Są takie sytuacje, w których można, a nawet powinno się zataić prawdę przed drugim człowiekiem. Choćby po to, by oszczędzić mu przykrości.
To była dla nas tragedia
Biegłam szpitalnym korytarzem. Serce waliło mi jak szalone. Gdzie ona jest? Na końcu korytarza zobaczyłam skuloną postać w szarym płaszczu. Moja siostra! Dobiegłam, objęłam ją i przytuliłam. Przywarła do mnie z całej siły.
– Nie żyje – wyszlochała przez ściśnięte gardło. – Nie zdążyłam…
Kołysałam ją w ramionach, jak przed laty, kiedy była jeszcze moją małą siostrzyczką i bawiłyśmy się w dom. Teraz dorosłyśmy, miałyśmy prawdziwe domy, uporządkowane życie... Ale życie mojej siostry właśnie się rozpadło. Jej mąż, Jacek, zmarł. Zginął w straszliwym bezsensownym wypadku.
Kierowca, który nadjechał z naprzeciwka, wyprzedzał tira i pewnie myślał, że zdąży wrócić na swój pas. Nie zdążył. Zabił siebie, szwagra, a siedzącą obok Jacka kobietę, jego koleżankę z pracy, połamał tak, że do końca życia miała chodzić o kulach.
Tego wszystkiego dowiedziałyśmy się dopiero później. Na razie płakałyśmy obie, wtulone w siebie. „Muszę być silna – powtarzałam sobie. – Zawsze byłam tą silniejszą siostrą, i teraz nie wolno mi się załamywać. Muszę pomóc Ance. Jacek był całym jej światem. Jak ona to udźwignie?”. Nie byłam w stanie sobie tego wyobrazić.
Powiedzieć, że moja siostra była kobietą bluszczem byłoby niesprawiedliwe. Bo stała na własnych nogach. Uczyła dzieciaki w gimnazjum, a do takiej pracy potrzebna jest natura pogromcy lwów. Z własną córką, czternastoletnią Gają, radziła sobie świetnie. Anka miała też swoje pasje, biegała, spotykała się z przyjaciółmi… Ale napędem jej życia był Jacek. Kiedy wyjeżdżał służbowo na kilka dni, nie mogła sobie znaleźć miejsca.
– Rozmawiamy na Skypie, ale to się nie liczy – tłumaczyła mi. – Muszę móc go dotknąć, przytulić. Upewnić się, że naprawdę istnieje. Dopiero wtedy wiem, że wszystko jest w porządku.
Nie do końca to rozumiałam. Sama rozwiodłam się, kiedy mój syn, Arek, miał sześć lat, i nie mogę powiedzieć, żeby jakoś specjalnie brakowało mi mężczyzny, ale Ankę ktoś ulepił z innej gliny. Kiedy w pobliżu był Jacek, moja siostra jaśniała jak słońce. I to mi się podobało. Ale się skończyło.
Białe chryzantemy, tyle mogłyśmy teraz dać Jackowi. Świeży grób tonął w kwiatach, ksiądz kończył mruczeć swoje modlitwy, ktoś już zapalał znicz. Anka nie płakała. Przyciskała tyko do siebie kurczowo rękę Gai i patrzyła na to wszystko rozszerzonymi ze strachu oczami, jakby nie rozumiała, co się dzieje. Taki sam strach był w jej oczach, kiedy całowałam ją, już po wszystkim, kiedy mniej lub bardziej znajomi ludzie składali jej kondolencje. Ocean ludzi. Jacek był bardzo lubiany. Nie tylko dla nas zgasło światło. „Tylko że dla niej na zawsze – myślałam. – Ona się już nie podniesie. Nie będzie umiała bez niego żyć”.
Nie mogły się pozbierać
A jednak Anka żyła. Wpadałam do niej po kilka razy dziennie, dzwoniłam co wieczór. Ona i Gaja potrzebowały mnie, żeby jakoś funkcjonować. Nawet mój dziki nastoletni syn porzucił swoją pogardę dla rodzaju ludzkiego i wpadał do nich z jakimiś płytami, proponując: „Przesłuchamy?”. Najpierw nie chciały, potem słuchały tych straszliwych grzmotów, a w końcu zaczęły się nawet do niego uśmiechać. Najpierw Gaja, ale z czasem też Anka.
Powoli życie okazywało się silniejsze niż śmierć. Patrzyłam z podziwem, jak moja siostra wychodzi codziennie do pracy, robi zakupy, jak zaczyna znowu biegać i śmiać się. Pewnego dnia na komodzie w jej salonie pojawiło się duże zdjęcie Jacka w pięknej antycznej ramce. Spojrzałam na Ankę pytająco.
– Wiesz, czuję, że on cały czas ze mną jest – powiedziała cicho. – Pomaga mi. Kocha mnie, nie opuścił tego domu. Nie mogę go dotknąć, ale jest tutaj. Po prostu to wiem, rozumiesz? Tylko się ze mnie nie śmiej…
Przytuliłam ją. Gdzieżbym się tam śmiała! Byłam szczęśliwa, że Anka znalazła sposób, żeby oswoić jakoś tę bezsensowną śmierć. Czy Jacek w jakiś sposób nadal istnieje, czy też nie, to było poza moim pojmowaniem. Liczyło się tylko to, że moja siostra nadal czerpie siłę z jego miłości.
Kilka tygodni później poprosiła, żebym razem z Arkiem przejrzała rzeczy Jacka. Ona i Gajka ciągle nie były w stanie tego zrobić. Zabraliśmy się z młodym do porządków. Przeglądałam papiery, Arek siedział na podłodze wśród szuflad powyjmowanych z biurka Jacka, kiedy zauważyłam, że bawi się jakimś telefonem.
– Co ty robisz? – zapytałam zdziwiona. – Co to za komórka?
– Była w biurku. Wujka chyba – odpowiedział, przeglądając esemesy.
– Zostaw, nie grzeb! – krzyknęłam.
Ale było już za późno.
– Mamo, znalazłem coś… – wykrztusił mój syn. – Możesz na to spojrzeć.
Po jego twarzy poznałam, że stało się coś bardzo złego. Wyjęłam mu z ręki komórkę i zaczęłam czytać: „Myślę o tobie od rana i jestem już cała wilgotna… wiesz gdzie, prawda? Nie mogę się doczekać wieczoru…”. Esemes przyszedł od jakiejś Kamy.
Arek patrzył na mnie z rozdziawionymi ustami. Czekał, co powiem.
– Niemożliwe… – wyszeptałam, wpatrując się w telefon z głupią nadzieją, że ta wiadomość nagle zniknie. – To musi być jakaś pomyłka…
Był zakłamanym zdrajcą
Niestety, o żadnej pomyłce nie mogło być mowy. Przejrzałam resztę
esemesów Jacka i wynikało z nich jasno, że mąż mojej siostry miał romans.
„Kto to może być?” – myślałam gorączkowo. Kama, Kamila… Tak miała na imię dziewczyna, która była z nim w samochodzie, kiedy zginął. Dziewczyna, która podobno do dziś po tamtym wypadku porusza się o kulach. Pracowała z nim w firmie i w zasadzie nie wiedziałam o niej nic więcej.
– Sprawdzę to – schowałam telefon do kieszeni. – Jakoś ją odszukam, muszę z nią pogadać… z tą Kamą.
Arek patrzył na mnie w napięciu.
– Powiesz cioci? – zapytał.
To było dobre pytanie. Bo tak naprawdę nie było ważne, kim jest Kama. Tylko to, czy powiem mojej siostrze o tym, że Jacek miał kochankę. Powiem? Nie miałam pojęcia. Chciałam porozmawiać z Kamą, bo to mi pozwalało odwlec decyzję.
Stałam przed drzwiami solidnego, ładnie utrzymanego domu i drugi już raz naciskałam dzwonek. „Uspokój się, przecież ta kobieta cię nie zje” – mówiłam sobie. Tymczasem drzwi otworzył mężczyzna po pięćdziesiątce.
– Słucham panią – rzucił sucho.
– Chciałam rozmawiać z panią Kamą… Kamilą.
– W jakiej sprawie? I w ogóle kim pani jest? – przyglądał mi się podejrzliwie.
– Żona nie może teraz podejść – dodał szybko i stanowczo.
„Żona? No tak, kto powiedział, że Kama była wolna? Jacek zdradzał An-
kę, a ona tego gościa” – pomyślałam.
– Kim pani jest? – naciskał.
– Jestem szwagierką Jacka B. – odparłam szczerze. – Tego, który zginął w wypadku… w którym pani Kamila… – plątałam się.
Wyszedł na ganek, zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie, jakby się bał, że wtargnę do środka i coś zepsuję.
– I co pani chce wiedzieć? Moja żona nie chce do tego wracać.
– Przepraszam. Po prostu znalazłam esemesy… – zaczęłam, ale ugryzłam się w język, bo jeśli ten mężczyzna nic nie wie, jakie mam prawo o tym mówić? – Nic takiego – wycofywałam się już, kiedy powiedział gorzko:
– Chce pani wiedzieć, czy Jacek miał romans z moją żoną? Miał. Dowiedziałem się o tym dwa tygodnie przed wypadkiem. Zamierzała odejść. Ale kiedy to się stało, nie miała już z kim. I nie mogła chodzić – urwał, przeciągnął ręką po czole, jakby się nad czymś zastanawiał albo był zmęczony.
Gapiłam się na niego zdumiona.
– Trudno zrozumieć, że chciałem ją z powrotem? Bo widzi pani, ona teraz ma tylko mnie. Tylko mnie. A ja… – chyba chciał powiedzieć, że ją kocha, ale urwał. – Do widzenia – rzucił jeszcze szybko i wszedł do domu.
Stałam przed zamkniętymi drzwiami, i nie miałam pojęcia, co robić dalej.
Moja siostra myślała, że jej mąż był ideałem, a jej małżeństwo pasmem szczęścia. Czy powinnam to burzyć? Uświadomiłam sobie, że gdyby Jacek nie zginął, być może zostawiłby Ankę. Dwa tygodnie przed wypadkiem Kama oznajmiła mężowi, że odchodzi. Czy zamierzała odejść z Jackiem?
A może chciała zamieszkać sama, a on miałby u niej sekretne gniazdko, zaś oficjalną rodzinę tworzyłby nadal z Anką i Gają? Tego się już nie dowiem. „Ale może dla Anki to lepiej, że Jacek zginął… – to okropne, nie chciałam tak myśleć, ale myślałam. – Bo teraz Anka wierzy, że mąż ją kochał, że nadal ją kocha, jest przy niej. Moja siostra czerpie z tego siłę. Niech tak zostanie” – postanowiłam.
Musiałam jeszcze tylko wytłumaczyć to wszystko Arkowi. Młody tymczasem z bezkompromisowością swoich piętnastu lat wypalił:
– Czyli co, mam kłamać?
– Tak, masz kłamać, jeśli chcesz to tak nazwać – upierałam się. – Wujek nie żyje i nie ma teraz znaczenia, czy był uczciwym mężem i ojcem, czy oszustem. Chodzi o to, by ciocia Ania i Gaja nie cierpiały. Tylko to się liczy!
– W porządku – poddał się. – Tylko pamiętaj, że ja ukrywam przed tobą gały z polskiego też tylko po to, żeby ci oszczędzić zbędnego stresu.
– Nie rozumiesz! – wściekłam się teraz już na serio. – Dzieciaku, czy ty naprawdę nie rozumiesz?!
– Rozumiem – Arek objął mnie z westchnieniem. – Po prostu jestem wściekły. Na wujka, chociaż nie powinienem, bo on przecież nie żyje. W ogóle na świat, że taki podły…
Był podły, nie mogłam się z tym nie zgodzić. Ale moja siostra żyła, i coraz lepiej dawała sobie radę, i to się dla mnie liczyło. Bez sensu byłoby wracać do dawnych spraw.
Widziałam, że jest szczęśliwa
Prawie dwa lata po śmierci Jacka przyszła do mnie niespodziewanie, zaraz po pracy. Zaskoczyła mnie, ale to było miłe – wpadła bez umawiania, jak dwadzieścia lat temu, kiedy byłyśmy młodymi mężatkami, nie miałyśmy telefonów i nikomu nie śniły się jeszcze komórki. Wyglądała też młodziej, oczy jej się śmiały. Między palcami trzymała pęk fiołków, położyła je na stole
– Wielbiciel? – zażartowałam.
– Nie, no co ty – zaczerwieniła się. – Taki… znajomy. Biegamy czasami razem po parku, a dziś przyszedł po mnie pod szkołę, i dał mi to…
– Pod szkołę? – naciskałam zaciekawiona. – I co, poszliście na randkę?
– Nie… Przestraszyłam się – przyznała. – Tak dawno nikt mi nie dawał kwiatów… Zrobisz kawę?
Włączyłam ekspres i nie powiedziałam nic więcej. Anki nie należało naciskać, za dobrze ją znałam. Ale wiedziałam też, że te różowe policzki, te rozjaśnione oczy coś znaczyły. Zakochała się? Może jeszcze nie. Ale na pewno jest na dobrej drodze.
– Jak ma na imię? – zapytałam, wstawiając fiołki do małej szklaneczki z wodą.
– Maciek – znów się zaczerwieniła. – Ale nic między nami nie ma, naprawdę… Po prostu lubimy czasami razem pobiegać.
Uśmiechnęłam się i nie poruszałam już tego popołudnia tematu Maćka. Po co? Jeśli zależy mu na Ance, poradzi sobie sam. Miałam tylko nadzieję, że okaże się wytrwały, bo z niej twarda sztuka. Okazał się. Coraz częściej jego imię pojawiało się w opowiadaniach Anki. Potem zjawił się on sam – przykręcał akurat kolanko pod zlewem, gdy wpadłam do siostry z książkami dla Gai.
Gaja doroślała, przygotowywała się do olimpiady z języka polskiego, nie mówiła już, że szkoła jest dla frajerów. Arek też doroślał, zamiast grać godzinami na perkusji w swoim pokoju, wziął się na serio za programowanie, myślał o studiach informatycznych. „Czas płynie” – uświadomiłam sobie, patrząc na promieniejącą Ankę i na mężczyznę wynurzającego się spod jej zlewu. Miałam nadzieję, że wkrótce znajdzie się też w jej sypialni.
Mój wzrok padł na fotografię Jacka na komodzie. „A ty ciągle tu stoisz?
– zapytałam go w myślach. – I widzisz? Świat toczy się dalej. Twoje miejsce wkrótce zostanie zajęte. Mam nadzieję, że Maciek będzie ją kochał bardziej i prawdziwiej niż ty ją kochałeś…”.
Podchwyciłam wzrok Anki, zauważyła, że patrzę na zdjęcie Jacka. Podeszła i pogłaskała je czule.
– Ciągle go pamiętam – szepnęła.
„I dobrze, pamiętaj – przebiegło mi przez głowę. – Tylko nie zapomnij się rozejrzeć wokół siebie. Ten, co ci naprawia zlew, żyje i patrzy na ciebie głodnym wzrokiem…”.
Maciek niepostrzeżenie wtapiał się w nasze życie. Nie było już bez niego przyjęcia, kina, spaceru, wycieczki. Zawoził Gaję na kółko gitarowe, czasem podrzucał mojego Arka na imprezę za miastem. Nadchodziło nowe. Tylko Anka mówiła o nim uparcie „mój przyjaciel” i za nic nie dało się z niej wyciągnąć, jak to z nimi właściwie jest? Są ze sobą? Planują przyszłość? Zamierzają wreszcie razem zamieszkać? Nie wiedziałam nic, nie miałam nawet pojęcia, czy ze sobą spali. Kochał ją, to było widać. Ona go też, przecież ją znałam. „Więc jak nie chcą mówić, to niech nie mówią” – myślałam sobie.
Wykrzyczałam całą prawdę
Był wczesny, zimowy zmierzch, kiedy Maciek niespodziewanie odwiedził mnie w moim mieszkaniu. Grzał ręce o kubek malinowej herbaty i uśmiechał się tajemniczo. Czułam, że chce mi coś powiedzieć, coś dobrego.
– No powiedz wreszcie – nie mogłam się już doczekać. – Wygrałeś milion?
– Lepiej – śmiały mu się ciepłe brązowe oczy, dopiero teraz zauważyłam, że ma wokół nich malutkie zmarszczki. – Chcę oświadczyć się Ance. Tak po staroświecku, pierścionek kupiłem. Ładny? – pokazał mi pudełko.
Ładny! Bardzo ładny! Ale najważniejsze było to, że wreszcie wszystko będzie znowu na swoim miejscu. Objęłam go i pocałowałam.
– Witaj w rodzinie – powiedziałam.
Cały wieczór czekałam podniecona na telefon albo chociaż esemes od Anki.
I nic. Tłumaczyłam sobie, że pewnie Maciek został u mojej siostry na noc i nie mają czasu na esemesy. Na drugi dzień zadzwoniłam – nie mogła rozmawiać, była w szkole. Ale nie oddzwoniła i powoli przestawało mi się to wszystko podobać. Trzeciego dnia sama do niej poszłam.
Pokój był martwy, pokryty kurzem, tylko fotografia Jacka jaśniała na kominku. Obok niej stały w wazonie małe szklarniowe różyczki. „Wygląda jak jakiś cholerny ołtarzyk” – pomyślałam i ogarnęło mnie złe przeczucie.
– Kiedy ślub? – spytałam wesoło, jakby nigdy nic. – Maciek o wszystkim mi powiedział. Gratuluję!
– Nie będzie żadnego ślubu – Anka przerwała mi gwałtownie.
Zatkało mnie.
– Przecież go kochasz – powiedziałam bezradnie. – Znam cię… Wiem.
Zerwała się gwałtownie.
– A Jacek?! – zawołała. – Mam o nim zapomnieć? O takiej miłości?
O takim… takim nim?
– Przecież Jacek chciałby, żebyś była szczęśliwa. Trzeba żyć dalej… – próbowałam, ale Anka kręciła głową.
Nie i tyle. Odrzuciła Maćka, kazała mu się więcej nie pokazywać. Koniec.
– I będziesz tak tu żyła sama, z tym zdjęciem na komodzie? – zapytałam.
Kiwała głową. Będzie. Tak sobie postanowiła i postanowienia nie zmieni.
Dopiero wtedy wykrzyczałam jej całą prawdę. Że Jacek miał kochankę, że zdradzał Ankę przez kilka lat, i to z tą kobietą jechał, kiedy zginął. Czytałam jego esemesy! Byłam tam! Chciał z nią odejść. Miała na imię Kama!
Krzyczałam i krzyczałam. Widziałam przed sobą bladą twarz i szeroko otwarte oczy siostry. Właśnie zniszczyłam jej życie, zburzyłam jej idealny świat. Nie zrobiła tego śmierć Jacka, tylko ja, rozwiewając jej złudzenia.
– Wynoś się – powiedziała.
Otworzyła drzwi i czekała, aż wyjdę. Nie było nic więcej do powiedzenia. Szłam powoli ulicą. Byłam na siebie wściekła. Po co to zrobiłam? Zepsułam wszystko! Zburzyłam świat Anki i naszą bliskość. Moja siostra nie chciała znać prawdy. Nie przebaczy mi, że wiedziałam. I że zmusiłam ją, żeby przejrzała na oczy. Znienawidzi mnie. Tak, to nienawiść widziałam w jej oczach, gdy mnie wyrzucała.
Nie tego chciałam. Chciałam, żeby się ocknęła, przestała żyć wspomnieniami, pokochała Maćka, który na to zasługuje. A ona wolała żyć pamięcią o człowieku, który nie dość, że nie żyje, to jeszcze nigdy nie był tym, kim się wydawał. Miałam rację! Miałam! Przekonywałam samą siebie, ale nie pomagało. Byłam na siebie wściekła.
Życie popłynęło dalej bez mojej siostry. Nie chcę kłamać – było źle. Zawsze wydawało mi się, że to ja jestem tą silniejszą siostrą, że podtrzymuję Ankę. Nic podobnego. Potrzebowałam jej! To, że troszczyłam się o nią, było źródłem także mojej siły. Musiałam się kimś opiekować. A Arek już nie bardzo na to pozwalał.
Kilka razy dzwoniłam do niej, nagrywałam się. Nie odpowiadała. I nagle, dwa miesiące później, przyszła do mnie. Przyszła! Była już wiosna, świeciło słońce, Anka usiadła w moim ulubionym skórzanym fotelu. Nie zdjęła płaszcza, ale uśmiechała się.
– Przepraszam… ja… – jąkałam się uszczęśliwiona, że ją widzę. – Nie chciałam… tego mówić. Nie powinnam.
– Ciii – uspokoiła mnie.
Podała mi białą niezaklejoną kopertę. Otworzyłam ją bez słowa. Zaproszenie na ślub. Jej i Maćka. W czerwcu… Zarzuciła mi ręce na szyję.
– Dziękuję – powiedziała tylko.
Przytuliłam ją. Kochana Ania…
Mijają właśnie dwa lata od ślubu mojej siostry. Ona jest w ciąży, za miesiąc urodzi bliźniaki. Zdjęcie Jacka ciągle stoi na komodzie. Bez różyczek, ale stoi. Czy to rozumiem? Nie wiem. Może siostra mimo wszystko jest Jackowi wdzięczna, pamięta dobre rzeczy, a o złych stara się zapomnieć. A może po prostu go kochała?
Czytaj także:
„Szwagier przygruchał sobie panienkę, a ja o tym wiedziałam. Nie powiedziała siostrze, bo czerpałam z tego satysfakcję”
„Mąż kochał jednego bliźniaka, drugiego nie. Kiedy przygruchał sobie kochanicę, chciał się podzielić dziećmi jak meblami”
„Szwagier wciąż mnie wyśmiewał, a gdy wpadłem w kłopoty, odmówił pomocy. Po latach dostałem szansę, by się odegrać”