Sam wychowuję Paulinę. Najpierw tak wyszło, a potem nie chciałem żadnych zmian. Bo i po co? Moja córka zawsze miała szalone pomysły, ale nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że wpadnie na coś takiego! Od lat przyjaźniła się z Karoliną, koleżanką z klasy. Obie lubiły komedie romantyczne, zimą jeździły na łyżwach, a latem całymi dniami tkwiły na basenie. I obie żyły w niepełnych rodzinach. „Może dlatego są ze sobą tak blisko? – myślałem nieraz. – Dla dziecka to zawsze bardzo trudna sytuacja”.
Po rozwodzie wychowywałem Paulinę sam, bo jej mama wybrała Norwegię i karierę naukową na jednym z tamtejszych uniwersytetów. I choć kilka razy przebąkiwała, że weźmie małą do siebie, nigdy jakoś nie spełniła swoich obietnic. Paulinie też zresztą nie paliło do wyjazdu. W końcu miała tu mnie, swoją ukochaną babcię i koleżanki, bez których, jak często mówiła, nie wyobrażała sobie życia.
Przyznam, że bardzo mi to odpowiadało. Sam w dużym, czteropokojowym mieszkaniu chyba bym oszalał z tęsknoty za moją córeczką. Tym bardziej że do kolejnego związku wcale mnie nie ciągnęło. Od rozstania z żoną bez reszty poświęciłem się więc mojej ukochanej jedynaczce i pracy.
Nie dla mnie modne laski łase na pieniądze
Gdybym się uparł, pewnie bym sobie kogoś znalazł, bo nie narzekałem na brak powodzenia. W naszym małym mieście prowadziłem całkiem dochodowy zakład wulkanizacyjny. Miałem niezły samochód, ładne mieszkanie, stać mnie było na wyjazdy za granicę i wiedziałem, że niektórym kobietom imponowała moja operatywność. Nie należałem też do najbrzydszych.
Sęk w tym, że panie, które interesował mój majątek, nie odpowiadały mnie. Parę razy boleśnie się o tym przekonałem, więc obiecałem sobie trzymać się z dala od tych wszystkich harpii, co to tylko na forsę lecą. A zresztą byłem samotnym, zapracowanym ojcem i nie miałem czasu ani głowy do tego, żeby bawić się w te wszystkie kłopotliwe zaloty i żmudnie odsiewać ziarno od plew.
Paulina myślała inaczej. Uważała, że nadszedł czas, bym sprawę potraktował poważnie. W pewnym momencie nawet sama zajęła się szukaniem dla mnie odpowiedniej partnerki. Nieraz wierciła mi dziurę w brzuchu, że nie jestem jeszcze taki stary i mógłbym się ożenić. Nie wiem, co nią powodowało. Może potrzebowała kobiecej ręki? Kogoś, kto na co dzień podpowiadałby jej, jak się ubierać, malować; tłumaczyłby, co się dzieje z jej ciałem w miarę dorastania, jak sobie radzić z chandrą czy jak traktować chłopców? Jej matka była za daleko na takie rady.
Może dlatego Paulina tak dużo czasu spędzała u Karoliny… Bo Karolina miała bardzo sympatyczną mamę. Przekonałem się o tym już dawno temu. Często byłem zmuszony do skorzystania z jej pomocy. Pierwszy raz chyba miesiąc po tym, jak moja mała poszła do podstawówki.
– Przepraszam, mam w firmie sajgon, czy Paulina może po szkole zostać u Karoliny? – zadzwoniłem do niej wtedy. Wiedziałem, że Paula boi się sama być w naszym dużym mieszkaniu, a moja mama akurat w tym czasie leczyła w sanatorium schorowany kręgosłup.
– Oczywiście, zajmę się nią. Zrobię dziewczynkom coś dobrego do jedzenia. – usłyszałem w telefonie ciepły głos.
Córka od początku bardzo chwaliła jej kuchnię. Podobno mama Karoliny w kuchni wyczyniała cudeńka.
– Gdybyś tylko skosztował jej pizzy… Albo sernika z morelami… Albo pierożków ze szpinakiem… Ze szpinakiem, rozumiesz! Przecież wiesz, że ja nie znoszę szpinaku, a ten jej jest genialny! – wzdychała po każdej wizycie u nich Paulina, niemal wznosząc oczy do nieba. „Ta kobieta musi mieć jakąś czarodziejską moc, skoro potrafi podbić żołądek mojego niejadka” – myślałem wtedy.
Jakiś czas temu (a było to kilka lat po moim pierwszym telefonie do mamy Karoliny) córka powiedziała coś, po którym omal nie spadłem z krzesła:
– Tato, ona byłaby dla ciebie idealna. Gotowałaby dla nas te wszystkie pyszności, a ja zamieszkałabym z Karolcią. Wtedy mogłybyśmy rozmawiać bez końca… – Paulina rozmarzyła się tak, że aż klasnęła w dłonie, zadowolona ze swojego pomysłu.
– Co ty o tym sądzisz?
– Nic nie sądzę – ostudziłem jej zapał. – A ty przestań mnie swatać. Już późno, lepiej wyjdź z psem.
„Smarkula jedna! Co to za pomysły? Niech się lekcjami zajmie, a nie ustawia mi życie!” – prychnąłem w duchu. Przyznaję, czasem wciąż jeszcze myślałem o ułożeniu sobie życia, ale coraz rzadziej. No bo na co może liczyć samotny ojciec? Nie na wiele. Jaka kobieta w moim wieku, najczęściej tak samo jak ja obarczona obowiązkami, chciałaby wziąć na swoje barki dodatkowe kłopoty w postaci cudzego dziecka? A te młode, jak już mówiłem, odpadały w przedbiegach. Z pewnością nie były nastawione na matkowanie komukolwiek.
Zajmuje się małą, wypada jej jakoś podziękować
Szybko zapomniałem o pomyśle mojej jedynaczki, bo w firmie zaczął się gorący okres. Z mamą Karoliny wciąż byłem w kontakcie, bo nadal potrzebowałem jej pomocy. Paulina musiała poprawić niektóre oceny, a ja zupełnie nie miałem czasu, żeby ją przypilnować.
– Mam oko na Karolinę, to zerknę też na Paulę – obiecała mi ta święta kobieta.
Odbierając córkę, czasem zatrzymywałem się u nich na herbacie. Parę razy zostałem nawet poczęstowany obiadem. Musiałem przyznać, mama Karoliny gotowała wyśmienicie! Chwaliłem więc głośno jej kuchnię… Tylko jak mogłem się jej zrewanżować za czas i serce, które pani Bożena poświęciła Paulinie?
– Zaproś ją do kina – natychmiast podsunęła mi córka. – Wiesz, tato, Karolina mówi, że jej mama nigdzie nie wychodzi, ludzi nie ogląda. Sama ciągle siedzi w domu, biedaczka. Karolina martwi się o nią, rozumiesz, tato… „No dobrze – uznałem. – Niech tak będzie. Skoro ona taka biedna, to za jednym zamachem podziękuję jej za opiekę nad Paulą i zrobię dobry uczynek”.
Nie obiecywałem sobie niczego po tym spotkaniu. Jeden wypad do kina połączony ze skromną kolacją to nic wielkiego. Jednak gdy tak siedziałem naprzeciwko tej kobiety, nagle odkryłem, że… nie jestem na świecie całkiem sam. Im dłużej słuchałem tego, co mówiła, tym bardziej w jej problemach odnajdywałem swoje.
– Karolina jest dla mnie wszystkim, nie narzekam – powiedziała w pewnej chwili – ale samotne macierzyństwo potrafi dać człowiekowi w kość. Cóż mogłem dodać?! Ten pierwszy niezobowiązujący wypad spodobał mi się na tyle, że jakiś czas potem zapytałem córkę, co jej zdaniem Bożena powiedziałaby na kolejne spotkanie. Poprosiłem, żeby dyskretnie podpytała o to przyjaciółkę, bo ostatnio moja pewność siebie nieco osłabła, a na randce nie byłem od stu lat.
– Mówiła, że strasznie fajny z ciebie facet – zapewniła mnie Paulina. To dodało mi odwagi.
Wykręciłem numer Bożeny i zaproponowałem spacer. Był piękny letni wieczór, a Bożena w doskonałym humorze. Wyglądała bardzo atrakcyjnie. W zwiewnej sukience w kolorowe kwiaty, opalona… Przyznam szczerze – zrobiła na mnie wrażenie. Szliśmy i żartowaliśmy na różne tematy. W pewnym momencie, mając w pamięci to, co powiedziała mi o niej Paula, nie wytrzymałem i zapytałem wprost:
– Dlaczego tak atrakcyjna kobieta jak ty spędza sama każdy wieczór w domu?
– Sama? W domu? – zdziwiła się.
– Ależ ja ciągle gdzieś biegam! A to siłownia, a to aerobik, no i dwa razy w tygodniu mam angielski – odparła zaskoczona. No i wyszło szydło z worka!
Okazało się, że te dwie nasze spryciule uknuły intrygę. Specjalnie skłamały, żeby nas sobą zainteresować. Dlatego na mój użytek odmalowały Bożenę jako samotną bidulkę, która nic tylko siedzi w kuchni i gotuje, a jej naopowiadały, że ja, facet pozbawiony kobiecej pomocy, kompletnie sobie nie radzę jako rodzic…
My im wykręcimy jeszcze lepszy numer
Choć wyszedłem na totalnego niezgułę, nie byłem na nie zły. Jak tu się obrażać na dwie nastolatki, które chcą dobrze…
– Musisz przyznać, że niezłe z nich numery! – śmiała się Bożena. Rozstając się, postanowiliśmy lakonicznie wspomnieć córkom o naszym spacerze, ale ani słowem się nie zdradzić, że rozszyfrowaliśmy ich plan.
– I nie odprowadzaj mnie pod blok – powiedziała Bożena. – Potrzymajmy je w niepewności, czy coś z tego wyszło…
Dziewczyny nie dowiedzą się również o naszej kolejnej randce. Bo najpierw my damy sobie szansę, a kiedy przyjdzie czas, powiemy o tym naszym konspiratorkom. Choć trzeba im przyznać, że mają wielkie zasługi: gdyby nie one, ile jeszcze lat byśmy się tak mijali bez sensu?
Czytaj także:
„Narzeczona odeszła do innego, bo byłem dla niej nudziarzem bez perspektyw. Po kilku miesiącach błagała o wybaczenie”
„Zaszłam w ciążę jako 16-latka. Mój syn jest o tydzień starszy od… mojej siostry”
„Teściowa nie akceptuje mnie, bo nie mogę mieć dzieci. Najchętniej wyswatałaby mojego męża z kimś innym”