„Choć matka zawsze pokazywała mi, że jestem gorsza, to ja trwam przy niej w chorobie. Rodzeństwo brzydzi się starością”

Przemęczona kobieta fot. Adobe Stock, Suriyawut
„Czułam narastający, migrenowy ból w skroniach, lecz mimo wszystko starałam się zachować spokój. Zmęczona nie mam sił wygarnąć im, że tak nie postępuje się z własną siostrą ani tym bardziej matką. Nie łamie się danego słowa i nie zostawia ludzi samych sobie”.
/ 25.05.2022 10:15
Przemęczona kobieta fot. Adobe Stock, Suriyawut

Siostra zadzwoniła, zanim skończyłam obierać ziemniaki. Nie przyjedzie na obiad, na kolację też nie zdąży, w ogóle nie zajrzy do nas w tym tygodniu. Nie ma takiej możliwości. Szef zlecił jej dodatkowe obowiązki związane z nową funkcją, a przemęczona nie zaryzykuje podróży samochodem.

Miałam ochotę krzyczeć z rozpaczy

Pociąg ani autobus nie wchodzą w grę, nie znosi ich od najmłodszych lat. W ogóle źle znosi wizyty w rodzinnym domu. Z matką nigdy się nie dogadywały, więc właściwie najchętniej ucięłaby wszelkie kontakty, gdyby nie ja. Tak przynajmniej opowiadała podczas rozmów telefonicznych, kiedy głównie wysłuchiwałam jej tłumaczeń.

– Skoro tak ci zależy na mnie, to powinnaś wyręczyć mnie w opiece nad matką. Poświęcić ten jeden weekend w miesiącu, o nic więcej nie proszę – szeptałam do telefonu, chociaż miałam ochotę krzyczeć z rozpaczy.

Nie tak umawiałyśmy się trzy lata temu, kiedy zwalniałam się z pracy i wyprowadzałam z własnego domu, zostawiając w nim męża, żeby zająć się mamą. Miałam czuwać nad nią pięć dni w tygodniu, a na weekendy wracać do siebie, zostawiając mamę pod opieką brata lub siostry.

Oni, jako że mieszkali daleko i zarabiali znacznie lepiej ode mnie i mojego męża, mieli wspierać nas finansowo. Dodatkowe dochody przeznaczaliśmy na coraz bardziej specjalistyczne opatrunki, pampersy, dodatkowe lekarstwa, których nie opłacilibyśmy ze skromnej renty mamy i naszych pomniejszonych dochodów.

To nie jest tylko mój problem!

Nie minęło pół roku od podjęcia przeze mnie decyzji, jak Ilona zaczęła narzekać na zbyt częste spotkania z mamą. Mówiła, że denerwuje ją swoim nieprzewidywalnym zachowaniem, brzydzi ją nietrzymaniem moczu, a przede wszystkim przeraża. Dziwne, bo z całej naszej trójki ona najbardziej przypominała matkę.

– A co, jeśli to dziedziczne, i ja także zachoruję na alzheimera? – płakała w słuchawkę, kiedy pierwszy raz wystawiła mnie do wiatru. – Nie dam rady, rozumiesz, nie mogę, ona jest taka… – zawahała się. – Taka straszna! Wulgarna, nieporadna.

– Jest chora – zauważyłam.

Byłam potwornie zmęczona. Czułam narastający, migrenowy ból w skroniach, lecz mimo wszystko starałam się zachować spokój. Tamtego dnia mama zesikała się w gościnnym, myląc szafę z łazienką. Potem, gdy ja byłam zajęta sprzątaniem, uciekła z domu. Tak jak stała, w koszuli nocnej. Bez kurtki lub choćby sweterka, do których przyszyłam karteczki z nazwą jej choroby i adresem zamieszkania.

Przez dwie godziny szukałam jej po okolicy. Zdążyłam zaalarmować sąsiadów i policję, gdy pracownicy służb oczyszczania miasta przyprowadzili ją do mnie. Jeden z nich był dawnym uczniem mamy.

Pamiętał nauczycielkę, która trzęsła całą szkołą, więc stał przede mną zszokowany, nie mogąc pojąć, że ta krucha, zagubiona istota jest jego dawną matematyczką. A potem Ilona wpadła w histerię. Lamentowała, że także skończy jak mama. Chora, zagubiona w odmętach swojego umysłu, agresywna.

Brat wpadał czasami jak po ogień

„To dopiero początkowy etap alzheimera, najgorsze jeszcze przed nami” – chciałam wejść jej w słowo, w porę jednak ugryzłam się w język. Przecież miałam nie tylko siostrę, lecz także brata.

Naszego rodzyneczka, ukochanego synka mamusi, najmłodsze dziecko, które pamiętała najdłużej. Mimo postępującej choroby, nie przestawała pytać o Krzysia. „Co u niego? Jak się czuje? I dlaczego nie przyjeżdża? Nie ma pieniędzy czy nie może?”.

Z nas wszystkich był najbardziej dyspozycyjny. Prowadząc własną, nieźle prosperującą firmę, nie zależał od nikogo, ale jego młodziutką żonę przerażało zachowanie teściowej.

Miały wspaniałe relacje, dopóki mama gotowała im ulubione potrawy i jeździła pomagać przy wnuczku. Ceniła mamę i potrafiła rozpieszczać ją prezentami, póki ta była zdrowa.

Ale wystarczyły pierwsze objawy choroby, żeby synowa przestała się do niej odzywać. Co miesiąc wykonywała jedynie przelew, nie próbując się nawet dowiedzieć, czy sobie radzę w nowej sytuacji i jak mama się czuje.

– Słyszałaś, jakich ona używa słów? Przecież nigdy nie mówiła w ten sposób! I rzuciła się na ciebie z rękami. Nie! Nie zostanę z nią sam! Nie przywiozę do niej Stasia! – krzyczał, nie dając nawet dojść mi do głosu i wytłumaczyć, że to tylko stan przejściowy, nad którym ona przestała panować.

Oddaj ją do domu opieki, po co się męczysz?

Wkrótce mama zapadnie się w sobie, przestanie chodzić, pamiętać nie tylko nasze imiona, ale i do czego służą łyżka lub widelec. Brat jednak nieprzerwanie zalewał mnie opowieściami ze swojego życia, nie dając mi szansy na wyżalenie się.

Każde zdanie mówiące o moim wyczerpaniu o kryzysie w moim małżeństwie spowodowanym rzadką obecnością w domu, o chronicznym braku czasu dla siebie i poczuciu bezsensu tego, na co się porwałam, kwitował w jeden sposób: „Oddaj ją do domu opieki, po co się męczysz? Życie jest takie krótkie i trzeba się nim cieszyć”.

– Trzeba, ale przecież ona także kiedyś poświęciła się dla nas. Wychowała nas sama, dlaczego więc mielibyśmy ją porzucić jak zużyty przedmiot? I to teraz, gdy najbardziej nas potrzebuje? – pytałam ze łzami w oczach.

– Rób, jak chcesz – wzruszał ramionami, jakby to był tylko mój problem. 

– Przecież masz pieniądze, możesz zatrudnić opiekunkę. Wiesz, Doroto, ja ci do portfela nie zaglądam, nie pytam, jak gospodarujesz naszymi pieniędzmi. Przecież u was nie może być chyba aż tak drogo… – siostra rzucała czasami dwuznaczne uwagi, gdy udało mi się wspomnieć o wakacjach, na których nie byłam od pięciu lat.

Na nic zdawały się moje tłumaczenia, że może i owszem, życie kosztuje nieco mniej od tego w stolicy, ale wynajęcie opiekunki, która nie tylko posiedzi z mamą czy ugotuje jej rosołek, lecz także ją przewinie, umyje, nakarmi, przypilnuje przez cały dzień i noc, nie kosztuje 300 złotych miesięcznie, lecz znacznie więcej.

I że mimo ogromnego bezrobocia, moje ogłoszenie w urzędzie pracy przeszło bez echa. Ilona zawsze w takiej chwili milczała znacząco, po czym nieodmiennie zaczynała pytać o pielęgniarkę środowiskową, i pouczać czego mogę, a nawet powinnam od niej oczekiwać. 

– Ale rzeczywistość wygląda inaczej! Ta kobieta ma za dużo podopiecznych i ledwie znajduje godzinę tygodniowo dla mamy – tłumaczyłam się, jakbym to ja była winna brakowi odpowiedniego personelu w naszej okolicy.

Mądrzyć się to każdy potrafi

Nawet teraz, wymawiając się od kolejnej wizyty, siostra nie omieszkała zauważyć, że postępuję co najmniej dziwnie. Zajmuję się mamą od rana do wieczora, jakby opieka nad nią była moją fanaberią, a nie koniecznością.

Tłumaczę więc przez zaciśnięte z wściekłości zęby, że sprawdziłam domy opieki. W tych państwowych latami czeka się na wolne miejsce, bo nawet lista rezerwowych jest już zapełniona po brzegi. W prywatnych miejsca są, lecz utrzymanie mamy będzie nas wszystkich kosztowało o wiele więcej niż dotychczas.

– Z chęcią zapłacę, a ty? – pytam, na co Ilona natychmiast zaczyna rozprawiać o przedłużającym się, kosztownym remoncie mieszkania.

– No dobra, ale pomożesz mi? – wchodzę jej w słowo.

– Pomyślę – rzuca i rozłącza się.

Zmęczona nie mam sił oddzwonić i wygarnąć jej, że tak nie postępuje się z własną siostrą ani tym bardziej matką. Nie łamie się danego słowa i nie zostawia ludzi samych sobie…
W takich chwilach myślę, żeby uciec, zostawiając oskarżycielski list, w którym piszę prawdę o swoim rodzeństwie.

I czasami gotowa jestem doprowadzić swój zamysł do końca, ale zawsze wtedy dzwoni mój mąż z pytaniem, czy przywieźć nam ciepłą kolację z pobliskiego baru.

Nie przepada za teściową. Mama także nigdy nie zaakceptowała, że jako jedyna z trójki rodzeństwa związałam się ze „zwykłym” budowlańcem. Nie inżynierem, dyrektorem, człowiekiem z perspektywami, jak mawiała, ale robolem, który tyra na równi ze swoimi pracownikami.

Nie zgodziła się na nasze zaręczyny, a gdy wbrew jej woli jednak wzięłam ślub, nie pojawiła się na naszej skromnej ceremonii. Nigdy też nie przestała dawać mi do zrozumienia, że popełniłam mezalians.

To podobno ja byłam tą najgorszą

Z trudem zaakceptowała naszego syna. Nie kryła jednak szczęścia, kiedy dostał się na wymarzone studia i otrzymał pracę w renomowanej, międzynarodowej firmie. Całą zasługę przypisała sobie i genom.

A teraz ten pogardzany zięć mimo zapracowania przywozi nam kolacje, podrzuca zakupy i coraz częściej pyta, czy nie lepiej wziąć mamę do nas, bo tak dłużej żyć się nie da.

– Ale ona jest taka…

Gdy tym razem Henio ponawia pytanie, nie potrafię dokończyć zdania. Łzy nie pozwalają mi obronić się przed jego propozycją, więc szlochając, kiwam jedynie głową na znak, że się zgadzam.

Wiem, że wkrótce stan mamy jeszcze bardziej się pogorszy, i chciałabym oszczędzić tego widoku ukochanemu. Ale on, nie czekając aż się uspokoję, dodaje, bo przecież dobrze mnie zna:

– Ja jestem zwyczajny chłopak i niczego się nie boję, nie ukrywam i nie wstydzę się, więc weźmy ją do nas, zanim nasz związek stanie się tylko wspomnieniem – mówi, a ja uśmiecham się, bo przypominam sobie, dlaczego wyszłam właśnie za niego. 

Czytaj także:
„Mój brat wpadł w szpony sekty. Żeby go stamtąd wyciągnąć, zamierzam udawać wierną i również wejść w ich szeregi”
„Szef uważał się za altruistę, bo z łaską raczył nas zatrudnić. Ten wielki dobroczyńca traktował nas gorzej niż psy”
„Kumpel dla paru upojnych chwil z młodą nimfą chciał ryzykować swoje małżeństwo. Widok jej ciała odebrał mu rozum”

Redakcja poleca

REKLAMA