Jechałem dobrze sobie znaną trasą, do miejscowości położonej czterdzieści kilometrów za Wrocławiem. Ile razy już tędy jeździłem w ciągu ostatniego roku? Kilkanaście? Nie, jeszcze więcej. I zawsze czułem niezwykle przyjemne podniecenie, a nawet coś więcej – ekscytację. I jeszcze więcej…
Spodziewałem się niesamowitych doznań, jak za każdym razem zresztą. Moja żona nie miała najmniejszego pojęcia, że jadę właśnie w tym kierunku. Dla niej przebywałem na szkoleniu w Oławie, czyli z drugiej strony stolicy Dolnego Śląska. Piknął telefon, zerknąłem na ekran. Wyświetlił się komunikat „Operator”. Uśmiechnąłem się – Oliwia już dopytywała, gdzie jestem. Właśnie jej telefon miałem zaszyfrowany pod taką nazwą, która nie budziła podejrzeń.
A gdyby nawet moja żona przeczytała intymną wiadomość, zawsze mogłem powiedzieć, że to po prostu jakieś dzikie oferty z gatunku płatnych esemesów, zwykłe naciąganie na koszty. W historii wiadomości tekstowych nic by nie znalazła, bo skrzętnie kasowałem całą korespondencję.
Byłem bardzo ostrożny
Wprawdzie Iza nigdy nie zaglądała do mojego smartfona, nie mogłaby nawet, bo był zabezpieczony graficznym hasłem, ale gdyby poprosiła swoim słodkim głosem, żebym jej go pokazał, mógłbym to uczynić bez wahania i wykrętów. Czułem dumę z powodu swojej zapobiegliwości.
Odpisałem Oliwii, że będę za pół godziny. Po chwili przyszła następna wiadomość: „Spóźnię się odrobinę. Załatw wszystko i czekaj na mnie cierpliwie”. Byłem z tego nawet zadowolony. Uwiję nasze hotelowe gniazdko, zdążę wziąć prysznic i będę już w gotowości. I kolejna wiadomość. Ależ ta moja Oliwka niecierpliwa! Ale nie, to był esemes od żony. „Trzymaj się tam i nie zanudź na śmierć, kochanie. Kocham Cię”. W tej chwili spadło na mnie ogromne poczucie winy…
Oliwię poznałem na portalu randkowym. Zapuściłem się na tę zakazaną dla wiernego małżonka stronę z ciekawości. Chyba każdy facet szuka jakiejś ekscytacji, chce się sprawdzić. Nie zamierzałem nawiązywać romansu, tylko poflirtować z jakimiś miłymi kobietami. Założyłem sobie twardo, że nie zdradzę żony.
Tylko że założenia nie zawsze są możliwe do zrealizowania. Owszem, na początku prowadziłem jedynie rozmowy, które uważałem za niezobowiązujące. Trudno zresztą, żebym się umawiał na randkę z kobietą ze Szczecina czy Przemyśla. Ale dawały mi te internetowe flirty sporo zadowolenia. Jednak pewnego dnia natknąłem się na Oliwię. Podobnie jak ja nie miała zdjęcia profilowego, tylko jakiś obrazek.
Od razu mogłem się zorientować, że jest mężatką. Po krótkiej wymianie uprzejmości dowiedziałem się, że mieszka niedaleko, bo pod Legnicą. Poczułem ukłucie podniecenia. Mężatka poszukująca kochanka, jak to się mówi: „bez zobowiązań i burzenia dotychczasowych układów”. Była szczera, niczego nie ukrywała.
I wtedy coś szepnęło mi do ucha „spróbuj”. Ja też nie chciałem przecież zmieniać swojego życia, więc dlaczego by nie skusić się na mały, bezpieczny romans? Nie rozbiję przecież w ten sposób rodziny. Dwoje dorosłych ludzi, którzy wiedzą, czego chcą, może sobie pozwolić na takie ściśle kontrolowane szaleństwo.
Najtrudniejszy był ten pierwszy raz, kiedy miałem oszukać żonę. Iza przyzwyczaiła się, że firma wysyła mnie na szkolenia, zasadniczo jednodniowe, a czasem nawet dłuższe, więc z tym nie było problemu. Nie wiedziałem jednak, jak trudno spojrzeć w oczy kobiecie, którą planuje się zdradzić. O mały włos, a byłbym się cofnął, gdy żegnaliśmy się rano i zapowiedziałem, że wrócę dopiero późnym wieczorem. Wytrwałem jednak w postanowieniu, że przeżyję przygodę.
Tylko ten jeden raz – mówiłem sobie. – Zrobię pojedynczy skok w bok, a potem do końca życia będę już przykładnym, wiernym mężem. A poza tym nikt nie powiedział, że od razu wylądujemy z Oliwią w łóżku! Przecież każde z nas może się wycofać.
Ten pierwszy raz był dziwny. Czułem się, jakbym śnił, kiedy w pokoju hotelowym dotykałem obcej kobiety. Nierealność – to doskonałe określenia. Ale w pewnej chwili zatraciłem się w tym, poleciałem z głową w otchłań, na której dnie czaiły się niesamowite doznania. Było tak zupełnie inaczej niż z żoną… Po wszystkim obiecałem sobie, że to ostatni raz.
– Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy – powiedziałem wprawdzie do Oliwii, ale tylko dlatego, żeby nie sprawić jej przykrości.
– Jeżeli tylko zechcesz – odparła z uśmiechem. – Ja bardzo chętnie.
„No to się zawiedziesz” – pomyślałem.
Po drodze do domu kupiłem żonie srebrny wisiorek. Czułem się strasznie winny. A jednak potem nastąpił drugi raz. Wiadomo – zaraz po spełnieniu mężczyzna myśli nieco inaczej, niż kiedy jest gotów do czynu. Tymczasem minęło kilka dni, a we mnie zaczęła wzbierać energia. „Chciałbym to powtórzyć – napisałem do Oliwii. – Mam nadzieję, że o mnie nie zapomniałaś”.
Nie zapomniała. Drugi raz był bardziej świadomy i smakował o wiele lepiej. Już nie miałem poczucia snu, chłonąłem doznania całym sobą. Cóż mogę powiedzieć? Oliwia okazała się kochanką doskonałą, miałem wrażenie, że całe życie czekałem właśnie na nią. I potem już tak to szło…
Recepcjonista już mnie znał
Zatrzymałem samochód przed hotelem. Znali mnie tutaj dobrze, więc recepcjonista nawet nie prosił o dowód. Już jakiś czas temu padło zdanie:
– Jest pan w systemie, więc sobie tylko przeniosę dane.
Cieszyło mnie to, bo było mniej krępujące, niż gdybym za każdym razem musiał czekać, aż zostanę spisany. Mężczyzna spojrzał tylko na mnie z zastanowieniem, ale nic nie powiedział. Widziałem jednak w jego oczach pytanie: „Pan dzisiaj sam?”.
– Pani przyjedzie później – wyjaśniłem.
Pokiwał głową ze zrozumieniem. Poszedłem na górę, z pokoju wysłałem Oliwii numer, pod który ma się udać, kiedy dotrze. I wreszcie odpisałem na wiadomość Izy: „Postaram się nie dać. Kocham Cię”. Ktoś mógłby pomyśleć, że straszny ze mnie obłudnik.
Jak można pisać miłosne wyznanie, kiedy zamierza się zaraz zdradzić żonę? Widać można… Bo prawda jest taka, że ją kocham. Dziwne? Dla mnie nie. Oliwia to tylko fascynacja, odmiana, urozmaicenie. Seks z nią jest przeżyciem kosmicznym, ale nie chciałbym spędzić reszty dni z tą kobietą. Ona zresztą traktowała to identycznie. Kiedy się już sobą porządnie nasyciliśmy, nie pozostawaliśmy w hotelu zbyt długo. Szczerze mówiąc, mnie zaczynało się od razu śpieszyć do domu.
I z miejsca dopadało mnie poczucie winy…
Zupełnie tak, jak teraz, kiedy napisałem do żony esemesa. Oszukiwałem ją w sposób niesamowity! I coraz częściej myślałem o tym, jaki jestem podły i jak bardzo ją krzywdzę, chociaż ona o tym nawet nie wie. Tyle że jeszcze parę miesięcy temu takie refleksje dopadały mnie po rozstaniu z Oliwią, a nie przed spotkaniem. Tymczasem ostatnio zaczęły się pojawiać jeszcze na tak zwanym „etapie planowania”. Oliwia wcale mi się nie znudziła. O nie! W łóżku było niesamowicie. A jednak…
Kiedy całą rodziną szliśmy do kościoła na niedzielną mszę, czułem fałsz całej sytuacji. Ja tutaj niby przykładnie z żoną i dziećmi, a jednocześnie myślę o kochance… Dobrze, że nigdy nie byłem przesadnie praktykujący, bo przynajmniej nie budziło podejrzeń, że nie przyjmuję komunii.
Ale w końcu zbliżyła się Wielkanoc i nawet ja zawsze przystępowałem do sakramentu. Ksiądz w konfesjonale wysłuchał moich grzechów, a na wieść o zdradzie zapytał tylko, co zamierzam z tym zrobić.
– Zakończyć – powiedziałem zdecydowanie i rzeczywiście w tamtej chwili tak myślałem.
Jednak nie zakończyłem. Minął wstyd po wyznaniu win, minęły święta, a ja pognałem znów na spotkanie z Oliwią. Potem ponownie spowiedź przed Bożym Narodzeniem… To było jeszcze trudniejsze. Znów mówiłem o zdradzaniu żony, czując, jak policzki mi płoną. Na szczęście ksiądz nie wgłębiał się w temat bardziej niż poprzedni. Co nie zmienia faktu, że czułem się jeszcze gorzej. Przecież miałem świadomość, że ci dwaj ludzie to tylko pośrednicy, a prawdziwe rozliczenie jest przed Bogiem. Właśnie wtedy zaczęły mnie dopadać pierwsze poważne wątpliwości. Ale chęć spotkań z Oliwią zagłuszała wszystko.
– Sporo masz ostatnio tych szkoleń – zauważyła pewnego dnia Iza, kiedy zapowiedziałem, że mam następne za tydzień.
– Wiesz, następują zmiany w prawie, musimy być na bieżąco – odpowiedziałem, czując się okropnie. – Ale to tylko przez jakiś czas i wszystko wróci do normy.
Jednocześnie myślałem o tym, że trzeba będzie rzeczywiście wymyślić coś innego niż tylko te szkolenia. W końcu żona zacznie coś podejrzewać, sprawdzać mnie… Na myśl, że mogłaby się dowiedzieć o romansie i wnieść o rozwód, robiło mi się zimno. Ale jeszcze gorsze stawało się to ustawicznie poczucie winy.
– Musisz być bardzo zmęczony tym wszystkim – dodała. – Da się zauważyć.
Wiedziałem, o co jej chodzi. Ostatnio coraz rzadziej spotykaliśmy się w łóżku jak mąż i żona. Po doznaniach z Oliwią nie miałem większej ochoty na igraszki.
– To też się zmieni – zapewniłem, nie bardzo w to wierząc.
Nagle podjąłem decyzję
Siedziałem na fotelu w pokoju hotelowym i czekałem na Oliwię. Przed chwilą przysłała wiadomość, że stoi w korku i może się to przeciągnąć. Naprzeciwko fotela stało duże lustro, w którym odbijał się cały pokój. Ja również. Po raz pierwszy musiałem tak długo czekać na kochankę. Zerknąłem na telefon. Iza milczała. Czekała, aż to ja się odezwę po tym „szkoleniu”, nie chciała mi przeszkadzać.
Moja żona była aniołem. Taką opinię mieli o niej nasi znajomi i przyjaciele, a ja się z tym zgadzałem. Uczciwa, dobra, wierna… Właśnie – wierna. Jak bym się czuł, wiedząc, że się z kimś spotyka? Że bierze sobie jakiegoś faceta do łóżka? Że tak podle i często mnie oszukuje? Widziałem w zwierciadle swoją twarz bardzo wyraźnie. Twarz mężczyzny po czterdziestce, żonatego, dzieciatego, piastującego odpowiedzialne stanowisko w dużym przedsiębiorstwie. Twarz jeszcze niestarą, ale już także niemłodą. Twarz faceta, który powinien już wiedzieć, co jest w życiu ważne, a co ważniejsze.
Zerwałem się, podszedłem do lustra i uniosłem rękę, jakbym chciał w nie uderzyć. Powstrzymałem się. Co to da? Choćbym rozbił wszystkie lustra na świecie, niczego nie zmienię. Będę musiał przejrzeć się w oczach własnej żony, będę musiał znów wyznawać paskudny grzech w konfesjonale, a jeśli tego nie zrobię, to chyba świętokradczo przyjmować komunię, żeby Iza nie zaczęła czegoś podejrzewać. Ale nie to wydawało mi się najważniejsze.
Spojrzałem w sufit, jakbym miał nad sobą niebo.
– Boże, co ja wyprawiam? – wymamrotałem. – Co robię ze swoim życiem? I przy okazji z życiem Izy?
Już w samochodzie napisałem do Oliwii
W tej chwili spadła na mnie czarna zasłona wyrzutów sumienia. Kim jesteś, człowieku? Kochasz żonę i dzieci, a przecież latasz do kochanki, zachowujesz jak pies w czasie rui! Uważasz się przecież za dobrą osobę. A tak naprawdę? To był moment przełomu, ostatecznej decyzji. Chwyciłem za telefon.
– Iza, kochanie, wracam niedługo do domu. Zrobię po drodze jakieś zakupy. Szkolenie to jakiś dramat! Ile razy można słuchać tego samego?
Zebrałem się i zbiegłem na dół. Recepcjonista był zdumiony, gdy oddałem mu klucz.
– Zwalniam pokój – oznajmiłem. – Do widzenia.
A raczej do niewidzenia – pomyślałem.
Już w samochodzie napisałem do Oliwii: „Nie przyjeżdżaj, to koniec. Nie gniewaj się, ale więcej tak nie mogę”. A potem – jak tchórz – przeniosłem jej numer na czarną listę, żeby nawet nie wiedzieć, czy odpisała, czy dzwoniła. Może za jakiś czas sprawdzę, jak zareagowała na moją nagłą decyzję. Teraz śpieszyłem się do domu. Do mojego prawdziwego, jedynego domu i do jedynej kobiety, jaką w życiu kochałem i kocham naprawdę.
Czytaj także:
„Mąż dawał mi pieniądze, ale nie miłość i pożądanie. Zdradziłam go, bo chciałam znów poczuć się kobietą...”
„Ojciec uwiódł moją najlepszą przyjaciółkę. Zdradził swoją żonę i mnie z 18 lat młodszą gówniarą”
„O mały włos nie zdradziłem żony, ale w ostatniej chwili się opamiętałem. Nie rozbiję rodziny przez jakąś fanaberię”