym ona i jej koleżanki bez problemu kupują alkohol.

To koleżanki ją tak zdemoralizowały!

– Zaczęłam, kiedy byłam potwornie zestresowana przed testem z chemii… – opowiadała zmęczonym, zrezygnowanym tonem. – Ada zaproponowała mi, żebym sobie łyknęła na rozluźnienie. Miała taką maleńką buteleczkę dżinu. No i faktycznie przestałam się denerwować.

Dobrze znałam ten schemat, przeszłam przez ten koszmar, ze wszystkimi jego etapami, z moim byłym mężem, więc w opowieści Marysi nic mnie szczególnie nie zaskoczyło. Najpierw drink „na rozluźnienie”, potem „na lepszy sen”, potem z jakiejś okazji, którą trzeba uczcić, albo tak po prostu, żeby się dobrze poczuć.

Marysia piła z przyjaciółmi. Nie odmawiała, żeby od nich nie odstawać. To całe towarzystwo  pokazało jej słodkie alkohole i wmówiło dziewczynie, że picie to nic strasznego, najważniejsze, żeby nie dać się przyłapać…

O dziwo, to Marysia szybciej niż jej mama zaakceptowała fakt, że ma problem. Kiedy powiedziałam jej, że musi poddać się terapii, spuściła głowę i zapytała, kiedy się zaczyna.

Za to Ewelina nie chciała przyznać, że jej dziecko jest uzależnione. Ani przyznać, że na czas nie zauważyła, że z jej córką dzieje się coś złego. Ciągle szukała winnych na zewnątrz. Powiadomiła matki koleżanek Marysi, że mają zły wpływ na jej córkę, chciała nawet zażądać od dyrekcji szkoły zawieszenia ich w prawach ucznia. Z trudem wybiłam jej to z głowy – tłumaczyłam, że narobi problemów przede wszystkim Marysi, a teraz trzeba się skupić na tym, jak jej pomóc…

– Ale to w tej klasie wszystko się zaczęło! Gdyby nie te dziewuchy, które myślą, że wszystko im wolno, Marysia nigdy by tego nie zrobiła! To one ją zdemoralizowały!

– A nie sądzisz, że posłanie jej do tej szkoły to był kiepski pomysł– zapytałam cicho. – Ona musi tam codziennie udowadniać, że nie jest gorsza od tych bogatych dzieciaków… Do tego poziom nauczania jest bardzo wysoki, a ona nie bardzo sobie z tym radzi, zżera ją stres. Może w zwykłej, publicznej szkole byłoby jej lepiej?

Ewelina oczywiście o tym też początkowo nie chciała słyszeć.

To najlepsza szkoła w województwie, po niej Marysia ma szansę zostać, kim chce – mówiła.

– Na razie jest na dobrej drodze, żeby się stoczyć i zostać alkoholiczką! – Nie wytrzymałam i w tym momencie Ewelina pękła.

– Starałam się być dobrą matką… – łkała po chwili. – Wypruwałam sobie żyły, żeby posłać ją do tego liceum… Biorę po siedemnaście dyżurów miesięcznie, żeby ona miała jak najlepszą edukację… Co zrobiłam źle? Mamo, co?

– Może właśnie to… – szepnęłam, a ona szlochała rozpaczliwie.

To była oczyszczająca rozmowa. Ewelina zdecydowała, że zabierze Marysię z tej szkoły. Wbrew naszym obawom, dziewczynka szybko odnalazła się w nowej klasie. Okazało się też, że sporo umie, a jej poprzedni nauczyciele dużo wymagali.

Najtrudniej było znaleźć terapię dla piętnastoletniej dziewczynki, która ma problem z alkoholem. Okazało się jednak, że to wcale nie taki rzadki problem. Znalazłyśmy dobrą panią psycholog.

– Młodzież żyje pod coraz większą presją. Z jednej strony rodzice traktują swoje dzieci jak inwestycję i oczekują jak najlepszych wyników w nauce, z drugiej są koledzy, którzy potrafią brutalnie odrzucić taką młodą osobę, jeśli do nich nie pasuje… Proszę mi wierzyć, pracowałam już z trzynastolatkami uzależnionymi od alkoholu…

Liczę na to, że terapia się powiedzie, a Marysia więcej nie spojrzy na alkohol. I że Ewelina, która nie musi już harować na wysokie czesne w prywatnej szkole, wreszcie będzie mogła poświęcić córce więcej czasu. Bo odnoszę wrażenie, że żadna terapia nie zadziała, jeśli Marysia nie będzie miała wsparcia w swojej mamie. Wygląda na to, że Ewelina też to rozumie. A skoro tak – to ja jestem dobrej myśli…

Czytaj także:
„Moja córka miała doskonałe świadectwo i nie dostała się do żadnej z wymarzonych szkół. Czułem się bezradny jako rodzic"
„Po śmierci żony uciekłem w pracę. Skupiony na własnej rozpaczy nie zauważyłem, że moja córka też sobie nie radzi”
„Córka pije, pali, wagaruje i prowadza się z niedomytym gburem. Próbowałem nauczyć ją moresu, ale tylko pogorszyłem sprawę”

Redakcja poleca

REKLAMA