„Ciotka do końca życia mściła się na mojej babci za to, że odebrała jej mężczyznę jej życia. Posunęła się do czegoś okrutnego”

Ciotka całe życie mściła się na swojej siostrze fot. Adobe Stock, auremar
„– Jeśli chcesz powiedzieć, że byłam nieuczciwa, to sobie daruj. W miłości jak na wojnie, wszystkie chwyty dozwolone. Czy któreś z nich zastanowiło się, co czuję? Byłam nastolatką, wszystko było po mnie widać, nie sądzę, żebym potrafiła ukryć miłość do Jana. Ale oni widzieli tylko siebie. No to zadbałam o siebie, jak umiałam najlepiej”.
/ 23.10.2022 18:30
Ciotka całe życie mściła się na swojej siostrze fot. Adobe Stock, auremar

Z Marianną, młodszą siostrą babci, połączyły mnie sekrety testamentu nieżyjącej staruszki i zwykłe poczucie przyzwoitości. Tylko dlatego poczuwałam się do opieki nad Marianną, której wiek nie odebrał niestety ciętego języka. Nie lubiła mnie od zawsze i okazywała to na wszystkie sposoby.

Z czasem trochę złagodniała, jakby się przyczaiła

– Czy tylko ja mam wrażenie, że to babsko coś kombinuje? – Karol nie przepadał za moją cioteczną babką, ale bawiła go, okazując przy każdej okazji sympatię należną przystojnemu mężczyźnie w sile wieku. – Ona naprawdę jest niesamowita, znowu prawiła mi komplementy.

Mnie od dzieciństwa darzy szczerą niechęcią, ciekawe, jak przeżyje fakt, że będzie musiała scedować na mnie mieszkanie po babci. Taka była klauzula testamentu pozbawiającego spadku moją mamę.

Babcia zrobiła niewytłumaczalny ruch, przepisała mieszkanie na swoją siostrę, obarczając ją ostatnią wolą, według której Marianna miała zadbać, by mieszkanie po jej śmierci wróciło do właściwej spadkobierczyni. Mama nie żyje, ja jestem następna w linii.

I tego właśnie nie może przeboleć Marianna – ocenił trafnie Karol. – Dlaczego ona tak cię nie lubi? I dlaczego twoja babcia podarowała jej mieszkanie?

– Spytaj ją o to, jesteś jej ulubieńcem, mnie nic nie powie – zaśmiałam się.

Karol natychmiast odciął się od tego pomysłu, ale zainteresowania nie stracił. Rzadko chodził ze mną do Marianny, jednak tym razem się wybrał i pozwolił zaprosić się na herbatkę. Zaparzyłam ją oczywiście ja, w porcelanowym imbryku, który babcia dostała, wychodząc za mąż. Był częścią serwisu, Marianna przejęła go jako wyposażenie mieszkania. Postawiłam imbryk na stole, Marianna gościnnie wyjęła filiżanki. Dwie, dla Karola i siebie. Była tak wredna, że aż zabawna w swojej zapiekłości. Karol, ku jej niezadowoleniu, oddał mi swoją filiżankę i powiedział pouczająco jak do dziecka:

– Krewnych trzeba kochać i szanować.

– O ile pochodzą z tego samego pnia – odpaliła Marianna, mrużąc oczy.

Zatkało mnie. Na insynuację, że jestem bękartem, jeszcze nigdy sobie nie pozwoliła. Chciałam ją usadzić, ale ubiegł mnie Karol.

– Grubo, proszę cioci – powiedział surowo.

Pomyślałam, że Marianna ma szczęście, gdyby nie była tak leciwa, potraktowałby ją tak, że wyskoczyłaby z kapci.

Sugeruje ciocia, że pochodzenie Eli jest wątpliwe? Na to trzeba mieć dowody.

Marianna podniosła się żywo i podreptała do ślicznego sekretarzyka, który również do niej nie należał, przejęła go wraz z mieszkaniem. Przyjechał z Kresów, był częścią ziemiańskiej spuścizny dziadka Tadeusza, która to spuścizna na zawsze przepadła po wojnie. Otworzyła półokrągłą pokrywę i wyjęła pudełko. Zasłaniając je zazdrośnie przed naszym wzrokiem, zaczęła w nim grzebać, po chwili trzymała w ręku czarno-białą fotografię.

– O! To jest dowód! – powiedziała triumfalnie. – Twoja żona, Karolu, jest do niego nadzwyczaj podobna, zdrady nie ukryje się nawet po latach.

To niby ma być mój biologiczny ojciec? – spytałam.

Marianna nie raczyła mi odpowiedzieć

Intensywnie wpatrywała się w młodego mężczyznę na zdjęciu.

– To jest Janek – powiedziała miękko, gładząc jego twarz.

Karol chrząknął, by zwrócić jej uwagę. Podała mu zdjęcie, a raczej to, co z niego zostało. Mężczyznę sfotografowano w miejskim parku, obejmował kogoś, kogo starannie odcięto. Ja tam podobieństwa nie widziałam, ale Karol pochylił się nad zdjęciem uważnie.

– Masz jego oczy i kolor włosów. W naszej rodzinie nie było blondynów – powiedziała triumfalnie Marianna. – Oczywiście, że nie jest twoim ojcem, głupstwa opowiadasz. Był ojcem twojej matki.

– Jej ojcem był dziadek Tadeusz, mąż babci – oburzyłam się.

– Tadeusz uważał ją za córkę, bo niczego nie podejrzewał, podobieństwo wyszło w następnym pokoleniu. Znałam Jana, jesteś jego wierną kopią.

– Dość tych pomówień – zdenerwował się Karol. – Powiesz, co wiesz, a my ocenimy prawdziwość twoich rewelacji, albo natychmiast wychodzimy i więcej się nas nie spodziewaj.

Marianna tylko na to czekała, podejrzewałam, że od lat tłumiła w sobie potrzebę wyjawienia rodzinnego sekretu. Coś ją powstrzymywało, teraz poczuła się rozgrzeszona, skwapliwie skorzystała z okazji.

Halina, moja siostra, a twoja babcia, wyszła za Tadeusza. Był doskonałą partią, o wiele dla niej za dobrą: przystojny, w dodatku ziemianin, majątek mu skonfiskowali, ale liczyło się pochodzenie. Powinna na kolanach dziękować za takie szczęście, a ona w przeddzień zaślubin płakała. Nie zwierzała mi się, uważała mnie za dziecko, ale ja miałam 15 lat i wszystko wiedziałam, Halina nie kochała Tadeusza. Przyjęła jego oświadczyny, bo obowiązkiem kobiety było zamążpójście, no i miłość miała rozwinąć się po ślubie. Tak twierdziła nasza matka.

– Rany Julek – westchnął Karol.

– W wielu przypadkach to się sprawdzało, ale nie tym razem. Tadeusz był surowym mężem, twardo egzekwował obowiązek małżeński i czekał, aż żona da mu syna. Halina nie protestowała, przyjęła narzucone zasady, urodziła dziedzica nazwiska. Radość była krótka, dziecko zmarło kilka dni po porodzie. Halina była załamana, Tadeusz obarczył ją winą za śmierć dziedzica. Często u nich bywałam, siostra prosiła, żebym nie zostawiała jej samej z mężem, mówiła, że jestem dla niej pociechą w strapieniu. Nigdy wcześniej ani później nie byłyśmy ze sobą tak blisko… Miesiące mijały, a Halina gasła w oczach, zżerał ją smutek, dobrze się czuła tylko w moim towarzystwie. Pewnego dnia wyciągnęłam ją z domu, zrobiłyśmy małe zakupy i poszłyśmy do parku. Była tam herbaciarnia, usiadłyśmy, żeby odpocząć, położyłam pakunki na krześle obok i odchodząc, zapomniałam o nich. No i dzięki temu poznałam Jana. Dogonił nas w alejce, oddając zgubę. Spojrzałam na niego i nogi ugięły się pode mną, zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Miłość spadła na mnie nagle, nie miałam żadnych wątpliwości, czekałam na niego całe życie. Jego oczy, usta…

Głos Marianny zadrżał, mimo upływu lat emocje wcale w niej nie zgasły.

– Zagadał do mnie wesoło, podał paczkę, uśmiechnął się. Spuściłam wzrok, a kiedy zebrałam się na odwagę, by mu odpowiedzieć, było już za późno. Rozmawiał z Haliną. Był nią zauroczony, przestał mnie zauważać. Mężczyźni często tak się zachowywali, przy siostrze nie istniałam. Ona miała w sobie nieobyczajny seksapil, który rozgrzewał ich do czerwoności i sprawiał, że padali przed nią plackiem. Uważałam to za dopust boży i nie buntowałam się, ale z Janem było inaczej. On był mój, od początku! Nie poznałybyśmy go, gdybym nie zostawiła zakupów na krześle, a poza tym był młodszy od Haliny o kilka lat! Pasował do mnie, nie do niej!

– Niech ciocia się uspokoi, herbatki napije – podsunęłam jej filiżankę. – Nie ma co się denerwować, było, minęło.

Marianna spojrzała na mnie ze złością

– Minęło? Życie upłynęło mi w samotności, już nigdy nie poczułam do żadnego mężczyzny tego co do Jana. Dla mnie to wciąż jest świeże i boli. On należał do mnie, w przeciwieństwie do siostry byłam wolna.

– Ale smarkata – pozwolił sobie Karol.

– Mógł na mnie zaczekać, niedługo byłabym pełnoletnia…

– Tylko że pokochał Halinę – dołożył do pieca Karol.

Marianna sklęsła, energia z niej uleciała.

To nie było sprawiedliwe – szepnęła. – Z początku nie miałam wpływu na to, co się dzieje, często chodziłyśmy do parku i za każdym razem spotykałyśmy tam Jana. Siostra śmiała się, że on tam zamieszkał, ale była zadowolona, oczy jej się śmiały, odzyskała radość życia. Na mnie nikt nie zwracał uwagi, oni widzieli tylko siebie, służyłam im za pretekst do spotkania, że niby takie przypadkowe. Halina nie chciała zdradzać męża, ale ciągnęło ją do Jana, nie umiała się go wyrzec.

– Mogła się rozwieść z dziadkiem, skoro małżeństwo było nieudane – zauważyłam.

W rodzinie Tadeusza rozwodów nie uznawano, to było nie do pomyślenia. Nie tak jak teraz, szast-prast i czyste konto. Ludzie spędzali ze sobą całe życie, niezależnie od tego, czy się kochali, czy nienawidzili, małżeństwo to był obowiązek, a miłość nie miała z nim wiele wspólnego. Tak więc Halina wiedziała, że będzie z Tadeuszem, póki śmierć ich nie rozłączy… Spacery po parku się skończyły, siostra rozkwitała. Zrozumiałam, że zaczęli spotykać się beze mnie. Zdobyłam się wtedy na odważny gest, poszłam do mieszkania Jana, żeby powiedzieć mu, że Halina nie jest dla niego właściwą kobietą. Chciałam mu ją obrzydzić, pragnęłam dostać swoją szansę, zostać z nim sam na sam, żeby mógł zauważyć, że ja też jestem kobietą.

Marianna pociągnęła nosem, podałam jej chusteczkę.

– Jestem już u kresu dni, a wciąż pamiętam upokorzenie, jakie mnie wtedy spotkało – otarła zaczerwienione oczy. – Jan zdziwił się, kiedy mnie zobaczył, a potem przestraszył. Spytał, czy stało się coś złego, co z Haliną? Stałam jak słup soli, słowa, które sobie przygotowałam, uleciały, chciałam zainteresować go sobą, a on myślał tylko o mojej siostrze… „Marianko, kochanie, powiedz co się dzieje. Czy Halina ma kłopoty?”, pytał, a ja czułam ciepło jego rąk, gorące spojrzenie paliło mi twarz, stało się tak, jak sobie wymarzyłam, ale nic nie było przeznaczone dla mnie. Nie widział we mnie kobiety, tylko dodatek do Haliny, piękniejszej z sióstr. Kochał ją, a mnie uważał za dzieciaka.

Marianna zdecydowanym ruchem odłożyła chusteczkę i wyprostowała plecy. Kobietę ze złamanym sercem zastąpiła złośliwa staruszka, jaką znałam.

– Wtedy coś we mnie wstąpiło, dodało mi sił. Chciałam się zemścić na niej za to, że zabrała mi wszystkie szanse i nie pozwoliła na miłość, i na nim, bo źle wybrał i mnie odtrącił. Powiedziałam, że przysyła mnie Halina, jeśli ma dla niej wiadomości, niech przekaże je przeze mnie. Nie wiem, jak się przedtem komunikowali, ale Jan ucieszył się. Przekazał wyrazy miłości i prośbę o spotkanie. Powtórzyłam siostrze słowo w słowo, dodając, że będę ich listonoszem, bo Jan uważa, że to najbezpieczniejszy sposób. Zgodziła się, w ten sposób mogłam czuwać nad rozwijającym się romansem.

– Sprytnie – mruknął Karol.

Marianna ukłuła go spojrzeniem

– Jeśli chcesz powiedzieć, że byłam nieuczciwa, to sobie daruj. W miłości jak na wojnie, wszystkie chwyty dozwolone. Czy któreś z nich pomyślało o mnie, zastanowiło się, co czuję? Byłam nastolatką, wszystko było po mnie widać, nie sądzę, żebym potrafiła ukryć miłość do Jana. Ale oni byli ślepi, widzieli tylko siebie, ja ich nie obchodziłam. No to zadbałam o siebie, jak umiałam najlepiej… Któregoś dnia Halina powiedziała mi w tajemnicy, że opuszcza męża. „Uciekniemy z Janem, zamieszkamy na drugim końcu Polski, on już wszystko przygotował”,  mówiła zdenerwowana. „A Tadeusz? Nie da ci rozwodu”. „Będzie musiał, jeśli zamieszkam z innym mężczyzną, lepszy rozwód niż skandal w światku kresowych ziemian. Nasz pociąg odchodzi we wtorek, o 9.30. Przyjdziesz na dworzec pożegnać się?”. Obiecałam, że będę na pewno. Nie mogłam dopuścić, by razem wyjechali, nie chciałam stracić Jana z oczu. Nienawidziłam siostry za to, że mi go zabiera, działo się ze mną coś strasznego, nie mogłam się pozbierać. W przeddzień wyjazdu powiedziałam Halinie, że nastąpiła zmiana planów, Jan zmienił bilety na późniejszy pociąg. Odchodzi we środę o tej samej godzinie… Kłamstwo było szyte grubymi nićmi, byłam pewna, że zostanę przyłapana.

Marianna głęboko westchnęła.

– Nie stało się tak, bo żadne z nich nie miało telefonu, Halina mi uwierzyła, przecież już wcześniej przynosiłam jej wiadomości od ukochanego. No i Jan nie spotkał mojej siostry na dworcu. Wyjechał sam i przysłał jej list, pełen wymówek, oskarżeń i pytań, dlaczego wybrała męża po tym wszystkim, co między nimi zaszło. Zarzucał jej tchórzostwo. Siostra była tak skołowana, że nie wiedziała, co o tym myśleć. Nie mogła spytać Jana, bo odrzucony kochanek nie podał adresu zwrotnego, co odebrała jako afront. W dodatku Halina zorientowała się, że oczekuje upragnionego dziecka. Tadeusz bardzo się ucieszył, ja przez moment miałam wątpliwości, czy na pewno on jest ojcem. Halina milczała, podejrzewam, że nie miała pewności. Romans romansem, ale jak mówiłam, Tadeusz miał głębokie przekonanie, że obowiązki małżeńskie powinny być spełniane, odmowę uznałby za policzek, mógł być więc ojcem dziecka. Urodziła się twoja matka, miała ciemne włoski podobnie jak człowiek, który dał jej nazwisko.

Tutaj ciotka spojrzała na mnie badawczo.

– Nawet ja pozbyłam się wątpliwości co do jej pochodzenia, dopiero kiedy podrosła… Miała sposób mówienia i mimikę twarzy swojego prawdziwego taty, Jana, kto go znał, nie mógł się co do tego mylić. „Co zamierzasz?”, spytałam pewnego dnia Halinę, wskazując wzrokiem bawiące się na dywanie dziecko. Błagała mnie, żebym nie niszczyła im życia, przekonywała, że to, co się zdarzyło, musi zostać tajemnicą Obiecałam milczeć. Siedziałam cicho, dopóki po latach nie umarł Tadeusz. Zawał zmiótł go niespodziewanie z tego padołu, twoja matka była już dorosła, miała narzeczonego. Wtedy wpadłam na pomysł, że jak się wyprowadzi, zamieszkam z siostrą. Kazałam jej przepisać na siebie mieszkanie, dużo większe i ładniejsze od mojego. Chociaż takie zwycięstwo udało mi się odnieść, niewielkie, ale satysfakcjonujące.

To mi pachnie szantażem, ciociu – wtrącił się Karol. – Tylko nie rozumiem, dlaczego Halina mu uległa i nie zostawiła mieszkania córce. Tadeusz już nie żył, nawet jakby ciocia zaczęła kwestionować jego ojcostwo, nikogo by to nie obeszło.

– Tak sądzisz? – Marianna obdarzyła go długim spojrzeniem. – Ciekawe, co by powiedziała córka, gdyby dowiedziała się, że Tadeusz nie jest jej tatą, a prawdziwy ojciec nie wie o jej istnieniu i nie wiadomo gdzie jest, bo po płomiennym romansie wyjechał i nie zostawił adresu.

– W twoich ustach bardzo źle to brzmi… – przyznał Karol.

Taka jest prawda – zaperzyła się Marianna. – Dziewczyna podziwiała ojca, Tadeusz zaszczepił w niej dumę z kresowych korzeni, nostalgię za dawnymi czasami. Co by zrobiła, gdybym jej powiedziała, że to nie jej dziedzictwo? Mieszkanie za milczenie nie było wcale wygórowaną ceną.

Spojrzałam na ciotkę Mariannę z niechęcią

Miłość jest ogromną siłą, może budować, ale może też niszczyć. W Mariannie roznieciła pożar, którego do dziś nie potrafiła ugasić.

– A co ze mną? – spytałam. – Dlaczego tak mnie ciocia nie lubi?

– Jesteś zbyt podobna do Jana, powinnam cię kochać, ale nie umiem – przyznała. – Może potrafiłabym, gdybyś była chłopcem. Nie mam pojęcia…

Szczerość Marianny była obezwładniająca.

– I co, czy jest ciocia szczęśliwa? – spytałam cicho.

– Nie – odpowiedziała twardo Marianna, odwracając pobladłą twarz w stronę okna. – I to właśnie jest moja pokuta, ale nie wam mnie osądzać… Niedługo spotkam się z Haliną i Janem, policzymy się, zobaczymy, kto kogo bardziej skrzywdził.

Spotkanie na razie nie doszło do skutku, Marianna ma się całkiem dobrze, wygląda na to, że dożyje stu lat. Czasem zastanawiam się, czy nie warto byłoby poszukać potomków Jana, z którymi jestem spokrewniona. Może kiedyś to zrobię, ale i tak Tadeusz pozostanie moim dziadkiem. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA