Za kilka miesięcy stuknie mi pięćdziesiątka. W naszym dużym rodzinnym domu mieszkam z mamą oraz swoją nastoletnią córką Anią. Dwie moje siostry wyprowadziły się wiele lat temu. Gdy z mężem chcieliśmy zrobić to samo, mama nalegała, abyśmy zostali. Nie miałam serca jej odmówić.
Tata zmarł kilka lat wcześniej, a mama bardzo przeżyła jego śmierć. Nie chciałam, żeby została całkiem sama. Szybko zostałam tylko z małą córeczką, mamą w podeszłym wieku i naszą firmą, którą do tej pory zajmował się mój mąż. Marek trzy lata po narodzinach Ani zmarł na raka. Firma była oczkiem w głowie mojego męża.
Sam ją założył i z roku na rok rozwijał działalność. Ja nie miałam pojęcia o biznesie. Marek zawsze sam wszystkiego pilnował. Myślałam nawet o sprzedaniu firmy, ale mama nalegała, bym przynajmniej spróbowała ją poprowadzić.
– Marek bardzo by tego chciał – przekonywała mnie tak długo, aż w końcu się zgodziłam.
Już miałam rzucić pracę w banku, ale postanowiłam zrobić dyrektorem zaufanego pracownika mojego męża, który przez wiele lat był jego prawą ręką. To był strzał w dziesiątkę. Ciężko było mi samej wychowywać Anię. Wprawdzie zawsze pod ręką była moja mama, ale nie chciałam jej zawracać głowy. Ma swoje lata, należy się jej odpoczynek.
Moje młodsze siostry nie miały takich dylematów
Z rodzinnego domu wyprowadziły się, gdy tylko wyszły za mąż. Obie bogato się wżeniły. Dorota wyszła za właściciela popularnej w mieście cukierni, a Agata – za szefa dużej hurtowni spożywczej. Chętnie korzystały z propozycji mojej mamy, która co jakiś czas zapraszała je całymi rodzinami na niedzielne obiady.
Problem w tym, że przygotowanie takiego spotkania wymagało sporo pracy. Trzy osoby od Agaty, cztery od Doroty, nasza trójka i wychodziło przyjęcie. A najczęściej przygotowania spadały na mnie. Koniec. Nie robimy obiadu u nas!
– Już nie te siły, sama nie dałabym rady – mówiła mama, gdy przygotowywałyśmy obiad. Zwracałam jej uwagę, że Agata z Dorotą powinny także zapraszać nas do siebie. Tym bardziej że mają do tego warunki. Dorota mieszka w domku jednorodzinnym, a Agata w pięknym apartamencie.
– Jakoś damy radę – zbywała mnie mama.
Przyzwyczaiłam się do tych obiadów, bo widziałam, że sprawiają one mamie wiele radości. Nie mogłam jednak zrozumieć, dlaczego moje siostry nie zrewanżują się nam i raz na jakiś czas nie zorganizują takiego spotkania u siebie. Nigdy nawet nie spytały, czy coś kupić, czy może przywieźć ciasto z cukierni.
Przychodziły do nas na gotowe, niczym do restauracji. Tak samo było w każde Boże Narodzenie, Wielkanoc, Boże Ciało, Wszystkich Świętych, a ostatnio coraz częściej w zwykłą niedzielę bez żadnej okazji. Zawsze u nas w domu, a cała organizacja na mojej głowie.
– Nie mam siły, ale chyba powinnam upiec sernik – stwierdziła mama ostatnio, gdy jak co rano przed moim wyjściem do pracy piłyśmy kawę.
– Ale po co masz się męczyć? Przecież już kiedyś mówiłaś, że nie chce ci się niczego piec. Obok banku jest cukiernia, zresztą całkiem niezła. Kupię przed pracą ciasto, a po południu sobie zjemy – zaproponowałam, nie kryjąc zdziwienia pomysłem mamy.
– Ale dzwoniła Agata i pytała, czy upiekę, bo ona chętnie wpadnie – odpowiedziała mama.
Wkurzyłam się, sięgnęłam po telefon, żeby zadzwonić do siostry i wygarnąć jej, co o niej myślę, ale mama mnie powstrzymała. Nie chciała, aby była przez nią awantura. Mnie to jednak nie uspokoiło.
Co ta Agata sobie wyobraża?
Przecież wie, że od kilku lat mama nie piecze już żadnych ciast, nie smaży żadnych pączków ani faworków. A mimo to zawraca jej głowę. Nie może po prostu iść do sklepu albo do cukierni Doroty? Mama dała się przekonać i zrezygnowała ze spędzenia całego dnia w kuchni. Jakiś tydzień później robiłyśmy listę zakupów, gdy zadzwonił telefon.
– Jeszcze tego nie ustalałyśmy. Porozmawiam z Danusią i dam wam znać – usłyszałam głos mamy.
– Dorota pyta, o której mają być na obiedzie – wyjaśniła.
Tego było już dla mnie za wiele. Wygodnictwo moich sióstr przekraczało wszelkie granice. W głowie mi się nie mieściło, że potrafią w taki sposób wykorzystywać naszą mamę. A przy okazji również mnie, ponieważ doskonale musiały wiedzieć, że mama już nie jest w stanie niczego sama przygotować.
– Koniec. Nie robimy obiadu u nas. Spędzimy te święta razem, jeśli dziewczyny zaproszą nas do siebie. A jak nie, to trudno – postawiłam mamie sprawę jasno, ale stanowczo.
– Nie, tak nie możemy zrobić. Przecież obiecałam, że się wszyscy spotkamy. Nie denerwuj się, jakoś damy sobie radę – mama wyglądała na zaskoczoną moją reakcją, ale tradycyjnie nie chciała robić zamieszania i próbowała rozładować napięcie.
Szczerze mówiąc, nie dziwiłam się jej, przez wiele lat spotkania w naszej rodzinie wyglądały tak samo. A teraz ja chciałam zburzyć tę tradycję. Zdawałam sobie z tego sprawę, jednak uznałam, że najwyższy czas zerwać z wygodnymi przyzwyczajeniami moich sióstr. Następnego dnia po pracy pojechałam prosto do cukierni Doroty. Dojrzałam w końcu do decyzji, by z nią poważniej porozmawiać.
– Może któraś z was w końcu zorganizowałyby u siebie obiad. Nie jest wam głupio tak cały czas liczyć tylko na mamę? Każda Wielkanoc, każde Boże Narodzenie, a ostatnio jeszcze ten sernik – naskoczyłam na Dorotę.
Chyba nieźle ją zatkało, bo przez kilkanaście sekund nie odezwała się ani słowem. Naszły mnie nawet wątpliwości, czy może trochę za ostro nie zaczęłam, ale uznałam, że w końcu musiałam to z siebie wyrzucić.
Zbierało się to we mnie już od kilku lat
– O co ci chodzi? Przecież nigdy nie miałaś o to do nas pretensji. Mama też nic nie mówiła – moja siostra zaczęła się tłumaczyć.
– A co ci miała powiedzieć? Że jest jej ciężko przygotować obiad dla tylu osób? To ty tego nie wiesz? A pomyślałyście kiedykolwiek o mnie? Nie przyszło wam do głowy, że praktycznie całą robotę muszę ja odwalić? – rzucałam pytanie za pytaniem, choć prawdę mówiąc chyba nawet nie spodziewałam się odpowiedzi. Najzwyczajniej musiałam się wyżalić.
Dorota zrobiła tylko wielkie oczy, była naprawdę bardzo zaskoczona, ale chyba dotarły do niej moje żale.
– A o co ci chodzi z tym sernikiem? – spytała jeszcze tylko. Opowiedziałam jej więc całą historię.
– No to faktycznie masz rację, Agata przesadziła z tym telefonem do mamy. Przecież mieszka niedaleko stąd, mogła po prostu zajrzeć do mnie do cukierni – moja siostra w końcu zachowała się tak, jak tego oczekiwałam. Przez grzeczność przemilczałam jej odpowiedź, nie komentując całej tej żenującej sytuacji.
Ulżyło mi, ponieważ w końcu odważyłam się wyrzucić z siebie to, co od dawna leżało mi na sercu. Miałam jeszcze pójść do Agaty, ale uznałam, że Dorota wszystko jej przekaże. Kupiłam w cukierni siostry kilka kawałków ciasta i wróciłam do domu. Nie przypuszczałam, że rozmowa z siostrą przyniesie jakiś imponujący efekt.
Około siedemnastej siadałyśmy z mamą do popołudniowej kawy. Zabrałam się właśnie do krojenia ciasta i już miałam miałam powiedzieć, że jeżeli chce, to oczywiście zrobimy u nas uroczysty niedzielny obiad dla całej rodziny, gdy zadzwonił mój telefon. To była Dorota.
– Powiedziałaś, co myślisz, ale nic nie ustaliłyśmy – zaczęła. Już miałam mówić, że zapraszamy w niedzielę do nas, gdy Dorota mnie uprzedziła.
– Obiad w tym tygodniu zrobimy u nas – poinformowała.
Zaskoczyła mnie, nie spodziewałam się takiej reakcji.
Nic nie kupuj, nic nie gotuj? Co za zmiana!
– Naprawdę bardzo się cieszę, mama także będzie szczęśliwa, zaraz jej powiem – nie kryłam radości.
Nie chciałam jednak, żeby wyglądało, że tym razem uciekam od domowych obowiązków. I spytałam, co mam kupić lub przygotować.
– Nic nie kupuj, nic nie gotuj! Wszystko jest już ustalone. Dzwoniłam do Agaty, podzieliłyśmy się pracą. Wy po prostu przyjdźcie – stwierdziła moja siostra.
– Najważniejsze, że znów się wszyscy zobaczymy. Pierwszy raz u Doroty – powiedziała z uśmiechem.
Obiad udał się znakomicie. Dorota podała pyszny rosół i doskonałego indyka. A na deser jeszcze ciepły makowiec prosto ze swojej cukierni. Przed zaparzeniem kawy siostry zawołały mnie do kuchni.
– Naprawdę mi głupio – zaczęła Agata. Przyznała, że nigdy tak naprawdę nie pomyślała, że te rodzinne spotkania są dla mnie i naszej mamy tak dużym obciążeniem.
– Dobrze, że o wszystkim nam powiedziałaś – dodała Dorota.
A Agata obiecała, że przez kolejne lata ciasta i pączki będzie kupowała u siostry w cukierni.
Czytaj także:
„Moi sąsiedzi to czysta patologia. Biją i wyzywają dzieci. Zagłuszałam to muzyką, ale w końcu postanowiłam zareagować"
„Mąż odszedł do młodszej i zaprzepaścił 20 lat wspólnego życia, a ja ciągle go kocham. Chce rozwodu? Niedoczekanie!"
„Teściowa nigdy nie pytała, co mój mąż chciałby dostać. Na każdą okazję dawała mu ten sam, do bólu praktyczny prezent”