„Co roku spędzamy Wielkanoc pod dyktando rodziny i wysłuchujemy tyrad o braku dzieci. Tym razem powiedziałam dość”

Małżeństwo w kłótni fot. iStock, SeventyFour
„Faktycznie, pytania o dzieci były stałym punktem każdego spotkania rodzinnego od lat. Na początku tłumaczyliśmy z Darkiem cierpliwie powody naszej decyzji, ale rodzina zachowywała się tak, jak gdyby nasze słowa w ogóle do nich nie docierały albo jakby były tylko naszym chwilowym, szczeniackim kaprysem, który lada moment przejdzie”.
/ 04.04.2023 08:30
Małżeństwo w kłótni fot. iStock, SeventyFour

Był jeszcze luty, zimno, ciemno i mokro, kiedy któregoś wieczoru po kolacji mój Darek zapytał:

– Kochanie, myślałaś już, gdzie spędzimy święta w tym roku?

Wzruszyłam ramionami i powiedziałam:

– A o czym tu myśleć? Pewnie jak co roku – u moich i u twoich rodziców, a jedyne, co musimy ustalić, to kolejność. I już mi się flaki przewracają, jak pomyślę o tych podróżach i w ogóle… Cholera, musiałeś mi zepsuć humor na wieczór?

Wyszłam do kuchni wstawić wodę na herbatę i pogrążyłam się w niewesołych rozmyślaniach. Święta, znowu to samo. Nasi rodzice mieszkają w dwóch różnych miejscowościach, nie tylko daleko od nas, ale też od siebie nawzajem. W praktyce więc w samochodzie spędzamy niemal tyle czasu ile z nimi. I żeby jeszcze było warto, ale gdzie tam!

Obie nasze rodziny są bardzo tradycyjne i bardzo liczne, we wszystkie święta jest przynajmniej paręnaście osób, z których zdecydowaną większość widuję tylko przy okazji takich uroczystości. Jest tłoczno i głośno, no i przy suto zastawionym stole spędza się w zasadzie cały dzień. Wieczór zresztą też. A te rozmowy…

Znów spędzimy pół dnia w korkach

Woda się zagotowała, zalałam wrzątkiem czajniczek z herbatą, postawiłam na tacy obok filiżanek i cukierniczki i wróciłam do salonu. Usiadłam obok Darka na kanapie i westchnęłam teatralnie. On się roześmiał, pocałował mnie i powiedział:

– Policzyłaś do dziesięciu? To dobrze. Bo chcę porozmawiać i coś ci zaproponować. 

– Zamieniam się w słuch.

– No i dobrze. Czy my lubimy spędzać święta tak, jak je spędzamy? Nie, nie musisz odpowiadać. To pytanie retoryczne. Jasne, że nie lubimy. Z wielu powodów. Długie podróże to raz. Święta trwają tylko trzy dni i tylko tyle mamy wolnego. Połowę soboty i połowę poniedziałku siedzimy w samochodzie, w korku na dodatek, wśród innych nieszczęśników, którzy tak jak my mają rodziny daleko. Zgadza się?

– Zgadza.

– No to dalej. Na czym polegają święta u naszych rodzin? Na siedzeniu przy stole i napychaniu się jak gęś. A spróbuj powiedzieć: „dziękuję, nie wezmę dokładki”! Już lepiej wziąć, bo jak się ciotka Teresa weźmie za obrażanie, to niełatwo potem wytłumaczyć, że jej sałatka jarzynowa jest naprawdę pyszna, ale twój żołądek po prostu więcej nie przyjmie. Tak jest? – spytał Darek.

– Tak jest. Ale po co ty mi to wszystko mówisz? 

– Poczekaj, mam w tym swój cel. Buduję napięcie. No to dalej. Obydwoje kochamy swoich rodziców i lubimy spędzić razem kawałek wakacji czy innych wolnych dni, prawda? U nas, u nich, nad jeziorem. No właśnie. Różnica jest taka, że wtedy jesteśmy tylko my i oni. Bez ciotki Teresy, wujka Mariana, Józka, Kazika, Danusi, Ireny, Jadzi, Henia i wszystkich innych ludzi, którzy co prawda są rodziną, ale nie są nam tak bliscy. I z którymi, zwłaszcza w takim natężeniu, najlepiej się wychodzi na zdjęciach. Chociaż nie tych z ostatniej Wigilii, kiedy do aparatu dorwał się Heniek pod gazem, w związku z czym kadrów by się Picasso nie powstydził.

Parsknęłam śmiechem. Faktycznie, wujek Heniek jako dumny posiadacz pierwszego smartfona w swoim życiu obwieścił nam, że tym razem on się podejmie roli kronikarza. Niestety, ilość nalewki mojego ojca, którą w siebie wlał, wyraźnie zaburzyła mu koordynację oko-ręka, skutkiem czego zdjęcia wyszły naprawdę dziwaczne – rozmazane, ucięte w połowie twarze, prześwietlone albo przeciwnie, prawie zupełnie ciemne.

– Pamiętam dobrze te zdjęcia. Ale dojdziemy w tej rozmowie do sedna czy nie? – spytałam.

– Już bliżej niż dalej. Mówiąc o dużej liczbie ciotek i wujków, nie miałem na myśli tylko tłoku w mieszkaniu, tylko ich wścibstwo. Pamiętasz, ile razy musieliśmy odpowiadać na pytania, które wprawiały nas w zakłopotanie? Pamiętasz, co ci Irena powiedziała w grudniu? No, ja pamiętam. I pamiętam też dokładnie, jak blisko było do awantury, kiedy obwieściła, że popełniamy życiowy błąd, nie decydując się na dzieci. Że tak postępują tylko egoiści, którzy oczywiście pożałują swojej decyzji, kiedy będzie już za późno. 

Aż się w sobie skuliłam na to wspomnienie. Faktycznie, pytania o dzieci były stałym punktem każdego spotkania rodzinnego od lat. Na początku tłumaczyliśmy z Darkiem cierpliwie powody naszej decyzji, ale rodzina zachowywała się tak, jak gdyby nasze słowa w ogóle do nich nie docierały albo jakby były tylko naszym chwilowym, szczeniackim kaprysem, który lada moment przejdzie.

Wchodzili z butami w nasze życie

– Jezu, wiem, to było okropne. Zresztą co roku jest. Dlaczego tak trudno im wszystkim przychodzi zostawienie nas w spokoju? Uszanowanie tego, że to nasze życie, nasze decyzje i nasza sprawa? – zapytałam Darka i przytuliłam się mocno.

Jak ja go kocham! Znaleźliśmy się dość późno, ale czekałabym i dwa razy dłużej,
bo zdecydowanie było warto. Pasujemy do siebie jak dwie połówki pomarańczy i jestem pewna, że po prostu byliśmy sobie przeznaczeni.

– Nie wiem dlaczego. Taki mają charakter i tego się nie zmieni, zrozumiałem to już dawno. Zresztą wiesz przecież, że ja w ogóle uważam, że człowieka nie da się zmienić, może tylko powierzchownie, wygładzić pewne cechy albo wzmocnić inne. Ale trzonu się nie zmieni. Wracając do naszej rodzinki – tacy są i należy się z tym pogodzić. Co nie znaczy, że mamy już do końca życia wysłuchiwać co pół roku ich impertynencji. Dlatego – uwaga, przechodzę do sedna – jakiś czas temu pomyślałem sobie, że warto zerwać z tradycją i najbliższe święta spędzić zupełnie inaczej niż dotychczas.

– Inaczej? A jak? – spytałam zaskoczona.

– We dwoje. W jakimś pięknym miejscu, blisko domu, żeby znowu w aucie nie siedzieć. Znalazłem już coś nawet i zaraz ci pokażę, tylko włączę komputer, poczekaj! – zerwał się z kanapy i przyniósł laptopa ze swojego biurka.

Musiałam mieć mocno zdziwiony wyraz twarzy i już otwierałam usta, żeby zasypać go pytaniami, ale zamknął mi je pocałunkiem, otworzył laptopa i powiedział:

– Jeszcze nic nie mów. Popatrz na to. Znalazłem wspaniały, kameralny pensjonat 70 kilometrów stąd. Lasy, łąki, pola, cisza i spokój. Ma mnóstwo pozytywnych opinii i nie jest drogi. Gospodarze to ludzie prawie w wieku naszych rodziców. Wynieśli się z miasta 20 lat temu i stworzyli piękne miejsce do odpoczynku dla mieszczuchów. Mają swoje kury i krowy, swój sad i warzywa, a pani Hania podobno gotuje jak anioł. Tylko popatrz!

Faktycznie, na ekranie komputera zobaczyłam zdjęcia jak z bajki. Sielska zagroda – to było moje pierwsze skojarzenie. Drewniany, duży dom z wielką werandą i balkonami na piętrze. Z boku domu sad, w ogrodzie mnóstwo kwiatów, leżaki i miejsce na ognisko. Podekscytowanie Darka mi się udzieliło i zaczęłam klikać w kolejne zdjęcia. Obejrzałam pokoje, zrobiłam też wirtualny spacer (strona internetowa była na najwyższym poziomie).

– Napisałem do nich parę dni temu z pytaniem, czy mają jeszcze wolne miejsca na święta. I mają! Jeden pokój został wolny, ale pewnie prędko zniknie, więc żeby się zabezpieczyć, wysłałem im zaliczkę. Jeśli się nie zgodzisz, najwyżej przepadnie, to tylko 30 procent. Ale mam nadzieję, że się zgodzisz, co? – popatrzył na mnie oczami biednego misia.

– Jezu, Darek! Pewnie, że miejsce wygląda bajkowo i tak dalej, ale jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz? Jak my to zrobimy? Co powiemy? I w ogóle wygląda na to, że podjąłeś już decyzję, a mnie informujesz po fakcie, nie podoba mi się to! – wyrzuciłam z siebie jednym tchem.

Na myśl o tym mam gęsią skórkę

Byłam oszołomiona. Z jednej strony propozycja była aż nadto kusząca, z drugiej…miałam zbyt wiele wątpliwości.

– Nie podjąłem decyzji, Agata! Najpierw wpadło mi w oko to miejsce, a potem, kiedy dowiedziałem się, że został ostatni pokój, wpłaciłem zaliczkę, bo gdybyś jednak chciała, to mogłoby być po prostu za późno! A jak to zrobimy? Normalnie! Jesteśmy dorośli i mamy prawo mieć swoje plany. Czy naprawdę uważasz, że jesteśmy skazani do końca życia na te wycieczki po Polsce co pół roku? Że nie możemy raz na jakiś czas spędzić świąt po swojemu? Przecież ja nie mówię, że chciałbym na każde Boże Narodzenie i każdą Wielkanoc tak wyjeżdżać. Ale teraz chciałbym. Po to była ta rozmowa z przydługim wstępem. Wolałem się upewnić i upewniłem się, że ty tak samo się „cieszysz” na perspektywę kolejnego obżarstwa we wścibskim gronie jak ja! 

– Sprytne, naprawdę sprytne. No dobrze, masz rację, myśl o świętach takich jak zawsze wywołuje u mnie gęsią skórkę. Ale jak ja im to powiem? A ty swoim rodzicom? Wyobrażasz to sobie?

– No, pewnie nie będzie to nasza najprzyjemniejsza rozmowa, ale bądźmy dorośli i weźmy to na klatę. Słuchaj, jeśli dziś podejmiemy decyzję, to umówmy się, że jutro każde z nas zadzwoni do swoich rodziców i im o tym powie, co ty na to? Uważam, że lepiej mieć to z głowy. No, kochanie, rozchmurz się. Zobaczysz, że nie będzie tak źle

– Darek mrugnął łobuzersko i zamknął laptopa. Objął mnie mocno i szepnął mi do ucha: – Przyznaj, że jesteś zachwycona tym pomysłem, przecież cię znam. Agata… Pojedziemy, prawda?

– Daj mi chwilę. Nie umiem podjąć decyzji tak od razu, nawet jeśli jest bardzo kusząca. Potrzebuję się zastanowić. 

– Zastanawiaj się. Do jutra, okej? 

Tej nocy spałam naprawdę kiepsko

Najpierw długo nie mogłam zasnąć, potem budziłam się wiele razy. W głowie miałam gonitwę myśli i prowadziłam dyskusje sama ze sobą. Im bliżej było do świtu, tym bardziej byłam przekonana do pomysłu męża.

Dlatego choć byłam ledwie przytomna po takiej nocy, to kiedy rano zadzwonił budzik, krzyknęłam „Darek, jedziemy!”. Jak on się ucieszył! Wycałował mnie gorąco i przypomniał, że został nam tylko jeden przykry obowiązek, mianowicie telefon do rodziców. Ale ja już się nie bałam, wszystko sobie w nocy obmyśliłam i byłam na tę rozmowę przygotowana. 

Zadzwoniłam w przerwie na lunch, trafiłam na mamę. Zaczęłam tradycyjnie od
pytań o zdrowie jej i ojca, a po chwili, trochę się z początku zacinając, opowiedziałam jej o naszej decyzji dotyczącej najbliższych świąt. I wiecie co? Mało mi telefon z ręki nie wypadł, kiedy mama przerwała mi w pół słowa i powiedziała:

– Pewnie, córciu, jedźcie! Ja wiem, że młodzi teraz często tak wyjeżdżają, i powiem ci więcej – gdybym była młodsza, to sama bym tak zrobiła! Ojcem się nie martw, wszystko mu wytłumaczę.

Darkowi też poszło dobrze, o czym poinformował mnie z radością wieczorem w domu. Teraz mogliśmy już tylko cieszyć się z podjętej decyzji. Dziś, kiedy piszę te słowa, jest śmigus-dyngus, wczoraj wieczorem wróciliśmy z naszej sielskiej zagrody.

Było bajecznie! Pensjonat był dokładnie tak piękny i klimatyczny jak na zdjęciach, a gospodarze okazali się naprawdę ciepłymi, serdecznymi ludźmi. Pani Hania rzeczywiście gotuje jak anioł, a pan Karol jest skarbnicą ciekawych historii, których z przyjemnością słuchaliśmy wieczorem przy filiżance herbaty. 

Odpoczęliśmy w pięknym otoczeniu, chodziliśmy na długie spacery, wdychaliśmy wspaniałe świeże powietrze, a wieczorami oglądaliśmy gwiazdy, które tak rzadko widujemy w naszym wielkim mieście. To był pomysł trafiony w dziesiątkę i obydwoje z Darkiem zgodnie stwierdziliśmy, że będziemy to częściej powtarzać, nawet gdyby połowa rodziny miała się na nas poobrażać.

Czytaj także:
„Córka poszła w moje ślady i zakochała się w podłym łajdaku. Gdy odkryłam, kim on jest, zbierałam szczękę z podłogi”
„Zakochałem się w korepetytorce. Nieważne, że mogłaby być moją matką, ciągle myślałem o jej zgrabnym ciele...”
„Jako nastolatka zakochałam się w kuzynie, a on opędzał się ode mnie jak od natrętnej muchy. Po latach zrozumiałam, dlaczego”

Redakcja poleca

REKLAMA