Stałem na poczcie i patrzyłem, jak urzędniczka przylepia znaczki na przesyłce. Słyszałem, jak pyta, czy nie chcę listów wysłać poleconym. W końcu to do prokuratury i urzędu skarbowego, więc ważne. Otworzyłem usta, by odpowiedzieć, i… zanurzyłem się w wartki nurt przeszłości.
Miałem mieć w życiu lekko i łatwo
I przez osiemnaście lat tak było. Niczego mi nie brakowało – modne ciuchy, gadżety, dziewczyny. I dragi. Mama, piękna, delikatna kobieta, nie pracowała, zajmowała się domem. Ojciec prowadził firmę – sieć warsztatów i sklepów z akcesoriami motoryzacyjnymi oraz dwie stacje benzynowe. Firma w połowie była własnością wspólnika, Andrzeja. Ich ojcowie założyli ten biznes, a synowie doprowadzili do rozkwitu. Kiedyś myślałem, że tata i wujek Andrzej są przyjaciółmi. Ale pewnego dnia zdradził ojca. Później dowiedziałem się, że nie wszystkie interesy, jakie obaj prowadzili, były w stu procentach legalne. Nie będę wnikał w szczegóły – dość powiedzieć, że straciliśmy wszystko i nie mogliśmy iść z tym do sądu. Ojciec nie udźwignął wydarzeń i zwyczajnie uciekł. Właściwie do dziś nie mogę mu tego wybaczyć. Uciekł w niebyt, niepamięć, w strefę wolności. Zostawił matkę, która i w lepszych czasach z trudem trzymała głowę ponad topielą depresji, piętnastoletnią roszczeniową córkę i mnie. Nastolatka kompletnie nieprzygotowanego do roli głowy rodziny.
Och, jak się wściekałem! Przez miesiąc nie przyjmowałem do wiadomości, że moje życie, takie jak dotychczas, się skończyło. Więc balowałem dalej. Na szczęście przyjaciele i moja dziewczyna pomogli mi ujrzeć rzeczywistość. Odeszli, bo przecież już nie byłem jednym z nich. Nie stać mnie było na nowe ciuchy, imprezy, wyjazdy. Przestałem być atrakcyjny. Kolejny miesiąc przygniatała mnie rozpacz. Mieszkaliśmy wówczas w trzypokojowym mieszkaniu po dziadkach ze strony mamy, które ona dotychczas wynajmowała.
To była pierwsza lekcja życia, jaką mi dała
– Pamiętaj, musisz zawsze mieć coś, co będzie tylko twoje. Gdy się pobraliśmy, twój ojciec chciał, żebym sprzedała to mieszkanie i pieniądze włożyła w biznes. Mówił, że przecież nigdy nie będzie mi potrzebne, bo on o wszystko zadba. I widzisz? Gdzie byśmy teraz byli, gdybym nie postawiła na swoim? – kiedy mówiła, jej dłonie drżały.
Jakiś czas później leżałem na tapczanie w swoim pokoju. Zza okna dochodził szum samochodów. Ze ściany odłaziła stara tapeta. Właśnie dowiedziałem się, że muszę zmienić szkołę, bo matki nie stać na czesne w dotychczasowej, prywatnej. Zza ściany dochodziło wycie Miśki, mojej siostry. Ona to w ogóle dostawała histerii. Bała się nowej szkoły, nowych ludzi. Tego, że będzie teraz jedną z tych, którymi dotąd pogardzała. Szarą masą. Czułem, że moje przygnębienie mija, spychane przez rodzącą się falę gniewu. Chciałem uciec przed nadchodzącym ciężkim życiem, by dopaść ojca i mu wygarnąć. Walnąć w ten brodaty pysk i krzyknąć: „Dlaczego nas zdradziłeś? Zostawiłeś? Ty tchórzu!”.
Poczułem, że nie wytrzymam dłużej w tym zatęchłym mieszkaniu. Wstałem i wyszedłem z pokoju. Chciałem iść na miasto i… nie wiem, może wdać się w jakąś bójkę, żeby rozładować rozpychającą mnie wściekłość. Gdy zakładałem kurtkę, z kuchni doleciał mnie znękany głos mamy. Rozmawiała z kimś przez telefon.
– Sprzedałam wszystko, co udało mi się ocalić, całe złoto, dobre ubrania. Starczy na kilka miesięcy. Nie wiem, co będzie dalej. Michalina potrzebuje psychoterapii. Pytałam o pracę, ale przecież nic nie umiem, po tylu latach… Moi przyjaciele? Nie żartuj, nikt nie został. Wszyscy się boją narazić Andrzejowi. Pewnie pójdę na kasjerkę. Albo będę sprzątać po ludziach… Nie wiem, jak powiedzieć synowi, że nie stać mnie na jego studia. Jest teraz taki zraniony, kipi w nim gniew. Boję się… – rozpłakała się.
Patrzyłem na nią, jej drobną postać, siedzącą przy stole nakrytym ceratą. Zupełnie tu nie pasowała, jak księżniczka w oborze. Tak to widziałem. I gdzieś w środku rodziło się we mnie coś nowego.
Coś obcego
Wyszedłem z domu. Godzinę później miałem już robotę. Ładowałem skrzynie i paczki w magazynie firmy kurierskiej. Nie tylko pomagałem utrzymać dom, ale też całą swoją agresję rozładowywałem w pracy. Nie musiałem walić ludzi po mordach. Gdy zdałem maturę, poszedłem na studia zaoczne, bo pracowałem, żeby pomóc mamie utrzymać dom. Najpierw fizycznie, potem awansowałem. Okazało się, że mam talent do liczb. Potrafię organizować pracę. I sprawiać, że inni mnie słuchali. Kto by przypuszczał? A dawniej mówiono, że do niczego się nie nadaję.
Alinę, moją przyszłą żonę, poznałem jeszcze na studiach. Była zupełnie inna niż Monika, ta, która odrzuciła moją miłość, bo nic poza nią nie mogłem jej dać. Kiedy stać mnie już było na kredyt na mieszkanie, ożeniłem się, trzy lata później przyszedł na świat nasz synek, Michaś. I chociaż moje życie z biegiem lat zmieniało się na lepsze, jedno pozostawało takie samo: pragnienie zemsty na Andrzeju. Że odebrał mi dobre życie, przyszłość mojej siostrze. Można powiedzieć, że prowadziłem podwójne życie. Jedno zwykłe, pracowite, rodzinne. I drugie, rozwijające się w mroku, w którym obserwowałem „wujka”, zbierałem informacje i czekałem na dogodny moment, by uderzyć.
Byłem głuchy na słowa mamy
Zemsta, tylko zemsta! Jednak nie zdążyłem przed jego śmiercią. Kilka lat po ucieczce mojego ojca dopadł go udar.
– Teraz możesz odpocząć – powiedziała matka, kiedy z daleka na cmentarzu obserwowaliśmy żałobników.
Ona wiedziała o mojej obsesji. Nie chciałem odpoczywać. Wpatrywałem się przez okulary lornetki w twarz Henryka, jego syna. Nigdy się nie kolegowaliśmy, bo był starszy ode mnie o cztery lata.
– Nie. Taki spadek. Nie tylko bogactwo, ale i długi. Musi je spłacić.
– Nie rób tego, Rafał.
Ale byłem głuchy na słowa mamy. Od tamtego dnia zająłem się Henrykiem. Przejął firmę ojca (która w połowie należała się nam!), wszedł w te same układy. Ja powoli zdobywałem informacje, które mogłyby mu zaszkodzić. Był ostrożny, ale, jak każdy, i on popełnił błąd. Kiedy zebrałem już dowody, postanowiłem uderzyć. Jak wuj Andrzej chciałem anonimowo wysłać gdzie trzeba dowody machlojek. Tego dnia jeszcze raz przeglądałem dokumenty, sprawdzając, czy wszystko jest i trzyma się kupy. Żeby nie było dziur. Sieć była zarzucona dokładnie, ale wiedziałem, że wystarczy jeden błąd, a adwokaci Heńka porwą ją na strzępy. Usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi, ale żona była w domu, więc się nie ruszyłem. Po chwili do gabinetu weszła moja matka. Usiadła w fotelu. Uniosłem wzrok znad papierów.
– Wiesz, kiedy to wszystko się zaczęło? – spytała cicho, a potem sama odpowiedziała na pytanie: – Za twojego dziadka.
I zaczęła opowiadać. On i jego przyjaciel Marian założyli pierwszy sklep przy warsztacie samochodowym. Świetnie im szło. Postawili drugi warsztat ze sklepem, trzeci. Pożenili się, spłodzili dzieci. Obaj też byli zapalonymi numizmatykami, razem polowali na okazje. I, co dziwne, nie interes ich poróżnił, a właśnie hobby, które przecież miało być dla przyjemności. Jednak czasami przyjemność staje się ważniejsza od wszystkiego innego. Kiedy obaj przeszli na emeryturę, a biznesem zajęli się ich synowie, Marian M. wsiąkł w swoje hobby tak bardzo, że stało się jego obsesją. Wszystkie swoje prywatne pieniądze inwestował w zbiór. Całymi dniami zajmował się monetami – szukał informacji, jeździł na zloty fascynatów. Olgierd czasami mu towarzyszył, ale miał też życie poza numizmatyką. Pewnego dnia Marian oskarżył Olgierda, że ten podkupił mu jakieś monety. Ten pokazywał dokumenty udowadniające, że był pierwszy. Marian twierdził, że przyjaciel dawał łapówki komu trzeba. Mówił o świadkach, których, jak się potem okazało, nie było. W swoim szaleństwie podał go nawet do sądu. A sąd przyznał rację Olgierdowi.
Jednak Marian nie uznał wyroku
Nie mógł nic zrobić, ale zapiekł się w swojej złości. Sączył w ucho swojego syna Andrzeja jad zemsty. Nawet po śmierci.
– Podobno nawiedzał go w snach, aż ten zrobił to, czego ojciec od niego żądał – mama westchnęła i otarła chusteczką oczy. – Wiem to od żony Andrzeja. Ona jedyna nie odwróciła się ode mnie.
Już wiedziałem, z kim mama rozmawiała tamtego dnia wiele lat temu. Ale mama jeszcze nie skończyła.
– Andrzej z zemsty za „krzywdę” ojca, a może by wreszcie móc spokojnie spać, doprowadził do bankructwa swojego wspólnika. Wiem, że ucieczka twojego ojca go zszokowała. Nie taki był jego zamiar. Poczucie winy wpędziło go do grobu.
– I dobrze – mruknąłem.
– Nie! – mama podniosła głos. – Czy nie widzisz, że tkwimy w spirali zemsty? Ledwie wydostaliśmy się z dołu, a ty już kombinujesz, jak pociągnąć to dalej. Ta obsesja cię zżera. Zemścisz się na Henryku, on straci wszystko, może nawet pójdzie do więzienia. Chyba nie jesteś takim idiotą, który wierzy, że na tym się skończy. Jeśli nie Henryk zemści się na tobie i twojej rodzinie, to może zrobi to któryś z jego synów lub córka. Dopadną twoje dzieci. I w imię czego? – podeszła do biurka i położyła dłoń na dokumentach.
Zauważyłem nagle, że jej ręka jest ręką starej kobiety. Miała dopiero sześćdziesiąt trzy lata, ale dwie dekady fizycznej pracy zostawiły na niej ślady. Za to też chciałem się zemścić. Zacisnąłem usta i zacząłem wkładać papiery do koperty zaadresowanej do prokuratury. I do drugiej, którą miałem wysłać do skarbówki. Poczułem palce mamy na włosach. Znieruchomiałem. Rzadko mnie dotykała, nawet jak byłem dzieckiem.
Jestem dumny z tego, kim się stałem
– A może wszystko to moja wina? – szeptała. – Miałeś szesnaście lat i byłeś… okropny. Krnąbrny. Leniwy. Arogancki. A przecież jako dziecko byłeś taki zdolny… Twój ojciec twierdził, że jesteś po prostu nastolatkiem, ale ja widziałam, że sposób, w jaki żyjesz, ci nie służy. Miałeś za dużo pieniędzy, za dużo wolności. Za mało zakazów i obowiązków. Im byłeś starszy, tym bardziej zamieniałeś się w prawdziwego… buca, dla którego miarą wartości człowieka jest to, ile ma pieniędzy. Michalina szła w twoje ślady. Nie umiałam tego powstrzymać. A wasz ojciec nie chciał. Twierdził, że był taki sam jak ty i jakoś mu to nie zaszkodziło. Ale nie brał pod uwagę czasów, teraz jest inaczej niż kiedyś… Po którejś kłótni z tobą czy z twoją siostrą, w której znów poniosłam porażkę wychowawczą, bo oboje już mnie olewaliście, poszłam do kościoła i zaczęłam błagać Boga, by was uratował. By zmienił wasz los. Obiecałam, że oddam wszystko, co mam najcenniejszego. I Bóg odebrał mi miłość mojego życia, mojego męża. Ale was oboje uratował.
– O czym ty mówisz? – byłem w szoku.
Ona w to wierzyła!
– Jak nas uratował? Zabierając nam wszystko? Wpędzając w biedę?
Mama uśmiechała się przez łzy.
– Sprawił, że stałeś się prawdziwym sobą. W tak trudnej chwili stanąłeś na wysokości zadania. Rzuciłeś głupoty, złe towarzystwo. Wziąłeś się za siebie. Odkryłeś swoje talenty, które zapewniają ci dobrą pracę. Jesteś szanowany, a uwierz mi, w tamtym życiu nie miałbyś na to szans. Bardziej na przedawkowanie. No i pokochałeś świetną kobietę. Masz cudownego syna. I twoja siostra też w końcu ułożyła sobie życie. Z twoją pomocą. Jest szczęśliwa, ceniona. Są ludzie, synku, którzy nie powinni mieć dużo pieniędzy. Rozumiesz? Więc z mojego punktu widzenia zdrada Andrzeja uratowała moje dzieci. I ja za to zapłaciłam. Dlatego chcę, byś ty, z wdzięczności za moje poświęcenie, zakończył tę spiralę zemsty.
Stałem przed okienkiem poczty i w tym momencie do mnie dotarło, że jeśli wyślę te dokumenty, to zaspokoję swoje pragnienie zemsty, ale… mogę zniszczyć przyszłość rodziny. Mama miała rację. We wszystkim. Tak naprawdę byłem zadowolony z tego, kim się stałem i jakie życie prowadzę. I nie chciałem tego psuć.
– Wie pani – powiedziałem do kasjerki, wyciągając rękę po przesyłki – ja w ogóle ich nie wyślę.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”