Jeszcze dwa lata temu nasze życie było całkiem normalne. Pracowałem w warsztacie samochodowym, Magda miała swoje zlecenia jako fryzjerka, a dzieciaki były zajęte szkołą. Nie byliśmy bogaci, ale wystarczało na życie. Przynajmniej tak się nam wydawało. Wszystko zaczęło się walić, kiedy mój interes zaczął tracić klientów. Wkrótce rachunki zaczęły nas przerastać. Wzięliśmy kredyty, żeby ratować się przed stratą domu, ale to było jak błędne koło. Z każdym dniem tonęliśmy coraz głębiej.
Wtedy pojawiła się ciotka Hela. Bogata, zawsze zadbana, bezdzietna. Nigdy nie miała własnej rodziny, więc może to tłumaczy, dlaczego tak bardzo lubi kontrolować cudze życie. Pożyczyła nam dużą sumę pieniędzy – obiecała, że to będzie nasz ratunek. Byliśmy wdzięczni, gotowi zrobić wszystko, by nie stracić domu. Ale nie spodziewaliśmy się, że cena za tę pomoc będzie aż tak wysoka.
„Nie było wyjścia – albo pożyczymy od ciotki, albo stracimy dom” – powtarzałem sobie w myślach, za każdym razem, kiedy żądała czegoś więcej. Ale coraz częściej zastanawiałem się, czy to, co miało nas uratować, nie stało się naszym największym koszmarem.
Traktowała nas jak sługusów
Pierwsze tygodnie po pożyczce były całkiem znośne. Ciotka Hela poprosiła nas o kilka drobnych przysług. Magda zajmowała się jej zakupami, a ja czasami coś naprawiałem w jej domu. To była cena, którą z chęcią zapłaciliśmy za spokój. Grześ i Oliwia nawet nie byli w to zaangażowani. Myślałem, że sytuacja jest pod kontrolą.
Ale szybko się zmieniło. Ciotka zaczęła żądać coraz więcej. Najpierw prosiła, byśmy pomogli przy sprzątaniu przed jej przyjęciami. Potem, byśmy byli obecni na tych przyjęciach – „żeby dobrze wyglądać przed sąsiadami”, jak to mówiła. Nie podobało mi się to, ale Magda mówiła, że powinniśmy być wdzięczni. Zgodziłem się.
Grześ, nasz szesnastolatek, nie mógł jednak znieść tego upokorzenia. Pierwsze większe spięcie między nami wybuchło, kiedy ciotka poprosiła go, by pomógł jej nosić zakupy w galerii handlowej.
– Nie będę nosił jej toreb, tato! To chore, czuję się jak sługus! – wyrzucił to z siebie z wściekłością, trzaskając drzwiami do swojego pokoju.
Podszedłem do drzwi i zapukałem.
– Grzesiek, otwórz. Musimy pogadać.
Drzwi się uchyliły. W środku zobaczyłem go siedzącego na łóżku, wpatrzonego w podłogę.
– Nie mamy wyboru, synu – powiedziałem spokojnie. – Musimy to przetrzymać.
Podniósł na mnie wzrok. W jego oczach widziałem gniew i niezrozumienie.
– Dlaczego? To przecież twoje długi, nie moje!
Te słowa uderzyły we mnie jak pięść. Nie miałem odpowiedzi. Miał rację. To była moja odpowiedzialność, ale wciągnąłem całą rodzinę w ten koszmar.
– Nie mów tak. Robimy to dla całej rodziny. Bez tych pieniędzy nie będziemy mieli domu – starałem się mówić spokojnie, ale w środku czułem się, jakbym go zdradził.
Grześ odwrócił wzrok i nie odpowiedział. Wyszedłem z jego pokoju, czując, że ta sytuacja może wkrótce wymknąć się spod kontroli.
Prośby i żądania rosły w siłę
Kolejne tygodnie przyniosły coraz większe napięcie między mną a Magdą. Zaczęliśmy się kłócić o rzeczy, które kiedyś były dla nas błahe. Małe gesty ciotki Heli zaczęły zamieniać się w żądania, które ciężko było znieść. Kiedyś prosiła o pomoc w drobnych sprawach, a teraz była to już regularna służba na każde zawołanie.
Magda stała się cieniem samej siebie. Zawsze wrażliwa, teraz wyglądała na wykończoną. Ciotka zaczęła wymagać, by Magda była obecna na jej przyjęciach, gdzie musiała publicznie chwalić Helę jako „dobroczyńcę rodziny”. Te spotkania były coraz częstsze, a żona wracała z nich coraz bardziej zdruzgotana.
– Damian, nie mogę już tego znieść – powiedziała pewnego wieczoru, kiedy wróciła z jednego z tych koszmarnych przyjęć. Zrzuciła szpilki na podłogę i usiadła ciężko na kanapie. – Każe mi grać przed jej gośćmi, jakbyśmy byli idealną rodziną, szczęśliwi, wdzięczni. To jest upokarzające.
Uklęknąłem obok niej, próbując ją objąć, ale odsunęła się delikatnie.
– Wiem, kochanie. Jeszcze trochę, obiecuję. W końcu spłacimy długi i będziemy wolni.
Popatrzyła na mnie zmęczonymi oczami, pełnymi łez.
– A co, jeśli to nigdy się nie skończy? – zapytała cicho. – Hela ma nas w garści. Za każdym razem, kiedy myślę, że to już koniec, ona wymyśla coś nowego. Teraz muszę przed jej znajomymi udawać, że zawdzięczamy jej wszystko, podczas gdy to ona niszczy nas od środka.
Wiedziałem, że miała rację. Ciotka Hela nie była już naszą wybawczynią. Była jak pająk, który stopniowo owijał nas w swoją sieć, czerpiąc przyjemność z każdej chwili naszego poniżenia. A ja? Wciągnąłem nas wszystkich w ten koszmar, myśląc, że to jedyna droga.
Bez końca nas upokarzała
Sytuacja stała się nie do zniesienia, kiedy ciotka Hela wpadła na kolejny „świetny” pomysł. Zaprosiła nas na swoje największe przyjęcie w roku, podczas którego mieliśmy grać rolę idealnej rodziny. „Musicie wyglądać na szczęśliwych. Wszyscy moi goście muszą widzieć, jak wam pomagam”, powiedziała, patrząc na nas z wyższością. Magda z trudem wstrzymywała łzy, a Grzesiek zaciskał zęby, ledwo mogąc powstrzymać wściekłość.
Wieczorem, kiedy usiedliśmy przy stole, by o tym porozmawiać, wybuchła prawdziwa burza.
– Nie pójdę tam! – Grześ wyrzucił z siebie te słowa. – Nie będę udawał dla jej przyjemności!
Magda siedziała obok, milcząca, z twarzą schowaną w dłoniach. Czułem, że to wszystko jest na skraju wybuchu. Oliwia, nasza dziesięcioletnia córka, patrzyła na nas szeroko otwartymi oczami, kompletnie nie rozumiejąc, dlaczego wszyscy są tak zdenerwowani.
– Musimy. To tylko raz, potem będzie lepiej – powiedziałem, choć sam nie wierzyłem w te słowa.
Grzesiek jednak nie zamierzał odpuścić.
– Zawsze mówisz „jeszcze raz”, a potem robi się tylko gorzej! – krzyknął, wstając z miejsca. – Mówiłeś, że to chwilowe, że to dla dobra rodziny, ale to nie jest życie! To piekło! Nie będę udawał, że wszystko jest w porządku, kiedy ciotka traktuje nas jak swoich służących!
– Grzesiu, proszę... – zacząłem, próbując go uspokoić, ale wiedziałem, że ma rację. Byłem bezsilny.
Wtedy odezwała się Magda, jej głos cichy, drżący, jakby ledwo mogła go wydobyć.
– Damian... może Grześ ma rację. Może to nigdy się nie skończy. Ile jeszcze razy mamy udawać? Kiedy wreszcie będziemy mogli być sobą?
Spojrzałem na nią i zobaczyłem, że jest już bliska załamania. Poczucie winy ścisnęło mnie za gardło. Hela czerpała przyjemność z naszego upokorzenia, a ja, wciągając nas w to bagno, powoli niszczyłem swoją rodzinę. Zacząłem się zastanawiać: czy naprawdę warto dalej to znosić? Nawet jeśli oznacza to utratę pieniędzy, może lepiej, żebyśmy odzyskali swoją wolność... i godność.
Mimo wszystko poszliśmy tam
Przyjęcie u ciotki Heli było większe, niż się spodziewałem. Ogród rozświetlały lampiony, a goście, ubrani w eleganckie stroje, snuli się wokół wina i przekąsek, śmiejąc się i rozmawiając o swoich idealnych życiach. Staliśmy na boku, czując się jak intruzi w tym świecie. Magda, ubrana w sukienkę, którą dostała od Heli, wyglądała jak ktoś, kim nigdy nie chciała być. Jej twarz była bez wyrazu, jakby pogodziła się z losem. Grześ już od wejścia rzucał gniewne spojrzenia i unikał kontaktu z ciotką.
– Pamiętajcie, macie wyglądać na szczęśliwych – wysyczała ciotka, podchodząc do nas. – To dla waszego dobra. Wszyscy tu wiedzą, jak was wspieram. Uśmiechy!
Grześ spojrzał na mnie. Wiedziałem, że jest na granicy wybuchu. Oliwia była rozradowana, kompletnie nieświadoma napięcia. Zrobiło mi się jej żal, bo wiedziałem, że za chwilę ten wieczór zamieni się w katastrofę.
– Podejdźcie tu! – zawołała Hela, machając na nas przed zebranych gości. – Moi drodzy, oto moja kochana rodzina! Damian i Magda... tak wdzięczni, że mogłam im pomóc. To dzięki mnie nadal mają dach nad głową! Prawda, Damian?
Czułem, jak krew napływa mi do głowy. Słowa ciotki ciążyły na mnie jak cegły. Spojrzałem na Magdę – jej oczy były puste, wyzute z wszelkiej nadziei. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, Grześ nie wytrzymał.
– Co ty pleciesz?! – wybuchnął, odkładając na bok szklankę z sokiem, który trzymał. – Ileż można?! To, co robisz, to nie pomoc, to upokorzenie!
Wszystkie oczy zwróciły się na nas. Wszyscy goście zamilkli, a Hela pobladła z oburzenia. Zrobił się idealny moment, żeby interweniować, ale zamiast uspokoić sytuację, poczułem, jak we mnie coś pęka. Może to, że patrzyłem na moją rodzinę, może to gniew Grzesia, ale w końcu doszło do mnie, jak bardzo pozwoliłem, by Hela kontrolowała nasze życie.
– Synu, uspokój się – próbowałem powiedzieć, ale on nie przestawał.
– Zawsze nas poniżasz, wszędzie opowiadasz, że jesteśmy ci winni wszystko! To nie jest pomoc! To niewola!
Ciotka Hela odwróciła się w stronę zebranych gości, uśmiechając się sztucznie.
– Ach, to młode pokolenie, takie dramatyczne. Oni naprawdę nie rozumieją, że bez moich pieniędzy byliby na ulicy. No, ale cóż, wdzięczność jest dziś taka rzadka...
Nie wytrzymałem.
– Dość tego! – mój głos przeciął powietrze. – Weź sobie te swoje pieniądze. Nie potrzebujemy ich. Nie jesteśmy twoimi sługami!
Cisza zapadła głęboka jak studnia. Wszyscy wpatrywali się w nas, jakbyśmy stracili rozum. Magda spojrzała na mnie ze zdumieniem, a Grześ... po raz pierwszy od dawna zobaczyłem, że był ze mnie dumny.
– Damian, co ty wyprawiasz? – ciotka zadrżała z oburzenia, ale to już mnie nie obchodziło.
– Już nigdy więcej nie będziesz nas poniżać. Wracamy do domu. Sami sobie poradzimy, bez twojej łaski.
I tak zrobiliśmy. Wyszliśmy z tego przeklętego przyjęcia, zostawiając za sobą ciotkę Helę i jej pieniądze.
Poradzimy sobie sami
Wróciliśmy do domu w ciszy. Była już późna noc, ale nikt z nas nie miał ochoty iść spać. Magda siedziała na kanapie z kubkiem herbaty, wpatrzona w ciemność za oknem. Grześ, choć nadal rozemocjonowany, próbował zachować spokój, a Oliwia, zmęczona, zasnęła w swoim pokoju, nieświadoma wszystkiego, co się wydarzyło.
Stałem w salonie, opierając się o ścianę, i zastanawiałem się, co teraz będzie. Zerwaliśmy wszelkie kontakty z ciotką Helą. To oznaczało, że pieniądze, na które liczyliśmy jako bezzwrotny dług, przepadły. Nie mieliśmy żadnej gwarancji, jak spłacimy resztę, jak utrzymamy dom. Ale mimo tego wszystkiego, mimo tej niepewności, czułem coś, czego nie czułem od długiego czasu – ulgę. Pierwszy raz od miesięcy oddychaliśmy wolnością, choć nie wiedzieliśmy, co przyniesie jutro.
Syn podszedł do mnie, trzymając ręce w kieszeniach, i spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. To, co powiedział, było chyba największym zaskoczeniem tego wieczoru.
– Tato... dobrze zrobiłeś. Już dłużej bym tego nie zniósł – powiedział cicho, jakby bał się, że słowa mogą coś zniszczyć. – Dzięki, że w końcu się postawiłeś.
Poczułem, jak ciężar, który od miesięcy mnie przygniatał, zaczął się powoli rozpraszać. Może Grześ nie powiedział tego wprost, ale w jego głosie słyszałem uznanie. Czekałem na ten moment od dawna. Uśmiechnąłem się lekko, chociaż w środku byłem rozdarty na pół.
– Nie wiem, co nas teraz czeka – odpowiedziałem po chwili, patrząc na Magdę, która nadal siedziała, wpatrzona w przestrzeń – Ale przynajmniej mamy siebie.
Magda spojrzała na mnie z boku, w jej oczach błyszczały łzy. Wstała, podeszła do mnie i bez słowa mnie przytuliła. Ten uścisk był jak początek czegoś nowego, jak oddech, który trzymaliśmy w sobie zbyt długo. Byliśmy znowu razem, po raz pierwszy od dawna czuliśmy, że mamy kontrolę nad własnym życiem, nawet jeśli oznaczało to trudności, które miały nadejść.
– Damian – szepnęła Magda – jakoś sobie poradzimy. Zawsze dawaliśmy radę, prawda?
Skinąłem głową, chociaż wciąż miałem wątpliwości. Czekała nas walka, ale czułem, że teraz jesteśmy gotowi ją stoczyć. Może będziemy musieli zrezygnować z wygód, może stracimy dom. Ale nie stracimy siebie. A to, w tamtym momencie, było dla mnie wszystkim.
Damian, 46 lat
Czytaj także:
„Córka wstydzi się zapraszać koleżanki, bo mamy meble po babci. Nie wyrzucę sprzętów, które ciągle się sprawdzają”
„Wygadałem się, że trafiłem kasę w lotto. Teraz krewni przypomnieli sobie o mnie i zlatują się jeden za drugim”
„Udajemy z kolegą parę na rodzinnych imprezkach. Wreszcie unikamy swatania oraz głupich pytań ciotek i wujków”