„Chłopak wymagał ode mnie, żebym codziennie wyglądała jak gwiazda filmowa. Robiłam perfekcyjny makijaż nawet do kiosku”

załamana kobieta w makijażu fot. Adobe Stock, SHOTPRIME STUDIO
„Niby podobało mi się, że tak dba o siebie, ale kiedy zaczął wymagać tego samego ode mnie, mój entuzjazm osłabł. Namawiał mnie na depilację całego ciała. Chciał, żebym robiła codziennie pełen makijaż, starannie układała włosy, spryskiwała je lakierem, chodziła w ciuchach jak spod igły, wytwornej biżuterii i tym podobne. O dżinsach nie było mowy”.
/ 11.09.2022 18:30
załamana kobieta w makijażu fot. Adobe Stock, SHOTPRIME STUDIO

Teresa, młodsza siostra mojej mamy, była mi najbliższa z całej rodziny. Różnica wieku między nami wynosiła dziesięć lat. To było i dużo, i mało zarazem. Mało na tyle, że nie widziałam w niej dorosłej osoby, której „trzeba się słuchać”. Ona z kolei nie traktowała mnie z góry, jak natrętnej smarkuli, nie próbowała też mnie wychowywać ani mi matkować.

Właściwie trudno nazwać to, co nas łączyło

Nie do końca byłyśmy jak siostry czy przyjaciółki, bo jednak znajdowałyśmy się na zupełnie innych etapach życia. Najbliższe prawdy będzie stwierdzenie, że Teresa była moją idolką, wzorem do naśladowania i autorytetem. Podziwiałam ją i chciałam być taka jak ona. Co więcej, bezgranicznie jej ufałam i zwracałam się do niej w sprawach, w które nie chciałam mieszać rodziców. Nic więc dziwnego, że to właśnie do niej zwróciłam się w sprawie Tushara…

Poznałam go, kiedy wracałam ze studenckiej imprezy. Ktoś ze znajomych zamówił mi Ubera, uznając, że jestem zbyt pijana, aby wracać sama. Kierowcą okazał się bardzo przystojny chłopak. Miał czarne oczy i włosy oraz ciemną karnację. Byłam w świetnym nastroju, wyluzowana na maksa, więc zaczęłam go podrywać. Odpowiadał mi uprzejmie, ale nie podejmował flirtu.

Czemu jesteś taki sztywny? Nie podobam ci się? – zapytałam go z alkoholową szczerością. –

Jesteś bardzo ładna i bardzo miła dziewczyna, ale pijana – odpowiedział z obcym akcentem i pięknym uśmiechem.

– A jakbym była trzeźwa?

– Tobym się w tobie zakochał – i znowu ten uśmiech.

Więc umówmy się na randkę. Obiecuję, że przyjdę trzeźwa!

Na światłach podyktowałam mu numer i pilnowałam, by zapisał go sobie w komórce. Potem odwiózł mnie pod dom i odjechał. Nie sądziłam, że się odezwie. Myślałam, że wziął ode mnie numer dla świętego spokoju, ale parę dni później zadzwonił i zaprosił mnie na randkę. Gdy wytrzeźwiałam, zrobił na mnie jeszcze większe wrażenie. Byłam tak zauroczona i oszołomiona, że niewiele pamiętam z tamtego spotkania: tylko jego oczy, nasz pierwszy pocałunek, ciarki na całym ciele… To był chyba ów słynny „piorun sycylijski”, który trafił nas oboje.

Zostaliśmy parą

Na początku układało nam się świetnie, gównie dlatego, że była między nami silna chemia. Jednak po jakimś czasie dały o sobie znać dzielące nas różnice. Tushar był Hindusem, wychował się w Indiach, do Europy przyjechał już jako dorosły i całkowicie ukształtowany człowiek, nic więc dziwnego, że był tak bardzo inny od wszystkich mężczyzn, jakich znałam do tej pory. Na przykład przywiązywał gigantyczną wagę do wyglądu. Niby podobało mi się, że tak dba o siebie, ale kiedy zaczął wymagać tego samego ode mnie, mój entuzjazm osłabł. Namawiał mnie na depilację całego ciała. Chciał, żebym robiła codziennie pełen makijaż, starannie układała włosy, spryskiwała je lakierem, chodziła w ciuchach jak spod igły i tym podobne. Wiem, że dla niektórych kobiet takie rzeczy są czymś naturalnym, ale ja byłam innym typem dziewczyny. Ceniłam sobie wygodę oraz naturalność i zwyczajnie było mi szkoda czasu i pieniędzy na „robienie się na bóstwo” bez żadnej okazji. Poza tym było mi cholernie przykro, że musi mnie ulepszać, że nie wystarczam mu taka, jaka jestem.

Kiedy mu to wytykałam, zaprzeczał i tłumaczył, że robi to wyłącznie z miłości, że pragnie, bym była najlepszą wersją samej siebie. Średnio mnie to przekonywało. Coraz częściej nachodziła mnie smutna refleksja, że należymy do dwóch różnych światów i prędzej czy później nasze drogi się rozejdą. Nie wiedziałam, czy nasz związek ma w ogóle jakiś sens. Skołowana i zagubiona, zrobiłam to, co zawsze w takich sytuacjach: poszłam po poradę do Teresy. Wysłuchała mnie, a potem zapytała:

– Jak myślisz, Gosiu, dlaczego wciąż jestem sama?

Zaskoczyła mnie tym pytaniem, pozornie nie na temat.

Bo jesteś niezależna i kochasz wolność? – zaryzykowałam odpowiedź.

Wtedy Teresa uśmiechnęła się smutno-gorzkim uśmiechem.

– Wcale nie. Jestem sama, bo kiedyś odrzuciłam mężczyznę, na którym bardzo mi zależało, ale uznałam, że dzielą nas różnice nie do pogodzenia.

– Nigdy mi o nim nie mówiłaś…

– Kiedy go poznałam, ty miałaś raptem czternaście lat. A potem… potem to było zbyt bolesne wspomnienie, nie lubiłam do niego wracać.

– Więc czemu teraz…? Nie zmuszaj się…

– Nie zmuszam. Chcę ci o tym opowiedzieć. To idealny moment, bo może nauczysz się na czegoś moich błędach. Ali przyjechał do Europy na wakacje. W Polsce miał się zatrzymać tylko na kilka dni, ale poznał mnie i został na dłużej. Połączyło nas coś magicznego, co zdarza się raz w życiu. Czułam to każdą cząstką siebie. On był gotów zamieszkać w Polsce, choć sama wiesz, jak tutaj traktują obcokrajowców. Ale ja chciałam jeszcze więcej. Uparłam się, żeby zrezygnował dla mnie ze swojej religii. Nie wyobrażałam sobie wtedy wychowywania dzieci w jego wierze. On poczuł się urażony, postawiony pod ścianą. Od słowa do słowa doszło między nami do strasznej kłótni. Każde z nas powiedziało o wiele za dużo. Słowa naprawdę potrafią ranić głęboko… Zerwaliśmy, on wyjechał. Myślałam, że o nim zapomnę, że się pozbieram. Nie udało się. Mam trzydzieści pięć lat i jestem sama, bo nikogo nie potrafię pokochać tak, jak kochałam Alego.

Teresa się rozpłakała, a ja nie wiedziałam, co robić. Przytuliłam ją niezdarnie i rzuciłam banałem, że na pewno jeszcze kogoś pozna…

– Daj spokój, Gosieńko – otarła łzy. – Nie opowiedziałam ci tego, żebyś mnie klepała po plecach. Chciałam cię przestrzec. Wielka miłość trafia się raz w życiu i warto o nią zawalczyć.

Obiecałam jej, że przemyślę gruntownie mój związek z Tusharem i że pochopnie z niego nie zrezygnuję. Dotrzymałam słowa, ale ostatecznie okazało się, że z tej mąki chleba nie będzie. Rozstaliśmy się więc w zgodzie, choć ze smutkiem. Co innego nie dawało mi spokoju: miłosny dramat Teresy. Skoro do dziś żałowała i tęskniła, widać nie powinni byli się rozstawać. Ale nic straconego.

Odszukam Alego!

Prawdopodobieństwo, że jest wolny i wciąż kocha Teresę, było co prawda znikome, ale musiałam spróbować. Mieszka całkiem blisko naszego miasta! To musi być znak Ustalenie jego tożsamości poszło łatwo: zdobyłam nazwisko Alego od przyjaciółki Teresy. Potem wpisałam je w wyszukiwarkę i metodą eliminacji, odrzucając kilku zbyt młodych mężczyzn, odnalazłam właściwego Alego na Facebooku. Mieszkał w Niemczech, niecałe sto kilometrów od naszego miasta. Znak od losu? Przeglądając publikowane przez niego zdjęcia, natknęłam się na fotografię przedstawiającą go w towarzystwie małego chłopca i kobiety. Wtedy pomyślałam: przepadło, cholera, założył rodzinę. Potem jednak wczytałam się w podpis i okazało się, że to jego była żona.

Przejrzałam cały jego profil i nie znalazłam żadnej informacji na temat aktualnej partnerki. Niesiona ekscytacją, nim się rozmyśliłam, założyłam fałszywy profil, podszywając się pod ciotkę, i napisałam do niego. Wiedziałam, że Teresa nie zdobyłaby się na taki krok. Tyle razy mi pomagała, teraz ja pomogę jej. Zdecydowałam. Ali odpisał: był zaskoczony, ale też ucieszony tym, że Teresa odezwała się do niego po tylu latach. Wymieniliśmy kilka wiadomości, a potem zaproponował spotkanie: w miejscu i terminie, który będzie mi pasować. Znaczy Teresie. Dopiero wtedy przyznałam się ciotce do całej mistyfikacji. Bałam się, że się wścieknie, ale ona była zbyt poruszona i podekscytowana, żeby się na mnie gniewać. Spotkała się z Alim i… Niedawno minęły dwa lata od ich ślubu. Teresa mieszka teraz w Niemczech i spodziewa się dziecka. Problem, w jakiej wierze je wychować, już nie istnieje, bo w ciągu tych lat rozłąki zarówno Teresa, jak i Ali oddalili się od Boga. Chrzestną malucha więc nie zostanę, ale w zupełności wystarcza mi rola swatki.

Kiedy ostatnio widziałam się z Teresą, wręcz promieniała szczęściem. A to wszystko moja zasługa!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA