Wchodząc na schody, jeszcze raz spojrzałam, co stoi na tacy, którą niosłam. Herbata Earl Grey – jest, herbatniki z czekoladą – są.
„Może tym razem do niczego się nie przyczepi?”. Złudne nadzieje…
– Herbata jest za słaba – ciocia Hania zacisnęła wargi w wąską linijkę. – Ale oczywiście trudno się spodziewać, że ktoś będzie dbał o stara kobietę…
– Ależ ciociu, przecież lekarz wyraźnie zabronił ci pić mocniejszą – zaprotestowałam. – Z twoim ciśnieniem…
– A co tam ten konował wie – machnęła ręką. – Młody taki, niedoświadczony! Nie to, co starzy doktorzy. A w ogóle, co w dzisiejszych czasach jest lepsze niż dawniej? Nic! – zakończyła.
– Mamy internet i komórki – uśmiechnęłam się pod nosem.
Niepotrzebnie...
– Jeszcze, moja droga, jakieś nieszczęście z tego będzie – pouczyła mnie ciocia. – Kto wie, jaki to ma wpływ na zdrowie?
– O, pani Krysia z naprzeciwka będzie kosić trawę – powiedziałam, wyglądając przez okno, bo już nie mogłam znieść ponurych wizji ciotki.
– Znowu będzie mi całe rano buczeć pod oknem – powiedziała ponuro ciotka. – A w ogóle, to gdzie jest ten jej syn, dlaczego nie może zrobić czegoś za matkę?
– Maciek wyjechał na studia – poinformowałam ciocię. – Nie będzie go dwa tygodnie.
– No pewnie! – aż podniosła ręce do góry. – Wyjechał i zostawił starą matkę na pastwę losu! Żeby chociaż na jakieś porządne studia się dostał, a nie te dyrdymały, rysunki!
– Ciociu, przecież Maciek tak pięknie rysuje, nie mógł zmarnować talentu – napomniałam ją łagodnie.
– No, jak będzie żebrał na jedzenie, to ciekawe, kto wtedy doceni jego talent – prychnęła ciotka.
Wstała z łóżka i podeszła do okna.
– O, Kryśka coraz gorzej chodzi – stwierdziła. – Pewnie jakieś choróbsko jej się przyplątało… Jej matka leżała sparaliżowana przez całe dziesięć lat!
– Pani Krysia jest bardzo aktywna – zauważyłam. – Codziennie chodzi na spacer z kijkami… Może i ty byś się z nią wybrała, ciociu?
– Ale ty masz pomysły! – żachnęła się ciotka. – Do grobu chcesz mnie wpędzić?! Nie dość, że nadwerężyć sobie coś mogę, to jeszcze na drodze jest niebezpiecznie, auta jadą tak szybko, że nawet koloru nie można zauważyć!
– To może chociaż pójdziemy dzisiaj na cmentarz? – zaproponowałam.
– Nie pojmuję, po co się tam włóczyć – skwitowała krótko. – Ja wpadam tam w depresję!
„Tak jakbyś gdzie indziej była radosna” – pomyślałam z sarkazmem, schodząc na dół i zabierając się za przygotowywanie obiadu.
Z ciotką Hanką, czyli siostrą mojej świętej pamięci teściowej, żyliśmy pod jednym dachem od kilku lat. Marzyliśmy kiedyś o tym, żeby kupić mieszkanie, ale żaden bank nie chciał nam udzielić kredytu i gnieździliśmy się we czwórkę w kawalerce.
Wtedy pomocną dłoń wyciągnęła do nas ciocia
W zamian za opiekę zapisała nam swój piękny, obszerny dom. Ciocia to jeszcze całkiem żwawa staruszka, której żadnej opieki nie potrzeba, i pewnie miło by się nam razem mieszkało, gdyby nie jedna, ogromna wada cioci Hani. Otóż ona nade wszystko uwielbiała narzekać. Powiedzieć o niej, że dla niej szklanka jest do połowy pusta to gruba przesada. Dla niej zawsze była całkowicie pusta!
Świeciło słońce – źle, bo firanki żółkną, padał deszcz – źle, bo ciocia akurat chciała przejść się na spacer. Kiedy zabolała mnie głowa, od razu kazała mi zapisywać się na tomografię, a kiedy położyłam się w południe, zmęczona po generalnych porządkach, usłyszałam, że ona w życiu nie pozwoliłaby sobie na luksus leżenia w biały dzień. I tak było ze wszystkim! Chyba nigdy nie usłyszałam, żeby powiedziała komuś miłe słowo.
Według cioci świat był już stracony, a ludzie zdegenerowani.
– Koniec świata już się zbliża – głosiła pewnym siebie głosem.
Nawet kiedy czasem zażartowała, to nigdy przy tym nie była wesoła. Kiedyś powiedziała moim dzieciom, oczywiście niby żartem, że święty Mikołaj nie przyjedzie, bo zakopał się w śniegu! Może i dla niej to było śmieszne, ale dla pięciolatków niekoniecznie! Moje maluchy się wtedy rozpłakały i musiałam się nieźle napocić, żeby przywrócić im dobry humor i wiarę w to, że Mikołaj mimo wszystko dostarczy prezenty.
Mój mąż Krystian niczym się nie przejmował
– Wrzuć na luz, ciotka zawsze taka była, ale przecież to złota kobieta – powtarzał mi.
Dobrze było mu mówić, skoro sam pracował za granicą i widywał się z ciotką tylko w weekendy. To ja musiałam znosić dzień w dzień jej pesymizm i ponure spojrzenie. Zawsze starałam się zachować pogodę ducha, ale przy ciotce to było takie trudne…
Powtarzała, że jestem za młoda, żeby się na czymś znać i życie jeszcze mnie nauczy pokory.
– Żebyś tak w końcu przestała być ze wszystkiego taka zadowolona! – mawiała z rozdrażnieniem.
Ja tam jednak wolałam patrzeć na życie przez różowe okulary. Tego ranka jednak ledwo zwlokłam się z łóżka. Julka przez całą noc miała gorączkę, więc prawie wcale nie spałam. Do tego było chyba niskie ciśnienie. Ratowałam się jak mogłam kawą, ale i tak od rana ciskałam garnkami i pokrywkami w kuchni. Dzieci chyba wyczuły mój zły humor, bo od razu po śniadaniu pobiegły do swojego pokoju i zajęły się układaniem puzzli. Ja zaś naszykowałam owsiankę i ruszyłam na górę, do cioci.
– Ale dzisiaj nieprzyjemnie! – powitała mnie w swoim stylu.
Chyba po raz pierwszy w życiu się z nią zgodziłam.
– Do tego wieje jak diabli i na pewno spadnie deszcz – stwierdziłam.
Ciocia popatrzyła na mnie ze zdumieniem
Normalnie stwierdziłabym, że pogoda jest cudowna, bo można posiedzieć w domu pod kocem i poczytać książkę.
– Pewnie znów zacznie przeciekać dach – stwierdziłam ponuro. – Tak to jest, jak chłopa nigdy nie ma w domu… Będę znów latać na strych i podkładać miski gdzie się da. Trzeba wezwać fachowca, a to kosztuje majątek…
– Ta owsianka jest całkiem znośna – stwierdziła ciocia Hania.
Chyba postanowiła oderwać mnie na chwilę od mojego narzekania.
– E tam! – machnęłam ręką. – Z torebki, a kto wie jakiej chemii tam napchali… Może nawet ciocia nie powinna jej jeść, bo znów ciocia się pochoruje i trzeba będzie po pogotowie dzwonić, bo Krystiana oczywiście nigdy w domu nie ma…
– Dziękuję, całkiem nieźle się jeszcze czuje – stwierdziła, urażona. – Może nawet wybiorę się z Kryśką na te kijki…
– Chyba, żeby do jakiego nieszczęścia doprowadzić! – wrzasnęłam. – Ciocia przecież słabuje, a Kryśka to też nie wiem, czy najlepsze towarzystwo dla cioci, kto wie, czy ten jej Maciek jakichś narkotyków na tych studiach nie próbuje, i stąd te jego obrazy takie kolorowe…
– No teraz, to moja droga przesadziłaś! – zdenerwowała się ciotka. – Czuję się świetnie, nic mi nie dolega, a Kryśka to porządna kobieta! Nigdy bym nie przypuszczała, że można aż tak narzekać!
I ruszyła raźno na dół. A ja opadłam na jej łóżko i o mało nie pękłam ze śmiechu. Wyglądało na to, że właśnie odkryłam świetne lekarstwo na pesymizm ciotuni…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”