Zacznę od tego że urodziłem się i wychowałem na wsi. Co prawda, dość szybko wyfrunąłem z gniazda i ułożyłem sobie życie w mieście, ale obiecałem rodzicom, że w czasie urlopu zawsze będę do nich przyjeżdżał. Do dziś prowadzą gospodarstwo rolne. Zajmują się uprawą warzyw i owoców. Jest więc co robić.
Dotrzymałem słowa. Każde wakacje spędzałem w rodzinnym domu. Moi koledzy z uczelni, a potem pracy, byczyli się nad morzem, w górach i na Mazurach, a ja grzebałem się w ziemi. Czasem im zazdrościłem, ale nie miałem serca zostawiać rodziców bez pomocy. Tyle poświęcili, żebym mógł skończyć wymarzone studia. Płacili za akademik, dawali kasę na utrzymanie i chciałem się im za to odwdzięczyć.
Po ślubie z Kasią nic się nie zmieniło. Nadal jeździłem na wieś. Tyle tylko, że zabierałem ze sobą żonę. Od początku wiedziała o mojej obietnicy i specjalnie nie protestowała. Starała się nawet pomagać. Wychowała się w mieście, więc w trakcie pierwszego pobytu nie bardzo jej to wychodziło.
Nie potrafiła odróżnić chwastu od naci marchewki. Ale po pewnym czasie wszystkiego się nauczyła. Pieliły z mamą grządki warzywne, zbierały agrest i maliny, a wieczorami robiły przetwory. Prezentowała je później z dumą swoim koleżankom. Wydawało mi się więc, że polubiła te nasze pracowite wiejskie wakacje.
Jakiś czas temu wpadła do nas z wizytą jej najlepsza przyjaciółka, Agata. Zrobiły sobie kawę, rozsiadły się w salonie i zaczęły trajkotać. Od razu wycofałem się do sypialni, bo wiadomo, że faceci w babskich pogaduchach tylko przeszkadzają. Położyłem się na łóżku i zacząłem czytać książkę.
Podsłuchałem ich rozmowę niechcący
Naprawdę nie zamierzałem podsłuchiwać. Tak jakoś wyszło. Albo gadały za głośno, albo nie domknąłem drzwi. W każdym razie w pewnym momencie zorientowałem się, że docierają do mnie fragmenty ich rozmowy. Odłożyłem książkę i zaciekawiony nadstawiłem ucha…
Na początku nie mówiły o niczym interesującym. Spierały się tylko o jakieś ciuchy, buty i kosmetyki. Ale potem temat zszedł na wakacje. Mówiły, gdzie która pojedzie, i co będzie robić.
– Mój Michał zabiera mnie w tym roku do Grecji. Będzie cudownie! Słońce, plaża, ciepłe morze, a wieczorem romantyczne kolacje w przytulnych tawernach… Już nie mogę się doczekać… – opowiadała Agata.
– Zazdroszczę ci… Adrian jak zwykle ciągnie mnie na wieś. Wiesz, palące słońce, grządki, bolący od schylania się kręgosłup, dłonie podrapane od krzaków malin, a wieczorem ratowanie zniszczonych od ziemi paznokci. Sam romantyzm… – westchnęła.
– Naprawdę nie wiem, jak ty to wytrzymujesz! Ja bym się zbuntowała… Co za egoista! Obietnica obietnicą, ale czasem powinien też pomyśleć o tobie. Masz prawo do normalnych wakacji – oburzyła się Agata.
– Ech, taki już nasz kobiecy los… Dla dobra innych musimy się poświęcać, rezygnować z własnych marzeń – odparła ze smutkiem moja żona.
Zrobiło mi się głupio. Agata miała rację. Przez te wszystkie lata nie zapytałem nawet Kasi, gdzie chciałaby spędzić urlop. Zawsze stawiałem ją przed faktem dokonanym. Nigdy się nie skarżyła, więc myślałem, że jej to odpowiada. Do głowy mi nie przyszło, że ma już dosyć wiejskich wakacji.
Nie spałem przez pół nocy. Przewracałem się z boku na bok i zastanawiałem się, jak by tu uszczęśliwić żonę. No i wykombinowałem, że w tym roku zrobię jej niespodziankę. Zamiast na wieś, zabiorę ją gdzieś w ciepłe kraje. Żeby już nie zazdrościła Agacie. Musiałem tylko jeszcze załatwić sprawę z moimi rodzicami. Miałem nadzieję, że zrozumieją moje intencje i zwolnią mnie choć raz z obietnicy.
Następnego ranka zadzwoniłem do mamy i opowiedziałem jej o swoim planie. Wcale nie była zła. Wręcz przeciwnie, chyba się ucieszyła.
– Oczywiście synku, jedźcie, gdzie chcecie, odpocznijcie. Dawno już powinniście to zrobić. Należy wam się jakaś odmiana – usłyszałem.
– Na pewno? Poradzicie sobie? Jest przecież tyle roboty – dopytywałem.
– Na pewno! Ciocia Krysia przyjedzie i wujek Marek… Podobno aż rwą się do pracy. Nic się nie martw!
Spodziewałem się wybuchu radości
Jeszcze tego samego dnia, po pracy, odwiedziłem biuro podróży. Długo przeglądałem oferty, szukając czegoś odpowiedniego. Wreszcie zdecydowałem się na Teneryfę. Podpisałem umowę, zapłaciłem zaliczkę i dumny z siebie ruszyłem do domu. Spodziewałem się wybuchu radości…
Kasia już czekała na mnie z obiadem. Była trochę skwaszona, bo przez tę wizytę w biurze podróży spóźniłem się, ale specjalnie się tym nie przejąłem. Pomyślałem, że jak usłyszy nowinę, to humor jej się poprawi.
– Kochanie, mam dla ciebie niespodziankę – oświadczyłem, gdy postawiła przede mną talerz z zupą.
– Tak? A jaką? – rozpromieniła się.
– A taką! – odparłem, wręczając jej umowę, którą szybko przejrzała.
– Nie rozumiem… Co to jest?
– Jak to co? Jedziemy na urlop na Teneryfę! Superhotel nad brzegiem morza, słońce, złota plaża… Słowem to, o czy marzyłaś – odparłem.
Spodziewałem się wybuchu radości, podziękowań, całusów i samych dobrych rzeczy… A tymczasem…
– Zwariowałeś? Nie ma mowy! Na żadną Teneryfę nie jedziemy – wypaliła jak z armaty moja żona.
Myślałem, że śnię. Nie mogłem w to uwierzyć. Jeszcze wczoraj zwierzała się przyjaciółce, że marzy o wakacjach w ciepłych krajach, a teraz mówi, że nigdzie się nie wybiera.
– Ale dlaczego? – zapytałem.
– Jeszcze się pytasz? Zapomniałeś o rodzicach i obietnicy? Oni liczą na naszą pomoc! – krzyknęła.
– Kochanie, rozmawiałem z mamą… Spodobał się jej ten pomysł… Ciotka z wujkiem mają przyjechać na miesiąc… Mówiła, że sobie poradzą.
I jak tu zrozumieć kobietę?
– O rany, ty, jak każdy facet, niczego nie rozumiesz! – zdenerwowała się. – Powiedziała tak, bo chciała cię uspokoić… Zacznij myśleć logicznie! Przecież znasz Kryśkę! Za nic w świecie nie zabrudzi rąk, bo jeszcze tipsy by się jej zniszczyły. Całymi dniami będzie byczyć się na leżaczku. A Marek? Dwa razy łopatę wbije w ziemię, a potem oświadczy, że coś go łamie w krzyżu! No i rodzice zostaną ze wszystkim sami. Czy ty myślisz, że mogłabym spokojnie wypoczywać, wiedząc, że w tym czasie oni harują ponad siły? I jeszcze muszą zajmować się gośćmi? Nigdy w życiu!
– No to, co mam zrobić? – miałem już kompletny mętlik w głowie.
– Jak to co? Idź do tego biura i powiedz, że rezygnujesz z wyjazdu. Zadzwoń do rodziców i uprzedź, że jednak się u nich pojawimy. A następnym razem, uzgadniaj ze mną takie decyzje. Oszczędzisz sobie biegania! – mruknęła i zniknęła w kuchni.
Cóż, zrobiłem tak, jak chciała. Następnego dnia zrezygnowany wybrałem się do biura podróży i oświadczyłem, że rezygnuję z wyjazdu. Zdziwionej agentce nakłamałem, że dostaliśmy zaproszenie na ślub w tym terminie i nie możemy odmówić, bo to bliska rodzina. Zadzwoniłem także do mamy. Jej z kolei powiedziałem, że nie ma już żadnych ciekawych ofert i może wybierzemy się do ciepłych krajów w przyszłym roku. Współczuła nam, ale chyba odetchnęła z ulgą…
Tegoroczne wakacje spędzimy więc z Kaśką na wsi. Tak jak zwykle. Ale sumienie tym razem mam czyste. Nikt mi już nie zarzuci, że nie myślę o potrzebach żony. Chciałem dobrze, a ona wyskoczyła do mnie z pretensjami. Ech, kto zrozumie kobietę?
Czytaj także:
„Prawie rozwiodłam się z mężem, bo myślałam że mnie zdradza. Okazało się, że chciał mi zrobić... niespodziankę”
„Chciałem udobruchać wściekłą jak osa żonę, a tylko włożyłem kij w mrowisko. Nie sądziłem, że to teściowa uratuje mi tyłek"
„By zrobić żonie niespodziankę, bez uprzedzenia odwiedziłem ją w sanatorium. Tymczasem to ona zrobiła niespodziankę mnie”