„Chcieliśmy wziąć ślub kościelny, a ksiądz z nas zadrwił. W wieku 70 lat płonęłam ze wstydu na naukach przedmałżeńskich”

szczęśliwa starsza para fot. Adobe Stock, pikselstock
„– Czemu mu uległeś? – spytałam. – Przecież i tak by nie odpuścił. – Para młoda z siedmiorgiem dzieci, która słucha o planowaniu rodziny, o współżyciu... To dopiero zabawny spektakl! Już widzę te ironiczne uśmiechy, słyszę szepty! – powiedziałam z irytacją”.
/ 16.02.2024 18:30
szczęśliwa starsza para fot. Adobe Stock, pikselstock

Spotkaliśmy się na potańcówce w klubie dla seniorów. Jurek, energiczny mężczyzna, który niedawno owdowiał, i ja, pełna wigoru kobieta, również po stracie męża. Od razu znaleźliśmy tematy do rozmowy.

Od tamtego momentu spotykaliśmy się niemalże każdego dnia. Jerzy zapraszał mnie na spacery, do teatru, na koncerty czy do kina, a ja odwdzięczałam się mu, gotując domowe obiady i piekąc ciasta. Po roku znajomości Jurek poprosił mnie o rękę. Niektórzy mogą pomyśleć, że to zbyt pochopna decyzja, ale gdy ma się już siedemdziesiąt lat, nie ma sensu niczego odkładać na później, prawda? Tylko młodsi mają czas na czekanie, przekładanie, odkładanie. Starsi? Muszą działać szybko, aby zdążyć jeszcze nacieszyć się swoim towarzystwem.

Zdecydowaliśmy się na ślub kościelny

Przedyskutowaliśmy ten temat z naszymi dziećmi i znajomymi, bo zależało nam na wyborze terminu dogodnego dla wszystkich. Po zgromadzeniu wszystkich potrzebnych dokumentów, zgodnie z tradycją, udaliśmy się do parafii panny młodej – czyli mojej, aby zarezerwować datę ślubu. Spotkanie z księdzem było bardzo miłe, poczęstował nas herbatą. Następnie zaczął przeglądać nasze dokumenty.

– Mam metryki chrzcielne, certyfikaty bierzmowania i dokumenty z USC – mówił do siebie. – Wszystko mamy, trzy razy to sprawdziłam – uspokoiłam go.

Spojrzał na mnie i powiedział z kpiącym uśmiechem:

– No właśnie nie wszystko!

– Co, naprawdę czegoś nam brakuje? – zaniepokoiłam się.

– Tak, jednego dokumentu i to naprawdę ważnego. Można by powiedzieć, że najważniejszego! – pogroził mi palcem.

– A mianowicie?

– Potwierdzenia ukończenia kursu przedślubnego. Bez niego nie mogę wam udzielić sakramentu małżeństwa – odpowiedział.

Myślałam, że to żart

Myślałam, że spadnę z krzesła. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Nauki przedmałżeńskie? W tym wieku? To brzmiało zupełnie niedorzecznie! Myślałam, że ksiądz zasugeruje nam chodzenie do kościoła przez jakiś czas. Ale takie coś? Na pewno nie. Spojrzałam na Jurka. Wyglądał na równie zdziwionego co ja.

– Ale proszę księdza, przecież jesteśmy owdowiali, mamy dorosłe dzieci, wnuki... My wiemy wszystko o małżeństwie – przypomniałam mu, ale proboszcz tylko zmarszczył brwi.

– To nieistotne. Nie widuję cię tu zbyt często, moja droga, twojego przyszłego męża nie znam, więc nic złego się nie stanie, jeśli oboje przypomnicie sobie co nieco na temat duchowych i innych kwestii związanych z katolickim małżeństwem. Może przez te lata zapomnieliście o pewnych zasadach – powiedział.

Chciałam już wykrzyknąć, że to jakaś kpina, ale Jurek szturchnął mnie w bok.

– Oczywiście, zapiszemy się na ten kurs. Prosimy o zarezerwowanie dla nas najbliższego dostępnego terminu – rzekł narzeczony, siląc się na uprzejmość.

Byłam wściekła

Po opuszczeniu plebanii natychmiast zaatakowałam Jurka. Byłam wkurzona, że uległ księdzu i tak polubownie zgodził się na ten cyrk.

– Co ty, do licha, zrobiłeś? Jeszcze chwila, a zdołałabym mu ten plan wybić z głowy – rzuciłam.– Czemu uległeś?

– Jeszcze pytasz? Przecież i tak by nie odpuścił.

– Para młoda z siedmiorgiem dzieci, która słucha o planowaniu rodziny, o seksie... To dopiero zabawny spektakl! Już widzę te ironiczne uśmiechy, słyszę szepty! – powiedziałam z irytacją.

– Na pewno nie będzie aż tak źle. Pójdziemy, posłuchamy. Może dowiemy się czegoś nowego. W końcu i tak mamy dużo wolnego czasu. A zresztą, jeśli musimy, to musimy – odpowiedział.

Byłam już gotowa przypomnieć mu, że mieszkanie nie posprząta się samo, a obiad sam nie ugotuje, ale powstrzymałam się. Bardzo zależało mi na ślubie w kościele. Na tę okazję kupiłam specjalnie elegancką garsonkę. Pomyślałam, że skoro już je mam, to rzeczywiście powinnam się dostosować, ponieważ jeśli proboszcz już podjął decyzję, że musimy odbyć nauki, to pewnie tak łatwo nie odpuści.

Wszyscy się na nas patrzyli

Na pierwsze spotkanie przyszliśmy punktualnie, a nawet zbyt punktualnie, bo pięć minut wcześniej. Sala była już wypełniona kilkoma młodymi parami. Młodzi gromadzili się w jednym kącie. My wybraliśmy miejsce w przeciwnym rogu, ponieważ czuliśmy, że trochę się od nich różnimy. Tak jak wszyscy, czekaliśmy na przyjście prowadzącego. Jednak mimo upływających minut, nikt się nie pokazywał.

Zaczęło się robić nerwowo. Młodzi zaczęli sprawdzać czas, cicho rozmawiać między sobą i, co gorsza, rzucać nam coraz bardziej ciekawskie spojrzenia. Początkowo robili to dyskretnie, ale z czasem stali się coraz bardziej bezwstydni. Zaczęłam się czuć niekomfortowo.

– Widzisz, jak nas obserwują? Zdaje się, że jesteśmy atrakcją dnia! – powiedziałam cicho do Jurka.

– Spokojnie. Zaraz im się znudzimy. Ale nie ma co się dziwić, pewnie rzadko widują takie pary jak my – odpowiedział z uśmiechem.

Ale nie przestawali, a wręcz byli coraz bardziej niegrzeczni. Wpatrywali się w nas jak w zwierzęta w zoo. Szczególnie jedna dziewczyna. Miałam poczucie, że za chwilę nas pochłonie swoim wzrokiem. Strasznie mnie to wkurzyło.

Wzięli nas za prowadzących

Generalnie jestem spokojną i miłą staruszką, ale kiedy ktoś mnie zirytuje, umiem być bardzo bezpośrednia. Byłam już gotowa powiedzieć jej stanowczo, żeby przeniosła swoje zainteresowanie na kogoś innego, najlepiej na swojego chłopaka, bo nie cierpię, kiedy ktoś na mnie tak patrzy. Ale nagle wstała, powiedziała coś do reszty osób i podeszła do mnie i do Jurka.

– Przepraszam, czy możemy zaczynać? Już jest kwadrans po umówionej godzinie, a każdy ma swoje obowiązki, rzeczy do zrobienia. Bardzo bym prosiła... – rzekła niepewnie.

– Zaczynać? Ale co mamy zaczynać? – nie mogłam zrozumieć, o co jej chodzi.

– No przecież wykład!– Jaki znowu wykład? – wydukałam przerażona, bo wciąż nie mogłam pojąć.

– Szczerze, nie mam pojęcia. Może o tym, jak prowadzić szczęśliwy związek, jak naturalnie zapobiegać ciąży, jak doczekać się pięciorga dzieci, czy coś w tym stylu - odpowiedziała dziewczyna, wyraźnie zdenerwowana. – Ale chyba sami najlepiej wiecie, co macie mówić.

– Szczerze mówiąc, nie. Naprawdę nie wiem, czemu powinniśmy się wypowiadać. Zdecydowanie bardziej lubimy słuchać – odparłam, wzruszając ramionami.

Dziewczyna była zaskoczona.

– Serio, to jakieś żarty! Więc dlaczego w ogóle tu przyszliście? – było widać, że z trudem panuje nad złością.

– A jak myślisz, po co? Na lekcje przedmałżeńskie! – wyjaśniłam równie zirytowana.

Byli zaskoczeni

Nagle w pomieszczeniu zapadła kompletna cisza. Zaledwie kilka chwil temu wszyscy obecni bardzo uważnie słuchali naszej dyskusji, wydając z siebie niezadowolone pomruki. Teraz jednak zgromadzeni zakochani zaniemówili i patrzyli na nas z szeroko otwartymi oczami. Oczywiście, wszyscy, na czele z tą wkurzającą dziewczyną.

– Jak to? – wydusiła z siebie w końcu.

– No tak to. Jesteśmy tu na kursie tak samo jak wy. Planujemy wkrótce wziąć ślub, a proboszcz powiedział, że bez ukończenia nauk, nie udzieli nam go, więc tu jesteśmy – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– Ojej, przepraszam, ale jestem głupia... – uderzyła się w czoło. – Przeczytałam, że mamy spotkać się z parą, która jest razem od dawna. Pomyślałam więc, że... przepraszam – zamilkła, wyraźnie zakłopotana.

W końcu zrozumiałam.

– Aha! Pomyślała pani, że to my jesteśmy tym wzorowym małżeństwem, które ma was uczyć! – wybuchnęłam śmiechem.

– Właśnie, w takim wieku... nauki... ksiądz naprawdę mógł wam to odpuścić. Naprawdę się tego nie spodziewałam – wyraziła swoje zaskoczenie.

Podniosłam się i wzięłam ją za rękę.

– No, moja droga, nie mamy na to wpływu. W kościele, jak widzisz, nie ma wyjątków od reguł. Jeśli wszyscy, to wszyscy. Także starsi – odpowiedziałam uśmiechając się.

Jakoś przetrwaliśmy

Nagle w sali zapanował gwar. Młodzi wyraźnie się rozluźnili, zaczęli się śmiać i pytać, od kiedy się znamy, kiedy planujemy wziąć ślub i czy zamierzamy udać się w podróż poślubną. Każdy z nich mówił o swoich dziadkach i pradziadkach, którzy spędzili razem wiele radosnych lat. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy ksiądz wszedł do pomieszczenia. Dopiero, kiedy trzy razy znacząco chrząknął, grzecznie usiedliśmy na naszych miejscach.

– Przepraszam za spóźnienie, ale widzę, że już jesteście w doskonałych humorach. Możemy więc zaczynać – oznajmił.

Jurek i ja jakoś przetrwaliśmy te lekcje przedmałżeńskie. Nie mam zamiaru ich oceniać, bo nie ma takiej potrzeby. Kto tam był, ten wie, jak to wygląda, a kto nie był, ten się przekona...

Kiedy w końcu, po siedmiu spotkaniach z różnymi osobami, otrzymaliśmy zaświadczenie o ukończeniu kursu przedmałżeńskiego, pomyślałam, że Jerzy i ja faktycznie lepiej nadawalibyśmy się na wykładowców. W końcu i doświadczenie mamy, i rozum, i zdrowe podejście. No i nie przynudzamy, jak niektórzy z tych prowadzących... Ale to już inna historia.

Czytaj także: „Przyjaciółka nie szanowała męża, więc postanowiłam o niego zadbać. Usiadłam mu na kolanku i pokazałam, czym jest czułość”
„Zamieszkałam nie w domu, a w muzeum po byłej żonie Łukasza. On nadal ją kochał, a jego córka zrobiła mi z życia koszmar”
„Za związek z żonatym mężczyzną dopadła mnie karma. Szybko wymienił mnie na młodszą i zabawiał się z nią na biurku”

 

Redakcja poleca

REKLAMA