„Chciwa kuzynka zagarnęła dom po babci. Wiedziała, że miałam otrzymać go w spadku, ale wykorzystała moją nieobecność”

testament spadek fot. DragonImages
„Ten dom miał być moją szansą na nowe, lepsze życie. Kochałam to miejsce. Moja bogata kuzynka, która ma wszystko, czego pragnie, zniszczyła moje marzenia. Jak mogła to zrobić mnie i mojej babci?”
/ 14.07.2023 18:30
testament spadek fot. DragonImages

Dlaczego to zrobiły? Ze zwyczajnej chciwości. Przecież Anecie ta nieruchomość naprawdę nie jest potrzebna. Zresztą dla niej ona jest praktycznie nic niewarta. Zaraz ją sprzeda i może pojedzie sobie za te pieniądze na jakieś egzotyczne wakacje. Dla mnie i mojej córeczki dom babci był ogromną szansą na łatwiejsze, spokojniejsze życie.

Aneta, moja o 2 lata starsza kuzynka, razem z mężem prowadzi świetnie prosperującą firmę budowlaną. Przejęli ją od teściów, którzy postanowili przejść na wcześniejszą emeryturę i wreszcie nacieszyć się życiem. Zostawili sobie duży dom i pokaźne oszczędności, za które teraz podróżują po świecie.

– Cieszymy się swoim towarzystwem i czasem, którego wcześniej nie mieliśmy rozwijając przedsiębiorstwo - często powtarzają.

Mają wszystko, czego potrzebują

Adrian – mąż kuzynki – jest jedynakiem, dlatego wszystkie udziały w firmie dostali oni. Z tego, co wiem, interesy idą im świetnie. Niedawno podpisali kontrakt na budowę kompleksu nowoczesnych apartamentów gdzieś pod Poznaniem.

Dlaczego tak skrupulatnie przedstawiam ich sytuację finansową? Bo nie potrafię zrozumieć tego, co zrobiła mi Aneta. Gdyby jeszcze miała ciężko, ledwie wiązała koniec z końcem, to może zrozumiałabym jej postępowanie. Ale oni naprawdę dobrze zarabiają, mają piękny dom na przedmieściach Krakowa (dostali go w prezencie ślubnym od teściów), 3 mieszkania na wynajem i ogromne perspektywy. Ich córka chodzi do liceum i wakacje najczęściej spędza na obozach językowych (ostatnio była w Londynie), a młodszy syn jest w 5 klasie podstawówki i chodzi na wszystkie zajęcia dodatkowe, o jakich sobie tylko zamarzy.

To zwyczajna chciwość, która nie ma żadnych racjonalnych podstaw. Coś na zasadzie: nigdy nie masz tak dużo, żebyś nie mógł mieć więcej – uświadomiłam sobie ze smutkiem, gdy dowiedziałam się o tym, jaki numer wykręciła mi moja kuzynka.

Aneta jest córką siostry mojej mamy. Mamy wspólną babcię, która jeszcze do niedawno mieszkała w malowniczej wsi w Małopolsce. Takiej zielonej i cichej, zaledwie z kilkudziesięcioma domami, gdzie wszyscy wszystkich znają. Teraz naszej babci już nie ma, a jej dom otrzymała w spadku właśnie moja kuzynka. Sama. Tylko ona. Mimo tego, że babcia zawsze mi powtarzała, że będzie on dla mnie.

Byłam związana z domem babci

– Ty Beatka zawsze kochałaś to miejsce. Już od dzieciństwa uwielbiałaś do mnie przyjeżdżać, pomagać mi w ogrodzie i obejściu, a Anetce zawsze w głowie były inne sprawy. Jeszcze jak byłyście małe, to wspólnie biegałyście w czasie wakacji i zajadałyście się truskawkami zerwanymi prosto z krzaka i soczystymi malinami ociekającymi sokiem – mówiła staruszka.

– Oj babciu, przecież wiesz, że uwielbiam do Ciebie przyjeżdżać. Tutaj czuję się jak w prawdziwym domu – powiedziałam z uśmiechem.

– Potem Anetka wolała już wakacje ze znajomymi i zagraniczne wczasy z rodzicami, mnie odwiedzała naprawdę rzadko. Zresztą ja widzę w jakiej ona jest sytuacji. Ma już wszystko, a Ty dziecko w tej szkole to szybko się własnego mieszkania nie dorobisz – kontynuowała babcia.

Rzeczywiście, ja babcię odwiedzałam o wiele częściej niż kuzynka. Kochałam ten czas, gdy kończył się rok szkolny i mama zawoziła mnie do babci. Najpierw jechałyśmy pociągiem. Potem czekałyśmy na autobus, który dojeżdżał do głównej drogi. Stamtąd trzeba było jeszcze przejść do babci około 2 km malowniczą dróżką wiodącą przez pola i łąki. Jak ja uwielbiałam tę wędrówkę i wdychanie zapachu polnych kwiatów! Zawsze zrywałam maki, chabry i rumianki, by zrobić z nich piękny bukiecik.

– To dla mojej ukochanej babci – mówiłam, podskakując z radości.

Na wieś przyjeżdżałam nawet wtedy, gdy skończyłam szkołę, poszłam na studia i miałam mnóstwo własnych spraw. W tygodniu nauka, w weekendy dorabiałam w sklepie, żeby mieć na własne wydatki, bo rodzice nie za bardzo mogli mi pomóc w utrzymaniu. Jeszcze, jak każda młoda dziewczyna, chciałam wygospodarować nieco czasu na spotkania ze znajomymi i randki. Po prostu na zwyczajne (wcale nie znowu tak szalone) życie studenckie.

Zawsze jednak udało mi się wygospodarować jakiś wolny weekend, żeby odwiedzić babcię Anielę, która po śmierci dziadka została sama i swój czas dzieliła głównie na drobne prace w ogródku i opiekę nad swoimi kurami (z których nie chciała zrezygnować mimo usilnych namów mojej mamy i cioci Asi – mamy Anety).

– A co ja bym robiła, gdybym nie musiała opiekować się tymi kilkoma zwierzętami, które mi pozostały. Zanudziłabym się chyba na śmierć – powtarzała babcia.

Jej sąsiadka Jadwiga, z którą wspólnie spędzały dużo czasu, zwykle potakująco kiwała głową.
– Masz rację Anielko, jak też nie wyobrażam sobie, gdyby mi ktoś odebrał moje ukochane psy, kota i tę resztkę drobiu, która pozostała mi w obejściu – zgodziła się Jadwiga.

Praca w szkole mnie rozczarowała

Ja w tym czasie zdążyłam skończyć filologię polską, poznać Rafała, zakochać się w nim, wyjść za mąż i urodzić córeczkę. Gdy Agnieszka skończyła 3 latka zaczęłam pracę w szkole podstawowej jako nauczycielka języka polskiego. Jako wielka miłośniczka literatury, która zwykle chodzi z głową w chmurach, nieco rozczarowałam się stanem polskiej edukacji.

– Wiesz, wyobrażałam sobie, że wspólnie z dzieciakami będziemy czytać książki z podziałem na role, organizować szkolne przedstawienia i zachwycać na apelach perfekcyjną interpretacją dzieł. Ale teraz dzieci wolą smartfona i Netflixa niż czytanie „Ani z Zielonego Wzgórza” i zachwycanie się przyjaźnią łączącą obie dziewczynki – często śmiałam się do męża.

– Ty to zawsze masz jakieś romantyczne wyobrażenia, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością – ripostował.

Mimo że współczesne realia szkolne nieco mnie rozczarowały, a rozmowy z niektórymi rodzicami podczas wywiadówki to prawdziwy hardcore, to powoli polubiłam moją pracę i tę rzeczywistość. Porzuciłam gdzieś te moje idealistyczne mrzonki. Po prostu starałam się jakoś zaciekawić moich uczniów, żeby na chwilę zainteresowali się czymś innym niż poczynania ich idoli z Instagrama czy Tik Toka.

Jedynym mankamentem pracy nauczyciela były zarobki. Zupełnie nieadekwatne do poziomu zaangażowania, które wkładałam nie tylko w przygotowywanie się do lekcji, prowadzenie zajęć czy sprawdzanie klasówek. Starałam się także  organizować wyjścia do teatru oraz kina na interpelacje dzieł polskich i zagranicznych klasyków, wycieczki do muzeum i inne atrakcje.

Chcę urozmaicić moim uczniom program szkolny, żeby lekcje polskiego nie były dla nich nudne – opowiadałam.

– Ty za bardzo przejmujesz się tymi dzieciakami. Zadaj im jakieś rozprawki do napisania, zrealizuj minimum, którego wymaga dyrekcja i daj sobie spokój – coraz częściej ze zniecierpliwieniem powtarzał mój mąż.

Moje małżeństwo było pomyłką

W ogóle z czasem zaczęliśmy się z Rafałem niezbyt dobrze dogadywać. Coraz częściej wybuchały między nami drobne sprzeczki, które były w stanie zwyczajny drobiazg unieść do ranki dramatu. Nie chciałam, aby na te kłótnie patrzyła nasza córeczka, ale nic nie umiałam na to poradzić.

– Mam dość tego wszystkiego. Wciąż tylko jesteś zajęta szkołą i marudzisz. W ogóle jakoś przestałaś o siebie dbać. Popatrz chociażby na Anetę. Zobacz, jak ona wygląda. Zawsze umalowana i elegancka, a ty w tej rozciągniętej bluzie i szarych legginsach – kiedyś wykrzyczał mi mąż.

– Tak, tylko Aneta ma pomoc domową, która trzy razy w tygodniu przychodzi sprzątać i prasować, o ich ogród dba wynajęta firma,  a obiady zwykle zamawiają z cateringu. Ma czas i pieniądze na dobrego fryzjera, kosmetyczkę i ubrania prosto z najnowszych kolekcji znanych marek – ripostowałam.

– Ja do fryzjera ostatnio chodzę tylko podcinać sobie końcówki, odrosty farbuję sama w domu, żeby było taniej, a ubrania kupuję zwykle z second handów, bo wolę zapłacić za dodatkowe lekcje angielskiego dla Agnieszki – dodałam rozżalona.

Te ciągłe przepychanki niezbyt dobrze podziałały na nasze małżeństwo. Pewnego dnia Rafał po prostu spakował walizki i odszedł.

– Ja się tutaj po prostu duszę. Potrzebuję nowych wyzwań. Muszę wszystko przemyśleć i nabrać dystansu – wykrzyczał mi, rzucając klucze na szafkę w przedpokoju i zatrzaskując za sobą drzwi.

Okazało się, że tym wyzwaniem była Kamila. Młoda brunetka studiująca prawo i mająca ojca prowadzącego znaną w mieście kancelarię, który zadbał, aby przyspieszyć termin naszej rozprawy rozwodowej.

Babcia była moją ostoją

I tak zostałam z moją córeczką sama. W wynajętym mieszkaniu, bo z mężem cały czas zbieraliśmy jeszcze na wkład własny. Wtedy zupełnie się załamałam. Nie wiem, jak udałoby się mi powrócić do rzeczywistości, gdyby nie babcia, która zrobiła, co mogła, aby mi pomóc.

Akurat zbliżały się wakacje i jakoś resztami sił przeżyłam wystawianie ocen, ostatnie rady pedagogiczne i uroczyste rozdawanie świadectw. Później zabrałam Agnieszkę i pojechałam do babci na wieś.

Gdy tylko przekroczyłam próg domu i poczułam jego charakterystyczny zapach – mieszankę pasty do podłóg, suszonej lawendy i świeżo upieczonych bułeczek z jabłkami posypanymi cynamonem – poczułam, jak po moich policzkach spływają łzy.

– Jedzcie dzieci – powiedziała babcia podsuwając nam miskę pełną pysznych drożdżówek wyjętych prosto z piekarnika. – Zaraz nastawiam czajnik. Kakao i kawa z mlekiem zaraz pojawią się na stole – staruszka cały czas się uśmiechała.

– Są przepyszne – z córeczką byłyśmy zgodne.

Ten miesiąc, który spędziłam razem z moją ukochaną babcią na wspólnym gotowaniu, robieniu przetworów, wyjściach na grzyby i wieczornych pogaduszkach, dał mi ogromny zastrzyk energii.

– Pamiętaj Beatka, że zawsze masz gdzie wrócić. Nie przejmuj się. Po burzy przychodzi słońce. Taka jest kolej rzeczy – babcia Aniela zawsze wiedziała, jak mnie pocieszyć.

– Wiem babciu – odpowiadałam, delikatnie głaszcząc ją po spracowanej dłoni.

W spadku miałam dostać dom

To wtedy powiedziała, że zapisze mi w testamencie swój dom. Sąsiadka wspomniała jej, że pani Krysia, która od lat uczy polskiego w podstawówce mieszczącej się w sąsiedniej wsi, za rok odchodzi na emeryturę.

– Może Beata zajęłaby jej miejsce? Ja się z nią znam, to szepnę jej słówko, żeby Cię poleciła – mówiła pani Jadwiga, gdy we trzy siedziałyśmy na ganku z widokiem na pobliską zieleń lasu, skąd dochodziły głośne śpiewy ptaków.

Naprawdę by pani mogła? – zapytałam z entuzjazmem.

– Oczywiście dziecko. Przecież wiesz, że razem z Twoją babcią naprawdę Ci chcemy pomócZresztą zawsze to lepiej, gdy ktoś młody będzie na miejscu – odpowiedziała.

Agnieszka w tym czasie huśtała się na huśtawce zawieszonej na starej gruszy w rogu podwórka.

– Patrz mama, zaraz sięgnę nogami niemal do nieba – krzyczała śmiejąc się od ucha do ucha.

W tej chwili poczułam się naprawdę bezpieczna. Postanowiłam, że we wrześniu jeszcze wrócę do pracy i wynajętego mieszkania, a w kolejne wakacje przeniosę się do babci. Praca w pobliskiej podstawówce będzie o wiele spokojniejsza, a mnie odpadnie prawie 2 tys. zł kosztu za wynajem mieszkania. Przy moich zarobkach i skromnych alimentach, które udało się mi wywalczyć, to prawdziwe krocie.

Do rodziców nie mogę wrócić, bo sami mieszkają w kawalerce. A jaką mam szansę na własny kąt w mieście? Bank raczej nie przyzna mi kredytu, a odłożenie potrzebnej gotówki jest niemożliwe choćbym dorabiała korepetycjami czy nawet znalazła jakąś dodatkową pracę na stałe. 

Propozycja babci spadła mi niczym z nieba. Wiedziałam, że i ona robi się coraz starsza, dlatego przyda się jej pomoc w domu. A moja córeczka tutaj będzie miała o wiele spokojniejsze i bardziej sielskie dzieciństwo. W końcu sama dotąd wspominam beztroskę biegania z innymi dziećmi po łąkach, nasze wyprawy na grzyby czy wakacyjne rajdy rowerowe po okolicy.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że los bywa przewrotny i lubi drwić sobie z naszych planów. A największego ciosu można spodziewać się nawet ze strony bliskich, którzy teoretycznie powinni nas wspierać.

Byłam zdruzgotana i załamana

W sierpniu wyjechałam do siebie, potem zaczął się rok szkolny, a ja powróciłam do swojej pracy i codzienności. Byłam pełna nadziei, że jeszcze tylko ten rok szkolny i zaczynam nowy, spokojniejszy rozdział w moim życiu. Nie przeraziła mnie nawet podwyżka czynszu o 300 zł.

– Pani Beato, wszystko drożeje, szaleje inflacja, mnie przyszła ze spółdzielni podwyżka za ogrzewanie. Ja i tak na tym mieszkaniu zarabiam tyle, co nic – wyrecytował mi przez telefon właściciel.

„Jakie nic? Ile jest czynszu za te 26 m2? Czy ponad 1600 zł na czysto to jest nic? – chciałam mu krzyknąć”.

Nic jednak nie powiedziałam, bo wiedziałam, że negocjacje i tak nie mają żadnego sensu, a szukanie czegoś w lepszej cenie teraz wcale nie jest takie łatwe. Zresztą miałam nadzieję, że już niedługo się wyprowadzę. Więc do końca czerwca jakoś tutaj przetrwamy, nawet płacąc więcej.

I wtedy zdarzył się wypadek: poślizgnęłam się na przystanku i bardzo niefortunnie złamałam nogę w aż dwóch miejscach. W szpitalu zapakowali mi ją w gips, dostałam zwolnienie i zalecenie, żeby jej nie przeciążać.

– Noga może się  źle zrosnąć. A wtedy jedynym rachunkiem będzie długa i kosztowna rehabilitacja– lekarz był ze mną szczery.

W tym samym czasie pogorszył się stan zdrowia mojej babci. Miała już 82 lata i coraz słabsze serce. Trafiła do szpitala z podejrzeniem zawału. Bardzo chciałam do niej jechać, ale trudno było mi poruszać się z tą moją złamaną nogą.

– Dziecko Ty dbaj o siebie i na razie nie przyjeżdżaj. Mnie nic nie będzie. Jest u mnie Asia z Anetką, one na razie mi pomogą. Zobaczysz, niedługo wyzdrowieję i jeszcze wspólnie wybierzemy się na procesję w Boże Ciało – usłyszałam słabiutki głos babci Anieli, gdy do niej zadzwoniłam.

– Jesteś pewna babciu? Tak bardzo chciałabym Cię zobaczyć– powiedziałam, a łzy wzruszenia zakręciły mi się w oku.

– Tak, dbaj o siebie i już niedługo się zobaczymy – wyszeptała.

Ciotka też mnie zapewniła, że z babcią jest coraz lepiej, niedługo pewnie wyjdzie ze szpitala. Że jak mi zdejmą gips, to na spokojnie ją odwiedzę.

Prawda była jednak zupełnie inna. Babci nagle bardzo się pogorszyło, dostała zawału i zmarła w szpitalu. Nie mogłam darować sobie, że nie przyjechałam się z nią pożegnać.

Ale czekała mnie jeszcze jedna zła wiadomość. Okazało się, że babcia w szpitalu napisała testament, w którym dom wraz z podwórkiem i przyległym kawałkiem łąki zapisała Anecie!

– Przecież babcia Aniela miała inne plany. Od przyszłego roku miałam u niej zamieszkać i zacząć pracę w okolicznej szkole. Babcia nigdy, by mi tego nie zrobiła – zaczęłam krzyczeć, gdy prawda wyszła na jaw.

– Taka była decyzja mojej mamy, a Tobie nic do tego. Zresztą niby dlaczego to akurat Ty miałabyś dostać ten dom? A teraz spakuj się, bo nie życzymy sobie, abyś została tutaj nawet chwili dłużej – wysyczała ciotka.

Dopiero sąsiadka babci, po cichu, uświadomiła mi, że one zrobiły to specjalnie.

Wykorzystały okazję, że masz złamaną nogę i jesteś unieruchomiona w domu, aby nie dopuścić Cię do babci. Lekarz już wcześniej powiedział, że stan Anieli pogarsza się i można spodziewać się najgorszego – pani Jadwiga, jak zwykle, była ze mną szczera.

Najpewniej Aneta podsunęła babci jakiś papier, a ta w ogóle nie była świadoma, co podpisuje. W końcu ufała córce i wnuczce. Nawet w głowie, by jej się nie mieściło, że mogą mnie w ten sposób potraktować.

Dlaczego to zrobiły? Ze zwyczajnej chciwości. Przecież Anecie ta nieruchomość naprawdę nie jest potrzebna. Zresztą dla niej ona jest praktycznie nic niewarta. Zaraz ją sprzeda i może pojedzie sobie za te pieniądze na jakieś egzotyczne wakacje.

– Dla mnie i mojej córeczki dom babci był ogromną szansą na łatwiejsze, spokojniejsze życie. Kuzynka o tym doskonale wiedziała – powiedziałam pani Jadwidze, a ta ze smutkiem pokiwała głową.

Nadal wynajmuję mieszkanie i uczę w szkole. Ale niedawno zadzwoniła do mnie pani Jadwiga. Mówi, że praca w wiejskiej podstawówce nadal jest aktualna, a niedaleko jest niewielki domek do wynajęcia w niewygórowanej cenie. Wystarczy pomalować pokoje, lekko go odświeżyć i można spokojnie mieszkać. Może jednak los i dla mnie jest łaskawy?

Czytaj także:
„Ciotka udawała, że opiekuje się babcią, by przejąć cały spadek. Gdy babcia rzuciła mi propozycję, nogi się pode mną ugięły”
„Byłem wzruszony, że żona tak troskliwie opiekuje się moją chorą babcią. Okazało się, że tak naprawdę… potajemnie ją truła!”
„Tylko ja opiekowałam się babcią w chorobie, więc to mnie przepisała mieszkanie. Zostałam rodzinną czarną owcą”

Redakcja poleca

REKLAMA