„Jako nastolatka zakochałam się w kuzynie, a on opędzał się ode mnie jak od natrętnej muchy. Po latach zrozumiałam, dlaczego”

zakochana para fot. Adobe Stock, VadimGuzhva
„Mój wymarzony facet wreszcie był przy mnie, ale nadal niedostępny. Zrozumiałam, że wciąż kocham Piotrka i to mnie autentycznie przestraszyło. Czy kiedy wytrzeźwieje, nadal będzie mnie chciał? Czy nie wycofa się ze wszystkiego? No bo w tym nie ma za grosz sensu! Skoro mnie kochał, to czemu odtrącił? Miałam w głowie chaos sprzecznych myśli”.
/ 12.01.2023 16:30
zakochana para fot. Adobe Stock, VadimGuzhva

Piotrek był trzy lata starszy i stanowił dla mnie idealny wzór chłopaka: pełen energii, wysportowany, odważny, wysoki… Podkochiwałam się w nim jak w postaci z filmu przygodowego – to był czysty dziecięcy zachwyt, bez żadnych podtekstów. Wraz z dojrzewaniem coś się jednak we mnie obudziło. Dostrzegłam, że poza wzrostem i świetnym charakterem Piotr ma wyjątkowo piękne jak na chłopaka oczy, ocienione cudnie długimi rzęsami, i boskie ciało, smukłe i umięśnione, niczym Apollo z antycznych rzeźb. Podobał mi się jego twardy brzuch, wyraźnie zarysowane pod skórą bicepsy i szerokie ramiona. I ta złota opalenizna po lecie, i te prawie białe pasemka od słońca w blond włosach… Klękajcie narody, jaki on piękny!

Miałam już czternaście lat i moje duchowe zauroczenie nabrało erotycznych rumieńców. Piotrek dosłownie śnił mi się po nocach. Niestety, właśnie wtedy zaczęło się między nami psuć. Piotr był nie tylko moim kuzynem, ale też sąsiadem. Mieszkał dwa domy dalej i bawiliśmy się razem praktycznie codziennie, póki… nie zaczęły mi rosnąć piersi. Gdy z dziecka zmieniłam się w panienkę, odsunął się ode mnie, zaczął mieć własne, męskie sprawy, swoich znajomych i życie, w którym ewidentnie nie było dla mnie miejsca.

Odnosiłam wrażenie, że celowo mnie unika i tylko udaje, że nie ma dla mnie czasu na pogaduchy, grę w badmintona, pomoc w lekcjach… Nie rozumiałam, dlaczego tak się zmienił. Czułam się odtrącona. Podejrzewałam, że wstydzi się zadawać z taką gówniarą jak ja, że koledzy się z niego nabijają, bo ciągnie się za nim jak cień smarkata kuzynka, wpatrzona w niego jak w obraz.

Nie potrafiłam pokochać nikogo innego

Przez jakiś czas próbowałam go odzyskać, naprawić jakoś naszą dziecięcą przyjaźń, nie bardzo mi się to jednak udawało, a kiedy Piotrek znalazł sobie dziewczynę, całkiem się wycofałam. Nie byłam masochistką. Mogłam pogodzić się z tym, że już mnie nie lubi, ale nie z tym, że należy do innej, że się z nią tak afiszuje, jakby specjalnie chciał mi coś udowodnić, pokazać… Moja pierwsza miłość skończyła się złamanym sercem i żalem, że ideał nie umiał albo nie chciał złagodzić ciosu. Kiedy widziałam go idącego za rękę z tą całą Agatą, chciało mi się płakać. To był dla mnie naprawdę trudny okres.

Na szczęście, jak to mówią: co z oczu, to z serca. Piotrek wyjechał na studia do innego miasta, przestałam go widywać i moje skomplikowane uczucia do niego zaczęły wygasać. Najpierw zbladła miłość, potem osłabły złość i żal. Po upływie kilku lat kuzyn stał mi się niemal obojętny, nie brakowało mi go, nie tęskniłam za nim, nie rozmyślałam, co porabia.

Zdałam maturę, poszłam na studia. Dorosłam i zostawiłam za sobą szczenięcą miłość. Tylko jakoś nie mogłam zakochać się po raz drugi. Poznawałam różnych facetów, niektórzy mi się podobali, ale z żadnym nie zaiskrzyło. Nie chciałam być sama, więc chodziłam na randki, nie poprzysięgłam celibatu, wciąż liczyłam na to, że wreszcie trafię na tego właściwego. Ale nie budziło się we mnie nic poza czysto fizycznym pożądaniem. A związki oparte wyłącznie na seksie na dłuższą metę się nie sprawdzały. Były jakieś takie… płytkie. Zaczęłam więc przykładać większą wagę do charakteru, zamiast opierać się na pierwszym wizualnym wrażeniu.

Po kilku niewypałach poznałam Daniela. Obiecujący informatyk, którego nieco postarzały zakola, ale za to nadrabiał wesołym usposobieniem. Traktował mnie jak księżniczkę, w jego oczach byłam piękna i wyjątkowa, a mnie podobała się taka adoracja. Po kilku miesiącach zamieszkaliśmy razem. Nie wiem, czy to była miłość, unikałam wielkich słów, ale naprawdę się lubiliśmy, szanowaliśmy i dobrze dogadywaliśmy. Nie ściskało mnie w dołku na jego widok, jak kiedyś na widok Piotra, ale mówiłam sobie, że wyrosłam z takich rzeczy. Moja pierwsza miłość prócz motyli w brzuchu nie przyniosła mi niczego dobrego, tylko smutek, ból i rozczarowanie. Teraz wolę spokój, stabilizację i przyjaźń. Przynajmniej nie płaczę.

Wmawiałam sobie, że owo spokojne zadowolenie to dorosły rodzaj szczęścia, które… prysło jak bańka mydlana, kiedy dostałam zaproszenie na ślub Piotrka. Z jakąś Aldoną. Zatem nie z Agatą, która mi go ukradła. Zdawałam sobie sprawę, że to absurdalne myślenie. Piotr nigdy nie był mój, ale wbrew rozsądkowi czułam zazdrość. Paliła jak rozżarzone żelazo.

Jakbym cofnęła się w czasie – znów byłam rozczarowaną, odtrąconą, zakochaną bez wzajemności nastolatką. Zrozumiałam, że przez te wszystkie lata schowałam Piotrka głęboko w sercu – był moim niedoścignionym ideałem – i dlatego nie potrafiłam obdarzyć uczuciem nikogo innego. W ten sposób fundowałam sobie los starej panny.

Zobaczyłam go w barze. Bardzo się zmienił...

Ten dzień zmienił moje życie. Nie zamierzałam iść na ślub Piotrka. Pod tym względem nic się nie zmieniło, nadal nie miałam skłonności do masochizmu. Ale zerwałam z Danielem, bo przyjaźń to nie miłość i nie chciałam dłużej oszukiwać ani siebie, ani jego. Skupiłam się na karierze. Leczenie klina klinem się nie sprawdziło. Próbowałam tyle razy i nic z tego nie wyszło. Więc postanowiłam zająć się czymś pożytecznym, a przy okazji dochodowym.

Rzucenie się w wir korporacyjnej pracy zaowocowało konkretnym sukcesem. Pięłam się w górę po szczeblach stanowisk, zarabiałam coraz lepsze pieniądze i zdobywałam coraz większe uznanie u przełożonych. Wreszcie coś mi się udawało! 

Niestety, sukces ma swoją cenę – popadłam w pracoholizm. Brałam na siebie za dużo obowiązków, kiepsko spałam, mało jadłam. Stałam się piekielnie ambitna i nie słuchałam dobrych rad, by odrobinę wyhamować. Spalałam się. Byłam wiecznie zmęczona i podenerwowana. Nie da się funkcjonować na wysokich obrotach non stop. Jestem pewna, że gdyby to potrwało dłużej, skończyłoby się dla mnie jakąś zdrowotną katastrofą: zapaścią albo załamaniem psychicznym. Ale wcześniej los znowu postawił na mojej drodze Piotrka. I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie…

Poszłam na imprezę z ludźmi z pracy. Integracja i tak dalej. Siedziałam w klubie i nudziłam się jak mops, sącząc bezwstydnie drogie piwo. Inni żartowali, śmiali się i flirtowali w najlepsze, a ja tylko czekałam na moment, kiedy odsiedzę swoje i będę mogła zmyć się do domu. Byłam jak zwykle potwornie zmęczona i nie miałam na nic ochoty. Na imprezowanie zwłaszcza. Bezmyślnie wodziłam wzrokiem po sali.

I wtedy go zobaczyłam. Mój kuzyn, mój Piotrek, siedział przy barze i pił wódkę! Od razu go poznałam, chociaż bardzo się zmienił w ciągu tych lat, gdy nie mieliśmy kontaktu. Byłam w szoku, że tak się postarzał. Bardzo schudł, na jego twarzy pojawiły się zmarszczki i bruzdy. Wyglądał na znękanego albo chorego.

Bałam się, że jeśli kiedyś przez przypadek go spotkam, to będę się chciała schować w mysią dziurę. Tymczasem niczego takiego nie poczułam. Wręcz przeciwnie, miałam ochotę podejść do niego, mocno go uściskać i serdecznie z nim pogadać, pocieszyć go, bo chyba tego potrzebował. Posłuchałam głosu, który kazał mi wstać od stolika i podejść do baru.

Cześć, kopę lat – przywitałam się.

Piotrek zrobił minę, jakby zobaczył ducha: szeroko otworzył oczy ze zdumienia i zbladł. Pomyślałam, że mnie nie poznaje i zrobiło mi się przykro.

– To ja, Marta…

– Przecież wiem… Tylko czy to naprawdę ty? Czy sen? A może ja już wariuję? – jego słowa były dziwne, ale zdążyłam się zorientować, że jest kompletnie pijany, więc niespecjalnie się przejęłam.

– To naprawdę ja, nie masz pijackich urojeń – uspokoiłam go. – Chodźmy gdzieś na kawę. Masz już dość alkoholu na dziś, a ja mam dość moich znajomych z pracy. I tak za często ich widuję.

– Nie wiem, czy powinniśmy… Co nasi starzy powiedzą… – mamrotał.

– Bez dyskusji – ucięłam jego wątpliwości. – Zajmę się tobą.

Mój wymarzony facet był wreszcie przy mnie

Gdy byliśmy dzieciakami, to on opiekował się mną, wreszcie miałam okazję mu się zrewanżować. Wzięłam go pod ramię i wyprowadziłam z klubu, ignorując pytające spojrzenia znajomych. Poszliśmy do innego lokalu, gdzie zamówiłam nam obojgu kawę.

– Często się tak upijasz? Co na to twoja żona? – zapytałam. – Chyba nie jest zachwycona twoim zachowaniem.

– Ostatnio dość często. A żona… ma to gdzieś…. – westchnął. – Już nie jesteśmy razem – pokazał mi dłoń. Na palcu serdecznym nie było obrączki.

– Nie wiedziałam, przykro mi – powiedziałam odruchowo. Wolałam jednak nie wnikać, czy faktycznie jest mi przykro, czy może poczułam mały przypływ nadziei… – Chcesz o tym pogadać? – zapytałam.

Najpierw przecząco pokręcił głową, a w następnej sekundzie zmienił zdanie i wyrzucił z siebie krótkie:

– Odeszła. Do innego.

– Przykro mi… – teraz byłam szczera. Łzy zakręciły mi się w oczach.

– Nie płacz… To nie tylko dlatego. Nie kochałem jej. Nie potrafiłem. Lubiłem, szanowałem, ale to za mało. Starałem się, ale nie da się zmusić do miłości.

– To po co w ogóle się z nią żeniłeś?

– Żeby uciec… – szepnął w odpowiedzi, patrząc mi głęboko w oczy.

– Przed czym? – odszepnęłam, czując trzepotanie w brzuchu.

– Raczej przed kim. Przed moją prawdziwą miłością…

Patrzył na mnie, jakby chciał mnie pochłonąć oczami, a potem przechylił się i mnie pocałował. Zaskoczenie trwało ułamek sekundy. Zastąpiło je poczucie, że jest tak, jak powinno być. Jego usta zostały stworzone dla moich, jego ramiona idealnie pasowały do mojego ciała. Stał się cud: Piotr mnie tulił i całował. Nie zamierzałam zepsuć sobie tej chwili myśleniem o konsekwencjach. Jutro się nie liczy, ważna jest tylko ta noc.

Wezwałam taksówkę i pojechaliśmy do mnie. Weszliśmy do środka, dotarliśmy do sypialni, całując się i rozbierając po drodze. A kiedy byliśmy już na łóżku, w samej bieliźnie… Piotrek zasnął! Padł jak zabity, aż bałam się, że może stracił przytomność, ale oddychał spokojnie. Nawet zaczął pochrapywać.

Co za sytuacja! Mój wymarzony facet wreszcie był przy mnie, ale nadal niedostępny. Zaczęłam chichotać, nerwowy śmiech przeszedł w płacz. Zrozumiałam, że wciąż kocham Piotrka i to mnie autentycznie przestraszyło. Czy kiedy wytrzeźwieje, nadal będzie mnie chciał? Czy nie wycofa się ze wszystkiego? No bo w tym nie ma za grosz sensu! Skoro mnie kochał, to czemu odtrącił? Miałam w głowie chaos sprzecznych myśli. No nic. Zamiast zadręczać się dalej pytaniami bez odpowiedzi, położyłam się obok Piotrka, przytuliłam do jego pleców i zasnęłam.

Rano obudził mnie zapach kawy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Piotra siedzącego w fotelu z kubkiem w rękach. A więc to nie był sen!

– Zrobiliśmy to? – spytał cicho.

– Nie. Zasnąłeś.

Nasza rodzina nadal nic nie wie

Na jego twarzy od razu odmalowała się ulga. Zaczął mnie przepraszać i tłumaczyć, że nie wiedział, co robi, bo był pijany. Uniosłam rękę.

– Przestań. Zanim stracę odwagę, powiedz, co naprawdę do mnie czujesz. Kochasz mnie? Dobrze zrozumiałam?

Spuścił wzrok i przytaknął.

– Od kiedy?

Wzruszył ramionami.

– Chyba od zawsze. Ale zorientowałem się, co jest grane, gdy wlepiałaś we mnie te swoje oczy, a ja miałem ochotę cię pocałować. Nie tak jak brat całuję siostrę.

– Dlaczego więc unikałeś mnie jak zarazy?

– Głupia jesteś? Naprawdę nie rozumiesz? Miałaś czternaście lat, byłaś za młoda, ale nie w tym rzecz, poczekałbym spokojnie, aż dorośniesz.

– Więc…?

– Justa, do cholery! Zapomniałaś? Jesteś moją kuzynką! Siostrą cioteczną. Jesteśmy krewnymi, nie możemy być razem.

Nie mogłam uwierzyć, że przez cały czas to go powstrzymywało. Idiotyczne opory. Przecież kuzyni zgodnie z prawem tego kraju mogą brać ślub. Owszem, kościelnego nie, no chyba że postaralibyśmy się o dyspensę, ale skoro i tak był rozwodnikiem… Szlag, nagle mnie olśniło i zrobiło mi się nieswojo. Gdy wyobraziłam sobie, jak zareagowałaby nasza rodzina na wieść, że chcemy być razem. Dla naszych rodziców byliśmy niemal jak rodzeństwo, kąpali nas w jednej wannie, a teraz chcemy być parą? Wybuchłaby afera.

Chwilę siedziałam w milczeniu, rozważając sytuację. Nie musiałam długo myśleć. Wiedziałam, czego chcę.

– Ja też cię kocham. Czekałam na ciebie tyle lat, dłużej nie będę. Jeżeli znowu mnie odtrącisz, nie dam ci kolejnej szansy.

Bałam się, że Piotr stchórzy i odejdzie, że bezpowrotnie mnie opuści. Ale został.

Początki naszego związku były piękne, choć trudne. Cieszyliśmy się każdą chwilą spędzaną razem, wprost nie mogliśmy oderwać od siebie oczu, rąk, ust, ale cieniem na naszym szczęściu kładł się ciężar tajemnicy. Piotr nalegał, żeby nikomu nie mówić. Wciąż się wstydził tego, co nas łączy. Ciągle się bał, że ktoś nas nakryje. Nie mogłam tego znieść, bo uważałam, że nie robimy niczego złego. Zaproponowałam wspólny wyjazd za granicę, gdzie nikt nas nie zna i gdzie zaczniemy nowe życie.

Ten pomysł okazał się wybawieniem: wreszcie zaczęliśmy żyć jak normalna para. On już nie ucieka w alkohol, a ja w pracę, bo mamy wszystko, czego nam potrzeba do szczęścia: siebie. Nasza rodzina nic nie wie. Kiedyś pewnie im powiemy, ale jeszcze nie nadszedł ten czas…

Czytaj także:
„Zakochałam się w kuzynie, rodzice uznali to za degrengoladę. Po latach wyjawili mi, że jestem adoptowana. Mogliśmy być razem”
„Matka wyrzekła się mnie, bo zakochałam się w kuzynie. Nasza miłość jest czysta i prawdziwa, ale nigdy nie będziemy razem”
„Zakochałam się w kuzynie, którego nie widziałam całe dekady. Chcemy być razem, choć rodzina jest przeciwna”

Redakcja poleca

REKLAMA