Nareszcie zrobiło się ciepło, więc wracając z pracy, wymyśliłam, że byłoby cudownie spędzić weekend na działce. Może Majka zgodzi się ze mną pojechać? We dwie szybciej uporządkowałybyśmy ogród i altankę.
– Zapomnij, mamo – córka od razu pozbawiła mnie złudzeń. – Ja wyjeżdżam.
– Znowu na te twoje…? – poczułam, że serce ściska mi niepokój. – Dokąd tym razem?
– Na Pomorze – rzuciła niechętnie. – I nie rób znów tej swojej miny cierpiętnicy. To tylko pikieta, nie wyprawa na K2.
Świat nie jest tylko biały albo czarny
Łatwo jej mówić! Nie dalej niż pół roku temu wyciągałam ją za kaucją z aresztu, gdzie trafiła za zakłócanie miru domowego, a z ostatniej wyprawy wróciła ze szwami na głowie, bo jakiś krewki rolnik trafił w nią kamieniem. Ale cóż, zabronić jej niczego nie mogę, jest dorosła. Kurka z pieniędzmi też nie zakręcę, bo alimenty od mojego eks wpływają bezpośrednio na jej konto. Co ja mogę?
Patrzyłam więc tylko bezradnie, jak pakuje do plecaka wojskowe spodnie i koszulki z propagandowymi hasłami niczym bojówkarski mundur.
– Oj, mamo, nie stój tak nade mną! – zdenerwowała się wreszcie Majka. – Czy człowiek w tym domu nie może liczyć na odrobinę prywatności?
Pokręciłam się więc po kuchni, sprzątnęłam w łazience, potem zadzwoniłam do Kazi. Może choć ona uzna, że wspólny wypad na działkę to atrakcyjna propozycja na weekend. Nie, żebym specjalnie tęskniła za towarzystwem dawnej sąsiadki, ale lepsze to niż zamartwianie się w samotności. Znów będę krążyć po mieszkaniu jak dziki zwierz w klatce, włączać to radio, to telewizor, i czekać na informacje o zamieszkach, które wyrwały się spod kontroli.
Może sobie Majka mówić, że to tylko pikieta! Już ja wiem, jak się mogą skończyć takie pokojowe protesty. I nawet za bardzo się nie dziwię – dla idealistycznie nastawionych dzieciaków liczą się tylko cierpiące zwierzęta. Guzik je obchodzą ich hodowcy, którzy muszą prosperować, żeby utrzymać rodziny swoje i swoich pracowników.
– Niech się zajmą czymś innym – Maja nie miewa wątpliwości. – Nie daj się wkręcić, mamo, w te opowieści o biednych rolnikach. Czy stawałabyś w obronie obozowych kapo? Oni też tylko zarabiali na życie.
Dla mojej córki wszystko jest albo białe, albo czarne; odcienie szarości nie istnieją.
A zaczęło się tak niewinnie, od wolontariatu w schronisku dla psów. Potem Maja przeszła na dietę wegetariańską, następnie została członkiem Vivy i zbierała datki… Może powinnam była zareagować stanowczo wcześniej, wtedy gdy jeszcze miałam cokolwiek do powiedzenia?
– Pewnie! – dobiła mnie następnego dnia Kazia, gdy już byłyśmy na działce, a moje jedyne dziecko gdzieś w Polsce pikietowało kolejną fermę norek czy ubój rytualny. – Ale ty zawsze traktowałaś Majkę jak ósmy cud świata, zamiast ją wychowywać!
I dodała, że jakby jej pociechy postanowiły wprowadzać jakieś diety z kosmosu, musiałyby gotować sobie same. A ja od razu przestałam jeść mięso, żeby mi było łatwiej gotować.
No niby tak, ale wyniki badań lekarskich mi się poprawiły, do tego udało mi się zrzucić nadwagę… Czy rzeczywiście coś straciłam, skoro każdy wie, że wędliny zawierają teraz całą tablicę Mendelejewa, a tuczne zwierzaki są hodowane na jakichś przedziwnych paszach?
Nie podobały mi się jej słowa
– Ależ ty jesteś zindoktrynowana, Danka – Kazia tylko pokiwała nade mną głową, jakbym była beznadziejnym przypadkiem. – Zobaczysz, Majka jeszcze zostanie ekoterrorystką, jeśli nie weźmiesz jej w karby. I nie mów mi, że jest dorosła, bo dopóki z tobą mieszka, powinna się podporządkować.
– Nie dramatyzuj – ucięłam w końcu. – Są także plusy tej sytuacji: Majka zrezygnowała z filozofii i przeniosła się na prawo, które jest bardziej przyszłościowym kierunkiem studiów.
A Kazia mi na to, że pewnie organizacja to Mai zleciła. Dobrze mieć prawnika w szeregach, który w razie potrzeby wyciągnie towarzyszy z paki! Niby co? Komunistkę mi z dziecka robi? Członka bliżej nieokreślonej piątej kolumny?!
Głupia byłam, że się jej zwierzałam! Też sobie znalazłam właściwą osobę! Starą paranoiczkę, która dopatruje się wszędzie szpiegów i wrogów, podsuwanych przez wiadome radio. Zaraz mi powie, żebym dała na mszę, to się dziewczyna odmieni jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki…
Na szczęście w niedzielne przedpołudnie się rozpadało, więc mogłam z czystym sumieniem skrócić planowany pobyt na działce, odwieźć Kazię i wrócić do domu. Po wejściu natychmiast włączyłam radio, potem telewizor, wszystko wydawało się w porządku – żadnej głośnej zadymy. Kusiło mnie, żeby zadzwonić do córki i po prostu zapytać, co tam u niej słychać. Ale Maja albo się wścieknie, że ją kontroluję, albo po prostu nie odbierze, a wtedy hulaj, moja rozpasana wyobraźnio! Zaraz sobie wmówię, że leży gdzieś nieprzytomna i nie może odebrać.
Zmęczenie po działkowej harówce i stres w końcu mnie zmogły i przysnęłam na sofie. Sny miałam jakieś porwane i pełne przemocy, toteż z ulgą zerwałam się, zbudzona hałasem na klatce schodowej. Myślałam, że to Majka… Niestety, to tylko sąsiedzi z góry wracali skądś po mocno zakrapianej imprezie.
Spojrzałam na zegarek: wpół do pierwszej w nocy! Zajrzałam do pokoju córki – żadnych śladów życia. Tego już było za wiele! Przecież powinna już wrócić, od rana ma wykłady! Złapałam za telefon, powtarzając, że mam gdzieś jej psychiczny komfort, ostatecznie mój też się liczy, prawda?
– „Przepraszamy, abonent jest niedostępny”…
No, tego to nie przewidziałam w najgorszych snach! Znowu mi córkę zapuszkowali i zabrali komórkę? Albo ktoś ją okradł i wyrzucił kartę?
Tak dalej być nie może, moja panno
Resztę nocy przedrzemałam przy kuchennym parapecie, co chwilę podrywając się i wyglądając przez okno na chodnik pod blokiem. W końcu zadzwonił budzik i musiałam zdecydować: iść do pracy czy na policję. Już stałam w drzwiach, gdy usłyszałam na schodach energiczne kroki Majki – przeskakiwała po dwa stopnie, nucąc sobie pod nosem.
– Dlaczego, do ciężkiego diabła, nie odbierasz telefonu?! – wyskoczyłam na nią, ledwo otworzyła drzwi.
– Aaa, sorry, mamuś – objęła mnie i ucałowała. – Bateria mi siadła. Ta komóra to już kompletny szmelc, naprawdę.
– Idę do pracy – tyle tylko byłam w stanie wykrztusić w odpowiedzi na tę manifestację beztroski i braku wyobraźni.
Za dwadzieścia minut musiałam otworzyć sklep, cóż więc zdążyłabym zrobić? Chyba tylko udusić córkę gołymi rękami!
– No, ja też lecę – ocknęła się. – Za godzinę pierwszy wykład. Jest coś do jedzenia?
Udając, że nie dosłyszałam, pomknęłam w dół. Jedno jest pewne: tak dalej być może! Troska o tę dziewczynę mnie kiedyś zabije na śmierć!
Czytaj także:
„Córka poszła do szkoły dla snobów i przewróciło jej się w głowie. Zaczęła się żywić sałatą, a mnie wyzywa od padlinożerców”
„Dziewczyna wnuka raczyła nas przy obiedzie morałami o prawach zwierząt, a w nocy przyłapałem ją na jedzeniu kiełbasy!”
„Moja córka to rozkapryszona królewna. Zostawiła takiego dobrego męża tylko dlatego, że zapisał się do klubu łowieckiego”