„Ciotka dostała dach nad głową, by opiekować się moją mamą. Głodziła ją i wyłudzała pieniądze, a biedna staruszka nie pisnęła ani słowa”

Zaniedbana staruszka fot. Adobe Stock, auremar
„Najpierw dowiedziałam się, że mamie zepsuł się telewizor i nie ma jak oglądać swoich ulubionych programów. A o tym, że wujostwo nie wykupuje wszystkich zleconych przez lekarza recept, dowiedziałam się sama. Dostali to, co chcieli i ich pomoc się skończyła”.
/ 17.10.2022 16:30
Zaniedbana staruszka fot. Adobe Stock, auremar

Mój dom rodzinny to jednopiętrowy poniemiecki budynek. Przez wiele lat mieszkałam z rodzicami na górze, dół zajmowała młodsza siostra mamy z mężem i trójką dzieci. Kuzynostwo było mi jak rodzeństwo, a ciocia, jak druga mama, tyle że sporo młodsza.

Stosunki między naszymi rodzinami były dobre. Zdarzały się kłótnie, bywało, że jedni drugich obgadywali, ale zawsze szybko się godziliśmy. Żyliśmy w zgodzie przez wiele lat. Oni na dole, my na górze, a kiedy trzeba, to razem – ot, choćby na święta. Sytuacja się zmieniła, kiedy wyszłam za mąż.

To było krótko po śmierci taty

Problem polegał na tym, że mój mąż pochodził z innej części kraju i tam też miał dobrą pracę. Musiałam się więc przeprowadzić i zostawić tutaj samą, schorowaną mamę. Wymyśliłam sobie wtedy, że poproszę o opiekę nad nią i nad grobem taty ciocię i jej rodzinę. Aby jakoś wynagrodzić kuzynostwu ten wysiłek, postanowiłam oddać im całe górne piętro.

W zamian mama miała dostać jeden pokój na dole. To był dobry układ dla wszystkich, oni zyskiwali większy metraż, którego bardzo potrzebowali, bo najstarszy kuzyn właśnie się ożenił i wkrótce miał zostać ojcem, a moja mama mogła liczyć na wsparcie w codziennych, coraz bardziej męczących ją obowiązkach.

Wujostwo propozycję przyjęło z radością. Po zamianie mieszkań wyjechałam ze spokojem, przekonana, że rodzina wywiąże się z umowy. I przez kilka lat tak było. Po jakimś czasie zaczęłam odnosić wrażenie, że cioci i wujkowi odechciało się wypełniać podjęte wcześniej zobowiązania.

Grób taty wyglądał na zaniedbany, a mama na przemęczoną. Wprawdzie na nic się nie skarżyła, bo była cichą i skromną kobietą, ale wyczuwałam, że coś jest nie tak. Kiedy do niej telefonowałam, starałam się o wszystko wypytać.

Nie chciałam psuć dobrych stosunków z rodziną

– Jak tam na zabiegach? – chciałam wiedzieć, czy rehabilitacja, którą udało się w końcu załatwić po długim oczekiwaniu, przynosi efekty.

– A dobrze, dobrze, córeczko.

– Coś pomaga?

– Niewiele. Na starość to już nic nie pomaga, moja kochana. Niepotrzebne mi te rehabilitacje.

– Jak to niepotrzebne? Przecież tak się na nie cieszyłaś.

– Ano niby tak, ale Janeczka mówi, że takie wygibasy jeszcze nikogo nie uzdrowiły…

– Ale mądra… – westchnęłam. – Ale wozi cię na nie chyba?

– No wozi, wozi, ale...

– Ale co? – usłyszałam w jej głosie, że nie mówi mi wszystkiego. Mama nie potrafiła mnie okłamywać.

– Ale nie codziennie… I w sumie ma rację, bo to strasznie dużo czasu zabiera. Jakbyśmy tak przez cały miesiąc, co mam mieć te zabiegi, na nie jeździli, to byśmy chyba wszyscy zwariowali. Nie złość się, Elżuniu. Ja się sama na to zgodziłam…

Już wtedy nabrałam podejrzenia, że opieka nad mamą nie jest taka, jaka chciałabym, żeby była. Ale jeszcze z ciotką nie rozmawiałam, bo nie chciałam psuć dobrych stosunków. Czekałam, co będzie dalej. Łudziłam się, że to wypadek przy pracy, chwilowe zaniedbanie… Niestety moja nadzieja szybko zgasła. Zaczęły wychodzić kolejne sprawy, z których wynikało, że ciocia i jej rodzina zaniedbują moją mamę.

Najpierw dowiedziałam się, że mamie zepsuł się telewizor i nie ma jak oglądać swoich ulubionych programów. Oczywiście, sama mi o tym nie powiedziała, wszystko wyszło w rozmowie. Zagadnęłam ją, co tam słychać u bohaterów jednego z seriali, a ona nie wiedziała. W końcu przyznała mi się, że od dwóch tygodni jej telewizor nie działa. Kiedy spytałam, dlaczego ciocia nie wezwała kogoś do naprawy, mama odparła, że Janeczka jest bardzo zajęta i ma na pewno wiele ważniejszych spraw na głowie.

– To dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie? – dopytywałam.

– Nie chciałam ci robić kłopotu.

Mama taka właśnie była.

Gdzie są lekarstwa, które ostatnio przepisał lekarz?

O tym, że wujostwo nie wykupuje wszystkich zleconych przez lekarza recept, dowiedziałam się sama. Przyjechałam do mamy z wizytą. Kiedy przyszła pora podania leków, zajrzałam do szafki z lekami. Bardzo się zdziwiłam, że nie ma w niej dwóch ważnych preparatów, które mama miała od niedawna brać. Od razu poszłam ją zapytać, ale ona nic o tym nie wiedziała.

– Wiesz dobrze, że ja tam nigdy spamiętać nie mogę, co lekarz zapisze – wzruszyła ramionami. – Ale przecież ciocia o tym pamięta.

– I bierze na leki pieniądze?

– No bierze, bierze. Co ma nie brać? – zdziwiła się mama.

Wtedy się naprawdę zezłościłam. Poszłam do ciotki. Oczywiście, starałam się być uprzejma. Przywitałam się, zapytałam, co słychać, pogadałam chwilę o różnych mało ważnych sprawach, i dopiero zapytałam o lekarstwa.

– Ciociu, a czemu mama nie ma tych leków na nadciśnienie? Chciałam jej dać, a w szafce ich nie ma.

– Nie ma?

– No nie ma.

– Niemożliwe!

– To może zejdź na dół, poszukamy razem. Pewnie gdzie indziej leżą – dodałam, bo nie chciałam od razu zarzucać jej kłamstwa.

Poszła ze mną. Szperała po szafkach, przekładała rzeczy, a ja widziałam, że tylko udaje, że szuka. Po prostu nie kupiła tych leków. Zapytałam potem wprost, czy mama regularnie dostaje lekarstwa, ale ciotka zapewniała, że tak, oczywiście, zawsze. Uśmiechała się przy tym przymilnie i promiennie. Ale nie widziałam w jej twarzy szczerości. Cóż jednak mogłam zrobić? Otwarcie zarzucić im, że nie realizują maminych recept?

Coś ty się nas czepiasz…

Postanowiłam zostać u mamy dwa dni, choć przyjechałam tylko na jeden. I dobrze zrobiłam, bo dowiedziałam się jeszcze kilku ciekawych rzeczy. Na przykład tego, że ona – mimo tego, że mieszka tylko w jednym pokoju, a nie w kilku na górze – płaci dalej połowę za węgiel, jak dawniej.

Znowu podniosło mi to ciśnienie. A jeszcze jak zajrzałam do lodówki i okazało się, że część produktów, które mama w niej trzymała, była przeterminowana, całkiem się zezłościłam. Całe szczęście, że zrobiło się późno, bo od razu poszłabym do ciotki i wujka z awanturą. Przecież obiecali, że będą pilnowali mamę z tymi przeterminowanymi serkami i wędlinami, bo miała niedawno dość poważne zatrucie! Nazajutrz poprosiłam ciocię na rozmowę, ale ona szła w zaparte.

– Ela, co ty mówisz, przecież my się mamą dobrze zajmujemy. Nie rozumiem, o co ci chodzi…

– Jak to o co? Nie dalej jak wczoraj wywaliłam z lodówki stary ser i mięso. Mieliście tego pilnować.

– Eee tam. Nie wierzę. Ciągle pilnuję. Coś ci się musiało pomylić! – nie wierzyłam własnym uszom i żałowałam, że wyrzuciłam to wszystko, zamiast zatrzymać jako dowód.

– A za węgiel ile mama płaci?

– Tyle co zawsze – ciotka popatrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem.

– To znaczy ile?

– Nooo, połowę.

– Dlaczego? Przecież zajmuje tylko jeden pokój. A nie pół domu.

– Ale ona nic nie mówiła. No Elu, przecież tak robiliśmy od wielu lat. Jakby tylko coś powiedziała, to byśmy pomyśleli o tym, żeby wziąć mniej. Coś ty się nas czepiasz…

I taka była ta rozmowa. Na koniec wizyty pojechałam jeszcze na cmentarz. Okazało się, że grób taty muszę sama sprzątnąć, bo jest okropnie zaniedbany. Całkiem już straciłam nadzieję, że kuzynostwo wywiąże się z zobowiązań wobec mamy, ale postanowiłam nie działać pochopnie. W końcu to rodzina. Kilka tygodni później pojechałam sprawdzić, jak się sprawy mają. Niestety, sytuacja się powtórzyła. Znów w lodówce znalazłam nieświeże produkty.

Nie chciało mi się już rozmawiać z ciotką

Teraz musiałam poważnie porozmawiać z mężem. Postanowiliśmy wynająć profesjonalną opiekunkę, która będzie przychodziła do mamy codziennie na dwie godzinki. Miała podawać leki i ogarniać sprawy, z którymi mama nie dawała sobie rady.

Tak żyliśmy przez długi czas. Mama mieszkała z ciotką i jej rodziną, ale opiekowała się nią obca osoba. A ja z kolei całkiem przestałam się do kuzynostwa odzywać. Oni zresztą też nie szukali kontaktu. Do momentu, kiedy okazało się, że dom, w którym mieszkają, można wykupić na własność za nieduże pieniądze. Wtedy nagle ciotka zaczęła do mnie wydzwaniać, przymilać się. W końcu poprosiła, żebym razem z mamą zrzekła się praw do domu. 

– Chcielibyśmy razem ze Zbysiem go wykupić – oznajmiła.

– Co?! – myślałam, że śnię.

– No przecież ty masz gdzie mieszkać. A my mamy nie wyrzucimy aż do śmierci – trajkotała. – Przecież jesteśmy rodziną, prawda?

Długo zastanawiałam się wtedy, co zrobić. Jak postąpić? A myślałam w ten sposób: jeśli się zgodzę na to, żeby wzięli cały dom, to będę się z tym źle czuła. Zostanę z poczuciem, że straciłam prawo do czegoś, co do mnie należy. A do tego, kto wie, czy kuzynostwo mamy z domu nie wyrzuci.

Skoro nie dawali jej leków i wykorzystywali ją finansowo, to dlaczego nie mieliby się jej pozbyć? Z drugiej strony, myślałam, jeśli się nie zgodzę, to będziemy już pogniewani z rodziną na amen. No i wtedy już w ogóle nie będę mogła liczyć na jakąkolwiek ich pomoc – nawet doraźną, w zupełnie kryzysowych sytuacjach. Z pomocą w podjęciu właściwej decyzji przyszedł mąż. Powiedział:

– Nie możemy udawać, że deszcz pada, kiedy ktoś nam pluje w twarz.

Pocieszył mnie też, że na pewno damy sobie radę, najwyżej zapłacimy tej pani, co się opiekuje mamą więcej pieniędzy, żeby była dyspozycyjna też w awaryjnych sytuacjach. A grób? No cóż, są też firmy, które opiekują się grobami.

Za konflikt mama zapłaciła najwyższą cenę

Zadzwoniłam do ciotki i powiedziałam jej, że podjęliśmy decyzję. Nie zrzekamy się prawa do własności. Jeśli chce, możemy wykupić mieszkanie na spółkę, ale potem będzie musiała z wujkiem zwrócić nam naszą część – oczywiście po cenie rynkowej.

Mogłabym przytoczyć jej odpowiedź na tę propozycję, ale większość słów, których użyła, była niecenzuralna. Zaczął się koszmar. Ciotka i jej rodzina całkiem odwrócili się od mamy. Już nie tylko jej nie pomagali, ale też zaczęli ją ignorować. Zachowywali się, jakby jej w ogóle nie było. Mama bardzo źle to znosiła. W końcu była to jej rodzona siostra. Syna ciotki trzymała do chrztu, a teraz on odwracał się na jej widok i krzywił z odrazą.

– Elu, nie przypuszczałam, że mnie taka tragedia spotka na koniec życia – powiedziała mi w jednej z ostatnich rozmów telefonicznych.

Zmarła kilka miesięcy po tym, jak ciotka i jej dzieci przestały z nią rozmawiać. Do dziś myślę, że to moja wina, mam to sobie za złe. Wypominam też mężowi. Przecież mogliśmy odpuścić. Mogliśmy machnąć ręką.

Może wtedy byłoby jednak lepiej, może wtedy mama by żyła. Z drugiej strony, kiedy ciocia nie pojawiła się na pogrzebie mamy, zrozumiałam, że komuś, kto jest tak zaślepiony, nie można zaufać. Było mi strasznie przykro, że w ostatniej podróży mamy nie żegnała jej siostra. A pytanie, czy dobrze zrobiłam, że nie oddałam jej domu, dręczy mnie do dziś.

Czytaj także:
„Dla męża i syna byłam tylko sprzątaczką, nie miałam ich wsparcia. Gdy zachorowałam czułam, że mogę liczyć tylko na siebie”
„Mąż mojej ukochanej wyprzedał jej najcenniejsze rodzinne pamiątki, żeby spłacić swoje długi. Jak można być taką hieną?”
„Zdzierałem łokcie na emigracji, by żonie i dziecku nie zabrakło ptasiego mleczka. Co za to dostałem? Pozew o rozwód”

Redakcja poleca

REKLAMA