Kochałem Beatę. Kiedy pięć lat temu braliśmy ślub, byłem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Myślałem, że nigdy się nie rozstaniemy. Tymczasem los spłatał mi okrutnego figla. Marzenia o szczęściu prysnęły jak mydlana bańka.
Nie wiem, kiedy żona zaczęła pić. Może jeszcze przed urodzeniem Zuzi, a może już po. W domu bywałem wtedy rzadko, bo pracowałem jako kierowca. Rozwoziłem towary po całej Polsce, jeździłem za granicę. Wracałem, potem kilka dni odpoczywałem – i znowu w drogę.
Sąsiedzi nieraz wspominali, że podczas mojej nieobecności Beata spaceruje z wózkiem po osiedlu chwiejnym krokiem, a w domu dzieją się różne dziwne rzeczy, ale ich nie słuchałem. Przecież gdy wracałem po podróży do domu, wszystko wyglądało tak, jak wyglądać powinno. W drzwiach witała mnie uśmiechnięta żona, na stole stała kolacja, a córcia spała w łóżeczku. Dom lśnił czystością.
– Wiesz, ludzie to świnie – powiedziałem któregoś dnia Beatce, zajadając przyrządzonego przez nią schabowego. – Gadają, że urządzasz w domu libacje.
– Co?! Kto tak mówi? Pokaż mi ich! Już ja im wygarnę! – aż kipiała ze złości. – Ale ty chyba nie wierzysz w te bzdury?
– Pewnie, że nie – odparłem, bo rzeczywiście nie wierzyłem w ani jedno słowo.
Prawda wyszła na jaw, gdy kiedyś przyjechałem wcześniej, niż zapowiedziałem. Nie zadzwoniłem, że wracam. Chciałem zrobić żonie miłą niespodziankę.
Wszedłem do mieszkania i… osłupiałem
Siedziała przy stole kompletnie pijana w towarzystwie dwóch podejrzanych typów. W pokoju było czarno od dymu papierosowego. Po podłodze walały się puste butelki po wódce. Zuzia była u sąsiadki. Na szczęście.
Wpadłem we wściekłość.
– Co tu się dzieje?! Kim są ci faceci?! – krzyknąłem, a żona spojrzała na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
– Oooo, wróciłeeś? Jak to ktooo, koleedzy. Napijesz się z nami? – wybełkotała.
Wykopałem tych facetów na zbity pysk. A ona zasnęła przy stole. Pijackim snem. To był naprawdę straszny widok. Zrozumiałem, że sąsiedzi mieli jednak rację.
– Dlaczego to robisz? – zapytałem następnego dnia, gdy wytrzeźwiała.
– Bo lubię – odparła. – Mnie też się coś od życia należy. Ciebie wiecznie nie ma, wszystko jest na mojej głowie. Mam dość siedzenia w domu tylko z dzieckiem. Potrzebuję rozrywki, towarzystwa!
Próbowałem jej pomóc
Przecież gdy braliśmy ślub, obiecywaliśmy sobie, że będziemy razem na dobre i na złe. Poza tym czułem się winny. Naprawdę myślałem, że to przeze mnie zaczęła pić. Zmieniłem więc pracę, z TIR-a przesiadłem się do taksówki.
Wyjeżdżałem na miasto bladym świtem i wczesnym popołudniem wracałem do domu. Niczego to jednak nie zmieniło. Beata piła coraz więcej. Nawet wtedy, gdy byłem w domu. Potrafiła wyjść do sklepu po zakupy i wrócić kompletnie zalana.
Mimo to nie poddawałem się. Błagałem, namawiałem na leczenie. Kiedy to nie pomagało, prawie siłą zaciągałem ją do klubu AA. Sam zacząłem chodzić na spotkania dla rodzin alkoholików.
– To bez sensu – usłyszałem od terapeutki. – Jeżeli żona sama nie będzie chciała się zmienić, to żadne terapie i tłumaczenia nie pomogą. Będzie kłamać, obiecywać, płakać. I dalej pić.
– To co robić? – zapytałem bezradnie.
– Jeśli nie zgodzi się na leczenie, a potem nie wytrwa w abstynencji – odejść. Inaczej żona zamieni pana życie w piekło.
Szybko przekonałem się, że miała rację
Było coraz gorzej. Doszło do tego, że czasem bałem się wyjść z domu i zostawić Zuzię pod opieką Beaty. Obawiałem się, że za dużo wypije i gdzieś małą zostawi. Odwoziłem więc dziecko do rodziców.
Sam chodziłem do sklepu, by nie miała okazji kupić flaszki. Chowałem pieniądze. Kiedy pod koniec zimy zniknęła gdzieś na cały dzień i wróciła kompletnie pijana, powiedziałem: „Dość”. Spakowałem rzeczy i wyprowadziłem się z córeczką do rodziców.
Tydzień później złożyłem pozew o rozwód i przyznanie mi opieki nad Zuzią. Myślałem, że Beatę to poruszy, ale nie… Nawet nie walczyła o dziecko.
Od tamtego czasu minął rok. Uczę się, jak być samotnym ojcem. Beata odezwała się przez ten czas trzy razy. Zapowiadała, że odwiedzi Zuzię, i nie przychodziła. A mała ciągle pyta o mamę. Mówię, że mama jest chora, lecz na pytanie: „Czy wyzdrowieje?” nie potrafię odpowiedzieć...
Czytaj także:
„Myślałam, że mój facet szanuje kobiety i ma liberalne poglądy. Uciekłam, bo usłyszałam, jak obgaduje mnie przy rodzinie”
„Ukradli nam psa i sprzedali. Gdy go odnaleźliśmy, chcieliśmy go zabrać, ale okazało się, że należy do chorego chłopca”
„Myślałam, że zez córki to niegroźny defekt, z którego się wyrasta. Teraz Klara będzie płacić za moją naiwność”