„Chcieliśmy dać jedynej córce wszystko, a ona zmieniła nasze życie w koszmar. Żyliśmy w ciągłym strachu”

Kobieta, która nie radzi sobie z córką fot. Adobe Stock, Africa Studio
„Rozpieszczaliśmy naszą Gosię od pierwszych dni. Traktowaliśmy ją jak księżniczkę, której wszystko się należy. Nasze dobre chęci szybko zwróciły się przeciwko nam. Córka nie chciała nas słuchać, była coraz bardziej bezczelna i niegrzeczna”.
/ 18.01.2022 07:54
Kobieta, która nie radzi sobie z córką fot. Adobe Stock, Africa Studio

Tak długo staraliśmy się z mężem o dziecko, tak bardzo marzyłam, żeby nam się wreszcie udało. Po dziesięciu latach przeróżnych zabiegów moi rodzice zaczęli nawet napomykać o adopcji, ale ja nie chciałam. Pragnęłam mieć swoje dziecko, z Wiktorem, którego kochałam ponad wszystko.

I wreszcie nagle okazało się, że jestem w ciąży. Chyba nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa. Ciąża była zagrożona, lekarze mieli obawy, czy  dam radę ją donosić. Leżałam w szpitalu, leżałam w domu, większą część dziewięciu miesięcy spędziłam w pozycji poziomej.

Kiedy w końcu przyszła na świat nasza córeczka, oboje z Wiktorem nie mogliśmy się nacieszyć. Wydawało nam się, że jest najśliczniejsza na świecie, mimo że wyglądała tak jak każdy noworodek.

Rozpieszczaliśmy naszą Gosię od pierwszych dni, z bardzo wydatną pomocą mojej mamy, która mieszkała niedaleko. Ja jestem jedynaczką, więc Małgosia dla moich rodziców jest jedyną wnuczką. Traktowali ją jak księżniczkę, której wszystko się należy. Czasami śmiałam się i żartem wypominałam mamie:

– Mnie tak nie rozpieszczaliście, chociaż też byłam jedna.

Mama tylko machała rękoma:

– Podobno wnuki kocha się bardziej niż dzieci, córeczko.

– No widać, że w waszym przypadku tak właśnie jest.

Jedyną osobą, której nie podobały się nasze metody wychowawcze i która tego nie kryła – była moja teściowa. Rzadko u nas bywała, bo na wsi zawsze jest dużo pracy, a mało wolnego czasu. Kiedy jednak już się pojawiała, mierzyła wszystko krytycznym spojrzeniem i ciągle zwracała uwagę Gosi.

– Oj będziecie wy jeszcze mieli z nią kłopoty – powiedziała kiedyś, gdy nasza czteroletnia córeczka rzuciła się z wrzaskiem na podłogę, bo nie było w domu jej ulubionych cukierków. – Ja tam nie chcę się wtrącać, ale kto to widział, żeby pozwalać na takie zachowanie.

– Więc skoro mama nie chce, to niech się nie wtrąca – rzuciłam ze złością, usiłując bezskutecznie uspokoić córeczkę.

– Może się jeszcze ubierzesz i pobiegniesz do sklepu po te cukierki – mruknęła teściowa z przekąsem.

Chwilami czułam, że matka Wiktora ma trochę racji, że za bardzo rozpuszczamy Gosię, ale tak bardzo ją kochaliśmy, nie umieliśmy jej niczego odmówić. Wieczorem słyszałam przypadkiem, jak teściowa rozmawia w kuchni z moim mężem.

– Musicie Gosi wyznaczyć jakieś granice – przekonywała. – Ja tam nie chcę być złym prorokiem, ale jeszcze parę lat i nie dacie sobie z nią rady, synu.

– Przesadzasz, mamo – bronił się mój mąż. – Gosia może i jest trochę rozpieszczona, ale to dobre, kochane dziecko.

– Trochę rozpieszczona?! – powtarzała teściowa z przekąsem. – Chyba żartujesz, ona jest rozwydrzona, a nie trochę rozpieszczona. Rządzi wami, jak chce i robi, co chce. Gdybym ja swoim dzieciom tak pozwalała.

– To były inne czasy, mamo. Zresztą nas było w domu czworo, a Gosia jest jedna.

– Jeśli myślisz, że to robi jakąś różnicę, to się mylisz, synu.

Nie weszłam wtedy do kuchni i nie przyznałam się, że słyszałam ich rozmowę. Nie chciałam kłócić się z teściową, ona miała swoje metody, ja swoje. Czas pokaże, czyje były lepsze.

Nie potrafiła dostosować się do zasad?

Nie wysłaliśmy naszej córki do przedszkola. Ja, co prawda, wróciłam do pracy, kiedy Gosia skończyła pięć lat, ale moja mama była już na emeryturze i podjęła się opieki nad wnuczką. Kłopoty zaczęły się, kiedy Gosia poszła do zerówki.

Była bardzo mądrą i rozgarniętą dziewczynką, umiała dodawać, znała literki, nawet umiała już troszkę czytać. Nie potrafiła jednak dostosować się do wymagań nauczycielki. Nie umiała, a może zwyczajnie nie chciała, jak stwierdziła po rozmowie z naszą córką szkolna psycholog.

W każdym razie Gosia nie słuchała wydawanych poleceń, rozmawiała, przeszkadzała innym dzieciom, nie sprzątała zabawek. Wychowawczyni miała z nią ciągłe problemy i zgłaszała nam uwagi do jej zachowania.

– Ta pani w ogóle nie ma podejścia do dzieci – twierdziła moja mama.

– Ona od nich za dużo wymaga, przecież to jeszcze maluchy – powtarzał mój mąż.

– Nawet jeżeli macie rację – zdenerwowałam się – to Gosia i tak musi dostosować się do szkoły.

– Dostosuje się, dostosuje – roześmiał się Wiktor. – Dopiero zaczyna swoją szkolną karierę.

Jednak, jak się okazało, wcale nie było to takie proste. Gosia nie miała problemów z nauką, babcia pomagała jej odrabiać lekcje, tłumaczyła to, czego wnuczka nie zrozumiała w szkole. W sumie nasza córeczka była jedną z najlepszych uczennic w szkole.

Natomiast cały czas miała problemy z zachowaniem. Nauczycielki skarżyły się, że nie słucha, nie wykonuje poleceń, odzywa się niegrzecznie. W domu zresztą też bywało różnie. Małgosi wydawało się chwilami, że to my powinniśmy słuchać jej, a nie odwrotnie. Kiedy w szóstej klasie Wiktor zabronił jej iść na całonocną imprezę, Gosia dostała histerii.

– Nie możesz mi zabraniać, jestem już duża! – piszczała.

– Mogę – Wiktor, który do tej pory pozwalał swojej córce na wszystko, tym razem trzasnął pięścią w stół, aż podskoczyły stojące na nim filiżanki. – Nigdzie nie pójdziesz, bo jesteś na to za mała.

– W takim razie wyprowadzam się do babci – Gośka poderwała się gwałtownie. Łzy, które do tej pory obficie płynęły jej po buzi, zniknęły. – Nie będę dłużej z wami mieszkać.

– Małgosiu, jeszcze jedno słowo, a dostaniesz w skórę, obiecuję – Wiktor powiedział to takim tonem, że sama się przestraszyłam.

Gosia chyba również uwierzyła, że ojciec zdolny jest spełnić groźbę. Popatrzyła na niego przez chwilę, a potem zamknęła się w swoim pokoju.

Mieliśmy nadzieję że zmądrzeje, ale było coraz gorzej!

Podobnych awantur było u nas w domu coraz więcej. Bałam się, że za którymś razem Wiktorowi puszczą nerwy i rzeczywiście uderzy córkę. W duchu liczyłam na to, że Gosia zmądrzeje z wiekiem. Niestety działo się wręcz odwrotnie.

W gimnazjum Gośka zaczęła się malować i spotykać z chłopcami. Była zdolna, więc w szkole dawała sobie radę, ale uczyła się coraz gorzej. Każdego popołudnia musieliśmy ją pilnować, żeby odrobiła lekcje. Według niej była to strata czasu.

Wiecznie była poumawiana z jakimiś znajomymi, ciągle ktoś do niej dzwonił. Kiedy zabieraliśmy jej kieszonkowe szła po pieniądze do babci.

– Mamo, Gosia została ukarana, nie dawaj jej pieniędzy – prosiłam.

– Dobrze – odpowiadała mama. – Ale przecież nie może czuć się gorsza od innych – dodawała po chwili.

Wiedziałam, że Gośka za każdym razem dostanie parę złotych, jak nie od babci, to od dziadka.
Jakim cudem córka skończyła gimnazjum i dostała się do całkiem niezłego liceum, sama nie wiedziałam.

– Może w końcu zmądrzeje – powtarzałam sobie i Wiktorowi. – Wzięła się za naukę i więcej siedzi w domu.

– Obyś miała rację – przyznawał mąż. – Bo nie mam już do niej sił.

Jednak przemiana Gosi nie trwała długo. Do czasu, gdy odnalazła się w nowej szkole i nowym towarzystwie. Chłopiec, którego przyprowadziła do domu i przedstawiła jako sympatię, zaszokował nas. Kolczyków w jego uszach policzyć nie zdołałam, dodatkowo miał je jeszcze w nosie. Długie dready, ubranie jak ze śmietnika. Zacisnęłam dłoń na ramieniu męża, bo obawiałam się, że wybuchnie.

– Zostaw – szepnęłam. – Później z nią porozmawiamy.

Rozmowa oczywiście przerodziła się w awanturę.

– Nie życzę sobie, żebyś się z nim spotykała – krzyczał Wiktor.

– A to nie jest koncert życzeń – pyskowała Małgosia.

– Córcia – próbowałam po dobroci – powiedz, co tobie się w nim podoba?

– Ciekawe, czy ciebie dziadkowie pytali, co podoba ci się w tacie?

– Gosiu, mogłabyś przecież mieć normalnego chłopaka.

– Niby skąd wiesz, że Mateusz jest nienormalny?

– Przecież to widać – nie panował nad sobą Wiktor.

– Mam was dosyć, nie mogę na was patrzeć. Jesteście głupi i zacofani.

Wtedy Wiktor uderzył ją w twarz. Raz tylko i niespecjalnie mocno, ale Gośka zamarła, a potem jednym susem znalazła się w przedpokoju.

– Nienawidzę was! – krzyknęła i zanim zdążyliśmy zareagować, już była za drzwiami.

Wybiegłam za nią z krzykiem:

– Małgorzata, wracaj natychmiast!

Nie zareagowała. Bardzo się bałam, że zrobi coś głupiego. Wyrzucałam Wiktorowi, że ją uderzył, aż w końcu nie wytrzymał.

– Może powinienem to zrobić już dawno i to porządniej niż dziś.

– Daj spokój, oboje wiemy, że to nie jest metoda.

Wieczorem zadzwoniła mama, że Gosia jest u niej i będzie nocować. Wiktor chciał natychmiast po nią jechać, ale przekonałam go, żeby tego nie robił. Niech Gośka przenocuje u dziadków, a emocje trochę opadną. Następnego dnia sama po nią pojechałam. Zachowywała się jakby została strasznie skrzywdzona.

– Gośka, ubieraj się, natychmiast wracamy do domu – rozkazałam.

– Nie wracam z tobą – rzuciła.

– Powiedziałam, że nie chcę was znać, będę teraz mieszkała u dziadków.

– Ubieraj się, mówię! Jesteś niepełnoletnia, wracasz ze mną do domu.

Małgosia próbowała się jeszcze buntować, ale nie odpuściłam. Tym razem z pomocą przyszedł mi mój tato. Kiedy ukochany dziadek stanął po mojej stronie, Gosia bez słowa wyszła ze mną.

Życie ją nauczyło, skoro my nie potrafiliśmy

Po tej awanturze atmosfera w domu jeszcze bardziej się popsuła. Wiktor nie krzyczał już na córkę, ale prawie się do niej nie odzywał. Twardo powiedział, że nie życzy sobie więcej widzieć w domu tego Mateusza.

Gośka nie odpowiedziała ani słowa i też odzywała się do ojca tylko służbowo. Wiedziałam, że z Mateuszem nadal się spotyka. Słyszałam kilka razy, jak rozmawiała z nim przez telefon, a raz widziałam jak się całowali za rogiem. Nic jednak nie mówiłam, nie chciałam kolejnej awantury. Ta jednak i tak wybuchła, kiedy okazało się, że Gośka nie zda do następnej klasy.

– To nie ja chciałam chodzić do liceum, to wy tego chcieliście – rzuciła obojętnie, kiedy robiliśmy jej wyrzuty.

– Gosiu, przecież my chcieliśmy dla ciebie dobrze. Chcieliśmy, żebyś poszła na studia, żebyś była kimś.
Wzruszyła ramionami.

– Wolałabym być fryzjerką.

– Czy ty oszalałaś? – wrzasnął Wiktor. – Masz zdać maturę.

– Bo co? – warknęła Gośka. – Bo jak nie, to mnie zbijesz.

Wiktor nie odezwał się słowem, chyba sam miał do siebie żal, że podniósł rękę na córkę. Walczyliśmy tak z Małgosią przez całe liceum, pilnowaliśmy jej lekcji, staraliśmy się, żeby nie chodziła na wagary, żeby nie włóczyła się nocami, nie ubierała zbyt wyzywająco. Właściwie o wszystko musiałam się z córką wykłócić. Nie chciała nas słuchać, była coraz bardziej bezczelna i niegrzeczna.

– Jak dają radę ludzie, którzy mają kilkoro dzieci? – pytałam Wiktora w momentach załamania. – My mamy ją jedną, a mnie brakuje sił.

– Może za bardzo ją rozpuściliśmy, kochanie – odpowiadał mąż. – Od dawna się zastanawiam, czy moja matka nie miała racji.

– Może i miała, ale przecież nie chcieliśmy źle. Pragnęliśmy tylko, aby Gosia była szczęśliwa. Dawaliśmy jej wszystko, co mogliśmy.

– I to są efekty– wzdychał Wiktor.

Maturę Gosia zdała. I natychmiast zaczęła się walka o studia. Nasza córka nie chciała dalej się uczyć.

– Gosiu, co w takim razie zamierzasz robić, gdzie pójdziesz do pracy, przecież nie masz zawodu – tłumaczyliśmy, ale ona miała swoje plany.

– Wyjeżdżam z Mateuszem do Londynu – ogłosiła.

Nie pomogły ani moje prośby i łzy, ani krzyki Wiktora. W końcu ustąpiliśmy. Bałam się, że wyjedzie i nie da znaku życia. Wolałam, żeby jechała pogodzona z nami. Przez pierwsze miesiące Gośka mało się odzywała, chyba wcale nie tęskniła, w przeciwieństwie do nas. Jakoś tak po pół roku zaczęła dzwonić częściej, wypytywać, co słychać, czy za nią tęsknimy.

– Córcia, czy ty masz jakieś kłopoty? – pytałam zaniepokojona.

– Nie, wszystko w porządku – zapewniała, ale głos miała jakiś dziwny.

W końcu pewnego wieczoru zadzwoniła z płaczem. Dowiedziałam się, że Mateusz ją rzucił, jest sama, nieszczęśliwa i nie daje rady w pracy.

– Wracaj do domu – powiedziałam.

– Mogę? – zapytała, pochlipując.

– Dziecko kochane, my jesteśmy twoimi rodzicami. Zawsze ci pomożemy, kochamy cię. Wracaj.

– Ja też was kocham – wykrztusiła przez łzy. – I przepraszam.

Od miesiąca Małgosia jest z nami. Zapisała się na kursy przygotowawcze na studia, pomaga w domu, jest grzeczna i miła. Wygląda na to, że w końcu dorosła. Oby tak zostało… 

Czytaj także:
„Mąż mnie kontrolował, bo to on zarabiał. Musiałam mu usługiwać i prosić o pozwolenie na wyjście na plotki z przyjaciółką”
„Mąż chciał wynająć mieszkanie po rodzicach. Miał to być nasz biznes, ale nasz lokator okazał się być podłym cwaniakiem”
„Zaciągam mężczyzn do łóżka, żeby zagłuszyć strach przed samotnością. Wszystkim mężczyznom zależy tylko na jednym”

Redakcja poleca

REKLAMA