„Chrapanie męża to prawdziwa udręka, brzmi jak warkot zepsutego samochodu. Muszę coś z tym zrobić, zanim oszaleje z bezsenności”

mężczyzna głośno chrapie fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro
„Spojrzałam na krystaliczny wyświetlacz budzika. Była godzina 5:23! Całkowicie pokonana sprzedałam jeszcze mojemu mężowi bolesnego kopniaka piętą, wyładowując tak swoje frustracje, po czym wygramoliłam się z łóżka. Ciągnąc za sobą kołdrę, poczłapałam do salonu, umościłam się na niezbyt wygodnej sofie i zacisnęłam powieki”.
/ 08.05.2023 17:15
mężczyzna głośno chrapie fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro

Położyłam się do łóżka z jednym pragnieniem: aby cisza w naszej sypialni trwała jak najdłużej. Niestety, mój mąż znowu zasnął przede mną, a wtedy jak na zawołanie z jego ust zaczął wydobywać się zwyczajowy warkot.

Jumbo jet grzeje silniki” – pomyślałam zrezygnowana. Nie zdążyłam się jeszcze nawet zdrzemnąć, a już moje szanse na zdrowy, spokojny sen spadły tej nocy do zera. Nie pierwszy raz zresztą...

– Hrrr! – dobiegło z drugiej strony łóżka, a ja ze złością walnęłam Andrzeja łokciem w plecy. Chciałam, żeby to poczuł, żeby cierpiał, ale on nawet się nie obudził. Chrapanie  co prawda ustało, jednak nie na długo.

Cała spięta nasłuchiwałam

Jakby gdzieś w oddali pracowała piła tarczowa, której dźwięk się przybliżał, narastał, aż wreszcie wybuchł z całą siłą 90 decybeli tuż przy moim uchu! Sprawdziłam to kiedyś. Właśnie taki poziom hałasu może osiągnąć głośne chrapanie. Tyle samo co przejeżdżający pociąg!

Miałam coraz większą ochotę zamordować własnego męża... Wbiłabym mu w gardło nóż i skończyła
z warkotem raz na zawsze. „Królestwo za sen!” – chciałam krzyknąć. Za oknem powoli zaczynało świtać…

Spojrzałam na krystaliczny wyświetlacz budzika. Była godzina 5:23! Całkowicie pokonana sprzedałam jeszcze mojemu mężowi bolesnego kopniaka piętą, wyładowując tak swoje frustracje, po czym wygramoliłam się z łóżka. Ciągnąc za sobą kołdrę, poczłapałam do salonu, umościłam się na niezbyt wygodnej sofie i zacisnęłam powieki.

„Na szczęście dziś sobota” – pomyślałam.

Obudził mnie Andrzej, który w najlepsze krzątał się po kuchni, robiąc śniadanie.

– Kochanie, kawka! – uśmiechnął się, gdy ledwo przytomna podniosłam głowę.

Spojrzałam na niego i poczułam, jak znów narasta we mnie wściekłość. Była ósma rano. Miałam wrażenie, jakbym spała kilka minut.

– Dlaczego ode mnie uciekłaś, ty niedobra dziewczynko? – mój mąż najwyraźniej był w doskonałym humorze.

– Znowu chrapałeś – warknęłam.

– Serio? Nic nie słyszałem… – zdziwił się.

– Bo spałeś – odparłam coraz bardziej naburmuszona. – W przeciwieństwie do mnie.

– To trzeba było także zasnąć i nie słuchać mojego chrapania – zażartował, lecz zaraz umilkł na widok mojej posępnej miny.

Mój mąż nie pali i pije tylko okazjonalnie

Nie ma nadwagi, którą można by wytłumaczyć to okropne, głośne chrapanie. Sprawdziliśmy także, czy nie cierpi na bezdech senny. Na szczęście badanie wykluczyło tę przypadłość. W końcu pewien lekarz wykrył prawdziwą przyczynę.

– Ma pan częściową niedrożność górnych dróg oddechowych, na odcinku między nosem a krtanią – poinformował męża. – Mówiąc obrazowo, dynda panu przerośnięty  języczek, czego efektem jest chrapanie.

– Co mogę z tym zrobić?

Andrzej był naprawdę chętny do współpracy, zanim nie padło słowo „operacja”...

W życiu nie pójdę pod nóż! – bronił się. – Chcesz mnie zabić, kobieto?!

Nie słuchał, gdy tłumaczyłam, że zabieg wykonywany jest laserem, a nie skalpelem. W dodatku dostałby znieczulenie. Jeszcze tego samego dnia usiadł przed komputerem i zaczął szperać w Internecie. Spędził tak caluteńki wieczór, a potem przyszedł do mnie i ogromnie z siebie zadowolony oznajmił:

– Po pół roku tkanka wycięta z tyłu języczka znowu narasta i chrapanie powraca. Trzeba operację powtórzyć! Przeczytałem posty faceta, który to robił już sześć razy!

Jak zwykle, gdy zaczynaliśmy rozmowę na ten temat, ogarnęła mnie irytacja.

– Czy do ciebie naprawdę nie dociera, że ja nie mogę spać? – zignorowałam argumenty męża. – Że nie wspomnę o seksie!

– Aha... Czyli to dlatego ostatnio wcale tego nie robimy? – spojrzał na mnie ze złością. – Kiedy chcę cię przytulić, zawsze się ode mnie odsuwasz, szczególnie rano… A kiedyś tak lubiliśmy nasze poranne „łaskotki”. Chcesz się po prostu na mnie zemścić!

– Nadal je lubię, ale rano jestem zbyt nieprzytomna – odparłam. – I jeśli mam do wyboru nasze „łaskotki” albo dodatkowe pół godziny snu, to… wybacz, wybieram spanie!

Chyba wreszcie coś do niego dotarło…

Zaczął interesować się różnymi wynalazkami zmniejszającymi chrapanie. Wypróbował plastry pod nos z wyciągiem ze świetlika. Znaleźliśmy też wkładki na zęby, które służą do zmiany pozycji języka i udrożnienia dróg oddechowych. Jednak Andrzej na ich widok parsknął, że nie zamierza wyglądać jak Hannibal Lecter, ten ludożerca z filmu „Milczenie owiec”… Kiedy zaś pojawił się pomysł zakupu
urządzenia emitującego wstrząsy elektryczne mające zmusić osobę chrapiącą do zmiany pozycji w łóżku, sama zaprotestowałam.

I w końcu pozostały nam już tylko stare dobre zatyczki do uszu. Ale i przez nie potrafiło się przebić to koszmarne „hrrrrr!”... Kiedy byłam już kompletnie załamana i poważnie zastanawiałam się nad oddzielnymi sypialniami, pomoc przyszła z nieoczekiwanej strony. Podczas rozmowy z przyjaciółką wspomniałam o moim problemie, a ta powiedziała:

– A wiesz, że moja sąsiadka miała podobnie? Jej mąż chrapał tak, że było go słychać nawet na klatce schodowej. I za nic nie chciał się zgodzić na operację, bo stwierdził, że nie pozwoli sobie nic wycinać! Ale ona się nie poddała, tylko odkryła, że teraz jest jakaś całkiem nowa metoda leczenia. I jej mąż w końcu na to się zgodził. Najlepiej dam ci do niej numer telefonu, to sama wypytasz o szczegóły, bo ja się boję, że coś pokręcę.

Gdy tylko skończyłyśmy gadać, pełna nowej nadziei zadzwoniłam do pani Uli.

– Kochana, ten zabieg to cud! Uwierz mi, jest naprawdę skuteczny. Mój Marcin wreszcie przestał chrapać! – usłyszałam w słuchawce.

– Na czym polega? – spytałam  zaciekawiona. – Trzeba iść do szpitala?

– Ależ skąd! – odparła. – Nie wolno tylko jeść cztery godziny przed zabiegiem, więc wykonuje się go prawie z marszu. Trwa zaledwie pół godziny, góra czterdzieści minut.

A wiesz, co jest najlepsze? Nie ma przy tym nawet kropli krwi!

– To dobrze – ucieszyłam się.

– Inaczej mąż by się nie zgodził.

– To taka "termoterapia" – wyjaśniła pani Ula. – Brzmi to może i strasznie, ale jest bardzo proste. A przede wszystkim skuteczne.

Gdy wytłumaczyła mi dokładnie, o co chodzi, uznałam, że Andrzej nie powinien mieć obiekcji.

Czy to wszystko jest bolesne? – spytałam, wiedząc, że to pierwsze pytanie, jakie zada mi mąż, gdy mu wszystko powtórzę.

– Absolutnie nie! – zawołała. – Zabieg jest w znieczuleniu, ale bez narkozy. Zaraz potem można spokojnie wrócić do domu. To prawie jak wyrwanie zęba.

– I w ogóle nic nie boli? – upewniłam się.

– Moja droga – powiedziała. – Przez trzy, cztery dni troszkę poboli, ale mniej niż zwykłe zapalenie gardła. Wystarczy wziąć coś przeciwbólowego. Zresztą już po godzinie od zabiegu można normalnie jeść. Może tylko unikać bardzo gorących lub pikantnych potraw.

To wydawało się idealne rozwiązanie

Szybkie i prawie bezbolesne. Poza tym skuteczne. Pytanie tylko, na jak długo?...

– Czy chrapanie może powrócić po pewnym czasie? – zapytałam.

– Podobno zdarza się to bardzo rzadko, tak mówił nam lekarz – uspokoiła mnie. – Jest tylko jeden minus: zabieg jest dość drogi i nie jest, niestety, refundowany przez NFZ. Ale i tak uważam, że warto.

Andrzej początkowo uparcie puszczał mimo uszu wszelkie moje sugestie na temat tego zabiegu. W końcu weszłam mu na ambicję, mówiąc, że inni faceci, choćby mąż pani Uli, nie bali się tego drobnego zabiegu. Trochę marudził, lecz w końcu poprosił o kontakt do niego. Chciał mieć informacje z pierwszej ręki, jak to określił.

Rozmowa z mężem pani Uli najwyraźniej przebiegła pomyślnie, bo mój mąż wrócił z niej uśmiechnięty i zadowolony, a dwa tygodnie później zawiozłam go do kliniki, gdzie bez żadnych komplikacji przeszedł tę całą termoterapię.

Potem trochę narzekał, że go boli gardło

Nie zwracałam na to szczególnej uwagi, bo wiedziałam, że jak każdy facet lubi dramatyzować, gdy chodzi o zdrowie. Po paru dniach zrobiło mu się lepiej i sam przyznał, że to nie było nic strasznego.
Minęło już pół roku od wizyty w klinice i… nic! Zero chrapania!

Błoga cisza powróciła do naszej sypialni, przynosząc mi upragniony spokój i niczym niezmącony sen. Piła tarczowa w końcu poszła do lamusa, jumbo jet wylądował i wyłączył silniki. Termoterapia to był naprawdę cudowny pomysł. Słono kosztowała, ale warto było wydać te pieniądze… Znów mam chęć do życia i apetyt na seks!

Czytaj także:
„Kumple urządzili sobie wyścigi, kto będzie miał więcej panienek. Miałem gdzieś ich szczeniackie zapędy, chciałem miłości”
„Na studiach absztyfikant latał za mną z wywieszonym językiem, jednak ja wybrałam kochanka. Po latach dostałam drugą szansę”
„Byłam gotowa porzucić rodzinę w imię miłości z dawnych lat. Kochanek dawał mi to, czego brakowało mi w codziennym życiu”