„Chcieliśmy wziąć ślub, ale nasze dzieci nas rozdzieliły. Nie wiem, gdzie jest teraz moja ukochana”

Zrozpaczony senior fot. Adobe stock, Baan Taksin Studio
Pan musi wrócić do siebie, a tutaj ja będę się mamą zajmować. – Ale my się… kochamy! – Och, jesteście za starzy na takie głupoty. A poza tym mama kochała tylko mojego tatę – oświadczyła wyniośle Edyta. – Pan jest tylko lekiem na samotność…
/ 01.07.2021 09:14
Zrozpaczony senior fot. Adobe stock, Baan Taksin Studio

Mnie wciąż nie poznawała, lecz pamiętała, z kim była wtedy w kinie. Fakt, jestem trochę inny…

Teofilę poznałem za późnego Bieruta. Mieliśmy wtedy po dwadzieścia parę lat i oboje przyjechaliśmy do miasta z małej wioski. Ja zacząłem pracę w fabryce, w której ona była pielęgniarką. Poznaliśmy się w trakcie pobierania krwi. To znaczy Teofila pobierała krew mnie. Potem pojechaliśmy wspólnie na wycieczkę zakładową, no i zaczęliśmy się spotykać.

Nawet, trochę siłą rozpędu, zaręczyliśmy się, choć wtedy zaczęło się już coś między nami psuć. Teofila poszła pracować do szpitala i tam poznała pewnego lekarza. I ślub miała z tym lekarzem, ledwie dwa miesiące po tym, jak zerwaliśmy zaręczyny. Ja się przez dwa lata nie mogłem po naszym rozstaniu pozbierać. Dopiero za wczesnego Gomułki poznałem Hanię.

Nie kochałem jej może zbyt mocno, ale bardzo doskwierała mi samotność. Kiedy Hania zaczęła naciskać na ślub, nie protestowałem. Wkrótce urodziła się nam córka Krysia, a dwa lata później syn, któremu daliśmy na imię Jurek.

Oboje odwiedzaliśmy groby naszych bliskich

Z Hanią przeżyłem ponad czterdzieści lat. To były dobre lata i stanowiliśmy udane małżeństwo. Niestety, choroba zabrała mi żonę bardzo szybko, nie miałem czasu przygotować się na jej śmierć. A kiedy odeszła, zostałem sam. Krysia wyjechała jeszcze w latach osiemdziesiątych do Australii. Jurek był wprawdzie w Polsce, ale jakoś nigdy nie udało mi się nawiązać z nim dobrego kontaktu. Zresztą on nie miał dobrego kontaktu z nikim, poza swoją matką.

Zawsze był bardzo konfliktowy i samolubny, w żadnej pracy nie zagrzał na dłużej miejsca. Ale mimo to był przecież najbliższą mi osobą. Dlatego kiedy wyrzucili Jurka z pracy, zaproponowałem, żeby przestał wynajmować pokój u obcych i zamieszkał ze mną. Od tej pory jakoś sobie wspólnie radziliśmy z moją emeryturą i jego dorywczymi zarobkami.

Dwa lata po śmierci Hani odwiedzałem jej grób. Akurat zbliżało się Wszystkich Świętych, dlatego musiałem na nim zrobić większe porządki. Kiedy wyrzucałem stare kwiaty i puste znicze do kosza, zobaczyłem obok Teofilę. Poznałem ją od razu. Wprawdzie mocno posiwiała, ale wciąż była szczupła niczym trzcinka. Jak prawie pół wieku wcześniej.

– Teosiu… – odezwałem się do niej, ale nie wiedziałem, co dalej powiedzieć. Ona spojrzała na mnie zdziwiona.

– Przepraszam, my się znamy?

– Ty zupełnie się nie zmieniłaś. Jesteś tak piękna, jak wtedy, gdy poszliśmy razem na „Przygodę na Mariensztacie”.

– Zbyszek?! – patrzyła na mnie z niedowierzaniem; najwyraźniej mnie nie poznawała, lecz pamiętała, z kim była wtedy w kinie.

– To ja. Dwadzieścia kilo grubszy, prawie bez włosów. Wdowiec od dwóch lat – przedstawiłem się jej pokrótce. Okazało się, że Teofila ma nawet dłuższy staż jako wdowa. Doczekała się tylko jednego dziecka, córki Edyty, która jest teraz profesorem medycyny, a niedługo zostanie ordynatorem na oddziale pediatrii w bardzo ważnym szpitalu.

Wnucząt się nie doczekała, bo córka była zbyt zajęta rozwojem swojej kariery naukowej. Teraz Teofila żyła sama, w mieszkaniu odziedziczonym po mężu. Następnym razem spotkaliśmy się tydzień później. Wtedy już nie przypadkiem, umówiliśmy się na kawę. Powspominaliśmy trochę stare czasy, trochę więcej się o sobie dowiedzieliśmy. I umówiliśmy na następne spotkanie.

Syn wypomniał mi nawet kwiaty dla Teosi

Za każdym kolejnym razem, gdy widziałem Teofilę, czułem, jak odżywa moja miłość do niej. Aż w końcu zdałem sobie sprawę, że to ona była jedyną prawdziwą miłością w moim życiu. I po pół roku od naszego pierwszego spotkania, powiedziałem jej to. Trochę bałem się jej reakcji, i że moje wyznanie popsuje nasze relacje. Ale ona odpowiedziała:

– Sama czułam podobnie… Tylko że ja miałam męża, córkę, ty też ułożyłeś sobie życie. Bałam się wszystko zburzyć. Teraz już mogę ci się do tego przyznać, że tak naprawdę kochałam cię cały czas.

Mój związek nie podobał się początkowo Jurkowi. Myślałem, że to ze względu na matkę ma do mnie żal, że nie skupiam się na wspominaniu zmarłej żony, tylko chcę sobie ułożyć życie na nowo. Jednak okazało się, że chodzi o coś innego.

– No i po co jej tata tyle kwiatów kupuje?! – wypomniał mi któregoś dnia. – Przecież to nie jest żadna siksa, żeby tata się jej chciał przypodobać.

– Twojej matce też tyle kupowałem, i to przez cały czas – przypomniałem.

– Ale to była taty żona. A tu tata traci pieniądze na jakieś obce kobiety, kiedy kasa jest w domu potrzebna.

– Przecież to i tak ja płacę za wszystkie rachunki – zdenerwowałem się.

– Rachunki to nie wszystko. Przydałaby się jakaś kablówka. No i telewizor, bo już na ten się nie da patrzeć.

A przepraszam cię bardzo, masz czterdzieści pięć lat, chyba potrafisz zarobić parę złotych?

– Myśli tata, że to takie proste?! Bezrobocie teraz straszne, żadnej pracy dla uczciwych ludzi nie ma…

Mogłem mu wprawdzie powiedzieć kilka niemiłych słów na temat tego, że inni ludzie jakoś pracę znajdują albo, że jak jej nie mają, to nie kupują telewizora i nie zakładają sobie kablówki. Nie chciałem jednak, żeby był źle nastawiony do Teosi, i myślał, że przez mój związek z nią on coś traci. Dlatego wkrótce założyłem kablówkę i kupiłem nowy telewizor.

Musieliśmy podjąć poważną decyzję…

Spotykaliśmy się już półtora roku, kiedy umówiliśmy się ponownie do kina. Spotkać mieliśmy się na miejscu, bo mieszkaliśmy po dwóch stronach miasta, a kino jest mniej więcej pośrodku. Niestety, zdarzył się jakiś wypadek i utknąłem w gigantycznym korku. Na miejsce dotarłem pół godziny po rozpoczęciu seansu. W dodatku wykończony, bo w autobusie, którym jechałem, panował straszny tłok, było duszno. Dlatego nawet nie miałem siły czekać na następny seans. Teofila zaproponowała, żebyśmy poszli i napili się gdzieś herbaty.

– Uff, już nie te lata. Kiedy dobiłem siedemdziesiątki, to jeszcze czułem się całkiem dobrze. A to przecież było dopiero trzy lata temu! – sapnąłem.

– Daj spokój, po podróży w tłoku, przy tym upale, to nawet dwudziestolatek byłby wykończony.

– Może i tak. Ale nie wiem, czy nie będziemy się musieli teraz rzadziej widywać. No, chyba że będziemy się widywać wcześnie rano, o jakiejś szóstej, kiedy jeszcze tak słońce nie piecze – zaśmiałem się smutno.

– A może po prostu… zamieszkasz ze mną? – rzuciła Teofila. – Przynajmniej na jakiś czas. Mnie, szczerze mówiąc, też męczą te ciągłe dojazdy.

W ten właśnie sposób zamieszkaliśmy wspólnie. Moją wyprowadzkę Jurek przyjął ze sporą rezerwą. Uspokoił się, kiedy mu powiedziałem, że emerytura będzie cały czas przychodzić na stary adres, i on będzie mógł z niej regulować rachunki, a ja tylko wezmę resztę. Za to bardziej niechętnie naszą decyzję przyjęła córka Teofili, Edyta.

Wiem, że próbowała wybić matce ten pomysł z głowy jako niedorzeczny. Na szczęście Teofila była przecież dorosła i nie musiała się słuchać swojego dziecka. Mieszkało nam się wspólnie cudownie. Wreszcie mogliśmy spędzać ze sobą wiele godzin i nie tracić czasu ani sił na dojazdy na spotkania. Ustaliliśmy też, że nie będziemy rozmawiać o ślubie, uznając, że życie w małżeństwie jest jednak najwyraźniej nie dla nas.

Zresztą do niczego nie było nam to potrzebne. Mogliśmy przecież i bez ślubu cieszyć się nawzajem swoim towarzystwem. Przynajmniej tak nam się wtedy wydawało… Mieszkaliśmy już z Teofilą osiem lat, kiedy zdarzył się ten nieszczęśliwy wypadek. Byliśmy na spacerze w parku. Po krótkiej odwilży przyszedł mróz, ziemię przyprószył śnieg. Zrobiło się niebezpiecznie ślisko, ale z drugiej strony również przepięknie. Dlatego wyszliśmy na ten spacer. Teofila trzymała mnie pod rękę. Niestety, nagle się poślizgnęła, a ja nie tylko nie byłem w stanie jej przytrzymać, ale i sam wywinąłem niezłego orła.

Ktoś wezwał pogotowie. Jednak to był dzień, kiedy mnóstwo osób miało podobne wypadki, zanim więc przyjechała karetka, minęła prawie godzina, którą spędziliśmy, unieruchomieni, na mrozie. W rezultacie Teofila, nie dość, że złamała sobie rękę, to jeszcze dostała zapalenia płuc. Ja miałem na szczęście „tylko” złamaną nogę. Jednak i tak nie byłem w stanie samodzielnie funkcjonować ani nawet pomóc Teofili, która przez prawie dwa tygodnie musiała pozostać w szpitalu.

Byłem zmuszony wrócić z powrotem do syna. Nie był z tego zadowolony. Owszem, pomagał mi, ale tak strasznie „z łaski”. Generalnie chciał, żebym siedział w domu, najlepiej zamknięty w swoim pokoju, i żebym mu nie przeszkadzał. I nie wtrącał się, kiedy wieczorem odwiedzała go jakaś kobieta czy koledzy, i było głośno do późna w nocy. Również dlatego nie mogłem się doczekać chwili, kiedy Teofila wyjdzie ze szpitala i będę mógł się do niej wprowadzić z powrotem.

Nie odwiedzałem jej, bo Jurek nie chciał słyszeć o pomaganiu mi w transporcie, wiecznie był czymś zajęty, choć nadal nigdzie na stałe nie pracował. Dopiero kiedy dowiedział się, że z powrotem się wyprowadzam, spakował szybko moją torbę, zamówił taksówkę i zawiózł mnie na miejsce. Postawił przed drzwiami, nacisnął dzwonek i, nie mówiąc nawet do widzenia, poszedł sobie.

Ależ to apodyktyczna, nieczuła kobieta!

Otworzyła mi Edyta. Spojrzała na mnie niechętnie, ale wpuściła do środka. Pokuśtykałem, wspierając się na kuli, do Teofili, która wyglądała bardzo źle, była blada i słaba. Posiedziałem przy jej łóżku ze dwie godziny, aż usnęła, zmęczona. Wtedy jej córka poprosiła mnie na moment do drugiego pokoju.

– Zdaje sobie pan sprawę, że teraz nic nie będzie jak dawniej?

– No, na pewno będzie nam przez jakiś czas ciężej – zacząłem.

– Ciężej?! – wrzasnęła Edyta. – Jak pan to sobie wyobraża?! Pan chyba nie myślał o wprowadzeniu się tu z powrotem? Co?!

– A dlaczego nie?

– Proszę pana, moja mama jeszcze długo nie będzie w stanie samodzielnie funkcjonować. O ile w ogóle to nastąpi. Ona ma już osiemdziesiąt lat, i nawet gdyby nie ten wypadek, byłoby jej ciężko. Ja się nią oczywiście zajmę, ale niby z jakiej racji mam jeszcze niańczyć zupełnie obcego człowieka?!

– Ja sobie dam radę…

– Właśnie widzę. Chodzi pan o kuli. Powiedzmy nawet, że za dwa miesiące będzie pan już bez niej. I tak pan nie da rady zakrzątnąć się sam koło siebie. Gdyby nie ten wypadek, to jeszcze pewnie ze dwa, trzy lata dalibyście radę w miarę samodzielnie żyć. Ale teraz trzeba spojrzeć brutalnej prawdzie prosto w oczy. Nie potraficie sobie sami dać rady. Dlatego pan musi wrócić do siebie, a tutaj ja będę się mamą zajmować.

– Ale my się… kochamy!

– Och, jesteście za starzy na takie głupoty. A poza tym mama kochała tylko mojego tatę – oświadczyła wyniośle Edyta. – Pan jest tylko lekiem na samotność… Teraz jednak potrzebuje już czegoś więcej, dlatego proszę nie utrudniać. A jeśli będzie pan próbował to robić, to wyrzucę pana stąd siłą. Pan jest formalnie dla mojej mamy zupełnie obcą osobą. W jej stanie bez problemu dostanę z sądu ubezwłasnowolnienie mamy i będę mogła decydować, kto tu mieszka. Pozwolę się jeszcze panu z nią pożegnać, a potem odwiozę pana do domu. Oczywiście, czasem, jak pan będzie miał siłę, może ją pan odwiedzać – zakończyła nieco łagodniejszym tonem.

Wiedziałem, że jej nie przekonam. Teofila opowiadała mi o niej i mówiła, że córka odziedziczyła po ojcu apodyktyczność. Zarządzając oddziałem, na którym w końcu została ordynatorem, dowodzi wszystkim twardą ręką. Dlatego po wspólnej rozmowie doszliśmy z Teosią do wniosku, że musimy po prostu trochę poczekać. Być może, jak wiosna będzie w pełni, to oboje poczujemy się na tyle dobrze, że będziemy mogli znów samodzielnie funkcjonować. I obiecaliśmy sobie, że wtedy się pobierzemy. Żeby nikt nas nie mógł w przyszłości rozdzielić.

Wróciłem do syna, który przywitał mnie więcej niż niechętnie. Przez kilka kolejnych tygodni marudził, że przeze mnie nie może sobie ułożyć życia, bo musi się zajmować starym, zniedołężniałym ojcem. Ja już coraz lepiej dawałem sobie sam radę, więc nie wytrzymałem któregoś dnia i odgryzłem się mu:

– Jak ci się nie podoba, to droga wolna. Ciekaw jestem tylko, z czego będziesz żył?

– Wyrzuca mnie ojciec? Po tylu latach poświęceń?!

– Jakich poświęceń?! Przygarnąłem cię, bo nie miałeś za co żyć. A jak cię ostatnio naprawdę potrzebowałem, to nie mogłem na nic liczyć. Będzie mi lepiej, jak stąd znikniesz. Przynajmniej wynajmę to mieszkanie, a za pieniądze będę mógł opłacić opiekunkę, która pomoże w razie czego mnie i Teofili.

– O nie, nic z tego. Ja się tak łatwo nie dam stąd usunąć – oświadczył na to syn. – Przez ostatnie dziesięć lat dbałem o to mieszkanie i ono mi się po prostu należy! I niech mi ojciec nie podskakuje, bo mu się jeszcze raz ta noga może złamać!

Bałem się z nim dalej dyskutować, bo był tak wściekły, że nie zdziwiłbym się, jakby rzeczywiście mnie pobił. Ale zdania nie zmieniłem i postanowiłem wprowadzić swój plan w życie. Poinformowałem nawet o tym Teofilę. Telefonicznie, bo na inny kontakt nie mieliśmy w tej chwili szans…

Nikt nie wie, gdzie ona jest, dokąd wyjechała

Kiedy przyszła wiosna, oboje wydobrzeliśmy na tyle, że postanowiliśmy wprowadzić nasz plan w życie. Na początek postanowiliśmy z Teofilą odwiedzić urząd stanu cywilnego. Wziąłem taksówkę i podjechałem po swoją narzeczoną. Zastałem jednak zamknięte drzwi. Nikogo nie było w środku.

Zwolniłem taksówkarza, a sam czekałem blisko dwie godziny. W końcu wróciłem do domu inną taksówką. Dzwoniłem do Teofili przez kilka dni, jednak nikt nie podnosił słuchawki. Zacząłem bać się, że może coś jej się stało. Dlatego po tygodniu jeszcze raz pojechałem do jej mieszkania. Nikt mi nie otwierał, ale zapukałem też do dwóch sąsiadów, których najlepiej znałem. Od jednego z nich dowiedziałem się, że „córka wywiozła gdzieś panią Teofilę i chwilowo nikt tu nie mieszka”.

A drugi sąsiad dodał, że chyba teraz to mieszkanie będzie wynajmowane, bo widział jakiegoś faceta, który wyglądał jak agent nieruchomości i miał własne klucze. I że wszedł z kimś kompletnie nieznanym sąsiadowi do środka. Byłem załamany i zupełnie nie wiedziałem, co mam robić. Z Teofilą formalnie byliśmy sobie przecież obcy, więc nie mogłem się zwrócić do policji o pomoc. Z grubsza wiedziałem, gdzie mieszka jej córka, ale nie znałem jej dokładnego adresu.

Mogłem wprawdzie pójść do szpitala, gdzie Edyta była ordynatorem, tylko co by to dało? Nie zmusiłbym jej, aby mi powiedziała, gdzie jest Teofila. I jeszcze mogłaby wezwać policję… Od chwili, gdy widziałem po raz ostatni swoją ukochaną, minęło już półtora roku.

Nie mam od niej żadnego znaku. Jestem kompletnie bezsilny. W dodatku zdany na łaskę syna, który, jak mi się wydaje, miał z przeprowadzką Teofili coś wspólnego. Podejrzewam, że Jurek był w zmowie z Edytą. Może niepotrzebnie straszyłem go tym, że wyrzucę go z mieszkania i je wynajmę? Uznał, że lepiej jest mnie mieć na głowie razem z moją emeryturą, niż usiłować żyć samodzielnie.

Na nic nie mam już ani sił, ani ochoty

Nie wiem, czy tak jest. Zresztą teraz to nie ma znaczenia. W tej chwili rzeczywiście już potrzebuję jego pomocy, bo nie jestem w stanie samodzielnie funkcjonować. Od czasu, gdy zniknęła Teofila, straciłem ochotę na cokolwiek. Na nic nie mam siły. Choć formalnie mam pełnię praw, to tak naprawdę stałem się ubezwłasnowolnionym starcem. Jestem nikomu niepotrzebnym przedmiotem, który wkrótce pewnie trafi na śmietnik. Bo jestem już za stary na miłość i ta odrobina szczęścia w życiu już mi się nie należy.

Czytaj także:
„Teściowie się nas wyrzekli, bo mieliśmy niepełnosprawne dziecko. Uważali, że to kara za grzechy i kazali je oddać”
„Myślałam, że Bogdan to mój najlepszy kumpel z dzieciństwa. A on patrzył na mnie jak... na chodzący bankomat”
„Mój były mąż bez mojej wiedzy zabrał synów na wycieczkę. Spowodował wypadek po pijanemu i ledwo uszli z życiem”

Redakcja poleca

REKLAMA