Dziesięć lat temu popełniłam największy błąd w swoim życiu i zakochałam się w nieodpowiednim chłopaku. Miał na imię Janek, chodził do maturalnej klasy i był najprzystojniejszym facetem w szkole. Wszystkie dziewczyny za nim ganiały, ale on wybrał mnie. Byłam taka dumna i szczęśliwa.
Po trzeciej randce poszliśmy do łóżka. Miałam już 17 lat i uważałam, że jestem wystarczająco dorosła na seks. Poza tym bałam się, że jak odmówię, to mój ukochany rozejrzy się za inną. Nasza, a właściwie jego miłość skończyła się już po pół roku. To właśnie wtedy zorientowałam się, że jestem w ciąży. Od razu pokazałam test Jankowi.
– Nie mogłaś się jakoś zabezpieczyć? – warknął.
– To ty nie chciałeś! – przypomniałam mu – Co teraz zrobimy?
– My? – zdziwił się.
– Oczywiście. Przecież to także twoje dziecko!
– Niby tak.
– Nie niby, tylko na pewno! – wrzasnęłam.
– Dobra, już dobra. Nie wkurzaj się. Po prostu jestem zaskoczony. Na razie nikomu nie mów o ciąży. Muszę sobie najpierw na spokojnie wszystko w głowie poukładać – stwierdził i na tym skończył rozmowę.
Rzucił mnie bez słowa
Byłam bardzo zawiedziona. Nie tego się spodziewałam! Sądziłam, że Janek powie , żebym się nie martwiła, że nie zostanę z dzieckiem sama. Tymczasem on kazał mi czekać i milczeć. Tak mnie to zabolało, że aż się popłakałam. Mimo to postanowiłam dochować tajemnicy. Głupio łudziłam się jeszcze, że jak już oswoi się z wiadomością o dziecku, to zachowa się jak prawdziwy facet. Przyjdzie, przytuli mnie mocno i powie, że jakoś sobie poradzimy. Może nawet mi się oświadczy. Przecież wcześniej wciąż mi powtarzał, że jestem miłością jego życia.
Niestety, srodze się zwiodłam. Już dzień po rozmowie zerwał ze mną wszelkie kontakty. W szkole omijał mnie z daleka, nie odbierał telefonów, nie odpisywał na maile i SMS-y. Byłam tak rozżalona i bezradna że nie wytrzymałam. Któregoś wieczoru rozpłakałam się i wyznałam wszystko rodzicom.
Rodzice byli w szoku
Mama omal nie zemdlała, ojciec dostał szału. Krzyczał, że go zawiodłam, że zachowałam się jak ladacznica. Bałam się, że spakuje moje rzeczy i wystawi mnie z nimi za próg. Ale jak już największa para z niego uszła, to zapowiedział, że rozmówi się z Jankiem.
– Tato, to nie ma sensu. Nawet nie otworzy ci drzwi – jęknęłam.
– To oknem wejdę. Nie pozwolę cię skrzywdzić. Jesteś przecież moją córką! – powiedział. Biedak chyba naprawdę łudził się, że przemówi Jankowi do rozumu.
Wrócił po dwóch godzinach. Ze wściekłości aż się trząsł.
– Co, nie wpuścili cię do mieszkania? – zapytałam.
– Wpuścili, ale potraktowali jak śmiecia! Ten gówniarz śmiał mi się w twarz. Twierdził, że nie ma pewności, że to jego dziecko. I że chcesz go wrobić. Najgorsze było to, że rodzice stanęli za nim murem. Ojciec kazał mi się wynosić, a matka wykrzyczała prosto w twarz, że nie pozwoli, by przez jakąś gówniarę jej synek zmarnował sobie życie. Nie mają sumienia i serca! Co oni sobie wyobrażają?! – opowiadał wzburzony.
– Przecież ci mówiłam, że tak będzie… Nie chcą ani mnie, ani mojego dziecka… – rozpłakałam się.
– Nie martw się. Jak urodzisz, wystąpimy do sądu o ustalenie ojcostwa i alimenty. Nie daruję – odgrażał się.
W szkole miałam wsparcie
Nie zamierzałam opowiadać w szkole, że jestem w ciąży. Chciałam w spokoju dotrwać do wakacji. Ale plotki szybko się rozchodzą. Rano przyniosłam zwolnienie z wuefu wystawione przez ginekologa, a w południe wszyscy już gadali o tym, że spodziewam się dziecka. Ludzie udawali, że mi współczują, ale za plecami śmiali się ze mnie, obgadywali, wytykali palcami.
Jedyną osobą, która mnie wspierała i broniła, był Krystian, kolega Janka z tej samej klasy. Mimo że wcześniej znaliśmy się jedynie z widzenia, nie odstępował mnie na krok. Wkurzało mnie to okrutnie. Nie na takim obrońcy mi zależało. Krystian nie był popularny w naszej szkole. Nie rozrabiał, nie imprezował, a na dodatek świetnie się uczył. Zamierzał studiować informatykę. Wtedy, jak wszyscy, uznawałam go za niewartego uwagi nudziarza i kujona. Wstydziłam się, że ktoś taki koło mnie krąży. Gdy więc podchodził do mnie na przerwach, wpadałam w szał.
– Odczep się ode mnie! Nie potrzebuje twojej litości! – wrzeszczałam.
– Ja się nad tobą wcale nie lituję. Chcę tylko pomóc i udowodnić ci, że nie wszyscy faceci to padalce – odpowiadał spokojnie. Nic nie było go w stanie zniechęcić.
Upór bardzo się Krystianowi opłacił. Moja początkowa niechęć do niego zamieniała się w sympatię. No i wreszcie zaczęłam doceniać, co dla mnie robił. Janek zaraz po maturze wyjechał za granicę. Chyba bał się, że naprawdę wystąpimy do sądu o ustalenie ojcostwa i wolał zniknąć. Krystian jeździł ze mną na badania, pomagał urządzać pokoik dla maluszka, czekał na szpitalnym korytarzu, gdy Kacperek przychodził na świat, a potem mi przy nim pomagał w każdej wolnej chwili. Rodzice go uwielbiali. Zapraszali na obiadki i hołubili. I za wszelką cenę próbowali mnie z nim wyswatać.
– My wiecznie żyć nie będziemy, a ty sama z dzieckiem sobie nie poradzisz. Przecież nawet szkoły nie skończyłaś. A on? Z taka głową i zdolnościami bez trudu utrzyma rodzinę. Lepszego kandydata na męża nie znajdziesz! – grzmieli jedno przez drugiego. Doprowadzało mnie to do białej gorączki.
– Dajcie mi święty spokój! Krystian to tylko przyjaciel. Przychodzi do mnie, bo akurat nie ma nic lepszego do roboty. Zobaczycie, wkrótce pozna jakąś fajną, samotną dziewczynę, i tyle go będę widziała – odpowiadałam.
Najpierw przyjaciel, potem mąż
Minął rok, potem drugi i trzeci, a Krystian wciąż trwał przy mnie. Coraz lepiej mu się powodziło. Mimo że jeszcze studiował, założył własną firmę. Stworzył kilka aplikacji na smartfony i zarobił naprawdę duże pieniądze. Kupił mieszkanie, samochód. Rodzice jeszcze bardziej zaczęli naciskać na ślub. Miałam już tego dość. Wiedziałam, że jeśli nie pogadam z Krystianem o małżeństwie, to nie dadzą mi spokoju. Gdy więc któregoś dnia znowu nas odwiedził, zaciągnęłam go od razu do swojego pokoju.
– Słuchaj, musimy poważnie porozmawiać – zaczęłam.
– O czym? Masz jakiś problem?
– Tak. Olbrzymi. Z rodzicami.
– Poważnie? To przecież tacy mili ludzie… Wspierają cię i w ogóle…
– Owszem, mili, ale bardzo, bardzo namolni. Od dłuższego czasu żyć mi nie dają. Ubzdurali sobie, że powinniśmy wziąć ślub, i codziennie o tym gadają. Błagam cię, wytłumacz im, że poza przyjaźnią nic nas nie łączy i nie zamierzasz spędzić ze mną całego życia, bo inaczej zwariuję – wypaliłam.
Krystian zastanawiał się chwilę.
– Wybacz, ale to niemożliwe – rozłożył ręce.
– Dlaczego?! Przecież to nic takiego. A ja wreszcie miałabym święty spokój – jęknęłam zawiedziona.
– Bo uważam, że twoi rodzice mają rację – odparł z poważną miną.
– Chodzi o ślub?! – nie wierzyłam własnym uszom.
– Tak. Kocham cię od czasów liceum, uwielbiam Kacperka. Chcę się wami zaopiekować. Już dawno miałem ci to wyznać, ale bałem się, że mnie przegonisz na cztery wiatry. Dlatego milczałem. A skoro sama zaczęłaś… – patrzył mi w oczy.
– Naprawdę tego chcesz? – dopytywałam się jeszcze.
– O niczym innym nie marzę.
– No to cię nie przegonię… – wykrztusiłam i rzuciłam mu się na szyję.
Gdy mnie przytulił poczułam, że jest mi bardzo bliski.
Sielankę przerwał Janek
Pół roku później wzięliśmy ślub i zaczęliśmy wspólne życie. Krystian okazał się cudownym mężem i ojcem. Dbał o mnie i o Kacperka. Od razu go adoptował, dał mu swoje nazwisko. I traktował jak własnego syna. Poświęcał mu każdą wolną chwilę. Nawet gdy wracał zmęczony z pracy, bawił się z nim, opowiadał bajki, utulał do snu. Mały świata poza nim nie widział.
Nie zmieniło się to nawet wtedy, gdy dwa lata po ślubie przyszła na świat nasza córeczka, Iwonka. Byłam bardzo szczęśliwa. W głębi ducha cieszyłam się, że Janek kiedyś mnie zostawił. Dzięki temu miałam przy sobie wspaniałego mężczyznę, który mnie kochał, i przy którym czułam się bezpieczna. Byłam pewna, że nic nie jest w stanie zakłócić tej sielanki.
To było pół roku temu. Właśnie szykowaliśmy się do wyjścia na niedzielny obiad do moich rodziców, gdy odezwał się telefon. Dzwoniła mama.
– Nie przyjeżdżajcie do nas! – krzyknęła w słuchawkę.
– Ale dlaczego? Kotlety przypaliłaś? Nie zdążyłaś posprzątać? Nie martw się, Krystian zje nawet spalone na węgiel. A bałagan mu nie przeszkadza – zaśmiałam się.
– Nie o to chodzi! Stało się coś strasznego!
– O Boże, co?! Tata źle się poczuł?! – przeraziłam się.
– Nie, z tatą wszystko w porządku. Był u nas Janek!
– Kto?! – nie mogłam uwierzyć.
– Janek! Pytał o ciebie i Kacperka. Mówił, że jest jego ojcem i chce go zobaczyć – głos jej drżał.
Nogi się pode mną ugięły.
– O Boże, to niemożliwe…
– Możliwe, możliwe… Ojciec tak się wkurzył, że wywalił go za drzwi. Pozbierał się i poszedł, ale pod blokiem krzyczał, że jeszcze nie skończył, że wróci. Najlepiej więc zostańcie w domu. Kto wie, co chodzi mu po głowie. Może czai się gdzieś w krzakach i czeka, aż się pojawisz…
Mąż się wściekł
Byłam przerażona. Posadziłam dzieci przed telewizorem i zaciągnęłam Krystiana do kuchni. Opowiedziałam mu o wizycie Janka.
– Co teraz będzie? Przecież Kacperek nawet nie wie o jego istnieniu. Dla niego ty jesteś jedynym i prawdziwym tatą – wykrztusiłam. Mąż aż zacisnął pięści.
– I tak zostanie. Nie pozwolę, by choć odrobinę zbliżył się do naszego syna!
– Tak? A co zrobisz?
– To, co będę musiał – wysyczał.
Krystian był z natury bardzo łagodnym i spokojnym człowiekiem. Ale w tamtej chwili aż ział nienawiścią. Wyglądał tak, jakby naprawdę chciał spełnić swoją groźbę.
– Nawet nie mów w ten sposób! Przerażasz mnie!
– Dobrze, już dobrze. Tylko żartowałem. Poczekamy, zobaczymy. Może tacie udało się zniechęcić Janka i więcej się nie pojawi? – uspokajał mnie.
Obiecałam, że spróbuję żyć normalnie, ale przez skórę czułam, że to jeszcze nie koniec.
Nie wierzyłam w jego skruchę
Miałam rację. Tydzień później rodzice znowu mieli niespodziewanych gości. Tym razem Janek pojawił się w towarzystwie rodziców. Chyba bał się, że tata znowu mu przyłoży i wolał wziąć obrońców. Po wizycie mama od razu do mnie zadzwoniła.
– Boże drogi, czego on znowu chciał? – dopytywałam się.
– Tego samego, co wcześniej. Spotkania z Kacperkiem. Mówił, że popełnił błąd, uciekając za granicę, ale teraz wrócił i chce wszystko naprawić. Spotykać się regularnie z synem, zabierać go na wakacje.
– A powiedziałaś mu, że Kacperek ma już ojca? Że bardzo go kocha i jest szczęśliwy?
– Pewnie, że tak. Myślałam, że sumienie go ruszy, zrozumie, że skrzywdzi dziecko. A on co? Był oburzony! Stwierdził, że nie masz prawa oszukiwać syna, i on sam mu powie, kto jest jego prawdziwym tatą – odparła.
– Mowy nie ma! Prędzej trupem padnę, niż zgodzę się na choćby jedno spotkanie – zatrzęsłam się.
– Słuchaj, zna wasz adres. Nie wiem skąd, ale zna. Grozi, że jak się z nim nie spotkasz i nie zgodzisz na jego warunki, to zacznie was nachodzić. I do sądu pójdzie walczyć o swoje prawa – mama była przerażona.
– Co?!
– Tak! Kazał ci powiedzieć, że będzie na ciebie czekał w następny czwartek o siedemnastej, w kawiarni, w której się dawniej spotykaliście.
– W „Malinowej”?
– Tak.
– A to bezczelny typ!
– No! I jaki pewny siebie! Patrzył na nas z góry, jakby był na wygranej pozycji. A ci rodzice? O razu zapowiedzieli, że będą wspierać syna. We wszystkim. Boże, co teraz będzie?! – rozpłakała się.
– Nie martw się. Krystian na pewno coś wymyśli – starałam się ją pocieszać, choć sama miałam ochotę się rozryczeć. Wiedziałam, że Janek to parszywe bydlę, ale w głowie mi się nie mieściło, że może być tak bezwzględny i okrutny.
Poszłam na spotkanie z Jankiem
Mąż przyjął wiadomość o ultimatum Janka w miarę spokojnie. Byłam bardzo zdziwiona, bo spodziewałam się wybuchu, przekleństw i gróźb. Tymczasem on zachował kamienną twarz.
– Idź na to spotkanie – powiedział.
– Ale po co? Nie mam mu nic do powiedzenia!
– O rany, przecież wiem. Mimo to idź. Pogadaj z nim, spróbuj wybadać, jakie ma dokładnie zamiary. Im więcej poznasz szczegółów, tym łatwiej będzie nam z nim walczyć – odparł.
– No dobrze, poświęcę się – westchnęłam. Nie miałam ochoty widzieć Janka, ale argumenty męża trafiły mi do przekonania.
Tydzień później stawiłam się w kawiarni. Ale minął kwadrans, pół godziny, godzina, a Janek się nie pojawił. Wróciłam do domu.
– I jak się udało rozmowa? Dowiedziałaś się czegoś? – pytał Krystian.
– Nie.
– Czemu? Słów ci zabrakło?
– Nie! Po prostu nie przyszedł. Najpierw zawraca głowę, straszy, stawia warunki, a potem się nie pojawia. Ciekawe, dlaczego?
– Może w ostatniej chwili ruszyło go sumienie i doszedł do wniosku, że powinien odpuścić?
– E tam, nie wierzę. Musiało się coś stać.
– Naprawdę jesteś ciekawa, co?
– Nie.
– To się nad tym nie zastanawiaj. Ciesz się, że pan Janek zniknął z naszego życia. Miejmy nadzieję, że na dobre – uśmiechnął się.
Tak chciał los
Przez następne dni żyłam w niepokoju. Bałam się, za chwilę zadzwoni mama i powie, że znów odwiedził ją Janek. Wytłumaczy się z nieobecności i zażąda kolejnego spotkania. Ale nic takiego się nie działo. Powoli zaczęłam wierzyć, że faktycznie przeszedł jakąś przemianę i postanowił dać mi spokój. Okazało się jednak, że przyczyna była zupełnie inna.
To było dwa miesiące temu. Wracając z zakupów natknęłam się na koleżankę ze szkoły. Nie widziałyśmy się od dawna, więc poszłyśmy na kawę poplotkować.
– Słyszałaś o Janku? – zapytała w pewnym momencie.
– Którym Janku? – udawałam, że nie wiem, o co chodzi.
– O rany, no tym, który zrobił ci dziecko.
– Niewiele. Tyle tylko, że wrócił z zagranicy.
– To ty nic nie wiesz?
– O czym?
– Janek nie żyje.
– Co?!
– Miał wypadek samochodowy.
– Kiedy?
– Jakieś cztery miesiące temu.
– Wiesz, jak to się stało?
– Podobno koło mu w czasie jazdy odpadło i samochód walnął w drzewo. Nie było, co zbierać – odparła.
Teraz już rozumiałam, dlaczego Janek nie przyszedł wtedy do kawiarni. Nie mógł, bo od dwóch dni leżał w kostnicy.
Po powrocie do domu opowiedziałam Krystianowi o śmierci Janka. Niespecjalnie się przejął.
– To chyba dobrze, że nie żyje, prawda? Nie będzie nam już głowy zawracał – stwierdził.
– Jak możesz! Palant był z niego straszny, ale nie życzyłam mu śmierci!
– Ja też nie. Ale cóż… Chciał chłop zniszczyć spokój naszej rodziny, więc dostał to, na co zasłużył. Palec Boży, kochanie – mrugnął do mnie okiem.
Czytaj także: „Rwałem panny jak świeże czereśnie. Aż spotkałem Andżelikę, która opanowała moją ułańską fantazję”
„Po zdradzie byłej żony, wszędzie węszyłem zdradę. Wpadałem w szał, gdy jakiś chłop łypał okiem na moją partnerkę”
„Nie chciałam być służącą męża, więc wyrzucił mnie z domu. Szybko wracałam na klęczkach, bo małżeństwo to świętość”