Moje sześćdziesiąte urodziny zbiegły się z uroczystością naszego srebrnego wesela. A że Wacław po wakacjach miał zamiar przejść na emeryturę, więc nasze dzieciaki postanowiły zrobić nam niespodziankę w postaci bardzo efektownego prezentu. Córka z synem wspólnie kupili nam domowe kino, kompletny zestaw, i do tego jeszcze kilkanaście filmów.
– Tata będzie miał tyle wolnego czasu, a i ty mamo też sobie czasem klapniesz na fotel i popatrzysz – Ola podała mi mniejsze, płaskie pudełko. – Te filmy są dla ciebie. Takie jak lubisz, same wyciskacze łez.
– Więc jako dodatkowy prezent masz tutaj wielkie pudło chusteczek do nosa – śmiał się Jacek, nasz pierworodny.
Kochane były te nasze dzieciaki, aż się popłakałam ze wzruszenia i rzeczywiście zaraz musiałam użyć części tego prezentu. A gdy ochłonęłam trochę, przyjrzałam się dokładniej i z lekką obawą temu urządzeniu, zwanemu domowym kinem.
– To chyba strasznie skomplikowane jest – pokręciłam głową. – Nie wiem, czy ja sama potrafię obsługiwać takie coś.
– Dla ciebie to wszystko zawsze jest skomplikowane – roześmiał się Wacek, patrząc z zadowoleniem na duży, płaski ekran. – Ty nawet magnetowidu nie umiałaś sobie nastawić… Pamiętasz, Ola, jak mama cię męczyła, żebyś jej film jakiś nagrała. Choć ledwie od ziemi odrosłaś.
– A tam, nie umiałam! – obruszyłam się. – Nie chciało mi się nauczyć, i tyle, zresztą wy zawsze to lepiej ode mnie robiliście.
Ale to była prawda. Jakoś nigdy nie chciało mi się dokładnie poczytać, jak się coś wgrywa czy przegrywa, cofa, przesuwa naprzód, kasuje i tak dalej.
– Obsługa tego kina jest bardzo prosta, mamo – córka wyciągnęła pilota z tysiącami przycisków. – Ja ci wszystko dokładnie pokażę, sama się nauczysz.
– Daj ty mi spokój – szybko się cofnęłam. – Pokażcie ojcu, on sobie na pewno z tym poradzi dużo lepiej niż ja. Zresztą nie będę mieć czasu na oglądanie… – dodałam, już z bezpiecznej kuchni.
– Taka właśnie wygodnicka jest wasza matka – usłyszałam głos męża. – Nigdy niczego się nie chce nauczyć.
A może by tak obejrzeć sobie jakiś romans?
Pomyślałam, że niech tam sobie Wacek mówi, co chce. Niech sobie ogląda to kino. Ja jak będę chciała sobie coś obejrzeć, to włączę stary telewizor, na jego pilocie wiem, co przycisnąć, żeby zmienić kanał, i więcej mi nie trzeba do szczęścia…
Jednak któregoś dnia coś mnie podkusiło. Odrobiłam się już z obiadem, pranie wisiało na balkonie, więc mogłam popatrzeć na jakiś film. A strasznie mnie kusił kartonik z tymi pikantnymi romansami od córki. Choć moje domowe ognisko paliło się żywym ogniem, w sypialni panowała zima. Czymś musiałam się ogrzać. Wacka nie było w domu, no to rozsiadłam się wygodnie w jego fotelu, sięgnęłam po pilota.
Włączyłam telewizor, usłyszałam czułe brzmienie romantycznej melodii i pogrążyłam się w akcji. Sceny tego filmu bardziej przypominały ten dla dorosłych z zakazanych stron. Cały seans siedziałam zawstydzona, jak nastolatka, jednak moje wewnętrzne pragnienie krzyczało, by oglądać dalej.
Oddawałam się romantycznym uniesieniom pikantnych scen, gdy z wrażenia z ręki wypadł mi pilot. Miał tych guziczków sporo, ale ich układ był całkiem podobny do tego w starym. Przycisnęłam jeden z nich i ekran zgasł, telewizor zamilkł!
Zdenerwowałam się, ciśnienie mi skoczyło, zaczęłam przyciskać kolejne guziczki, coraz szybciej, ale nic, cisza zupełna. Poczułam, że robi mi się coraz goręcej. Jak Wacek wróci z pracy, to mnie zabije. Nie dość, że oglądałam jakieś zbereźne rzeczy, jak stara desperatka, to jeszcze zepsułam jego zabaweczkę! Odetchnęłam głęboko kilka razy, żeby się uspokoić, i nagle przyszło mi do głowy, że przecież ten sprzęt jest na gwarancji. Muszę tylko zadzwonić, gdzie trzeba, przyjadą, naprawią i Wacek nawet się nie dowie, że coś spartaczyłam.
Poszukałam książeczki gwarancyjnej, zadzwoniłam pod wskazany tam numer, ale jak się okazało, sprzęt trzeba było przywieźć do zakładu i zostawić go tam. A to w ogóle nie wchodziło w rachubę. Byłam zrozpaczona. Nie wiedziałam, co mam robić. Przecież jak tak to zostawię i komuś uda się to w końcu naprawić, to z pewnością na jaw wyjdzie, jakie filmy oglądam. Zapukałam więc do sąsiada. Pan Mirek, znany w kamienicy jako złota rączka i mój zaufany przyjaciel, wszystko umiał naprawić. Ale na widok mojego kina tylko pokręcił głową.
– Złociutka, ja to bym się nawet bał tego dotknąć – rozłożył ręce. – Ale wie pani, mój wnuk, jak wróci ze szkoły, to może do pani zajrzy, to spryciarz jest, widać zdolności po mnie odziedziczył – sąsiad uśmiechnął się z dumą. – Tylko że on taki bardziej na czasie niż ja w tej elektronice.
Dziecko, ale skąd ty wiesz takie rzeczy?!
Za dwie godziny usłyszałam pukanie do drzwi, na progu stał Mariuszek, dziesięcioletni wnuk pana Mirka.
– Dziadek mówił, że się u pani kino zepsuło – powiedział bez żadnych wstępów.
– Wiesz, chciałam sobie film obejrzeć, no i źle nacisnęłam pilota i się zepsuło…
– Ale od samego przyciśnięcia to nic się nie mogło zepsuć – wzruszył ramionami chłopak. – Pani pokaże tego pilota.
Więc podałam mu diabelskie urządzenie, a Mariuszek wziął go do ręki i zaczął uważnie oglądać. A potem sam zaczął naciskać jakieś guziczki. Przeraziłam się. Przecież to jeszcze dziecko, a jak zobaczy, co działo się na ekranie i powtórzy rodzicom, to oni mnie spalą żywcem.
– Ty lepiej zostaw to, dziecko, bo do końca zepsujesz – przestraszyłam się.
– Proszę chwilę zaczekać – mruknął mały, wpatrując się w guziczki pilota, a po chwili uśmiechnął się – To wszystko jest proste, nic tu pani nie zepsuła, tylko tu jest parę takich funkcji… Na pewno są opisane w instrukcji obsługi. Pani ją czytała?
Pokręciłam głową, nawet na myśl mi nie przyszło, żeby to coś przeczytać.
Mariusz wyciągnął rękę z pilotem w stronę telewizora i nacisnął jeden z guzików. Po chwili na ekranie pojawił się obraz, jasny i przejrzysty, zabrzmiała głośna muzyka jakiejś reklamy. Wtedy chłopiec uśmiechnął się z politowaniem.
– No, właśnie tak sobie pomyślałem.
– A… ale jakim cudem ty to naprawiłeś tak od razu? – w zdumieniu patrzyłam na piegowatego wnuka sąsiada.
– Bo tutaj jest taka opcja zabezpieczenia, na przykład przed dziećmi, żeby nie włączały kina i nie oglądały czegoś tylko dla dorosłych.
– Ale że ty tak to wszystko wiesz, mądrala z ciebie, Mariuszku! – pokręciłam głową z podziwem, myśląc jednak w duchu, że będę musiała pogadać z sąsiadem.
Niech wie, że mały rozszyfrował tę blokadę i nie wiadomo, co tam spryciarz ogląda, kiedy dorosłych nie ma w domu.
– Teraz każde dziecko zna się na takich sprawach – chłopak machnął tylko ręką.
Szybko wyjęłam z kredensu dużą czekoladę z orzechami, ten chłopaczek w pełni zasłużył sobie na nią. Podziękował grzecznie, a potem popatrzył na mnie z uwagą i wziął pilota jeszcze do ręki.
– Wie pani co? – uśmiechnął się do mnie łobuzersko. – Żeby pani już nigdy nie robiła sobie obciachu, to ja panią nauczę dokładnie, gdzie co jest na tym pilocie, jak trzeba go obsługiwać.
No i właśnie o to chodziło
Kiedy ten mały na spokojnie mi wszystko objaśniał, wolno, nie denerwując się jak Wacek, który od razy twierdził, że nic nie rozumiem, to jakoś tak w głowie mi się rozjaśniło. I wcale to wszystko nie było takie trudne, jak się okazało, w lot pojęłam funkcje pilota, nawet najbardziej ukryte! Jakiś czas później – podgrzewałam akurat Wackowi kolację – dobiegły mnie z pokoju, jakieś jego nerwowe pokrzykiwania.
– Co się stało? – stanęłam na progu.
Mąż siedział przed naszym kinem domowym, cały czerwony na twarzy, spocony z nerwów i wyciągał przed siebie rękę z pilotem, machał nią, naciskał guziki i klął pod nosem. Jak ja niedawno…
– Chyba zepsułem to diabelstwo! – był porządnie wkurzony. – Chciałem włączyć pamięć, żeby coś sobie zapisać, no i popatrz sama, wszystko się wyłączyło.
– Coś takiego – pokręciłam głową. – Ty, taki znający się na rzeczy i w ogóle – zawiesiłam głos. – No, nie spodziewałam się po tobie, kochanie, że zepsujesz nasze cudne kino. Gdybym to jeszcze ja zrobiła…
Czytać to ja jeszcze potrafię, kochanie…
Mąż spojrzał na mnie ze złością, wstał, sięgnął po telefon.
– Przecież nie chciałem zepsuć – burknął. – Ale teraz chyba muszę zadzwonić, żeby przyjechali, naprawili.
– Jak znam życie, to trzeba będzie im to wszystko zawieźć, no i terminy są długie – westchnęłam z udawanym żalem. – Ale pokaż tego pilota, może ja coś zaradzę.
– No chyba żartujesz – mąż uśmiechnął się z wyższością. – Ledwie tego starego pilota umiesz obsługiwać – wzruszył lekceważąco ramionami.
– Pokaż – odparłam spokojnie i nacisnęłam przycisk z funkcją zabezpieczenia, a ekran telewizora natychmiast się rozjaśnił. – Już wszystko dobrze, nie trzeba wzywać specjalisty, widzisz?
– Kobieto, jakżeś ty to zrobiła? – zaskoczony mąż nie mógł wyjść z podziwu.
– To przecież pestka jest – teraz ja patrzyłam na niego z góry. – Nawet dziecko wie, że taki sprzęt jak nasz ma pewne funkcje, które nie są ujawnione, bo… – spokojnie powtórzyłam to, co usłyszałam od wnuczka pana Mirka.
– Wiesz co, nie sądziłem, że po tylu latach będziesz umiała mnie jeszcze czymś zaskoczyć – Wacek pokręcił głową z podziwem, gdy skończyłam. – Skąd ty to wszystko wiesz?
– Wystarczy tylko dokładnie przeczytać tę książeczkę dołączoną do sprzętu – wzruszyłam ramionami. – A czytać to ja jeszcze potrafię, kochanie…
Czytaj także:
„Przyjaciel mnie wykorzystał i wpuścił na minę. Dom, pracę i majątek zamieniłem na all inclusive w więzieniu”
„Rubaszny Bogdan obracał mnie, jak chciał, a ja i tak śliniłam się na jego widok. Po czasie zrozumiałam, jaki z niego gbur”
„Przyjaciółki nie rozumiały, że nie chcę mieć męża. Według nich życie singielki jest niewiele warte”