„Chwaliłam się, że córka jest menedżerką w wielkiej firmie. W rzeczywistości była panią do towarzystwa”

Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, LSOphoto
„‒ Ciociu, nie wiem, jak ci to powiedzieć ‒ zaczął niepewnie. ‒ Krzysiek, ten mój kolega z pracy, szukał ostatnio towarzyszki, która poszłaby z nim na bankiet. Nigdy nie radził sobie za bardzo z kobietami. Potem podesłał mi zdjęcia. Z Izą. ‒ Przełknął. ‒ Ona pracuje jako kobieta do towarzystwa”.
/ 25.11.2023 19:15
Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, LSOphoto

Ludzie zazwyczaj nie wierzyli w moją Izę. A moja jedyna córka była inteligentna, empatyczna i bardzo zręczna, tylko… troszeczkę roztrzepana. To sprawiało, że nikt nie brał jej na poważnie, co stanowiło spory błąd. Ja, choć nie mówiłam tego na głos, byłam święcie przekonana, że ona im jeszcze pokaże, zostawiając swoich rówieśników, podśmiewających się z jej niezorganizowania, daleko w tyle. I, jak mi się wydawało, miałam świetną intuicję.

W wieku osiemnastu lat Iza zaczęła się wykazywać pierwszymi znamionami samodzielności. Zajęła się nauką, całymi popołudniami ślęczała w pokoju nad książkami i nie biegała na te wszystkie imprezy, jak jej koleżanki. Aby mogła sobie lepiej poradzić z tym natłokiem rozpraszających myśli, sprezentowałam jej nawet organizer, z czego bardzo się wówczas ucieszyła. Tak bardzo myślała o swojej przyszłości...

Potem Iza dostała się na świetne studia w naszym mieście. Cieszyłam się bardzo, bo teraz mogłam zamknąć usta wszystkim tym mamuśkom jej rówieśniczek. A takie były rozbawione, gdy mówiły, jak to sobie moja Izunia sama strzela w stopę, bo na niczym nie potrafi się skupić.

Wiedziałam, że znajdzie świetną pracę

Kiedy córka poszła na studia, nie kontaktowała się ze mną zbyt często. Kupiliśmy jej zresztą mieszkanie, a ona się do niego przeprowadziła. Twierdziła, że rozpocznie tam własne życie i nie będzie nam tym samym zawracać głowy. Naturalnie świetnie to rozumiałam – w końcu byłam przekonana, że ma dużo nauki na tym swoim złożonym kierunku.

Przyznam się, że do końca nie wiedziałam, co ona tam studiuje. Tłumaczyła mi to kilka razy, ale nie potrafiłam zapamiętać tej skomplikowanej nazwy. W każdym razie brzmiało to bardzo profesjonalnie, a ja cieszyłam się, że tak mi się dziecko udało.

Już na drugim roku przyszła do mnie z radosną wiadomością, że dostała się na staż w jakiejś ogromnej korporacji. Przyznała, że ludzie są tam bardzo mili i wcale nie jest jej tak trudno, jak spodziewała się na początku. Co więcej, już w tamtej chwili miała kasować za to całkiem niezłą sumkę.

Nie posiadałam się wtedy ze szczęścia. Czułam, że wszystko poszło tak, jak powinno, a ona znalazła swoje miejsce na tym nieprzyjaznym, skomplikowanym świecie. Żałowałam może tylko, że nie złapała żadnego mężczyzny. No ale wiadomo – coś za coś. Kiedy moja dziewczynka miałaby mieć jeszcze na to czas?

Chwaliłam się nią na lewo i prawo

Iza szybko pięła się po szczeblach kariery. Po ukończeniu stażu w tej dużej firmie otrzymała tam stanowisko asystentki kogoś ważnego. Później miała już swoje biuro, a kiedy dobijała trzydziestki, była menedżerką tutejszego oddziału tej korporacji.

Nie ukrywam – mówiłam o tym każdemu, kogo spotkałam. Zwłaszcza że miny moich dawnych znajomych, które zawsze spoglądały na Izę z powątpiewaniem, były bezcenne. Cała rodzina słuchała niejednokrotnie o sukcesach, jakie osiągała moja córka. I jeśli nawet niektórzy mieli tego dość, nie przestawałam mówić o niej w samych superlatywach. W końcu czemu miałam jej nie chwalić, skoro tak świetnie sobie radziła?

Kiedyś Iza zaprosiła nas do siebie. I ja, i mąż byliśmy onieśmieleni jej pięknie urządzonym i wykończonym mieszkaniem. Wnętrza były jak z katalogu, wszędzie piękne, drogie meble, a sprzęty, którymi dysponowała, też nie wyglądały na tanie. Nasza córka zresztą także prezentowała się wyśmienicie – chociaż przyjmowała nas tylko na podwieczorku, założyła efektowny, czerwony kostium i szpilki.

– No, no, córuś – odezwał się mój mąż. – Ja to wiesz, że uważam, że mama zawsze trochę przesadza. Ale tym razem, to miała rację. Pięknie się ustawiłaś. Pięknie!

Zerkałam to na niego, to na Izę, oboje roześmianych i w tamtej chwil i myślałam, że pęknę z dumy.

Uznałam to za ponury żart

To był środek tygodnia: może środa, może czwartek – nie pamiętam teraz dokładnie. Wróciłam właśnie do domu z pracy, a męża jeszcze nie było. Zaczęłam więc powoli przygotowywać obiad, by zdążyć przed jego powrotem.

I wtedy niespodziewaną wizytę złożył mi Romek, syn mojej siostry, Amelii. Zdziwiłam się trochę, bo zawsze wydawał mi się takim zabieganym chłopaczkiem, który gania tylko od domu do pracy. A pracował na uczelni, więc kokosów raczej z tego nie miał.

– O proszę! – Mimo wszystko, uśmiechnęłam się do niego. – Kogo ja widzę! Właśnie robię obiad. Zjesz z nami?

– Nie, ciociu – rzucił prędko, przysiadając na taborecie w kuchni. – Ja tylko na chwilkę.

– Mhm – mruknęłam. Całą uwagę skupiłam na przygotowywaniu zapiekanki, ale kiedy milczenie z jego strony się przedłużało, zerknęłam przez ramię. – A stało się coś?

Romek cały się spiął.

– Ciociu, nie wiem, jak ci to powiedzieć – zaczął niepewnie. Wyraźnie unikał mojego wzroku. – Krzysiek, ten mój kolega z pracy, kojarzysz… Szukał ostatnio jakiejś towarzyszki, która poszłaby z nim na bankiet. No wiesz, nigdy nie radził sobie za bardzo z kobietami. Potem podesłał mi zdjęcia. Z Izą. – Przełknął. – Ona pracuje jako kobieta do towarzystwa.

W pierwszym momencie nie zrozumiałam, co do mnie mówi. Dopiero gdy minął pierwszy szok, zmarszczyłam brwi i posłałam mu gniewne spojrzenie.

– Jak ci nie wstyd?! – krzyknęłam. – Tak zazdrościsz swojej kuzynce, że będziesz o niej takie brednie wygadywał? I może to jeszcze wszystkim rozpowiadasz, co?

– To nie są brednie – zaoponował. – I nie, ciociu, nikomu nie mówiłem. Uznałem, że ty powinnaś się dowiedzieć, bo… bo może jakoś na nią wpłyniesz. Przerwiesz to, zanim…

Wyjdź z mojego domu! – przerwałam mu ostro. – Nikt nie będzie obrzucał błotem mojej córki pod moim własnym dachem! No już. Wynocha!

Nie zaprzeczyła

Po przykrej rozmowie z Romkiem byłam bardzo poruszona i zdenerwowana. Chyba zupełnie niepotrzebnie wsiadłam o coś na męża, potem natomiast nie mogłam zasnąć aż do rana. Wreszcie, po pracy, nie wytrzymałam i pojechałam prosto do córki. Byłam pewna, że zaprzeczy rewelacjom kuzyna, oburzy się, może nawet nagada mu przy mnie do słuchu przez telefon. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast szoku i niedowierzania na jej twarzy odbiło się poczucie winy.

– Widzisz, mamo… – Westchnęła ciężko. – Romek mówi prawdę.

Zamrugałam.

– Słucham? – Patrzyłam na nią, aż powie, że to tylko jakiś głupi, nieśmieszny żart. Jako że dalej milczała, pokręciłam głową z niedowierzaniem. – Jak mogłaś?!

– A co ty myślałaś?! – wybuchła nagle. – Że ja w jakiejś durnej korporacji tyle zarabiam? Zejdź na ziemię, mamo! Musiałabym harować od rana do nocy, żeby to wypaliło. Żebym żyła na tym samym poziomie, co teraz!

Patrzyłam na nią jak na jakąś zupełnie obcą osobę.

– Nie poznaję cię – przyznałam z żalem. – Nie tak cię wychowywałam, dziecko.

To nie do pomyślenia

Myślałam, że Iza pójdzie po rozum do głowy. Że zrobi jej się wstyd, przeprosi i zakończy ten ohydny, obrzydliwy wręcz proceder. Ale nie. Ona powiedziała, że to jej źródło utrzymania. Że dzięki niemu zarabia tak świetnie i zamierza wykorzystywać ten sposób tak długo, jak długo się da. A przecież wiecznie młoda nie będzie. Okazało się zresztą, że oszukała mnie w wielu innych kwestiach. Tak naprawdę na przykład zrezygnowała ze studiów po trzech miesiącach, bo kompletnie sobie nie radziła. Żaliła się, że podobno od natłoku zajęć dostawała ciągłych migren.

Próbowałam z nią jeszcze rozmawiać. Tłumaczyć jej, że to fatalna decyzja. Kto ją zresztą potem zechce? I czy naprawdę myśli, że zdoła ukryć przed swoim przyszłym partnerem takie rzeczy? Wtedy jednak dowiedziałam się, że ona nie myśli o trwałym związku. Powiedziała mi, że odłożyła już tyle pieniędzy, że będzie miała za co żyć przez długie lata, a facet tylko by jej przeszkadzał. No patrzcie państwo, jaka samowystarczalna!

Taki wstyd. Co ja teraz powiem tym wszystkim, którzy myślą, że ona tu pracuje po bożemu, w wielkiej, prężnie się rozwijającej firmie? Tak czy inaczej, świecić oczami za nią nie będę. I nie uznaję jej już za swoją córkę. Jeśli zmądrzeje i zostawi ten brudny biznes, mogę ją wesprzeć, ale tak nie mamy o czym rozmawiać. Ona zresztą pewnie wcale się nie przejmuje – w końcu, jak sama stwierdziła, nikogo przy sobie nie potrzebuje.

Czytaj także:
„Wszyscy współczuli rodzicom, że mają niepełnosprawnego syna. Nikt nie pytał, jak ja się czuję, a ja wstydziłam się brata”
„Myślałam, że Szymek to brat Mirka. Dowiedziałam się dopiero po ślubie, że to jego syn, którego spłodził w wieku 15 lat”
„Mój mąż jest zazdrosny o córkę. Daje jej kolejne szlabany i odstrasza narzeczonych, bo boi się nastoletniej ciąży”

Redakcja poleca

REKLAMA