W piątek tuż po pracy pojechałem na duże zakupy; w sobotę rano miałem zabrać na weekend chłopców. Niestety, nie dotarłem jeszcze nawet do kasy, kiedy zadzwoniła Agnieszka, moja była żona.
– Zmiana planów – syknęła.
– Cześć, też miło cię słyszeć…
– Daruj sobie, Łukasz – upomniała mnie. – A wracając do rzeczy, nie przyjeżdżaj jutro po dzieci.
– Słucham?! Planuję ten weekend od paru dni! Obiecałaś mi, że…
– Muszę kończyć – Agnieszka weszła mi w słowo i rozłączyła się.
Chwilę później wybrałem jej numer, ale nie odebrała. Postanowiłem więc jechać pod jej blok i chociaż na moment zobaczyć się z dziećmi.
– Przestań mnie nachodzić! – wrzasnęła na mój widok była żona.
– Mogę wejść? – zapytałem, bo niezręcznie się czułem, stercząc w progu.
– Nie byliśmy umówieni – zauważyła Agnieszka zjadliwym tonem.
– Posłuchaj, tęsknię za dziećmi. Nie widziałem ich trzy tygodnie, a ty w ostatniej chwili zmieniasz plany! – podniosłem głos.
– Każdy ma prawo do zmiany planów. Jedziemy w góry, chłopcy potrzebują odrobiny radości. Zwłaszcza po tym, jak porzucił je własny ojciec! – warknęła i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.
W drodze do auta zacząłem się zastanawiać, czy nie powinienem zadzwonić do swojego prawnika – była żona od miesięcy robiła wszystko, żeby utrudnić mi kontakty z dziećmi. Wiem, zawaliłem – odszedłem do innej, rozwaliłem nasze małżeństwo. Ale czy można nazwać małżeństwem związek dwojga ludzi, którzy nie mają sobie nic do powiedzenia?
Jak można mówić dziecku takie rzeczy?
Gdy jeszcze byliśmy razem, Agnieszka całymi tygodniami potrafiła mnie ignorować. Z radością i pasją zajmowała się dziećmi, jednak ja byłem piątym kołem u wozu. Nie sypiała ze mną, nie zwierzała mi się – jakbym nie istniał. Więc poszukałem pociechy u innej, odszedłem, zacząłem wszystko od nowa. I to ja jestem tym złym… Trudno, przeżyję. Jednak dzieci odebrać sobie nie pozwolę!
„Zawsze byłem dobrym ojcem, chociaż Aga twierdzi co innego” – pomyślałem i na przekór byłej żonie wybrałem numer starszego syna. Nie pogadaliśmy, bo Aga wyrwała synowi telefon
– Cześć, Radek! Co u ciebie, synku? – zapytałem, kiedy odebrał.
– Tatuś? Mamusia powiedziała, że wyjechałeś, bo nie chcesz już nas znać – w głosie mojego dziesięcioletniego syna usłyszałem płacz.
– Co ty wygadujesz? Jestem w mieście, chciałem się z wami spotkać…
Przerwałem, bo nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć synowi. Przecież nie powiem dziecku, że znowu pokłóciłem się z jego matką.
– Tęsknię za tobą – powiedział syn i w tym samym momencie Agnieszka wyrwała mu telefon.
– Przestań do niego wydzwaniać! Jest późno! – usłyszałem.
– Agnieszka, zmień swój stosunek do mnie, bo skończymy w sądzie – powiedziałem poważnie.
– Straszysz mnie sądem?! Ty draniu! Odszedłeś, znalazłeś sobie inną, zdradzałeś mnie, a teraz…
Rozłączyłem się. Nie musiałem tego słuchać. Już nie.
Chłopców udało mi się zobaczyć dopiero dwa tygodnie później, co gorsza, Agnieszka nie zgodziła się, żeby zostali u mnie na noc. Nie zmieniła zdania, nawet gdy obiecałem, że Aliny nie będzie w domu, bo wyjeżdża w delegację. Nie, i już.
– Masz odwieźć chłopców przed dwudziestą pierwszą! – wycedziła na koniec i rozłączyła się bez słowa.
Długo wyczekiwana sobota dziwnie mi się dłużyła – chłopcy byli przygaszeni, wręcz smutni i bez entuzjazmu reagowali na moje propozycje spędzenia wolnego czasu. Wreszcie udało mi się skłonić do zwierzeń młodszego. I przeżyłem szok. Agnieszka wmawiała chłopcom, że ja już ich nie kocham, bo mam już nową rodzinę.
– Co ty opowiadasz? – przytuliłem synka mocno i chociaż zaczął się wiercić, długo nie wypuszczałem go z ramion. – Zawsze będziecie moimi dziećmi, zawsze będę was kochać. Mama tak mówi, bo ją zawiodłem, a wy nie powinniście jej słuchać.
– Trzeba słuchać mamy, przecież zawsze tak mówiłeś – milczący dotąd Radek wtrącił swoje trzy grosze.
– Tak, ale mama nie zawsze ma rację. Kocham was i to się nigdy nie zmieni – zapewniłem synów i wtedy starszy z płaczem rzucił mi się na szyję.
Dzień później bez uprzedzenia zjawiłem się w firmie Agnieszki. Była wściekła, ale nie pozwoliłem się spławić. Po chwili nerwowej wymiany zdań, wyszła ze mną przed budynek.
– Coś ty nagadała chłopcom?! Że ich nie kocham, że już nie są dla mnie ważni… Oszalałaś?! To małe dzieci! Przez ciebie cierpią, nie rozumiesz?!
– Przeze mnie cierpią?! A co tam słychać u tej twojej tlenionej pindy?
Zignorowałem tę zaczepkę.
– Aga, kocham naszych synów. I kiedyś kochałem też ciebie. Nie niszcz wszystkich dobrych wspomnień. Wiem, że cię zraniłem, ale chodzi o nasze dzieci. Zastanów się czasem, zanim coś im powiesz, dobrze? – zapytałem, a wtedy, ku mojemu zaskoczeniu, Agnieszka zaczęła płakać.
Powinniśmy ogłosić trwały rozejm
– Różnie między nami bywało, ale gdy powiedziałeś, że odchodzisz… – zaczęła po chwili, ocierając łzy. – Nie potrafię opisać szoku, jaki przeżyłam. Nigdy bym nie przypuszczała, że znajdziesz sobie inną… Czułam się strasznie, nawet nie wiesz, jak bardzo cię wtedy nienawidziłam. Chłopcy na okrągło pytali, kiedy do nas wrócisz, a ja miałam tylko ochotę wieszać na tobie psy – przyznała.
– Nie płacz, proszę. To nie ma sensu – ogarnąłem ją ramieniem, podałem drugą chusteczkę. – Rozstaliśmy się i już do siebie nie wrócimy. Ale chłopcy zawsze będą pamiętać każdą rozmowę, każde złe słowo, każdą awanturę. Naprawdę chcesz, żeby całe ich dzieciństwo upłynęło pośrodku pola walki pomiędzy nami? Ograniczasz nasze kontakty, bo chcesz mi zrobić na złość, ale ranisz chłopców. Młodszy znowu się nocami moczy, starszy zrobił się agresywny. Wszczyna bójki w szkole, rozrabia na placu zabaw. Nie pomyślałaś, czemu? – dodałem.
– Co proponujesz? – spytała Agnieszka, podnosząc na mnie wzrok.
– Trwały rozejm… Chodź, wyskoczymy na szybki lunch. Albo Nie! Zjedzmy razem kolację. Zawieźmy dziś chłopców do moich rodziców, będziemy mieli czas, żeby spokojnie pogadać – zaproponowałem.
– Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Prawdę mówiąc, boję się, że publicznie skoczymy sobie do gardeł – zawahała się Agnieszka.
– Najwyżej zapewnimy niezapomnianą rozrywkę kilkunastu restauracyjnym gościom – uśmiechnąłem się krzywo. – To jak? Zaryzykujesz? Podjechałbym po was koło dziewiętnastej. Odwieziemy chłopców i zjemy coś w centrum.
– Może rzeczywiście powinniśmy w końcu się dogadać – zgodziła się.
Do wieczora bałem się, że była żona zmieni zdanie, jednak dotrzymała słowa – kiedy po nich podjechałem, czekali już przed klatką. Kolacja była zaskakująco udana; Agnieszka włożyła piękną, czerwoną sukienkę, a ja przypomniałem sobie tamten dzień, kiedy się poznaliśmy.
– Byłaś wtedy podobnie ubrana – powiedziałem. – Na dworcu.
– Ach, wtedy. Zawsze chciało mi się śmiać z tego, że poznaliśmy się na dworcu. Tak jakoś mało romantycznie, w przelocie…
– W przelocie, za to na dłużej. Przeżyliśmy parę dobrych lat, zanim wszystko się popsuło, pamiętasz? – zapytałem, a była żona posłała mi zaskakująco ciepły uśmiech. – Aga, postaraj się mi wreszcie wybaczyć, skończmy z tym wzajemnym obwinianiem. Zawaliłem, wiem. Ale i ty nie byłaś idealna. Zapomnijmy o złych wspomnieniach, zróbmy to dla chłopców – poprosiłem z głębi serca.
– Ja też cię przepraszam – powiedziała wtedy Agnieszka i oboje musieliśmy sięgnąć po chusteczki.
Jakiś czas później, kiedy kończyliśmy jeść sałatki, przy naszym stoliku zatrzymała się młoda dziewczyna z koszem pełnym czerwonych róż. Kupiłem dziesięć kwiatów i wręczyłem je zaskoczonej Agnieszce.
– Jesteś matką moich dzieci i zawsze będziesz dla mnie ważna, pomimo wszystko. Pamiętaj o tym, dobrze?
Obiecała, że będzie pamiętać, i nagle wszystko zrobiło się o wiele prostsze.
Czytaj także:
„Macocha stawała na rzęsach, bym ją zaakceptowała. Nie było szans. Czekałam na powrót matki, której nawet nie pamiętałam”
„Ojciec Martynki próbuje kupić miłość córki. Funduje jej drogie prezenty i zagraniczne wyjazdy. Ja nie mam na to kasy”
„Zostałam wdową 2 lata po ślubie. Mąż wyszedł z domu po naszej kłótni i zginął w wypadku. Nie mogę sobie tego wybaczyć”