„Chełpiłam się, że jestem za mądra, żeby mnie ktoś oszukał >>na wnuczka<<. Niestety, oszukano mnie... >>na policjanta<<!”

Chwaliłam się, że nie dam się oszukać na wnuczka fot. Adobe Stock, Proxima Studio
„– Straszne! Ja bym się tak nie dała nabrać, głupia nie jestem, w końcu 67 lat na tym świecie żyję. Ale kto wie, ile to takich osób jest, które by uwierzyły złodziejowi? To trzeba być naprawdę naiwnym! Ja od razu bym zadzwoniła na policję i powiedziała, że taki jeden z drugim zasadzają się na moje pieniądze. Złapaliby ich i wreszcie byłby spokój!”.
/ 21.07.2022 14:30
Chwaliłam się, że nie dam się oszukać na wnuczka fot. Adobe Stock, Proxima Studio

Chyba każdy w Polsce słyszał już o metodzie oszukiwania starszych osób „na wnuczka”. Mnie ostrzegały moje dzieci, a potem ze dwa razy widziałam w telewizji program o takich oszustach. Zdziwiłam się więc, że Krysia, moja sąsiadka z dołu, nigdy o czymś takim nie słyszała.

Była podręcznikową ofiarą

– Więc to jest tak, Kryśka – tłumaczyłam jej. – Taki złodziej, jeden z drugim, zbiera informacje o tobie i twojej rodzinie. Wie na przykład, jak się nazywa twoja córka i wnuki…

– No, ale skąd on to wie? – zainteresowała się sąsiadka.

– A wiesz, tego nie mówili w tym programie – zamyśliłam się na moment. – Ale sądzę, że on wypytuje znajomych albo podsłuchuje pod oknem, jak rodzina do ciebie przyjeżdża. A potem zdobywa twój numer telefonu i pewnego dnia dzwoni do ciebie, przedstawiając się jako na przykład Mateusz.

– Czemu akurat Mateusz? – Krysia otworzyła szeroko oczy.

– Bo tak ma na imię twój najstarszy wnuk – wytłumaczyłam. – Widzisz, to nie jest jakaś tajna informacja, ja to wiem, oszust też może wiedzieć! Więc ten niby Mateusz dzwoni i mówi, że ma jakiś straszny problem. Opowiada ci o wypadku, chorobie, kradzieży całego majątku lub inne rzeczy, aż pytasz, jak możesz mu pomóc. I wtedy on mówi, że potrzebuje kilku tysięcy złotych. I że jeszcze tego samego dnia po nie przyjdzie.

– No ale przecież, jak ten złodziej przyjdzie, to zobaczę, że to wcale nie Mateusz, i nic mu nie dam! – wykrzyknęła Krysia z triumfem, dumna, że przechytrzyłaby złodziei.

– No widzisz, oni właśnie na to mają sposób – sprowadziłam ją na ziemię. – Tuż przed wizytą, ten niby wnuczek dzwoni do ciebie ponownie i mówi, że nie dotrze na czas, ale właśnie wysłał po te pieniądze swojego przyjaciela…

– Czyli kogo?

– Wszystko jedno, przecież nie znasz wszystkich przyjaciół wnuka, nie? No. I ten cwaniak oczywiście zapewnia, że zwróci ci wszystko, jak tylko stanie na nogi, dziękuje ci wylewnie i zapewnia, że bardzo cię kocha. Zanim zdążysz to przemyśleć, do drzwi dzwoni ten niby kolega. I co robisz? Dajesz mu kopertę! A potem się okazuje, że twój prawdziwy wnuk wcale do ciebie nie dzwonił, i to wszystko, to było starannie zaplanowane oszustwo „na wnuczka”!

– Straszne! – Krysia pokręciła głową ze zgrozą. – Ja bym się tak nie dała nabrać, za mądra jestem, w końcu 67 lat na tym świecie żyję. Ale kto wie, ile to takich osób jest, które by uwierzyły złodziejowi? I straciły wszystkie oszczędności…

Pokiwałyśmy głowami nad naiwnością niektórych ludzi, dopiłam herbatę i wróciłam do siebie.

Wiedziałam, że ja bym się nie dała zrobić na szaro

Ja od razu bym zadzwoniła na policję i powiedziała, że taki jeden z drugim zasadzają się na moje pieniądze. Złapaliby ich i wreszcie byłby spokój! Kilka tygodni po tamtej rozmowie, siedziałam sobie na balkonie i patrzyłam, jak dzieciaki bawią się na placu zabaw, kiedy ktoś zadzwonił to drzwi. Spojrzałam na zegarek; za późno na listonosza, a innych gości się nie spodziewałam. Krysia z kolei nigdy nie dzwoniła, tylko zawsze pukała.

– Kto tam? – zawołałam ostrożnie, przysuwając ucho do drzwi.

Posterunkowy – zabrzmiał spokojny męski głos. – Mogę zająć pani chwilę?

Przez wizjer zobaczyłam przystojnego, gładko ogolonego mężczyznę w granatowym mundurze, z czapką pod pachą. Odetchnęłam z ulgą i otworzyłam mu bez wahania.

– Dzień dobry – uniósł palce do skroni i przedstawił się. – Jestem z tutejszego komisariatu. Mam dla pani wiadomość dotyczącą próby wyłudzenia i oszustwa. Otóż otrzymaliśmy informację, że w ciągu kilku dni zadzwoni do pani osoba podająca się za członka pani rodziny. Zna pani sposób oszustów „na wnuczka”?

– Tak, znam! – potwierdziłam z entuzjazmem. – Nawet sąsiadkę przed tym przestrzegałam niedawno.

Bardzo dobra postawa obywatelska – uśmiechnął się posterunkowy. – Informacja to najlepsza broń w walce z przestępczością, zawsze to mówię! W każdym razie ta osoba opowie pani jakąś wzruszającą historyjkę, a potem poprosi o pewną kwotę pieniędzy. Czy ma pani w domu gotówkę?

– Mam – kiwnęłam głową, zerkając w stronę pawlacza, gdzie trzymam puszkę po kawie, do której co i raz dokładam kolejny zwinięty banknot.

Nie ufam bankom, bo mogą zbankrutować

A puszki są niezawodne.

– Dobrze, proszę nie mówić ani nie pokazywać, gdzie – zastrzegł od razu. – Policjanci nigdy nie proszą o takie informacje, to domena złodziei.

– No tak, oczywiście – skupiłam wzrok na moim gościu. – Więc co mam zrobić, jak ten oszust zadzwoni?

– Musi pani nam pomóc zastawić na niego pułapkę – pochylił się w moją stronę. – Proszę po moim wyjściu spisać wszystkie numery banknotów i zachować kartkę. Kiedy oszust się odezwie, proszę nie dać po sobie poznać, że wie pani, co się dzieje, i udawać, że mu pani we wszystko wierzy. Czy da pani radę odegrać swoją rolę?

– Jasne – zapewniłam. – I zrobię to z przyjemnością! Ktoś wreszcie musi złapać tych kryminalistów!

– Doskonała postawa – policjant znowu mnie pochwalił. – Więc proszę udawać, że mu pani wierzy, a potem, kiedy ktoś przyjdzie po pieniądze, proszę mu je dać prosto do ręki. To ważne: pieniądze nie mogą być w kopercie, bo kiedy go z nimi złapiemy, musimy mieć jego odciski palców na banknotach. Zapamięta pani?

– Oczywiście – zapewniłam. – Czyli mam mu dać te pieniądze, a potem wy go z nimi złapiecie, tak? I porównacie spisane przeze mnie numery banknotów z tymi, na których będą jego odciski? – domyśliłam się.

– Mogłaby pani pracować w policji – uśmiechnął się mężczyzna. – Tak działa mechanizm tej pułapki. Oczywiście wszystkie pieniądze zostaną pani zwrócone po zabezpieczeniu śladów. Zaprosimy też panią na komisariat w celu złożenia zeznań. A potem, kto wie? Może zainteresuje się tym prasa? Wszak pomoże pani policji ująć sprawców wielu przestępstw!

Posterunkowy pożegnał się uprzejmie i zostawił mnie, przestrzegając na koniec, bym nikomu nie mówiła o tej pułapce. Świetnie rozumiałam, dlaczego.

To było coś w rodzaju tajnej misji!

Popamiętasz mnie, cwaniaczku jeden! Przez cały kolejny dzień dosłownie nie mogłam usiedzieć w miejscu, ciągle wpatrywałam się w telefon albo biegałam do okna. W końcu późnym wieczorem oszust zadzwonił.

– Arturku, tak się cieszę, że cię słyszę! – powiedziałam do młodego mężczyzny, który przedstawił się jako mój wnuk, mieszkający od lat w Niemczech. – Co tam? Kiedy przyjeżdżasz?

– Och, babciu, właśnie już jestem w Polsce, jechałem na wizytę do lekarza, bo wiesz, tutaj to jednak jest tańsze niż u nas w Niemczech – oszust świetnie udawał i znał sporo szczegółów. – Miałem też odebrać pompę insulinową, bo wiesz, zdiagnozowano u mnie cukrzycę… Nie masz pojęcia, co się stało! Na stacji benzynowej ktoś mnie ogłuszył, zabrał mi kluczyki i uciekł moim samochodem! Zgłosiłem już kradzież na policji, ale najgorsze, że w samochodzie miałem pieniądze na tę pompę! Całe 15 tysięcy! I teraz zostałem bez samochodu i bez środków na pompę insulinową…

– Och, Arturku – udałam okropnie wstrząśniętą. – Musisz do mnie przyjechać, ja mam trochę oszczędności, rodzice na pewno też się dołożą… Przecież musisz mieć tę pompę, to kwestia twojego zdrowia!

– Babciu, naprawdę ratujesz mi życie! – oszust także świetnie grał swoją rolę. – Oczywiście wszystko ci zwrócę jak tylko wrócę do Niemiec, przysięgam! Kochana jesteś!

Udałam, że mu wierzę, on udał, że niedługo się spotkamy, i umówiliśmy się na następny dzień na odbiór pieniędzy. Naturalnie zgodnie ze scenariuszem oszustów, rano przed spotkaniem „Artur” zadzwonił, że nie może przyjechać osobiście, ale wyśle zaufanego przyjaciela.

Miałam się nie obawiać oddać mu pieniędzy

„Jasne, mój ty cwaniaczku, jeśli ktoś tu się powinien bać, to chyba ty!” – pomyślałam i wyjęłam zwitek banknotów z puszki po kawie.

Byłam przygotowana do akcji. Wręcz nie mogłam się doczekać momentu, kiedy oszust wyciągnie rękę po pieniądze i zostawi na nich swoje odciski palców. Kartka ze spisanymi numerami banknotów leżała bezpiecznie w szufladzie.

„Zaraz – pomyślałam. – Przecież policja jeszcze nie ma tych numerów banknotów… Więc nawet jak oszusta od razu złapią z moimi pieniędzmi, to będzie mógł się bronić, że należą do niego. Kurczę, a może posterunkowy mówił, że mam wcześniej dostarczyć tę listę na komisariat? Albo chociaż przedyktować przez telefon?”.

To przecież byłoby logiczne. Przyznaję, praca w roli tajnego agenta to nie dla mnie. Byłam coraz bardziej zdenerwowana, obawiałam się, że popełnię jakiś błąd i cała akcja się przez to nie uda. W końcu postanowiłam zadzwonić na policję, żeby upewnić się, że robię dokładnie to, co należy.

– Podam pani bezpośredni numer do właściwej komendy dzielnicowej – powiedziała operatorka linii 997.

Po chwili zatem zadzwoniłam już na właściwy, najbliższy komisariat i poprosiłam o rozmowę z posterunkowym, który do mnie przyszedł.

Niestety, my nie mamy takiego funkcjonariusza w służbie – powiedział ktoś obsługujący zgłoszenie. – Może pomyliła pani nazwisko?

– Nie, na pewno nie! – zapewniłam. – Był u mnie przedwczoraj. Wysoki, gładko ogolony, niebieskie oczy. Współpracuję z wami w sprawie tych oszustów, co wyłudzają pieniądze od starszych osób. Wie pan, spisałam numery i mam dać oszustowi pieniądze, a jak go złapiecie…

– Chwileczkę – funkcjonariusz przerwał mi odrobinę nerwowo. – Twierdzi pani, że człowiek w mundurze podający się za policjanta polecił pani dać komuś pieniądze, i właśnie czeka pani na tego kogoś?

Potwierdziłam skwapliwie i po chwili rozmawiałam już z kimś starszym stopniem. To była kobieta, sądząc po głosie, w średnim wieku. Zabroniła mi dawać komukolwiek pieniądze, i powiedziała, że do mnie jedzie.

Ale teraz pani przyjedzie? – zapytałam zdezorientowana. – Bo ten niby kolega niby wnuka zaraz tu będzie.

– Proszę czekać, za chwilę u pani będę! – rzuciła.

„Niech pan wejdzie, już daję pieniążki”

Zdążyła dosłownie 3 minuty przed oszustem. Wypytała o szczegóły sprawy, coś zanotowała, po czym schowała się w dużym pokoju. Chwilę później zadzwonił dzwonek i w progu ukazał się młody mężczyzna w sportowej kurtce.

– Dzień dobry – powiedział z sympatycznym uśmiechem. – Jestem przyjacielem Artura. Mam coś odebrać…

– Przysłał pana mój wnuk? – zapytałam, bo tak poinstruowała mnie policjantka. – I przyszedł pan po pieniążki, które mu obiecałam? – dodałam.

– Tak.

– Już przynoszę – udałam naiwną staruszkę. – Niech pan wejdzie i zaczeka przy drzwiach.

Niczego nie podejrzewając, chłopak stanął w przedpokoju, a ja weszłam do dużego pokoju i kiwnęłam głową funkcjonariuszce. Po chwili usłyszałam zdumiony okrzyk oszusta oraz wyrecytowaną przez kobietę formułkę o aresztowaniu. Kiedy wyszłam z pokoju, chłopak stał już z rękami spiętymi na plecach kajdankami, a policjantka mówiła do krótkofalówki, że schodzi z podejrzanym na dół. Męski głos odpowiedział jej, że jest gotowy, i zrozumiałam, że pod blokiem na oszusta czeka eskorta. Po chwili w błyskach niebieskiego światła pod klatkę podjechał radiowóz i patrzyłam przez okno, jak wsadzają do niego fałszywego kumpla mojego wnuka.

Bardzo nam pani pomogła – powiedział kilka dni później śledczy, który spisywał moje zeznania. – Oszuści opracowali nową metodę, wykorzystującą częściowo stary schemat. Proszę pamiętać i powiedzieć wszystkim swoim znajomym: jeśli ktokolwiek próbuje panią namówić na oddanie pieniędzy komukolwiek, należy od razu zadzwonić na policję. Nieważne, czy mówi to człowiek w mundurze, czy nie. Nie należy ufać nikomu, kto chce od nas pieniędzy.

Opowiedziałam oczywiście wszystkim, że pomogłam ująć sprawcę. Kryśka bardzo mi zazdrościła, że to mnie oficjalnie podziękował komendant. Dzieci były dumne. Napisano nawet o tym wzmiankę w naszej lokalnej gazecie. Ja jednak miałam mieszane uczucia… To, że zadzwoniłam na policję, to w zasadzie był przypadek, bo naprawdę nie podejrzewałam, że mężczyzna w mundurze był oszustem. Dałam się podejść jak wiele ofiar przede mną i wcale nie byłam sprytniejsza od złodziei. Wyciągnęłam z tego ważną lekcję: ostrożności wobec obcych nigdy za wiele.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA