Miałam dość ciągłych pytań od najbliższych, kiedy wreszcie będę mieć swojego faceta. Robert sprawił, że rodzina w końcu się odczepiła. Co jest między nami? Nie zdradzę!
Tort wyglądał obłędnie, a jubilatka sprawiała wrażenie bardzo zadowolonej, gdy siedziała za stołem w eleganckiej granatowej sukience, ze sznurkiem perełek na szyi. Patrzyła po krewnych siedzących wokół stołu.
– Aż się odechciewa umierać – westchnęła. – Wyglądacie na takich zadowolonych z życia!
Mam wrażenie, że patrzy prosto na mnie
No cóż, przynajmniej tym razem nie czułam się jak ostatnie nieszczęście, w przeciwieństwie do wielu wcześniejszych spotkań rodzinnych. Żadnych współczujących uśmiechów i tekstów w stylu: „A ty nadal nikogo nie masz?”. Już nie słyszałam fragmentów rozmów sugerujących, że kobiecie nie jest pisana kariera naukowa.
„Który facet przy zdrowych zmysłach wybrałby na żonę taką przemądrzałą pannę? Takie mądrale najczęściej nie potrafią w domu ogarnąć podstawowych rzeczy. Ani przyrządzić porządnego posiłku, ani nawet przyszyć guzika. A poza tym, cóż to za profesja – szperanie w starych papierzyskach!”.
Ale dzisiaj nic takiego się nie działo. Siedziałam tam niczym królowa, z jednej strony mając moją mamę, która przynajmniej w tej chwili była usatysfakcjonowana, a z drugiej Roberta, który dbał o mnie, jakbym nie potrafiła sama dolać sobie kawy.
– A więc jest pan lekarzem – łaskawie odezwała się babcia, a wszyscy skierowali na nas swoje spojrzenia.
– Jestem w trakcie robienia specjalizacji, szanowna pani – uprzejmie odpowiedział Robert.
– Och, mów mi po prostu „babciu”, tak jak pozostali – zaprotestowała staruszka i choć dla reszty obecnych mogło to brzmieć uroczo, ja doskonale zdawałam sobie sprawę, że mój towarzysz jest właśnie poddawany próbie.
Bo przecież istnieje szansa, że facet nie traktuje tego na poważnie. Być może przyczepił się do Marzenki tylko po to, żeby skorzystać z darmowego żarcia, ot tak jednorazowo.
– Chętnie bym tak mówił – Robert nie dał się podpuścić. – Szkopuł w tym, że obawiam się reakcji pani wnuczki… Ona raczej nie przepada za chodzeniem na skróty.
Spryciarz! Zdecydował się trochę pobawić
I słusznie, dlaczego by nie?
– Ojej kochany – babcia omal się nie zakrztusiła. – O czym ty gadasz?!
Robert wyszczerzył zęby w uśmiechu i wzruszył ramionami:
– Cóż poradzić, taki już ma charakter.
I wtedy utkwił we mnie wzrok, który roztapiał się jak kostka margaryny na rozgrzanej patelni... Dobitnie dał mi do zrozumienia, że nawet gdyby mi wyrosły rogi i kopyta, jego miłość do mnie przetrwa po kres naszych dni. Z przyległego pokoju dobiegły pierwsze nuty melodii, co skłoniło babcię do figlarnej propozycji:
– A może ja porwę szanownego gościa do rozpoczynającego bal tańca...
Liczyłam na to, że Robertowi uda się podołać wyzwaniu, bo do tej pory nie widziałam go w takiej odsłonie. Okoliczności wymagały jednak pewnych zdolności, a jubilatka za młodu słynęła z tego, że była duszą towarzystwa. Bez tańców nie mogło się obyć żadne przyjęcie, a już na pewno nie to z okazji jej urodzin. Nawet tych osiemdziesiątych! Kiedy goście zaczęli tańczyć, dosiadła się do mnie kuzynka i zaczęła mi winszować. Ekstra, że mam faceta!
Mama zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem
– Wiesz, Marzena po prostu czekała na tego właściwego faceta. Nie każda dziewczyna leci w ramiona pierwszego lepszego!
Basia zniknęła niczym zgaszona świeczka, a ja tylko głowiłam się nad tym, co też moja matka tym razem wymyśliła. Wiecznie jest niezadowolona i knuje jakieś spiski. Najpierw wbijała mi do głowy, że jestem za głupia, by kogokolwiek „usidlić”, a tu nagle wychodzi na to, że jestem ostrożna i niebywale mądra.
– Oby ci jakaś lafirynda nie zabrała tego doktorka sprzed nosa – rzuciła ni z gruszki, ni z pietruszki. – Nie będę żyć wiecznie, a chcę jeszcze wnuki zobaczyć na oczy.
Dawno temu doszłam do wniosku, że wdawanie się z nią w polemikę to strata czasu. Nie sposób usatysfakcjonować osoby, której apetyt jest wręcz nienasycony. Przytaknęłam więc bez entuzjazmu, co równie dobrze mogło wyrażać aprobatę, jak i zupełną obojętność, licząc w duchu, że jakoś uda mi się przetrwać kolejne dwie godziny.
Na szczęście babcia, przyprowadzając Roberta, uchroniła mnie przed matczynymi insynuacjami w sprawie tańca. Już wcześniej naraziła mnie na niezłą kompromitację, poddając go drobiazgowemu przesłuchaniu niczym rasowy śledczy.
Skąd jest, kim są jego rodzice...
Prawdziwa pani detektyw w sukience. Przez obawę o jej reakcję całkiem wyleciało mi z głowy, że praktycznie w ogóle nie umiem tańczyć.
– Wybacz – wyszeptałam, kiedy mnie przytulił. – Ale to ja muszę prowadzić, bo inaczej stratuję cię na amen.
– Mnie to zupełnie nie przeszkadza – parsknął śmiechem. – Możesz wariować do woli, tylko mnie nie podrzucaj za wysoko, bo mam lęk wysokości.
Całkiem fajnie nam to wychodziło, a nawet te wszystkie oczy wokół nie przeszkadzały mi tak bardzo jak zazwyczaj. Uprzedziłam go jeszcze, że moja matka na niego patrzy, bo przecież wypada zachować jakieś pozory.
– A może będziemy tańczyć dalej? – rzucił pomysłem. – Wtedy miałbym powód, żeby jakoś wykręcić się z przesłuchania.
No cóż, nie mogłam mieć pretensji. Nawet po tylu latach, kiedy matka pojawiała się w zasięgu wzroku, w moim żołądku pojawiał się nieprzyjemny skurcz. A co tu mówić o kimś, kto dopiero co ją poznał! W każdym razie, niedługo później Roberta zaanektowała ciocia Helcia, a zaraz po niej – stryjenka.
Jak się później okazało, z jedną gadał o jej kłopotach z układem pokarmowym, a z drugą o bolących stawach.
Podobno kuzynka Basia chciała, żeby ocenił jej pieprzyk na biuście, kiedy poszedł skorzystać z toalety na górze. W końcu zdecydowaliśmy się pożegnać z czcigodną solenizantką.
– Dlaczego już nas opuszczacie? – mama nagle stanęła za nami.
– Mamy zobowiązania, Robert od bladego świtu ma jutro dyżur.
– Ale ty nie – mama przyjrzała mi się uważnie. – Mogłabyś jeszcze posiedzieć.
– Najwyraźniej woli pojechać ze swoim facetem – uświadomiła ją babcia. – Dziwisz się jej?
Gdy mama usłyszała te słowa, zaniemówiła. Jej rodzicielka miała wyjątkowy talent do sprowadzania jej na ziemię, gdy tylko zaczynała bujać w obłokach. Wymamrotała jedynie coś o tym, że jeszcze się odezwie, bo musimy sobie parę rzeczy wyjaśnić. Akurat, niedoczekanie jej! Opuszczając lokal, dostaliśmy na drogę talerz pełen ciasta i nareszcie mogliśmy wyjść prosto w lodowate powietrze. Robert wskazał mi patrzące przez okno twarze, więc przytuliłam się do niego i tak dotarliśmy do auta.
Szkoda, że nie można mieć faceta tylko czasami
Mieć te miłe momenty, a później wrócić do codzienności, bez cudzych kurtek na wieszaku, przewracania się o za duże buty i kontaktu z natrętem, który łasi się o zainteresowanie dokładnie w momencie, gdy trzeba się skupić na ważnych sprawach.
Identyczną uwagę skierowałam do Roberta, kiedy zakładał gips na moją rękę podczas nocnej zmiany 6 tygodni temu. On jednak zerknął na mnie zadziornie i rzucił pytanie, czy na pewno nie da rady inaczej? Może jednak się uda? Korytarze świeciły pustkami, rozmawialiśmy do świtu, a gdy zmiana dobiegła końca, podwiózł mnie pod dom i wspólnie ułożyliśmy strategię.
– Spisałeś się na medal, wielkie dzięki – rzuciłam teraz, kiedy uchylił dla mnie drzwi swojego auta.
– To jak, za dwa tygodnie porywam cię w okolice Krakowa na wesele? – mrugnął do mnie znacząco. – Umowa stoi?
– No pewnie – odpowiedziałam z uśmiechem. – Myślisz, że będą mnie mocno maglować?
Odpowiedział, że moja matka jest nie do pobicia. Zresztą, jak przewidywał, jego rodzice i tak powinni skakać do sufitu, jak tylko przyprowadzi do domu żywą dziewczynę, bo w końcu przestaną się zamartwiać i zarywać noce.
Marzena, 31 lat
Czytaj także:
„Randka w ciemno zmieniła się w dziką awanturę. Raz na zawsze wyleczyłam się z poznawania przypadkowych facetów”
„Mój facet pachniał drogimi perfumami, ale ukradkiem żył na kredyt. Myślał, że nigdy się nie dowiem”
„Żona ciągle kłóciła się z moim bratem. Nie wiedziałem, że to tylko teatrzyk, który miał mi zamydlić oczy”