Zawsze wiedziałam, że moja córka ma despotyczny charakterek. Już w wieku przedszkolnym potrafiła mi zrobić wykład na temat tego, że nieodpowiednio sprzątam mieszkanie albo zarządzić, że od teraz ona będzie decydować, co mam nosić do pracy. Wtedy to było zabawne i nie zwiastowało żadnych problemów. Później któregoś razu przyuważyłam jak koleżanki z podstawówki na zmianę niosą plecak mojej Uli. Okazało się, że córka ogłosiła konkurs na swojego... sługę.
Dowiedziałam się o tym od mamy jednej z dziewczynek, która przez dwa dni taszczyła książki Ulki. Myślałam, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię. Oczywiście, wtedy natychmiast przeprowadziłam z córką rozmowę i wyjaśniłam, że nie może traktować innych, jakby byli gorsi od niej. Nie wystarczyło to jednak na długo.
Moja córka uwielbia się rządzić
Kiedyś bałam się, że z takim charakterem Ulka nigdy nie znajdzie sobie prawdziwych koleżanek. Przekonałam się jednak, że obawiałam się na wyrost: wokół młodej zawsze kręciło się całe kółko innych dziewczyn. Z czasem zaczęłam jednak dostrzegać, że uczucia, które żywią do mojej córki, nie mają wiele wspólnego z przyjaźnią lub sympatią. One się jej po prostu bały. Po raz pierwszy zauważyłam to na jednym z przyjęć urodzinowych Uli. Kończyła wtedy czternaście lub piętnaście lat. Poprawiałam makijaż w łazience, kiedy usłyszałam rozmowę dwóch koleżanek mojej córki pod toaletą:
– Jeju, dobrze, że się przebrałam przed wyjściem... Ula pochwaliła moją bluzkę. Wcześniej chciałam założyć tamtą różową z klamerkami, ale przypomniało mi się, że przecież miałam ją na ostatniej dyskotece szkolnej... Wtedy, co Ula powiedziała, że nie uznaje w swoim towarzystwie dziewczyn bez gustu – stęknęła nastolatka.
– O rany, pamiętam... Ja to już od środy myślałam, co na siebie założyć. Ulce to wolę nie podpadać – odpowiedziała druga koleżanka.
Pamiętam, że przeraziła mnie ta rozmowa. Skąd moje dziecko brało te wszystkie zachowania? Obydwoje z mężem byliśmy raczej życzliwymi ludźmi. Nie mieliśmy w zwyczaju krytykować innych, a już na pewno nie pod kątem wyglądu. „Może to te nastoletnie seriale, które tak namiętnie ostatnio ogląda?”, myślałam gorączkowo. Nie chciałam przyznać sama przed sobą, że córka zwyczajnie ma paskudny charakter. Po tamtym przyjęciu, postanowiłam porozmawiać z Ulą. Wiedziałam jednak, że nie mogę tak po prostu wyskoczyć jej z moralizowaniem. Musiałam wybadać teren.
– Córcia, a powiedz mi, z którą z tych koleżanek się teraz trzymasz najbardziej? – zagaiłam któregoś razu przy obiedzie.
– Z żadną. One wszystkie są beznadziejne – odpowiedziała beznamiętnie Ula nie podnosząc wzroku znad zupy.
– Ale... ale jak to? Przecież mówisz o swoich koleżankach. Myślałam, że koleżanki z założenia się lubi... – wyjąkałam niepewnie.
– To źle myślałaś – odpysknęła. – Każda dziewczyna to konkurencja. Albo ustawię je sobie w szeregu tak, że żadna mi nie podskoczy, albo zaraz któraś wywinie mi jakiś numer.
Nie mogłam uwierzyć, że słyszę takie słowa z ust piętnastolatki. Brzmiała, jakby naoglądała się dokumentów o dyktatorach!
Pamiętam dzień, w którym odkryłam co, a raczej kto stoi za okrutnymi zachowaniami mojej córki. Odbierałam Ulę z wakacji u teściowej, gdzie również wypoczywała w tym samym czasie siostra mojego męża. Nigdy nie lubiłam Matyldy: była złośliwa, nieprzyjemna i egoistyczna. Chociaż szczyciłam się tym, że nie oceniam ludzi, Matyldy ciężko było nie oceniać. Zawsze była niezadowolona z życia, mimo iż teściowie ofiarowali jej naprawdę dużo – na pewno więcej niż mojemu mężowi.
Pamiętam ją jeszcze z czasów, gdy była nastolatką. W domu nie musiała robić absolutnie nic, a miała wielkie roszczenia. Zaraz po studiach, przez które ledwo się prześlizgnęła, dostała od rodziców mieszkanie – umeblowane i bez żadnego kredytu. Regularnie zmieniała pracę, bo twierdziła, że wszędzie jest niedoceniana. Miała naprawdę fantastycznego faceta, którego złapała chyba tylko cudem, ale i on po jakimś czasie od niej odszedł, co zupełnie mnie nie zdziwiło. Stale narzekająca, nieprzyjemna i apodyktyczna Matylda była naprawdę kiepską partnerką, więc nic dziwnego, że facet poszukał szczęścia u którejś z jej koleżanek.
Ula zawsze była z ciotką blisko
Oczywiście, moja szwagierka nie widziała w tym ani grama swojej winy. Wszystkiemu winna była ta biedna koleżanka, w której jej facet po prostu się zakochał. Nie było żadnej zdrady, nie było żadnego kopania dołków, ten związek narodził się dopiero po ich rozstaniu, ale pamiętam, że i tak musiałam wtedy regularnie przyjmować Matyldę u nas na gorzkie żale, gdzie wylewała całą żółć na (już byłą) koleżankę.
Z jakiegoś powodu jednak, Ula zawsze była z ciotką blisko. Traktowała ją jak idolkę, bo była młoda i na pewno bliżej jej było do tego, co przeżywa córka, niż nam. Mąż czasem złośliwie zauważał, że swój swojego pozna, ale zabraniałam mu tak mówić. Naszej córce przecież było daleko do tej toksycznej, narzekającej baby!
Tego dnia również nie miałam ochoty wysłuchiwać jak bardzo życie tym razem pokarało biedną Matyldę. Planowałam tylko zgarnąć Ulkę i jechać do domu. Przywitałam się z teściową i poszłam w stronę ogrodu, gdzie zobaczyłam córkę prowadzącą rozmowę telefoniczną z jedną ze swoich koleżanek.
– Karola, nie interesuje mnie, że jeszcze nie wróciłaś do domu. Są wakacje, wydaje mi się, że powinnaś mieć pełno czasu na zrobienie mojej pracy – syczała Ula do słuchawki. – Pani od biologii chciała mieć je gotowe już za tydzień, żeby móc wstawić szóstki od razu, kiedy dostanie nowy dziennik we wrześniu.
Jaka praca? O czym ona mówi?
– Hej, córcia! – powitałam ją.
Nieco się spłoszyła i szybko zakończyła rozmowę.
– O czym rozmawiałyście?
– O niczym, Karolina obiecała mi jedną rzecz i się nie wywiązała...
– Hm, wiesz, może nie miała czasu? W końcu są wakacje, ludzie chcą odpoczywać, nie mają głowy do wielu spraw – zaproponowałam nieśmiało.
To ona wpoiła jej takie wzorce
Wtedy do rozmowy włączyła się moja szwagierka, rozwalona na leżaku z koktajlem, który przypuszczalnie przyniosła jej teściowa, żeby się przypadkiem nie zmęczyła.
– Dobrze, Ulcia, te koleżaneczki to trzymaj krótko! Dziś cię taka lubi, a jutro ci wbije nóż w plecy, nie ma co! – skwitowała jadowicie Matylda.
– Tak właśnie się staram – odpowiedziała dumnie Ula.
Myślałam, że się przesłyszałam. Nie byłam typem matki, który stale moralizuje i poucza. Wiedziałam, że to przeważnie nie działa, zwłaszcza u nastolatków, ale tym razem nie mogłam odpuścić.
– Czy ty sobie żarty stroisz, Ulka? – napadłam na córkę. – Traktujesz te dziewczyny w ten sposób dla zasady? Tylko po to, żeby mieć nad nimi kontrolę? Nie tak cię wychowałam.
– Mamo, nie bądź frajerką – odpysknęła mi.
– Ona ma świętą rację, na co jej te koleżanki? Niech wykorzysta, ile się da, ale przyjaźni po grób się nie spodziewa. Potem i tak jakaś flądra podbierze jej pracę albo odbije faceta, jak mnie – parsknęła Matylda.
– Nikt ci faceta nie odbił, sama go od siebie odstraszyłaś – po raz pierwszy powiedziałam na głos to, co chciałam wykrzyczeć tej bezczelnej babie już dawno.
Zapowietrzyła się z gniewu, ale widziałam, że sama nie wie, co odpowiedzieć, więc kontynuowałam.
– Byłoby miło, gdybyś sama zajęła się swoim życiem, zamiast obwiniać cały świat o swoje porażki. A przyjaźnie... Cóż, faktycznie, pewnie niczego się o nich nie wie, jeśli nigdy się ich nie zaznało, bo zawsze było się skupionym tylko na sobie. Nie życzę sobie, żebyś sączyła te toksyczne bzdury do głowy mojej córki – wysyczałam do Matyldy.
Zarówno ona, jak i Ula, były ewidentnie w szoku. Wzięłam więc córkę pod rękę, odwróciłam się na pięcie i wyszłam z domu teściowej.
Po powrocie do domu, natychmiast wybrałam numer szkolnego pedagoga. Od trzech miesięcy Ula uczęszcza do niego na regularne spotkania, gdzie uczy się na nowo nawiązywania relacji. Wiedziałam, że nie poradzę sobie z tym sama, nie dam rady wyplenić z jej głowy wszystkich niezdrowych schematów, które wpoiła jej ciotka, która z jakiegoś powodu stała się dla niej wzorem. Jaki z tego morał? Zanim oskarżycie gry komputerowe, bajki i rówieśników o zgubny wpływ na wasze dzieci, upewnijcie się, że złe wzorce nie są bliżej, niż się wam wydaje...
Czytaj także:
„Syn prześladuje koleżankę z klasy, a ja czuję się bezsilna. Bachor potrzebuje twardej ręki, a mąż tyra za granicą na kredyt”
„Syn to domowy tyran. Traktuje żonę jak popychadło, a dziecko go naśladuje. Co zrobiłam źle, że wyrósł na takiego bydlaka?”
„Moja przyjaciółka oceniała facetów jak psy na wystawie. Przyznawała im punkty, a jak mieli ich za mało - przestawała odbierać telefon”