„Chciałem zostać kucharzem, lecz ojciec ciągnął mnie do warsztatu. Kpił, że do garów nadają się baby, a nie rasowi faceci”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Nie wyobrażałem sobie własnej przyszłości w stolarni. Sama myśl o tym napawała mnie wstrętem. Tylko jak o tym powiedzieć ojcu? Zawiodę wszystkie jego nadzieje, ale nie mogę zrezygnować z marzeń. Nie umiałem znaleźć wyjścia. Czułem się jak oszust i zdrajca”.
/ 03.07.2022 11:15
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Zawsze miałem zacięcie kucharskie. Odkąd pamiętam, najchętniej siedziałem w kuchni i przyglądałem się, jak moja mama przyrządza posiłki. Najbardziej jednak lubiłem gotować z babcią, ona pierwsza we mnie uwierzyła, nauczyła podstawowych rzeczy i pozwalała na eksperymenty kulinarne jeszcze jako dzieciakowi.

I zdradziła kilka rodzinnych przepisów, które znała jeszcze od swojej babci. Mama życzliwie przyglądała się moim poczynaniom, uważała podobnie jak babcia, że każdy powinien podążać własną ścieżką, ale tata zawsze krytycznie się do nich odnosił.

Próbował ośmieszyć to, co lubiłem najbardziej

Wolał, bym poświęcił się zajęciom dla prawdziwego mężczyzny. Miał staroświeckie wyobrażenie o podziale ról w domu. Gotujący facet – to przekraczało granice jego tolerancji.

– Kuchnia to babska sprawa, lepiej zajmij się czymś solidnym – mawiał, gdy widział mnie zajętego pichceniem. – Pomożesz mi w warsztacie.

Dla świętego spokoju spędzałem z ojcem trochę czasu przy renowacji starych mebli. Uważał, że powinienem nauczyć się od niego wszystkiego, bo zamierzał mnie, najstarszemu synowi, przekazać swój warsztat stolarski, gdy tylko skończę szkołę.

Szlifowałem, lakierowałem, przykręcałem, rzeźbiłem, jak potrafiłem najlepiej. Nieźle mi szło, choć nie cierpiałem stolarki. Tata był zadowolony z moich postępów i często mnie chwalił. Widziałem, że cieszy go myśl o synu dziedziczącym po nim wszelkie umiejętności, sekrety zawodu i tradycję przekazywaną od trzech pokoleń. Miał nadzieję, że niedługo go zastąpię.

– Będziesz miał z tego solidny zarobek – powtarzał dla zachęty, a ja w sekrecie przed ojcem nauczyłem się sprawiedliwie dzielić czas między warsztat a kuchnię, w której i tak czułem się najlepiej.

Gotowanie dawało mi najwięcej satysfakcji i radości. Nie było nic przyjemniejszego niż przygotowanie dania, które smakowało wszystkim, nawet tacie, chociaż myślał, że delektuje się posiłkami przyrządzonymi przez mamę albo babcię.

Musiałem jakoś zarobić na akademię

Kiedy skończyłem liceum, zacząłem zastanawiać się, jak zarobić na naukę w renomowanej akademii kulinarnej. Ojcu oznajmiłem, że muszę się jeszcze zastanowić, co chcę robić w życiu, a na razie chcę ukończyć jakieś dodatkowe kursy. O akademii kulinarnej nie wspomniałem.

– Masz rację – chwalił mnie tata. – Mężczyzna musi być odpowiedzialny, nie może podejmować żadnych pochopnych decyzji. A żebyś się nie wałkonił w tym czasie, dam ci pracę u mnie w warsztacie.

I tak zacząłem zarabiać u ojca na wymarzone wykształcenie. Dni miałem wypełnione zajęciami do późnych godzin, najpierw obowiązki w warsztacie, potem szkoła kucharska. Warsztat nie wydawał mi się niczym pasjonującym, choć starałem się wykonywać swoje obowiązki sumiennie, by nie zawieść taty.

Za to w akademii mogłem rozwinąć skrzydła, puścić wodze fantazji, dowolnie przyrządzać i dekorować potrawy.

Tylko babcia mnie wspierała

To było życie dla mnie – między garnkami, nożami, chochlami a misami, piekarnikiem i patelnią. Nie wyobrażałem sobie własnej przyszłości w stolarni. Sama myśl o tym napawała mnie wstrętem.

 Tylko jak o tym powiedzieć ojcu? Zawiodę wszystkie jego nadzieje, ale nie mogę zrezygnować z marzeń. Nie umiałem znaleźć wyjścia, przez co praca w warsztacie szła mi coraz gorzej. Szukałem ratunku w doświadczeniu życiowym babci, która jako jedyna o wszystkim wiedziała.

– Znasz ojca, pomarudzi, ponarzeka, a potem mu minie – pocieszała mnie.

– Musisz mu powiedzieć jak najszybciej, bo i tak się dowie.

– Czuję się jak oszust i zdrajca – przyznałem się. – Tacie bardzo zależy, bym przejął po nim warsztat.

– Ma jeszcze dwóch młodszych synów – przypomniała babcia. – Nie przejmuj się nim, to twoje życie.

Miała rację, moi młodsi bracia uwielbiali siedzieć w stolarni i z zacięciem wszystkiemu się przyglądali. Wiedziałem, że oni nie zawiodą ojca, tradycja rodzinna nie przepadnie. Problem był gdzie indziej: nie chciałem, by tata kpił ze mnie i z tego, czym się zajmuję.

Był dla mnie w wielu sprawach wzorem, autorytetem. Zależało mi na jego aprobacie i akceptacji. Jak mam je uzyskać, skoro według niego gotowanie to zajęcie niegodne mężczyzny?

Myślał, że to jakiś catering

Spędzałem długie godziny w warsztacie, gdzie wdrażałem się w kolejne nudne tajniki zawodu, i wciąż rozmyślałem, jak mam z ojcem porozmawiać, by jak najmniej go rozczarować.

Tymczasem zbliżały się osiemdziesiąte urodziny babci, wymarzona okazja, bym zaprezentował swoje umiejętności kulinarne. Miała przyjechać cała rodzina ze wszystkich stron kraju. Takie zjazdy z reguły kończyły się jakąś kłótnią, w którą angażowali się wszyscy z wyjątkiem babci, zawsze starającej się łagodzić spory krewnych.

Przygotowałem menu i zabrałem się do gotowania, smażenia i pieczenia ciast. Na szczęście sprawy kuchenne nigdy nie obchodziły ojca, więc mogłem w spokoju pracować. Dwa dni szykowałem dania dla dwudziestu sześciu osób.

Sporo roboty, ale za to jaka frajda! Jedli ze smakiem, zachwalali wszystko, co przygotowałem na urodzinowe przyjęcie. To był pierwszy raz, gdy nikt się z nikim nie pokłócił. Zamiast tego wszyscy delektowali się potrawami, gawędząc przy stole i prosząc o dokładki. Na koniec podano tort urodzinowy z lampką szampana.

Babcia była wzruszona i zadowolona, po minie taty poznałem, że uznał przyjęcie za udane. Wszystko mu smakowało! Miałem nadzieję, że doceni pracę kucharza. Następnego dnia ojciec zachwalał wczorajsze miło spędzone popołudnie z licznymi krewnymi.

Zapadła cisza, a on wyszedł

– Nie spodziewałem się, że przy uroczystym posiłku można tak miło spędzać czas z rodziną – zwierzał się. – A jedzenie było rzeczywiście smaczne.

– Pyszne! – dorzuciła babcia. – Trzeba mieć prawdziwy talent, żeby tak gotować.

– Gdzie zamówiłeś potrawy? – zwrócił się do mnie ojciec, przekonany, że dania pochodziły z cateringu. – Może jeszcze skorzystamy z ich usług. Mają niezłego kucharza.

– Jak to kucharza? Chciałeś chyba powiedzieć: kucharkę – droczyła się babcia.

Kobiety nie mają tak wyważonego smaku i przesadzają z dekoracjami – orzekł autorytatywnie. – To musiał być mężczyzna.

– Myślałem, że uważasz ten zawód za niemęski – wtrąciłem.

– Przecież najlepsi kucharze to mężczyźni! – zawołał oburzony, jakby nie pamiętał, co mawiał dawniej. Było mi to na rękę. Poczułem, że nareszcie nadszedł moment na prawdę. Zebrałem całą swoją odwagę i wyjawiłem wszystko, mając nadzieję, że wysłucha do końca.

Mówiłem i mówiłem o tym, że uczę się w szkole kulinarnej, że stolarka to nie dla mnie, że pragnę zostać szefem kuchni i strasznie mi głupio z powodu kłamstwa. On słuchał bez słowa i nie przerywał chyba pierwszy raz w życiu.

Jego twarz zmieniła się w poważną i pełną skupienia. Nie wiedziałem, co myśleć, ale ulżyło mi, że w końcu mogłem pozbyć się ciężaru z serca. Nie chciałem i nie potrafiłem dłużej ukrywać prawdy.

Kiedy skończyłem, zapadła cisza. Pewnie mnie znienawidzi za tyle oszustw. Czułem się jak hipokryta, ale myślę, że drugi raz postąpiłbym tak samo. Nic nie powiedział, wstał i wyszedł z pokoju. Zapadła głęboka cisza. Nawet babcia nie wiedziała, co powiedzieć. Robiłem sobie wyrzuty, że nie umiałem być takim synem, jakiego ojciec sobie wymarzył.

To wiele dla mnie znaczy

W końcu wrócił do pokoju, usiadł ciężko na krześle i patrzył na mnie bez złości ani gniewu.

– Musiało ci być ciężko udawać, że lubisz pracę w warsztacie – powiedział w końcu. – A ja tego nie zauważyłem – przyznał.

– Nie chciałem cię zawieść, tato – powiedziałem ze skruchą.

– Nie zawiodłeś – mówił z powagą w głosie. – Jestem z ciebie dumny. Mężczyzna nie może się poddawać jak ja kiedyś… – mówił wzruszonym głosem i wyściskał mnie po męsku, jak ojciec syna.

To było wszystko, co chciałem usłyszeć, i tyle mi wystarczyło. Nie musiałem więcej ukrywać przed ojcem swych prawdziwych zamiłowań kulinarnych. 

Nie przesiaduję już w warsztacie, moje miejsce zajęli młodsi bracia, którzy mają do tego wrodzoną smykałkę. Ja oddaję się pracy w restauracji i wierzę, że kiedyś uda mi się zostać szefem kuchni.

Czasem zapraszam rodziców i babcię na kolację do lokalu, gdzie serwuję im potrawy według swoich najlepszych przepisów. Lubię wtedy patrzeć, jak delektują się przygotowanymi przeze mnie daniami.

A babcia, w której zawsze miałem oparcie, jest moim najbardziej zaufanym krytykiem kulinarnym.

Czytaj także:
„Rzuciłam pracę kelnerki, by obsługiwać bogatych biznesmenów. W jedną noc zarabiam więcej niż przez miesiąc w knajpie”
„Myślałam, że mój facet to tchórz, który zamiast walczyć o kobietę, unika konfrontacji. Bardzo się co do niego pomyliłam”
„Żona zmusza naszą córkę do katorżniczych treningów. Każe jej robić karierę sportową, żeby spełniać własne ambicje”

Redakcja poleca

REKLAMA