„Przyjaciel mnie wykorzystał i wpuścił na minę. Dom, pracę i majątek zamieniłem na all inclusive w więzieniu”

poważny mężczyzna fot. Getty Images, Cavan Images
„Następnego dnia pojawił się prokurator i oznajmił mi, że jestem oskarżony o udział w grupie przestępczej handlującej kradzionymi samochodami, które w moim warsztacie przystosowywano do sprzedaży. Nie trzeba być mistrzem dedukcji, by się domyślić, że za intrygą stał Tomasz”.
/ 12.10.2023 11:15
poważny mężczyzna fot. Getty Images, Cavan Images

Ślubowaliśmy sobie przyjaźń do grobowej deski. Niestety, dla Tomka ważniejsza od przyjaźni okazała się kasa. Zdradził mnie i dlatego musi ponieść konsekwencje.

Był moim przyjacielem

Z daleka widziałem, jak powoli zbliża się do skrzyżowania. Idzie spokojnym, luźnym krokiem. Po jego minie widać, że czuje się bezpiecznie, jest zadowolony z siebie, niczego nie podejrzewa. Nie ma pojęcia, że kawałek dalej, ukryty za filarem, czekam na niego. Za chwilę spełni się moje marzenie. Spojrzę mu w twarz, przypomnę się, bo przecież minęło piętnaście lat. Chciałem się zemścić. Przystanął. Na przejściu dla pieszych zmieniło się światło, musi poczekać na zielone.

Czuję się jak bohater amerykańskiego filmu szpiegowskiego. Wiem, co będzie dalej, a moja ofiara nieuchronnie zbliża się do zasadzki. Czekałem na tę chwilę kawał życia. W tym czasie wszystko może się zmienić. Bogacz stanie się nędzarzem, uczciwy bandytą, a nędzarz krezusem. On został zdrajcą.

Piętnaście lat temu Tomasz był moim najlepszym przyjacielem. Przynajmniej za takiego go uważałem. Znaliśmy się jeszcze z domu dziecka, który zastępował nam rodzinę. Obaj przeszkadzaliśmy naszym rodzicom, byliśmy niechcianymi dziećmi. Nasi starzy pili, bili i kradli, gdy brakowało im na wódkę. Opieka społeczna umieściła dzieci w placówce opiekuńczej. Wspólny los zbliżył nas do siebie. Naszą przyjaźń przypieczętowaliśmy krwią, jak Indianie. Tak już miało zostać przez całe życie.

Wychowankowi domu dziecka nie jest łatwo wystartować w dorosłe życie. Umiesz to, czego nauczyłeś się w szkole, ale czy chcesz, czy nie, ciągnie się za tobą opinia tego gorszego. Ludzie często nie odróżniają domu dziecka od poprawczaka. Nie chcą zatrudniać wychowanków ani jednych, ani drugich instytucji, bo nie chcą kłopotów. Dlatego tak wielu moich kolegów kradnie, by przeżyć.

Ciemne interesy były nie dla mnie

Ja miałem szczęście. Skończyłem technikum i byłem dobrym mechanikiem, znałem się na elektronice samochodowej i dostałem pracę w warsztacie. Tomek nie miał tyle szczęścia, ale po pewnym czasie i on się gdzieś zaczepił. Początkowo mieszkałem tam, gdzie pracowałem. Właściciel dał mi do dyspozycji niewielką pakamerę, gdzie mieściło się łóżko i szafka na ubranie. Żyłem tak prawie rok.

Jak przystało na przyjaciela, pomagałem Tomkowi. Często nie miał gdzie nocować, więc rozkładał polówkę w mojej pakamerze. Po pewnym czasie wspólnie wynajęliśmy pokój. Tomek za wszelką cenę chciał się szybko ustawić. 

Po latach spędzonych w bidulu coś mi się od życia należy – mówił. – Tobie zresztą też. Mam znajomych, którzy poszukują eleganckich samochodów, są na nie klienci za wschodnią granicą. Można trafić niezłą kasę. Ty umiesz rozkodować każde zabezpieczenie…

– Tomek – przerwałem mu wywód – umówmy się raz na zawsze: nie wchodzę w to! Jesteś moim przyjacielem, ale ja w to nie gram. Musisz znaleźć sobie kogoś innego do takiej roboty – powiedziałem stanowczo.

Nie mógł zrozumieć mojej odmowy.

– Stary, przez dom dziecka mamy gorszy start. Ja chcę tylko wyrównać szanse! – tłumaczył mi.

– Beze mnie – uciąłem.

Nigdy więcej do tej rozmowy już nie wracaliśmy. Po kilku latach nadarzyła się okazja kupienia warsztatu. Znajomy mego majstra odchodził na emeryturę i nie miał komu zostawić interesu. Majster polecił mnie. I tak zostałem właścicielem firmy. Specjalizowałem się w elektronice. Komputery w autach nie miały przede mną tajemnic. Klienci pchali się drzwiami i oknami. Interes kręcił się dobrze, firma się rozrastała.

Myślałem, że mogę mu ufać

Po tamtej pamiętnej rozmowie na jakiś czas straciłem kontakt z Tomkiem. Wiem, że na swój sposób wyrównywał szanse. Któregoś razu wpadł do mnie jako klient i przyprowadził auto, w którym szwankowały układy sterujące silnikiem. Oczywiście naprawiliśmy je. Od tej pory bywał moim klientem. Wróciła nasza przypieczętowana krwią przyjaźń. Przyznam się, że byłem bardzo zadowolony. Brakowało mi przyjaciela. Każdy potrzebuje zaufanej osoby. A ja Tomkowi ufałem niemal bezgranicznie.

Pewnego dnia zostawiłem warsztat na głowie Tomka i wyjechałem do USA. Pewna firma zaproponowała mi współpracę, zaprosili mnie, bym na miejscu obejrzał, czym się zajmują. To była szansa na poszerzenie działalności, dlatego pojechałem. Poprosiłem przyjaciela, by na wszelki wypadek doglądał interesu. Wszystko działało bez zarzutu, nie bałem się niespodzianek.
Wizytacja przebiegała bardzo pomyślnie. Wracałem z głową pełną nowych planów. Na lotnisku w Warszawie funkcjonariusze straży granicznej zaprosili mnie do pokoju, gdzie czekało na mnie trzech policjantów po cywilnemu.

Zostałem aresztowany! Nie miałem pojęcia, o co chodzi. Nikt mi nic nie chciał powiedzieć. Godzinami wypytywano mnie o naprawę elektroniki w samochodach i o to, ile luksusowych aut ukradłem. Ile z nich przejechało przez mój zakład… W końcu wylądowałem na dołku.

Nie wierzyłem, w to co mi zrobił

Następnego dnia pojawił się prokurator i oznajmił mi, że jestem oskarżony o udział w grupie przestępczej handlującej kradzionymi samochodami, które w moim warsztacie przystosowywano do sprzedaży. Jest aż nadto dowodów mojej winy. Dość powiedzieć, że podczas wielkiej w obławy w moim warsztacie znajdowało się co najmniej dziesięć aut przygotowywanych dla klientów na wschodzie.

Ta informacja zwaliła mnie z nóg. Nie trzeba być mistrzem dedukcji, by się domyślić, że za intrygą stał Tomasz. Facet, któremu zaufałem, z którym łączyło mnie braterstwo krwi. I co z tego, że to było bardzo dawno temu. Mieliśmy być przyjaciółmi do końca życia. A przyjaciół się nie zdradza. Za zdradę jest śmierć.

Mój adwokat bardzo chciał mi pomóc, ale dowody przeciwko mnie były nie do podważenia. Na procesie Tomasz zeznał, że od dawna podejrzewał, że w moim warsztacie są kradzione auta, nawet zwracał mi uwagę, ale nie chciałem go słuchać. Według jego podejrzeń ten proceder trwał od samego początku firmy. Dostałem dziesięć lat.

Gdy wyprowadzano mnie z sali sądowej, spojrzałem na Tomka. Jego oczy mówiły: takie jest życie! Pomyślałem wtedy, że nadejdzie taki dzień, kiedy będę mógł mu powiedzieć to samo. Takie jest życie, przyjacielu! I ten dzień właśnie nadszedł. Już za chwilkę, za moment, gdy zmieni się światło, a on przejdzie przez jezdnię, będę mógł mu to powiedzieć. Jeszcze chwila, jeszcze jest czerwone.

Więzienie było katorgą

Nie da się opisać w kilku słowach dziesięciu lat wiezienia. Lat wyjętych z życia,  bezpowrotnie straconych. Lat cierpienia, niesprawiedliwości i żalu. Byłem niewinny, ale nie miałem szans, by to udowodnić. Jedyny człowiek, który mógłby świadczyć o mojej niewinności, był świadkiem oskarżenia. Zdradził mnie!

Po odsiadce pięć lat zajęło mi dostosowanie się do rzeczywistości. Nie miałem gdzie mieszkać ani gdzie pracować. Mój warsztat został zlicytowany; podobno Tomek przejął go za bezcen. Po kilku latach sprzedał i kupił dom. Właśnie pod tym domem czekałem na niego. Zerknąłem na skrzyżowanie, wciąż czerwone.

Od początku wiedziałem, że Tomek musi ponieść surową karę. Zdrajca nie powinien korzystać z owoców swej zdrady. Przez wszystkie te lata myślałem tylko o tym, jak się na nim zemścić. Wszystko, co miał, zawdzięczał mnie. A ja zostałem z niczym, z wyrokiem w papierach.

Tomek mieszkał teraz w pięknym domu w bogatej dzielnicy. Wśród sąsiadów uchodził za zamożnego przedsiębiorcę. Długo go śledziłem. Chciałem poznać jego zwyczaje i zwyczaje domowników. Akcja musi być błyskawiczna i dyskretna, nie mogę mieć świadków. Jeśli na ulicy pojawi się przypadkowy, przechodzień, odstąpię. Znajdę inny termin. 

No i stało się...

Była godzina 13. Tomasz codzienne o tej porze wpadał do domu. Zawsze był sam. Po dwóch godzinach wychodził, chwilę później zjawiali się inni domownicy. Uznałem, że 13, kiedy w okolicy jest raczej pusto, to dobra pora na rozlicznie przeszłości. Kryłem się za filarem bramy, chciałem być niewidoczny dla nadchodzącego Tomasza i przypadkowych obserwatorów.

Nareszcie zielone światło. Przy krawężniku oprócz Tomka stało jeszcze kilka osób. Gdy zabłysło zielone, Tomek energicznym krokiem wszedł na jezdnię, był pierwszy. Przeszedł dwa metry, gdy zza zakrętu, na pełnym gazie, wypadł czerwony sportowy samochód i uderzył prosto w mego byłego przyjaciela.

Tomasz siłą uderzenia został wyrzucony w górę, zrobił salto w powietrzu i zwalił się bezwładnie na jezdnię. Patrzyłem na tę scenę oniemiały. Nie krzyknąłem… Podszedłem do skrzyżowania. Tomasz leżał na ulicy w bezruchu. Gdzieś w oddali  słychać było wycie karetki. Przybyły na miejsce lekarz pogotowia stwierdził zgon.

Byłem zły. Nie rozumiałem, dlaczego tak się stało. W końcu jednak doszedłem do wniosku, że tak wygląda przeznaczenie. W jakiś sposób został ukarany za to, co mi zrobił.

Czytaj także:
„Wziąłem ją za chętną na igraszki kelnerkę, a była podstawioną detektyw. Żona zrobiła mnie na szaro podczas rozwodu”
„Zaborczy narzeczony chciał kontrolować moje życie. Uciekłam od niego w koszuli nocnej i domowych pantoflach”
„Mąż przesiadywał w piwnicy całe godziny. Gdy odkryłam jego sekretne hobby i fetysz, chciałam uciec”

Redakcja poleca

REKLAMA