„Córka broniła się przed napaścią koleżanki i agresorka wylądowała w szpitalu. Szkolna pedagog straszyła nas sprawą sądową”

dziewczyna, która została niesłusznie oskarżona fot. Adobe Stock, Nomad_Soul
„– Niech pani sobie daruje – w końcu nie wytrzymałam. – Ma mnie pani za głupią? Wiem, że Małgosia nie jest bez winy. Ale przeszkadza mi to, że została oskarżona tak, jakby była jakimś elementem, zupełnym marginesem. Nikt jej nie wysłuchał, nikt nie chciał tak naprawdę dojść prawdy”.
/ 15.06.2022 18:15
dziewczyna, która została niesłusznie oskarżona fot. Adobe Stock, Nomad_Soul

Telefon oderwał mnie od pracy. Dzwoniła Małgosia. To znaczy, myślałam, że to ona, bo na ekranie wyświetlił się jej numer. W słuchawce jednak odezwał się obcy kobiecy głos. Od razu postawiło mnie to do pionu. Kto mógł używać telefonu mojej córki?!

– Dzień dobry, czy to pani Agata? – spytała kobieta.

– Tak – odparłam. – A o co chodzi? Dlaczego dzwoni pani z tego numeru?

– Jestem pedagogiem w liceum – usłyszałam. – Córka powiedziała, że w pracy nie odbiera pani innych telefonów niż od niej, dlatego pozwoliłam sobie skorzystać z jej komórki.

– Coś się stało? – spytałam.

– Proszę, żeby przyjechała pani do szkoły – powiedziała chłodnym tonem pedagog. – Małgosia kopnęła w twarz koleżankę…

Byłam wściekła na córkę

Rzecz jasna, natychmiast pobiegłam do szefa, by pozwolił mi wyjść na godzinę. Do szkoły dotarłam po dwudziestu minutach. Kiedy weszłam do gabinetu pedagoga, moja córka siedziała na krześle, miała łzy w oczach i zacięty wyraz twarzy.

– Kopnęłaś w twarz koleżankę? – spytałam jeszcze w drzwiach, zanim pani pedagog w ogóle zdążyła się odezwać.

– Tak – odparła moja córka przez zaciśnięte zęby. – Ale to ona zaczęła…

Wtedy wtrąciła się pedagog. Okazało się, że ustaliła już przebieg zdarzenia. Koleżanka z klasy, uczennica powtarzająca pierwszą klasę już po raz trzeci, przezwała Małgosię, a ta ją przewróciła, a potem kopnęła w twarz tak nieszczęśliwie, że naruszyła jej szczękę i dziewczyna jest w szpitalu.

Zmartwiałam. Z córką miałam różne problemy, cierpiała na pewne zaburzenia związane ze sprawami hormonalnymi, ale jeszcze nie zdarzyło się, żeby kogokolwiek pobiła. Tak, potrafiła napyskować nawet nauczycielowi, bywała nieraz zbyt ruchliwa i wręcz nieznośna, lecz żeby coś takiego…

– Przykro mi, ale nie wiem, czy nie skończy się to sprawą sądową – dobiła mnie pedagog. – Rodzice pobitej dziewczynki mają prawo zgłosić sprawę policji.

Spojrzałam na Małgosię. Siedziała sztywno, nieruchomo, wciąż z zaciętą miną.

– Powiesz coś? – spytałam.

– Ona zaczęła!

– W świetle prawa – powiedziała pedagog pouczającym tonem – nie jest ważne, kto zaczął, tylko kto skończył, już ci to tłumaczyłam. Nie można nikogo bić, a już na pewno nie za przezwisko…

– To nie tak! – przerwała jej Małgosia. – Ona też mnie biła!

– Świadkowie mówią co innego – pedagog najwyraźniej zaczynała tracić cierpliwość. – Koleżanki powiedziały, że przewróciłaś Sabinę i ją kopnęłaś!

Córka wzruszyła tylko ramionami. Pedagog rozwodziła się jeszcze nad niedopuszczalnością takich zachowań, ale ja nie słuchałam. Byłam wściekła na córkę. Dopóki jej zachowanie kończyło się tylko kłótniami z rówieśnikami i nauczycielami, jakoś to wytrzymywałam. Dziewczyna ma przecież problemy emocjonalne. Jednak teraz? Przesadziła!

W domu nie odzywałam się do Małgosi dobre pół godziny po powrocie. Podałam jej obiad, usiadłam przy stole, lecz nie zaczynałam tematu. Czekałam. Postąpiła źle i powinna zdać sobie z tego sprawę. Jednak jej zacięta mina podczas rozmowy z pedagogiem mówiła co innego…

– Ona zaczęła – usłyszałam, kiedy wreszcie Małgosia się odezwała. – Ale nikt mnie nie słucha!

No myślałam, że mnie krew zaleje! Na szczęście rozległ się dzwonek do drzwi, nie zdążyłam więc ochrzanić małej. Przyszedł Michał. Spotykałam się z nim od kilku miesięcy. Mogłam śmiało powiedzieć, że to świetny facet, a w dodatku Małgosia bardzo go polubiła, co było dla mnie bardzo ważne.

– Atmosfera jak w grobowcu rodzinnym – zauważył, kiedy wszedł do kuchni i spojrzał na moją córkę. – Coś się stało?

– Małgorzata uszkodziła szczękę koleżance. Kopniakiem.

– Wyprowadziłaś wysokie kopnięcie? – popatrzył na małą z nieukrywanym podziwem. – Proste czy okrężne? No, no, nieźle.

– Bądź poważny – ofuknęłam go, chociaż muszę przyznać, że nieco mnie ten męski podziw dla sprawności dziecka rozbawił. – Leżącą strzeliła. Posłuchasz czy będziesz od razu komentował?

Michał usiadł, wysłuchał mojej opowieści, po czym zwrócił się do Małgosi:

– A ty co powiesz, córcia?

Wszystko nam opowiedziała

Czasem tak do niej mówił, szczególnie w sytuacjach, kiedy coś było nie tak. Z początku mnie to drażniło, bo przecież dziecko pomimo naszego rozwodu miało ojca, ale Małgosi najwyraźniej to nie przeszkadzało, więc i ja nie protestowałam. Zrozumiałam, że Michałowi zależy nie tylko na mnie, i to naprawdę szczerze.

– Nazwała mnie – tu z ust mojej córki padło grube słowo – i głupią wariatką. Sama jest głupią wariatką! – krzyknęła.

– Jest, jest – przytaknął uspokajająco Michał. – Jeśli nie potrafiła przez trzy lata skończyć pierwszej klasy, za mądra być nie może. Ale powiedz, co było dalej.

– Ona jest większa – ciągnęła Małgosia. – Przycisnęła mnie do ściany i powiedziała, że mam się zamknąć. To ją odepchnęłam. A ona się przewróciła.

– Wtedy ją kopnęłaś?

– Nie, to ona zaczęła wierzgać nogami i przesuwać się w moją stronę. To ją wreszcie kopnęłam, jakoś tak z boku…

Michał pokiwał głową, a potem powiedział, patrząc na mnie z wyrzutem:

– Ktoś tego wysłuchał czy od razu okrzyknęli Gosię rasowym chuliganem? Jak widzisz, z jej opowieści wyłania się nieco inny obraz sytuacji niż ten, który mi przedstawiłaś. Na pewno tak było? – zwrócił się do małej.

Skinęła głową.

– A jak cię kopała, to gdzie trafiła?

Małgosia na prośbę Michała posłusznie podwinęła nogawki spodni i pokazała łydki.

– Widzisz? Już się zaczyna robić siniak. I tu, i tu… Faktycznie parę razy córcia oberwała, i to całkiem mocno. Pewnie tego nawet nie czuła przy adrenalinie, ale może mieć też ślady na brzuchu albo jeszcze gdzieś… – tu Michał zastanowił się na chwilę. – W tej szkole jest monitoring?

Następnego dnia poszłam do szkoły razem z córką. Pedagog przyjęła nas nieco zdziwiona. Na widok siniaków Małgosi mina jej wyraźnie zrzedła.

– O tym jakoś ci naoczni świadkowie zapomnieli wspomnieć, prawda? – spytałam nie bez ironii. – A może pani wcale nie dopytywała, jak to było? Możemy obejrzeć zapisy z kamer? Bo tego chyba też nikt nie zrobił?

Pedagog zbladła.

– Jeśli nawet Sabina tak zrobiła, to Małgosia nie powinna jej kopać w głowę! Powinna odejść i zgłosić to mnie albo jakiemukolwiek nauczycielowi!

– Tylko jak?! – zniecierpliwiła się Małgosia. – Kiedy ona mnie przycisnęła do ściany i nie chciała puścić…

– To jak będzie z tym monitoringiem? – zwróciłam się do pani pedagog.

Powinnam słuchać własnego dziecka

Minę miała naprawdę nietęgą. Nic dziwnego, sama powinna była o tym pomyśleć. Tak samo jak powinna wysłuchać, co ma do powiedzenia Małgosia, a nie oceniać z miejsca sytuację. Jednak czy ja też nie powinnam sama uderzyć się w piersi? Gdyby nie Michał, czy pozwoliłabym córce spokojnie opowiedzieć, jaki był przebieg tej utarczki? W końcu pewnie tak, ale najpierw bym jej nieźle nagadała!

Na zapisie z monitoringu, choć niezbyt wyraźnym, widać było dość dobrze, co się działo podczas tamtej przerwy. Przebieg wydarzeń wyglądał tak, jak to opisała moja córka. Starsza dziewczyna podeszła, coś do niej mówiła i przycisnęła ją do ściany. Małgosia odepchnęła koleżankę. Trzeba powiedzieć, że chyba dość mocno, bo tamta od razu się przewróciła. Ale za to doskonale też można było zobaczyć, jak Sabina wymachuje nogami, próbując jak najmocniej trafić Małgosię.

Widziałam, że pani pedagog zrobiło się bardzo głupio. Nic dziwnego, przecież okazało się, że moja córka została napadnięta, sprowokowana, a potem zwyczajnie się broniła. Kobieta zaczęła znowu mruczeć, że tak się nie powinno załatwiać podobnych spraw, że dla policji i sądu liczy się, kto zadał decydujący cios.

– Niech pani sobie daruje – w końcu nie wytrzymałam. – Ma mnie pani za głupią? Wiem, że Małgosia nie jest bez winy. Ale przeszkadza mi to, że została oskarżona tak, jakby była jakimś elementem, zupełnym marginesem. Nikt jej nie wysłuchał, nikt nie chciał tak naprawdę dojść prawdy. To dla mnie nauczka, żeby słuchać własnego dziecka, a dla pani, żeby nie wierzyć bezkrytycznie tak zwanym naocznym świadkom.

Pedagog nie odpowiedziała. Nie musiała, bo też i nie interesowało mnie, co ma do powiedzenia. Wolałam to milczenie, niż gdyby zaczęła się tłumaczyć.

– A ty, moja panno – zwróciłam się surowym tonem do córki – nie waż się więcej nikogo kopać!

Wiele kosztowało mnie zachowanie spokoju; nie chciałam, aby głos mi zadrżał. Mam nadzieję, że więcej nie znajdę się w podobnej sytuacji, a Małgosia zrozumiała, że agresją niczego się nie załatwi.

Czytaj także:
„Sądziłam, że to moja wina, że mąż zgotował mi piekło na ziemi. Byłam na tyle słaba, że nie umiałam nawet dać mu potomka”
„Bałam się, że rozwydrzone dzieciaki nie dadzą żyć niepełnosprawnej córce. Nie wiem, jak mogłam się tak bardzo pomylić”
„Mam 40 lat i szukam miłości, ale nie jestem naiwna, ani zdesperowana. Nie rzucę się w ramiona kogoś, kto mnie skrzywdzi”

Redakcja poleca

REKLAMA