„Córeczka tatusia prawie rozbiła cudowne małżeństwo. Chciwa ciućma myślała, że przytuli majątek”

Zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, esolla
„Wszystko wskazywało na to, że to będzie rodzina, jak z obrazka. Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy do córki Adama dotarło, że nie ma co liczyć na mieszkanie po tatusiu. Franca zgotowała wszystkim piekło”.
/ 12.09.2023 20:15
Zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, esolla

Kiedy moja kuzynka Paula wychodziła za Adama, nie miałam żadnych złych przeczuć, szczerze cieszyłam się, że po pięciu latach bycia razem zdecydowali się przypieczętować swój związek. Byli dojrzali, wiedzieli, czego chcą od życia i partnera, kochali się, szanowali i świetnie uzupełniali. Doświadczenie nic mi nie podpowiadało, przeciwnie, uważałam, że będą bardzo szczęśliwą parą, wszystko na to wskazywało.

Ślub był skromny, w gronie najbliższej rodziny. Po obu stronach państwa młodych stały ich dzieci z poprzednich związków, dziesięcioletni Franek i osiemnastoletnia Zosia, uśmiechnięci, zadowoleni. Nic nie wskazywało na katastrofę.

Syndrom macochy

Zajmuję się terapią par, więc niejako z urzędu wysłuchuję zwierzeń koleżanek, którym nie układa się w związku, ale nie spodziewałam się, że dołączy do nich Paula. Zadzwoniła do mnie pewnego dnia, mniej więcej półtora roku po ślubie, pytając, czy mogłaby wpaść i pogadać.

– Masz kłopoty? – zaniepokoiłam się, bo to było do Pauli niepodobne.

Nie umawiałyśmy się na kawkę i ploteczki, łączyło nas pokrewieństwo, ale nie byłyśmy przesadnie zżyte, zwykle widywałyśmy się tylko na uroczystościach, których w naszej rodzinie nie brakowało.

– Właściwie nie… – Paula zawahała się – a jednak tak. Podjęłam ważną decyzję, ale nie jestem jej pewna. Liczę na to, że mi coś doradzisz, bo kto jak nie ty?

– Nie układa się wam z Adamem? – zdziwiłam się.

– To nie jest rozmowa na telefon – odparła stanowczo – Znajdziesz dla mnie czas, Wandziu?

Zaprosiłam ją do siebie, zastanawiając się, co takiego mogło się wydarzyć.

Przyszła przed czasem, wyglądała na niespokojną

– Co wiesz o syndromie macochy? – spytała prosto z mostu, lekceważąc kawę, którą przed nią postawiłam.

– Wiem, że występuje w bajkach – uśmiechnęłam się do niej, mam nadzieję, krzepiąco.

– Otóż nie tylko – zdenerwowała się. – Wyobraź sobie, że ja jestem złą macochą, tylko dziwię się, że wyszło to na jaw dopiero po ślubie, przedtem Zosia zachowywała się normalnie.

– A teraz?

– Jest nastawiona wrogo w stosunku do mnie, ona mnie nienawidzi. Całkiem sterroryzowała Adama, postawiła mu ultimatum: albo ona, albo ja.

– Słucham? – zdziwiłam się.

– Dobrze słyszysz, Zosia domaga się, żeby Adam się ze mną rozwiódł i całkowicie się jej poświęcił.

– Może ci się tylko tak wydaje – powiedziałam ostrożnie. – Pokłóciłyście się o coś? Przecież lubiłyście się, bywała u ciebie, wyjeżdżaliście razem na wakacje, nawet doradzałaś jej w sprawach sercowych. Myślałam, że się zaprzyjaźniłyście. Ile ona teraz ma lat?

– Niespełna dwadzieścia.

– I żąda, żeby ojciec poświęcił dla niej swoje małżeństwo? Nie jest już dzieckiem, to niemożliwe, żeby coś takiego wymyśliła. Czy ty jej przypadkiem nie demonizujesz?

Wszystko się zmieniło

– Jasne, przecież jestem złą macochą – zezłościła się. – No to posłuchaj od początku, może wtedy zrozumiesz.

– Kiedy poznaliśmy się z Andrzejem, oboje mieliśmy dzieci. Franek miał zaledwie pięć lat, od razu przylgnął do Adama, Zosia była nastolatką i nie od razu przełamała rezerwę, ale w końcu mnie zaakceptowała. Bardzo się z tego cieszyłam, lubiłam tę dziewczynę i wydawało się, że ona również polubiła mnie i Franka. Bawiła się z nim, przekomarzała, dużo się wtedy śmialiśmy. Bywała u nas nawet wtedy, gdy wiedziała, że jej tata jest w pracy, czuła się w moim mieszkaniu swobodnie, jak u siebie w domu.
Tak się złożyło, że do Adama wprowadziłam się dopiero po ślubie, przedtem mieszkaliśmy u mnie. Zwlekałam z przeprowadzką ze względu na Franka, nie chciałam zmieniać mu szkoły, otoczenia i kolegów. Mieliśmy ją jednak w planach, bo mieszkanie Adama było większe i wygodniejsze, z łatwością mogłoby pomieścić naszą czteroosobową rodzinę. Zosia mieszkała z mamą, ale często bywała u ojca, to był również jej dom, zależało nam, żeby dobrze się u nas czuła i miała swój kąt.
Andrzej nie nalegał na przeprowadzkę, od czasu do czasu o niej przypominał, ale mieszkało nam się tak przytulnie, że żadne z nas nie podejmowało tematu. Oboje baliśmy się reakcji Franka, dla niego utrata kolegów byłaby prawdziwą rewolucją. I tak przeleciało pięć lat.

– Zosia nie protestowała, kiedy dowiedziała się, że się zamierzacie pobrać? – przerwałam jej.

– Ależ skąd! Była bardzo podekscytowana, zamierzała zabawić się w projektantkę mody i ubrać mnie od stóp do głów, ledwie się wymigałam. Miała naprawdę odjechane pomysły, gdybym się zgodziła, Adam mógłby mnie nie poznać. To były piękne czasy, gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że ta miła, zaprzyjaźniona ze mną dziewczyna zamieni się w kogoś zupełnie innego, nie uwierzyłabym.
Zosia była bardzo zżyta z ojcem, mimo rozwodu Adamowi udało się nie stracić dobrego kontaktu z córką, bardzo się o to starał. Często się widywali, mieli mnóstwo wspólnych spraw, Zosia zawsze mogła na niego liczyć, wiedziała, jak jest dla niego ważna. To było pierwsze, na co zwróciłam uwagę, gdy go poznałam. Od razu u mnie zaplusował, gdyby rozwiódł się także z własnym dzieckiem, nie miałby u mnie szans. Jestem na to szczególnie wrażliwa, ojciec Franka prawie nie widuje syna, przypomina sobie o nim kilka razy w roku, a rodzinie opowiada, że dzieje się tak dlatego, bo uniemożliwiam mu kontakty. Gdyby Adam uprawiał podobną politykę kłamstw, nie spojrzałabym na niego, ale on jest przyzwoitym facetem.
Żyliśmy sobie szczęśliwie, bez szczególnego wysiłku sklejając naszą patchworkową rodzinę, aż do ślubu, a raczej do przeprowadzki. Wtedy zaczęły się schody.
Zosia bardzo się zdziwiła, kiedy nakryła nas na pakowaniu.
Nie powiedzieliśmy jej o zamiarze zamieszkania w większym apartamencie, bo uważaliśmy to za oczywiste, ale ona zareagowała dość gwałtownie.

– Rozzłościła się o takie głupstwo?

– Chyba nie skojarzyła faktów. Nie przypuszczała, że się przeniesiemy, myślała, że ojciec podaruje jej mieszkanie i zostanie ze mną. Ale tego domyśliłam się znacznie później, chwilowo nic podobnego nie przychodziło mi do głowy. Widziałam przed sobą rozżalone dziecko, dość dorosłe, ale jednak dziecko. Starałam się ją ułagodzić, zrozumieć, że poczuła się odepchnięta, nie uczestnicząc w rodzinnych decyzjach i takie tam. Moje starania były na nic, bo Zosi nie o to szło. Przeprowadzając się, rujnowaliśmy jej skryte marzenia, które były na wyciągnięcie ręki. Była już pełnoletnia, kończyła szkołę i uważała, że to doskonały moment na usamodzielnienie. Adam mieszkał u mnie, więc nic nie stało na przeszkodzie, by przekazał jej apartament, na przykład w nagrodę za dobrze zdaną maturę. Spakowane walizki i zamówiona firma transportowa rujnowały jej marzenia i w Zosię wstąpił diabeł.
Przeprowadziła się do nas od razu. Ten niespodziewany krok trochę nas zaskoczył, ale Adam cieszył się, że będzie spędzał więcej czasu z córką. Także Franek, gorliwy fan Zosi, nie posiadał się z radości. Tylko ja, piastująca stanowisko złej macochy, miałam kilka pytań, przede wszystkim chciałam wiedzieć, co kryło się za nagłą decyzją Zosi.

– Dowiedziałaś się?

– A wypadało pytać? Córka mojego męża chce mieszkać z nami, hurra! Witamy w rodzinie, wszyscy się cieszymy.

– Wszyscy z wyjątkiem ciebie.

– Miałam złe przeczucia, Zosia zaczęła mnie traktować jak wroga, a raczej jak uzurpatora. Byłam tak zaskoczona jej postawą, że nie wiedziałam, jak mam reagować, co o tym myśleć.

– Dzieci, nawet dorosłe, bywają niechętnie nastawione do drugiej żony ojca.

– Ale my byłyśmy zaprzyjaźnione! Nic nie wskazywało na to, że ona tak się zmieni. Już wtedy chciałam z tobą o tym porozmawiać, ale wstydziłam się, że źle mnie zrozumiesz. W końcu byłam macochą, nie? Dopiero później, kiedy Zosia zaczęła dawać do wiwatu Frankowi, stwierdziłam, że już pora. Nie ma na co czekać, nie pozwolę dręczyć syna. Ona ciągle na niego krzyczy, przestawia go z kąta w kąt jak niepotrzebną rzecz. Nierzadko mówi mu wprost, że jej zawadza, on się odgryza, bez przerwy są awantury. Kiedy wykrzyczała, żeby zmiatał do swojego domu, zrozumiałam, o co idzie. O mieszkanie…Nie umiem o tym rozmawiać z Adamem, pomyślałby, że nastawiam go przeciwko córce, ale jestem pewna, że mam rację. To dlatego Zosia wprowadziła się do apartamentu, chce pilnować swojego i po szczeniacku próbuje wygryźć mnie i Franka. Wobec ojca stosuje szantaż emocjonalny, robi z siebie pokrzywdzone rozwodem rodziców dziecko. W Adamie natychmiast odzywają się wyrzuty sumienia, bo jakby nie patrzył, to on wyprowadził się z domu. Zosia umiejętnie rozgrywa tę kartę, ostatnio słyszałam, jak mówi, że lepiej byłoby im bez nas. To znaczy beze mnie i Franka.
Andrzej miota się między mną a córką, którą – jak wierzy – skrzywdził, rozstając się z jej matką. Chce to wynagrodzić, ale jak, skoro ona wyraźnie żąda, żeby mnie porzucił? Sytuacja jest drażliwa, nie umiemy o tym z Adamem rozmawiać, za dużo rzeczy trzeba by było powiedzieć wprost, on by tego nie zniósł. Dlatego podjęłam pewną decyzję, która może rozwiązać sytuację. Wrócimy z Frankiem do dawnego mieszkania – zakończyła Paula.

Już chciałam zaprotestować, że to by oznaczało koniec małżeństwa, ale nagle dotarło do mnie, że to całkiem niegłupi plan, choćby ze względu na Franka, który nie dość, że musiał zmienić otoczenie, to jeszcze stał się obiektem ataków Zosi.

– Co na to Andrzej? – spytałam.

Paula westchnęła.

– To będzie trudna rozmowa, ale muszę ją przeprowadzić. Franek i ja mamy prawo do spokojnego życia, nie mogę narażać syna na domowe wojenki. Adam powinien to zrozumieć, pytanie, co z tym zrobi. Nie chciałabym stawiać go przed wyborem żona czy córka, ale powiedz, Wandziu, jakie mam wyjście? Zosia nie popuści, broni swoich praw jak lwica, w końcu doprowadzi do naszego rozwodu. Tak czy siak, przechlapane, niepotrzebnie braliśmy ślub.

Nie umiałam jej nic doradzić, są sytuacje, z których trudno się wyplątać, wyglądało na to, że to jedna z nich.

Uciekam z domu

Paula wyprowadziła się od męża, zostawiając go z córką. Andrzej podążył za nią, dzieląc czas między kobiety swego życia, a ponieważ z oddalenia lepiej widać, zaczęło do niego docierać, co kierowało Zosią. Tym bardziej że po zniknięciu Pauli ich stosunki były dalekie od ideału, wspólne mieszkanie z ojcem nie było tym, o czym marzyła dwudziestoletnia Zosia.

Andrzej spakował manatki i przeprowadził się do żony, zostawiając apartament córce. Zosia wygrała, ale nie do końca, bo w jej ojca wstąpił wojowniczy duch, nie zamierzał się łatwo poddać.

– Uciekam z domu, tym razem z własnego, przechowasz mnie, Wandziu? Oczywiście razem z Frankiem – Paula zadzwoniła pewnego dnia, wprawiając mnie w osłupienie. – Zaraz będę – dorzuciła, przerywając połączenie, zanim zdążyłam zapytać, co właściwie się stało.

Czekałam na nią zdenerwowana nieznanym rozwojem wypadków. Przecież jeśli Paula ewakuowała się z dzieckiem, musiało stać się coś strasznego.

Przyjechała tak szybko, jak zapowiedziała. Kiedy otwierałam drzwi, byłam przygotowana na to, że zobaczę kobietę na skraju załamania.

– Hej, już jesteśmy – powitała mnie tymczasem wesoło.

– Uciekliśmy przed Zosią – dorzucił Franek, wchodząc do pokoju. – Biedny Adam został z nią sam, chciałem mu pomóc, Zośka to zołza, a on jest stary, nie da sobie z nią rady.

– Nie jest taki znów stary – zaprotestowała Paula.

– Ale co się stało? – weszłam im w słowo, widząc, że nikt nie zamierza mnie o niczym poinformować.

– Adam zaprosił Zosię, żeby powiedzieć jej, że sprzedaje apartament – powiedziała.

– Ona się wścieknie – dołożył grobowym głosem Franek.

– Właśnie. A ponieważ oboje wiemy, jak wyglądają objawy złego humoru Zosi, postanowiliśmy stamtąd zwiać i przeczekać w bezpiecznym miejscu rozmowę ojca z córką. Wrócimy dopiero, jak burza ucichnie.

– O ile będzie do czego – powiedział Franek z powątpiewaniem.

Ponieważ żadne z nich nie wyglądało na specjalnie zmartwione, zagoniłam ich do kuchni, żeby solidnie nakarmić.

– Adam tak się zezłościł na Zosię, że postanowił sprzedać apartament – opowiadała Paula. – Dziś jej o tym powie, będzie afera. Próbowałam go odwieść od tej decyzji, ale uparł się. Mówi, że chce jej dać nauczkę. Już wiem, po kim Zosia odziedziczyła pewne cechy charakteru, genów nie wydłubiesz.

– No i Zośka zostanie na lodzie – powiedział Franek.

– Wróci do mamy. Jak Adam ochłonie, prawdopodobnie przeznaczy część pieniędzy ze sprzedaży na mieszkanko dla córki, ale na razie nie wolno mi nawet o tym wspominać, bo się burzy – uśmiechnęła się Paula. – Ochłonie, to sam na to wpadnie, jednak kocha tę swoją zołzę i nie skrzywdzi jej, nie ma obawy.

– A co z wami? – spytałam.

– Jest super – Paula przewróciła oczami. – A że czasem musimy na trochę uciec z domu? Nikt nie mówił, że będzie idealnie, w rodzinie patchworkowej różnie bywa, sama wiesz najlepiej.

Czytaj także:
„Pasierbica traktowała mnie jak pasożyta, a żona zwalała to na dorastanie. Smarkula potrafiła tylko wyciągać ręce po kasę”
„Moja 22-letnia pasierbica jest nierobem i darmozjadem. Nie uczy się i nie pracuje. Teraz jeszcze spłacam jej długi”
„Rozwód rodziców był dla mnie dramatem. Próbowałam uwieść swojego ojczyma, żeby się go pozbyć i mieć mamę dla siebie"

Redakcja poleca

REKLAMA