„Choć to ja noszę spodnie, nie żałuję ślubu z Andrzejem. Tata nauczył mnie, by zepsute rzeczy naprawiać, a nie wyrzucać”

Ojciec nauczył mnie, co w życiu ważne fot. Adobe Stock, Wellnhofer Designs
Przy Andrzeju musiałam samodzielnie podłączać w domu wszystkie żyrandole i kinkiety, wymienić grzałkę w piekarniku elektrycznym czy sama naprawić pralkę. On, filozof, nie znał się na tym zupełnie.
/ 18.05.2021 13:53
Ojciec nauczył mnie, co w życiu ważne fot. Adobe Stock, Wellnhofer Designs

To pa, córeczko. Zadzwonię, jak już coś będę wiedzieć – nawet nie spojrzałam na Tatianę, bo właśnie szukałam odpowiedniego śrubokrętu do odkręcenia podstawy w mikserze, który mi przyniosła.

Śrubka była nietypowa, może dlatego, że mikser stary, jeszcze radzieckiej produkcji, ale udało mi się ją odkręcić.

Andrzej wszedł akurat w momencie, kiedy kiwałam głową nad kompletnie stępioną zębatką.

– A to co? – spojrzał na urządzenie. – Jakim cudem to jeszcze działa?

– No właśnie przestało działać – westchnęłam. – Ale mam pomysł.

Wezmę zębatkę z tego zepsutego blendera po twojej mamie, co stoi w piwnicy.

Uradowana myślą, że znalazłam rozwiązanie, zbiegłam na dół i przyniosłam potrzebną część. Godzinę później zadzwoniłam do córki, że udało mi się naprawić jej mikser.

Tatiana bardzo się cieszyła, bo naprawdę jej się nie przelewało

Próbowaliśmy pomagać finansowo jej i małemu Stasiowi, ale ja byłam na marnej rencie, a Andrzej jako doktor filozofii mógł liczyć co najwyżej na okazjonalne zaproszenia do wygłoszenia wykładu na jakiejś uczelni.

Nikt jednak nie chciał dać mu stałego etatu i w efekcie ledwie wiązaliśmy koniec z końcem.

Pamiętałam doskonale, jak moi rodzice sprzeciwiali się temu małżeństwu.

– Filozof? – grzmiała matka. – I z czego on cię utrzyma? Z jakiegoś Sokratesa? Mężczyzna musi mieć konkretny zawód.

O, taki jak Marek – oczywiście musiała mi wypomnieć, że siostra wyszła za właściciela warsztatu samochodowego. – Ten to zawsze rodzinę utrzyma. A twój lekkoduch? Co on, wiersze będzie ci pisał?

Nie odważyłam się powiedzieć, że trafiła w sedno, bo Andrzej oczarował mnie, deklamując poemat napisany na moją cześć.

Wiedziałam, że mama ze zdroworozsądkowego punktu widzenia miała rację, Andrzej nie mógł zapewnić mi życia na wysokim poziomie. Co z tego jednak, skoro oszalałam na jego punkcie?

Był inteligentny, zabawny, wrażliwy i kierował się w życiu etyką.

Niestety, tak jak przepowiedziała mama, nie za bardzo był w stanie zapewnić mnie i Tatianie byt.

Nigdy nam się nie przelewało, ale nie pieniądze są najważniejsze

Przez dwadzieścia siedem lat małżeństwa imałam się różnych zajęć. Byłam kelnerką, sprzedawczynią, zrobiłam nawet prawo jazdy na ciężarówki i przez dwanaście lat prowadziłam śmieciarkę.

Znajomi i rodzina śmiali się, że u nas w domu to ja noszę spodnie. Cóż, nie tylko je nosiłam, ale też kupowałam, prałam i cerowałam.

Byłam pewna, że gdyby Andrzej się ze mną nie ożenił, skończyłby jak jeden z tych jego szalonych filozofów – biegając z rozwianym, siwym włosem po ulicach miasta i wykrzykując do ludzi o potrzebie transcendencji.

Mimo to nie zamieniłabym go na żadnego innego mężczyznę! Na swój sposób byliśmy małżeństwem idealnym. Ja odpowiadałam za nasz byt fizyczny, a Andrzej dbał o to, żebym czuła się szczęśliwa.

Potrafił jak nikt wsłuchiwać się w moje potrzeby, robił co mógł, bym miała powody do radości, i nigdy, przenigdy się ze mną nie kłócił.

Jeśli ceną za taką małżeńską harmonię miało być kierowanie śmieciarką, samodzielne naprawianie żelazka czy podłączanie fazy do żyrandola, to nie miałam nic przeciwko temu, żeby ją płacić.

Przy Andrzeju musiałam samodzielnie podłączać w domu wszystkie lampy

Sytuacja nieco się skomplikowała, kiedy nasza córka zaszła w ciążę, a tatuś jej dziecka się ulotnił bo „czuł za dużą presję”. Tatiana pilnie potrzebowała pomocy finansowej.

Nie miała nawet środków na takie podstawowe rzeczy jak wózek czy podgrzewacz do butelek.

Właśnie wtedy koleżanka oddała jej swój używany sterylizator. Niestety, sprzęt zepsuł się po kilku użyciach i Tatiana wpadła w rozpacz.

– Zajrzę do niego – zaproponowałam.

Rozkręciłam sterylizator, odkryłam, że usterka to kwestia zlutowania kabla, zrobiłam co trzeba i voila! Podgrzewacz działał jak nowy!

Musiałam przyznać, że spodobało mi się takie czarowanie nad AGD.

Przez całe dzieciństwo patrzyłam, jak mój tato naprawia różne rzeczy.

To były inne czasy. Dzisiaj jak coś się popsuje, ludzie to wyrzucają i kupują nowe. Kiedy ja byłam mała, wszyscy szukali sposobu, by naprawić to, co przestało działać.

Ojciec nauczył mnie podstaw elektryki, lutowania i wyciągania wniosków, jak coś działa i dlaczego przestało.

Przy Andrzeju musiałam samodzielnie podłączać w domu wszystkie żyrandole i kinkiety, wymienić grzałkę w piekarniku elektrycznym czy sama naprawić pralkę, bo nie mieliśmy ani grosza na serwis, a gwarancja dawno się skończyła.

Fakt, z tą pralką to pomagał mi internet, ale okazało się, że to nie było takie znowu skomplikowane – wystarczyło wymienić zapchany filtr.

Kiedy naprawiłam ten mikser Tatianie, pochwaliła się koleżance i dzień później zadzwoniła, czy zajrzałabym do elektrycznej lokówki tamtej dziewczyny.

– To automatyczna lokówka, była cholernie droga i przestała działać dosłownie miesiąc po upływie okresu gwarancyjnego – wyjaśniła. – Może to nic wielkiego? Zerkniesz, mama?

Rzeczywiście, lokówka wyglądała na drogą i miała sto różnych funkcji. Zaczęłam szukać w sieci informacji na jej temat, ale zamiast tego znalazłam reklamę kursu.

Zapisałam się na kurs serwisanta AGD

– Patrz, Andrzejku – pokazałam ogłoszenie mężowi. – Robią taki kurs na serwisanta AGD. Można wziąć kredyt i spłacać w ratach.

Może ja bym poszła, co? Wreszcie bym lodówkę od mojej siostry naprawiła, Tatiana by ją sprzedała i miała parę groszy. To była droga lodówka, na pewno parę stów by zarobiła.

Andrzej tylko mnie pogłaskał i powiedział, że jeśli czuję, że właśnie tego chcę, to jak najbardziej powinnam iść na ten kurs.

Zapewnił mnie, że pieniądze się znajdą.

– Dostałem zlecenie na napisanie artykułu o Kancie – dodał. – Będzie na połowę twojego kursu, a potem się pomyśli.

Kiedy mówię, że to ja naprawiam, niektórzy myślą, że to żart

I tak zostałam kursantką. Oczywiście oprócz mnie byli tam sami mężczyźni. Początkowo prowadzący patrzył na mnie z niedowierzaniem, ale kiedy sprawnie powtórzyłam wszystkie jego działania na zepsutym ekspresie do kawy, nabrał do mnie szacunku.

– Co pani robiła do tej pory? – zapytał.

– Jeździłam śmieciarką – odpowiedziałam i sporo osób wybuchło śmiechem.

Jeszcze w trakcie kursu dowiedziałam się, co szwankowało w lodówce od siostry i, korzystając z nowo nabytej wiedzy gdzie kupuje się potrzebne części, naprawiłam sprzęt. Tatiana wystawiła ogłoszenie i sprzedała lodówkę za pięćset złotych!

– Wiesz co, mamo? – zapytała, przynosząc mi ekspres na kapsułki, który zepsuł się jej sąsiadce. – Ty byś mogła przecież to robić za pieniądze. Wiesz, Agata, ta od lokówki, w ramach podziękowania za naprawę kupiła Staśkowi śpiworek do wózka.

A sąsiadka powiedziała, że w punkcie serwisowym chcieli od niej za ekspres sto pięćdziesiąt złotych, więc jak jej zrobisz za połowę, to ona chętnie zapłaci.

Może dam ogłoszenie, że zajmujesz się naprawą AGD, co? Ludzie teraz trochę zmądrzeli, nie chcą co dwa lata kupować nowych rzeczy, wolą naprawiać. Moim zdaniem dałoby się na tym nieźle zarobić.

Właściwie to nie myślałam o pracy zarobkowej, ale pomysł nie był głupi. Pozwoliłam córce wystawić ogłoszenie i miesiąc później nie tylko spłaciłam kurs, ale miałam nawet trochę zysku!

Dzisiaj mam własny punkt naprawy AGD w suterenie klatki bloku Tatiany, a mój telefon dzwoni codziennie z nowymi zleceniami i zapytaniami.

Zabawnie jest tylko, kiedy ktoś przychodzi i pyta na przykład, czy mężowi długo zajmie naprawa albo czy może rozmawiać z moim szefem.

Dzięki nowej pracy stać nas na więcej

Kiedy mówię, że to ja jestem odpowiedzialna za naprawę, niektórzy myślą, że to żart. Przestają jednak się śmiać, kiedy odbierają naprawione żelazko lub suszarkę, na której firmowy serwisant postawił już krzyżyk.

Nasze życie znacznie się poprawiło, mamy pieniądze na pomoc dla Tatiany i Staśka oraz na nasze drobne przyjemności. Chociaż córka twierdzi, że wcale już nie potrzebuje wsparcia finansowego, bo ojciec Stasia przemyślał sprawę, przeprosił i chce do niej wrócić.

– I co, dasz mu szansę? – zapytałam.

– Mamo, sama nauczyłaś mnie, że zanim się coś na amen wyrzuci na śmietnik, warto próbować to naprawić – odpowiedziała. – Więc ja też przyjmę wyzwanie. Jeśli ty naprawiłaś starą lodówkę, to może mnie uda się naprawić mój związek?

Fakt, zawsze lepiej próbować naprawiać, niż od razu się pozbywać. To moje motto. Może wypiszę je sobie na drzwiach mojego serwisu AGD?

Czytaj więcej:
„Na emeryturze czułam się niepotrzebna. A wtedy... zmarła moja synowa i musiałam zająć się 3 wnuków”

„Widuję wnuka tylko na zdjęciach. Córka nie zaprasza mnie nawet na jego urodziny. Wymazali mnie z życia”
„Po ślubie okazało się, że Rafał nie chce mieć dzieci. Nie mogłam postąpić inaczej, za bardzo chciałam zostać matką…”

Redakcja poleca

REKLAMA