„Żyliśmy pod jednym dachem z zaborczą ciotką. Wiecznie narzekała i widziała świat w czarnych barwach. W końcu znalazłam na nią sposób"

Ciotka zatruwała nam życie fot. Adobe Stock, SHOTPRIME STUDIO
„Nawet kiedy czasem zażartowała, to nigdy przy tym nie była wesoła. Kiedyś powiedziała moim dzieciom, oczywiście niby żartem, że święty Mikołaj nie przyjedzie, bo zakopał się w śniegu! Może i dla niej to było śmieszne, ale dla pięciolatków niekoniecznie! Moje maluchy się wtedy rozpłakały".
/ 26.10.2022 10:06
Ciotka zatruwała nam życie fot. Adobe Stock, SHOTPRIME STUDIO

Wchodząc na schody, jeszcze raz spojrzałam, co stoi na tacy, którą niosłam. Herbata Earl Grey – jest, herbatniki z czekoladą – są.

„Może tym razem do niczego się nie przyczepi?”. Złudne nadzieje…

– Herbata jest za słaba – ciocia Hania zacisnęła wargi w wąską linijkę. – Ale oczywiście trudno się spodziewać, że ktoś będzie dbał o stara kobietę…

– Ależ ciociu, przecież lekarz wyraźnie zabronił ci pić mocniejszą – zaprotestowałam. – Z twoim ciśnieniem…

– A co tam ten konował wie – machnęła ręką. – Młody taki, niedoświadczony! Nie to, co starzy doktorzy. A w ogóle, co w dzisiejszych czasach jest lepsze niż dawniej? Nic! – zakończyła.

– Mamy internet i komórki – uśmiechnęłam się pod nosem.

Niepotrzebnie...

– Jeszcze, moja droga, jakieś nieszczęście z tego będzie – pouczyła mnie ciocia. – Kto wie, jaki to ma wpływ na zdrowie?

– O, pani Krysia z naprzeciwka będzie kosić trawę – powiedziałam, wyglądając przez okno, bo już nie mogłam znieść ponurych wizji ciotki.

– Znowu będzie mi całe rano buczeć pod oknem – powiedziała ponuro ciotka. – A w ogóle, to gdzie jest ten jej syn, dlaczego nie może zrobić czegoś za matkę?

– Maciek wyjechał na studia – poinformowałam ciocię. – Nie będzie go dwa tygodnie.

– No pewnie! – aż podniosła ręce do góry. – Wyjechał i zostawił starą matkę na pastwę losu! Żeby chociaż na jakieś porządne studia się dostał, a nie te dyrdymały, rysunki!

– Ciociu, przecież Maciek tak pięknie rysuje, nie mógł zmarnować talentu – napomniałam ją łagodnie.

– No, jak będzie żebrał na jedzenie, to ciekawe, kto wtedy doceni jego talent – prychnęła ciotka.

Wstała z łóżka i podeszła do okna.

– O, Kryśka coraz gorzej chodzi – stwierdziła. – Pewnie jakieś choróbsko jej się przyplątało… Jej matka leżała sparaliżowana przez całe dziesięć lat!

– Pani Krysia jest bardzo aktywna – zauważyłam. – Codziennie chodzi na spacer z kijkami… Może i ty byś się z nią wybrała, ciociu?

– Ale ty masz pomysły! – żachnęła się ciotka. – Do grobu chcesz mnie wpędzić?! Nie dość, że nadwerężyć sobie coś mogę, to jeszcze na drodze jest niebezpiecznie, auta jadą tak szybko, że nawet koloru nie można zauważyć!

– To może chociaż pójdziemy dzisiaj na cmentarz? – zaproponowałam.

– Nie pojmuję, po co się tam włóczyć – skwitowała krótko. – Ja wpadam tam w depresję!

„Tak jakbyś gdzie indziej była radosna” – pomyślałam z sarkazmem, schodząc na dół i zabierając się za przygotowywanie obiadu.

Z ciotką Hanką, czyli siostrą mojej świętej pamięci teściowej, żyliśmy pod jednym dachem od kilku lat. Marzyliśmy kiedyś o tym, żeby kupić mieszkanie, ale żaden bank nie chciał nam udzielić kredytu i gnieździliśmy się we czwórkę w kawalerce.

Wtedy pomocną dłoń wyciągnęła do nas ciocia

W zamian za opiekę zapisała nam swój piękny, obszerny dom. Ciocia to jeszcze całkiem żwawa staruszka, której żadnej opieki nie potrzeba, i pewnie miło by się nam razem mieszkało, gdyby nie jedna, ogromna wada cioci Hani. Otóż ona nade wszystko uwielbiała narzekać. Powiedzieć o niej, że dla niej szklanka jest do połowy pusta to gruba przesada. Dla niej zawsze była całkowicie pusta!

Świeciło słońce – źle, bo firanki żółkną, padał deszcz – źle, bo ciocia akurat chciała przejść się na spacer. Kiedy zabolała mnie głowa, od razu kazała mi zapisywać się na tomografię, a kiedy położyłam się w południe, zmęczona po generalnych porządkach, usłyszałam, że ona w życiu nie pozwoliłaby sobie na luksus leżenia w biały dzień. I tak było ze wszystkim! Chyba nigdy nie usłyszałam, żeby powiedziała komuś miłe słowo.

Według cioci świat był już stracony, a ludzie zdegenerowani.

– Koniec świata już się zbliża – głosiła pewnym siebie głosem.

Nawet kiedy czasem zażartowała, to nigdy przy tym nie była wesoła. Kiedyś powiedziała moim dzieciom, oczywiście niby żartem, że święty Mikołaj nie przyjedzie, bo zakopał się w śniegu! Może i dla niej to było śmieszne, ale dla pięciolatków niekoniecznie! Moje maluchy się wtedy rozpłakały i musiałam się nieźle napocić, żeby przywrócić im dobry humor i wiarę w to, że Mikołaj mimo wszystko dostarczy prezenty.

Mój mąż Krystian niczym się nie przejmował

– Wrzuć na luz, ciotka zawsze taka była, ale przecież to złota kobieta – powtarzał mi.

Dobrze było mu mówić, skoro sam pracował za granicą i widywał się z ciotką tylko w weekendy. To ja musiałam znosić dzień w dzień jej pesymizm i ponure spojrzenie. Zawsze starałam się zachować pogodę ducha, ale przy ciotce to było takie trudne…

Powtarzała, że jestem za młoda, żeby się na czymś znać i życie jeszcze mnie nauczy pokory.

– Żebyś tak w końcu przestała być ze wszystkiego taka zadowolona! – mawiała z rozdrażnieniem.

Ja tam jednak wolałam patrzeć na życie przez różowe okulary. Tego ranka jednak ledwo zwlokłam się z łóżka. Julka przez całą noc miała gorączkę, więc prawie wcale nie spałam. Do tego było chyba niskie ciśnienie. Ratowałam się jak mogłam kawą, ale i tak od rana ciskałam garnkami i pokrywkami w kuchni. Dzieci chyba wyczuły mój zły humor, bo od razu po śniadaniu pobiegły do swojego pokoju i zajęły się układaniem puzzli. Ja zaś naszykowałam owsiankę i ruszyłam na górę, do cioci.

– Ale dzisiaj nieprzyjemnie! – powitała mnie w swoim stylu.

Chyba po raz pierwszy w życiu się z nią zgodziłam.

– Do tego wieje jak diabli i na pewno spadnie deszcz – stwierdziłam.

Ciocia popatrzyła na mnie ze zdumieniem

Normalnie stwierdziłabym, że pogoda jest cudowna, bo można posiedzieć w domu pod kocem i poczytać książkę.

– Pewnie znów zacznie przeciekać dach – stwierdziłam ponuro. – Tak to jest, jak chłopa nigdy nie ma w domu… Będę znów latać na strych i podkładać miski gdzie się da. Trzeba wezwać fachowca, a to kosztuje majątek…

– Ta owsianka jest całkiem znośna – stwierdziła ciocia Hania.

Chyba postanowiła oderwać mnie na chwilę od mojego narzekania.

– E tam! – machnęłam ręką. – Z torebki, a kto wie jakiej chemii tam napchali… Może nawet ciocia nie powinna jej jeść, bo znów ciocia się pochoruje i trzeba będzie po pogotowie dzwonić, bo Krystiana oczywiście nigdy w domu nie ma…

– Dziękuję, całkiem nieźle się jeszcze czuje – stwierdziła, urażona. – Może nawet wybiorę się z Kryśką na te kijki…

– Chyba, żeby do jakiego nieszczęścia doprowadzić! – wrzasnęłam. – Ciocia przecież słabuje, a Kryśka to też nie wiem, czy najlepsze towarzystwo dla cioci, kto wie, czy ten jej Maciek jakichś narkotyków na tych studiach nie próbuje, i stąd te jego obrazy takie kolorowe…

– No teraz, to moja droga przesadziłaś! – zdenerwowała się ciotka. – Czuję się świetnie, nic mi nie dolega, a Kryśka to porządna kobieta! Nigdy bym nie przypuszczała, że można aż tak narzekać!

I ruszyła raźno na dół. A ja opadłam na jej łóżko i o mało nie pękłam ze śmiechu. Wyglądało na to, że właśnie odkryłam świetne lekarstwo na pesymizm ciotuni…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA